Tak kompromituje się zasłużony klub. Piekło na trybunach, dramat w Europie, kłopoty w lidze
W domach sympatyków Celticu bywał lepszy nastrój podczas Świąt. Klub stoi w obliczu najgorszego sezonu w swojej historii. Nie tylko z powodu tego, co dzieje się na boisku. Spory wpływ na wyniki ma również chaos w zarządzaniu. Takiego bajzlu nie widziano tutaj od bardzo dawna.
Do końca fazy ligowej Ligi Europy pozostały jeszcze dwie kolejki, które zostaną rozegrane w styczniu, ale pewne wnioski można wyciągnąć już teraz. Szkocka piłka klubowa znajduje się w potężnym kryzysie. Mrocznym, zimnym jak opuszczone kapliczki w najodleglejszych zakątkach Edynburga, gdzie nikt nie chciałby się znaleźć nawet za dnia.
Rangers zdobyli w sześciu meczach zaledwie jeden punkt i mają już tylko matematyczne szanse na złapanie się na pozycje 9-24, które dałyby jeszcze możliwość walki o wiosenną grę w tych rozgrywkach. Na krawędzi znajduje się również mistrz Szkocji. Celtic okupuje 24. miejsce, ale w perspektywie czeka go m.in. trudny wyjazd do Bolonii. I to właśnie na “The Bhoys” są skierowane oczy fanów, którzy oczekują znacznie więcej po drużynie, która jako jedyna ze Szkocji zdobyła Puchar Europy. W przyszłym roku minie 60 lat od najważniejszego sukcesu w historii klubu, ale wiele wskazuje na to, że rocznica będzie świętowana na smutno.
Blamaż w walce o Ligę Mistrzów
Jak do tej pory piłkarze z Celtic Park notują koszmarny sezon. W lidze, którą zazwyczaj wygrywali w cuglach, tracą sześć punktów do niespodziewanego lidera Heart of Midlothian. W zeszłą niedzielę zostali upokorzeni przez St Mirren w finale Pucharu Ligi Szkockiej, a kilka miesięcy wcześniej odpadli w kwalifikacjach Ligi Mistrzów po serii rzutów karnych z kazachskim Kajratem Ałmaty.
Pomiędzy sensacyjnymi rozstrzygnięciami we wszystkich rozgrywkach, na Parkhead słychać było odgłosy spadających głów. Pod koniec października stanowisko stracił Brendan Rodgers, człowiek-instytucja i legenda zespołu. Pochodzący z Irlandii Północnej menedżer prowadził Celtic dwukrotnie, za pierwszym razem wpisując się do historii szkockiego futbolu. W sezonie 2016/17 zdobył rekordowe 106 punktów i zakończył kampanię bez choćby jednej porażki. Tego nie udało się zrobić w Szkocji nikomu od 1899 roku. Seryjnie kolekcjonował krajowe tytuły, potem na cztery lata odszedł do Leicester, a gdy wrócił, ponownie dwukrotnie wygrał mistrzostwo, Puchar i Puchar Ligi. Dziś nie zanosi się na to, by kiedykolwiek mógł tu kiedyś wrócić.
Nie chodzi nawet o kiepskie rezultaty w mijającym roku. Te przecież mogą się zdarzyć. Jednak władze klubu nie zapomną mu, że zamiast wziąć odpowiedzialność za porażki, winą obarczył zarząd.
- Nie ma mowy, żeby ktoś kazał ci startować w wyścigu Formuły 1, dając kluczyki do hondy civic. Jak niby mógłbym rywalizować z ferrari? Już na starcie nie mam żadnych szans - mówił podczas wywiadu, gdy dziennikarz poprosił o skomentowanie letniego okna transferowego i ocenienia, jak daleko Celtic może zajść w Lidze Mistrzów.
Do słów Rodgersa natychmiast odniósł się główny akcjonariusz Celticu, Dermot Desmond.
- Menedżer wiedział o każdym zawodniku, który podpisywał kontrakt i o każdym, który odchodził. Wszystkie ruchy były w pełni akceptowane przez szkoleniowca. Wszelkie insynuacje, że ktoś coś robił za jego plecami są fałszywe - przekonywał członek zarządu. I na koniec wbił szpilkę w byłego trenera. - Rekordowe inwestycje w nowych graczy to głównie jego zasługa. To on osobiście wskazywał piłkarzy i zatwierdzał transfery - oświadczył.
Gorszące sceny na zebraniach
Jeśli Desmond sądził, że zrzucenie całej winy na Rodgersa uspokoi atmosferę, grubo się przeliczył. Stowarzyszenie kibiców miało własny pomysł, jak rozegrać całą sprawę. Podczas corocznego walnego zgromadzenia wręczyli oni właścicielom klubu czerwone kartki, wygwizdali ich, a następnie skandowali “zwolnić zarząd”. Obrady zostały przerwane dosłownie po kilku minutach, gdy jeden z fanów próbował wedrzeć się na scenę.
Każdy mecz “The Bhoys” poprzedzają protesty. Przedstawiciele trybun otwarcie wypowiedzieli wojnę zarządowi, domagając się ustąpienia wszystkich “odpowiedzialnych za dewastację klubu”. Gdy prezes Peter Lawwell w końcu ogłosił, że po nowym roku zrezygnuje z kierowniczej funkcji, grupa Fans Collective opublikowała w mediach społecznościowych grafikę z podpisem: “Jeden już upadł, pozostali muszą pójść w jego ślady”, wraz ze zdjęciami dyrektora generalnego oraz dyrektora finansowego. Wszystkie ich wizerunki zostały przekreślone w czerwonym kółku.
Sytuacji nie załagodził nawet udany powrót innej trenerskiej legendy Celticu. Martin O’Neill wygrał siedem z ośmiu meczów jako tymczasowy menedżer, ponownie wyprowadzając na biało-zielonych na szczyt tabeli Premiership i doprowadzając ich do finału Pucharu Ligi po zwycięstwie z Rangers na Hampden Park. Jednak słowa O’Neilla, kiedy stwierdził, że “chętnie pozostałby na stanowisku dłużej, gdyby klub go o to poprosił” tylko podsyciły nostalgię kibiców i niechęć do obecnych władz.
Nieznany przybysz z Ameryki
Atmosfera stała się jeszcze bardziej toksyczna, gdy grupa ultrasów Green Brigade otrzymała wilczy bilet za serię incydentów. Klub uznał, że najbardziej radykalna część kibiców zastraszała członków zarządu i odebrał im prawa przychodzenia na stadion oraz prowadzenia dopingu. Po kilku kolejkach odwołano jednak wspomnianą decyzję, bo obawiano się zamieszek pod stadionem.
Ostatnim fatalnym ruchem ustępującego prezesa Lawwella było powołanie nowego trenera. 48-letni Francuz Wilfried Nancy przeszedł bezpośrednio z Columbus Crew, z którym zdobył MLS Cup w 2023 roku oraz został uznany najlepszym szkoleniowcem w Stanach Zjednoczonych w 2024 roku. Jednak jego kwalifikacje od początku budziły wątpliwości, ponieważ jak dotąd nie prowadził żadnej europejskiej drużyny. W Glasgow zaliczył najgorszy start w historii. Przegrał pierwsze cztery mecze, w tym finał Pucharu Ligi, zaprzepaszczając szansę na pierwszy tytuł.
Obecny stan rzeczy zagraża nie tylko pozycji Nancy’ego, ale także zimowemu okienku transferowemu. Z budynków klubowych słychać bowiem głosy, że wszelkie ruchy zostaną zamrożone, dopóki sytuacja nie zostanie załagodzona. Do tego jeszcze daleka droga, a Celtic zamiast patrzeć w stronę lidera szkockiej ligi, musi lekko zerkać zza plecy. Odradza się bowiem ich największy rywal. Rangersi pod nowym kierownictwem rozpoczęli marsz w górę tabeli.
“The Gers” mają tylko trzy punkty straty do Celticu i w perspektywie wielkie derby Glasgow, które odbędą się na początku nowego roku. Na Hampden fani po każdej porażce rywala zza miedzy rozpościerają transparenty z przesłaniem do sympatyków “The Bhoys”: “Trzymajcie się, idziemy po was”. I jakby tego było mało, Brendan Rodgers, najbardziej utytułowany menedżer w historii Celtic Park, wrócił do pracy z piłkarzami, ale na Bliskim Wschodzie. W saudyjskim Al-Quadsiah w końcu poczuje się jak w ferrari.