Tak spisali się Szczęsny i Lewandowski. "Uczucie niedosytu"

Tak spisali się Szczęsny i Lewandowski. "Uczucie niedosytu"
IMAGO / pressfocus
Wojciech - Klimczyszyn
Wojciech Klimczyszyn28 Sep · 21:14
Nie da się wygrać z taką Barceloną. Trudno nawet powalczyć o remis. Real Sociedad tylko przy dużym szczęściu mógł ewentualnie pomarzyć o punkcie, a gdyby piłkarze Hansiego Flicka lepiej finalizowali akcje - skończyłoby się pogromem. Ostatecznie “Blaugrana” wygrała 2:1 i została nowym liderem La Liga.
Na Estadio Olimpico liczyliśmy na dobry wieczór Roberta Lewandowskiego i Wojciecha Szczęsnego. Były bramkarz reprezentacji dosyć nieoczekiwanie otrzymał szansę powrotu do bramki. W normalnej rzeczywistości ponownie na placu zameldowałby się gdzieś w okolicach Nowego Roku, kiedy Barcelona rozpocznie rywalizację w Pucharze Hiszpanii, ale kontuzja Joana Garcii, jeszcze nie wiadomo jak groźna, umożliwiła Polakowi dzisiejszy występ. Jakże ważny.
Dalsza część tekstu pod wideo

Bohater Remiro

Szczęsny nie miał właściwie żadnej pracy do 31. minuty, a zatem między słupkami mógł stać w tym czasie każdy golkiper na świecie. Ocena przy stracie gola? Bez zarzutu. Za stan 0:1 kibice Barcelony powinni “podziękować” Julesowi Kounde, który pozwolił dośrodkować Anderowi Barrenetxei, no i obu stoperom, kryjącym na radar autora trafienia, Alvaro Odriozolę. Jedynie, co mógł zrobić “Szczena”, to szybko wyciągnąć piłkę z siatki, by Barcelona natychmiast rzuciła się do odrobienia strat. Co zresztą zrobiła.
Polak na dobrą sprawę zaliczył jedną interwencję. Po godzinie gry zaskoczyć próbował go Mikel Oyarzabal. Piłka po jego uderzeniu najprawdopodobniej poszybowałaby w trybuny, ale na wszelki wypadek Szczęsny koniuszkami palców jeszcze bardziej przeniósł ją ponad poprzeczkę.
Od początku wiedzieliśmy, że znacznie więcej pracy będzie miał vis a vis Szczęsnego, Alex Remiro. I faktycznie, w swojej bramce uwijał się jak w ukropie. W pierwszej odsłonie bronił groźne strzały Marcusa Rashforda czy Ronalda Araujo. Pozostawał nieugięty nawet wtedy, gdy za wszelką cenę pokonać chcieli go… jego koledzy.
Skapitulował dopiero na parę minut przed przerwę - a szans na interwencję po uderzeniu z bliska Kounde miał mniej więcej tyle samo, co Szczęsny przy golu dla La Realu. W drugiej połowie Hiszpan wybronił tyle strzałów, że starczyłoby mu do wypełnienia obowiązków na kilka kolejek. Dość powiedzieć, że w pewnym momencie jego ciało na chwilę potrzebowało odpoczynku po kilkunastu brutalnych minutach w wykonaniu Barcelony.

Gol i uczucie niedosytu

W drugiej odsłonie “Duma Katalonii” wręcz wgniotła Sociedad we własne pole karne, raz po raz wyprowadzając potężne ciosy, spadające na Remiro i defensywę rywali. To już zaczątki dyspozycji z najlepszych okresów gry Barcy z zeszłego sezonu, a jeśli dojdzie do tego lepsza skuteczność oraz mniej “wylewów” defensywy (Real był całkiem bliski remisu pod koniec meczu!), to znów będziemy mieli mocnego kandydata do wygrania, co oczywiste, nie tylko La Ligi, ale też Ligi Mistrzów.
Co powiedzieć o Lewandowskim? Solidna gra, z górkami i dołkami. To po faulu na nim już po kwadransie żółtą kartkę otrzymał kluczowy dla Sociedad gracz - Igor Zubeldia. “Lewy” w tej sytuacji w swoim stylu znakomicie się zastawił i wymusił przewinienie. Potem znalazł się oko w oko z Alexem Remiro, ale z ostrego kąta trudno było mu skierować futbolówkę do siatki. Ciężko harował, również w środku pola, ale poza małymi incydentami, był raczej niewidoczny z przodu. Wyraźnie brakowało serwisu.
Ten przyszedł w drugiej połowie, Olmo zastąpił debiutanta Dro Fernandeza (o nim za chwilę), a w miejsce Roony’ego Bardghijiego wszedł Lamine Yamal. Hiszpan zanotował wielki powrót po kontuzji pleców. To właśnie on wyłożył jak na tacy piłkę Lewandowskiemu, a ten po strzale głową strzelił czwartego gola w lidze. Bramka wyraźnie tchnęła w kapitanie reprezentacji Polski nowe siły, “Lewy” kilkukrotnie albo sam miał okazję do podwyższenia prowadzenia (powinien skończyć z dubletem, ale trafił w poprzeczkę w stuprocentowej sytuacji), albo aktywnie pracował dla zespołu już w polu karnym przeciwnika. Świetna wiadomość dla Jana Urbana i kibiców przed zbliżającym się zgrupowaniem i meczem eliminacyjnym z Litwą.

Debiutant na czwórkę z plusem

Jedną z największych niespodzianek było wystawienie 17-letniego, kolejnego “cudownego dziecka” La Masii, Pedro Fernandeza “Dro”. Pomocnik okazał się jednym z cichych objawień okresu przygotowawczego i od tamtego czasu trenuje z pierwszym zespołem. Jego potencjał wreszcie został doceniony debiutem w La Liga, gdy otrzymał dziś nominację do gry na pozycji numer “10”, zastępując etatowego na tej pozycji Daniego Olmo.
Jeszcze przed spotkaniem, menedżer Hansi Flick w wywiadzie dla telewizji Movistar+ wyjaśnił swoją decyzję, chwaląc formę Dro na treningach.
- Radzi sobie bardzo dobrze. Świetnie kontroluje piłkę, świat stoi przed nim otworem. Z pewnością będzie osiągał dobre wyniki - mówił niemiecki szkoleniowiec.
Debiut - mimo że bez gola i asysty - całkiem udany. Młokos pokazywał się kolegom, był aktywny, dokładnymi podaniami otwierał grę skrzydłowych włączających się do ataku. Z każdą minutą coraz bardziej ustępowała trema, a największy luz złapał pod koniec pierwszej połowy, gdy cała drużyna prawie nie schodziła z połowy Basków. Dobry, obiecujący występ i przesłanie do trenera Flicka - “mister, możesz na mnie stawiać częściej”.
Barcelona prawie w ogóle nie odczuwa straty kilku swoich silnych punktów. Gerard Martin mając inne atuty niż Alejandro Balde solidnie go zastępuje, intensywność w pressingu nie słabnie mimo braku Gaviego czy Fermina, a ofensywa nie słabnie, chociaż pauzować musi jeden z najlepszych graczy - Raphinha. Obsada bramki również nie wydaje się zagrożona, o ile czuwa w niej Wojciech Szczęsny. W Katalonii pełen komfort i moc pozytywnych myśli.

Przeczytaj również