Taki Lech i Liga Mistrzów? Wykluczone. Wielu zagrało źle, jeden był koszmarny

Taki Lech i Liga Mistrzów? Wykluczone. Wielu zagrało źle, jeden był koszmarny
Pawel Jaskolka / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiWczoraj · 20:56
Ktoś powie - Lech nie grał w swoim najmocniejszym składzie. Tak, to prawda. Ale to też stosunkowo słaba wymówka, wobec ze wszech miar niezadowalającego występu, który stanowi fatalny prognostyk przed rozpoczęciem walki o Ligę Mistrzów. Lecha, także tego gabinetowego, czeka mnóstwo pracy.
Zacząć wypada od pochwał, bo na nie Legia sobie sumiennie zapracowała. Wybiegała ten mecz, świetnie wyglądała w środku pola. Miała określony plan, który stopniowo realizowała. Była to Legia znacznie bardziej rozrywkowa niż ta przeciwko Aktobe. Żywsza, potrafiąca agresywniej nacisnąć na rywala.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wąska przecież kadra wygrała dwa bardzo ważne spotkania na krótkim odcinku czasu. Zrobiła to w gruncie rzeczy bez większego trudu, bo chociaż Lech zminimalizował różnicę bramkową, a także miał dwie poprzeczki, to "Wojskowi" wyglądali lepiej. To nie jest tak, że wykorzystali wszystko, co mieli. Powinni zdobyć więcej bramek, wszak Szkurin nie skorzystał z ekstrawaganckiego podania Stojanovicia, a Mrozek zanotował kapitalną interwencję po uderzeniu Wszołka.
Były też długie momenty spotkania stojące pod znakiem dominacji stołecznych. Lech trafiał wówczas do okopów swojego pola karnego i się bronił, a ponadto brakowało mu cierpliwości. Kilka odzyskanych piłek było wyprowadzonych fatalnie - podopieczni Frederiksena regularnie wrzucali się na minę, niechlujstwo zbyt często okazywało się trafnie opisywać ich zachowanie. Wiadomo, że to dopiero początek sezonu i wiele może się jeszcze zmienić, ale w wypadku Lecha zmienić się musi, jeśli poznaniacy mają awansować do Ligi Mistrzów.
Dotyczy to spraw sportowych, ale też kształtu kadry. Pod pierwszym względem "Kolejorz" był szalenie rozczarowujący. Przez całe spotkanie nie znalazł skutecznej odpowiedzi na zdecydowane Legii, a także miał nielichy kłopot z długimi piłkami posyłanymi przez rywala. Nie chodzi tylko o dośrodkowania - popłoch wywoływały takie zagrania jak to Ziółkowskiego, który świetnie wypatrzył Biczachczjana.
Futbolówka latająca nad głowami zdezorientowanych zawodników Lecha pojawiała się zdecydowanie za często, aby ją zignorować lub potraktować jako przypadek. Stołeczni bardzo szybko zdiagnozowali problem "Kolejorza" i musieli się mocno ucieszyć, gdy okazało się, że mistrzowie Polski nie dysponują żadnym remedium. W gruncie rzeczy frycowe zapłacone przez poznaniaków mogło być wyższe. Szkurin (i Alfarela) regularnie urywał się stoperom, jednak Legia skorzystała z tego tylko raz.
Jednocześnie, przyznać muszę, to nie "Wojskowi" grali w "dziesiątkę", a Lech tak. Trudno inaczej podejść do tego, co zaprezentował Fiabema. Norweg generalnie nie uchodzi za piłkarza zbyt jakościowego, jednak w niedzielę przeszedł samego siebie. Psuł, nie pokazywał się, nie walczył, był statyczny. Wpuszczony za niego Bengtsson zrobił więcej, chociaż w swojej pierwszej akcji bardzo ostro sfaulował rywala.
Występ Fiabemy nie wziął się z wymysłu duńskiego szkoleniowca, ale koniec końców niewystarczającej gotowości kadry Lecha. Wszyscy wiedzą, że Fiabema się, z całym szacunkiem, nie nadaje, ale mimo tego trener musi na niego stawiać w obliczu kontuzji Gholizadeha czy Walemarka. Ktoś może powiedzieć, że to przecież rzadkość, że przecież nie zdarzy się, aby dwóch podstawowych skrzydłowych znowu było niedysponowanych w tym samym czasie, lecz to... zakłamywanie rzeczywistości. I Irańczyk, i Szwed mają swoje problemy zdrowotne, nie sposób na nich liczyć przez cały sezon. Tym samym część odpowiedzialności spada też na karb działaczy, dotychczasowe trzy transfery to po prostu zdecydowanie za mało.
Krytykowana zewsząd Legia zdołała błyskawicznie podważyć Lecha, którego raczej chwalono za przygotowanie do nadchodzącego sezonu. Wystarczyło jedno spotkanie, aby odnaleźć mnóstwo luk w maszynie stojącej w obliczu walki o najważniejsze z rozgrywek. To pokazuje, jak kruche fundamenty ma Lech i ile betonu trzeba jeszcze wylać, aby to wszystko ustabilizować. Bez tego pary zabraknie na znacznie mniej ambitne cele niż Liga Mistrzów.

Przeczytaj również