Dziwne zachowanie reprezentantów Polski. "Nie dość, że to nic nie dało, to jeszcze zabrało".

Dziwne zachowanie reprezentantów Polski. "Nie dość, że to nic nie dało, to jeszcze zabrało".
screen
Dlaczego Polska nie wygrała z Czechami i pogrzebała swoje szanse na awans na EURO 2024? Czy można było tego uniknąć? Dokładna analiza meczu pokazuje, że mimo wielu niedogodności trener chciał oszukać przeznaczenie i szukał recepty na zwycięstwo.
analiza polska czechy 2
screen
Dalsza część tekstu pod wideo
Reprezentacja Polski rozpoczęła to spotkanie w systemie z trójką środkowych obrońców, podobnie jak kilka ostatnich meczów eliminacji. Tym razem debiutant z ubiegłego miesiąca, Patryk Peda, usiadł na ławce rezerwowych, a miejsce obok Jakuba Kiwiora zajęli Paweł Bochniewicz i Jan Bednarek. Podczas konstruowania akcji jeden z nich stawał się najczęściej wolnym zawodnikiem, ponieważ Czesi bronili w 1-5-3-2 i ich napastnicy mieli o jednego gracza mniej w pierwszej linii.
analiza polska czechy 3
screen
Boczny stoper biało-czerwonych po zmianie strony gry wielokrotnie miał do dyspozycji dużo wolnego miejsca i aż prosiło się, by zagrał piłkę między strefy do wolnego zawodnika. Tym bardziej, że polscy wahadłowi (Przemysław Frankowski i Nicola Zalewski) skupiali na sobie uwagę bocznych obrońców Czech, powiększając odległości w ich linii obrony. Od pierwszych minut rzadko dochodziło jednak do takiej sytuacji, ponieważ tercet pomocników - Bartosz Slisz, Damian Szymański i Jakub Piotrowski - rzadko wspierał graczy z piłką i tworzył opcję podania do przodu.
analiza polska czechy 4
screen
Wobec tego piłka lądowała na skrzydle, skąd początkowo posyłane były dośrodkowania w pole karne, choć znajdował się w nim tylko jeden Polak - Karol Świderski, wyrzucany co rusz podaniem poza światło bramki. Współpraca na linii Zalewski-Świderski przyniosła gola za trzecim razem, gdy Polacy szybko zmienili stronę gry i pod piłką pozostało niewielu reprezentantów Czech. Potrzebna była jednak do tego odpowiednia dynamika i atak wolnej przestrzeni, której biało-czerwoni w atakach pozycyjnych nie potrafili wykreować. W kolejnym już meczu ich akcje ofensywne nie były zsynchronizowane, a poszczególni zawodnicy zdawali się grać swoje osobne mecze.
analiza polska czechy 1
screen
Skutkiem tego było ustawienie plecami do bramki przeciwnika z co najmniej jednym Czechem na plecach. Nawet jeśli polski pomocnik (tutaj Jakub Piotrowski) zauważał wolną przestrzeń między rywalami, często nie wykorzystywał jej i pozostawał w miejscu. Michał Probierz za linią boczną wielokrotnie nawoływał zawodników drugiej linii i starał się wymusić ich ruch do przodu, lecz przychodziło im to z dużym trudem.
analiza polska czechy 5
screen
Po części było to związane z tym, że każdy pomocnik - znowu tak, jak w poprzednich spotkaniach – często pełnił w jednej akcji funkcje dwóch zawodników. Najpierw odbierał piłkę od środkowych obrońców i przenosił ciężar gry na drugą stronę, a później zauważał, że w strefie wyżej nikogo nie ma (Slisz). Gdyby w odpowiednim tempie w nią wbiegł, mógłby otrzymać piłkę niepilnowany i zostawić za sobą ponad połowę przeciwników.
analiza polska czechy 6
screen
Aby przemieścić się w to miejsce, musiał jednak pokonać daleki dystans (Szymański) i najwyraźniej wolał poprzestać na ustawieniu blisko stoperów, na wypadek straty piłki. System trójkowy z trzema pomocnikami w środku pozwala na stworzenie przewagi między liniami rywala dzięki ruchom "ósemek”, czego Polska w tym meczu wielokrotnie nie wykorzystywała. Nie można powiedzieć, że trzej pomocnicy wzajemnie oddziaływali na siebie - częściej trzymali się jednej ("swojej") strefy i jeśli wbiegali na wolne pole, to o tempo za późno. Dopiero w 44. minucie meczu miała miejsce pierwsza sytuacja, w której Jakub Piotrowski ustawił się przodem do bramki Czechów między ich linią pomocy i obrony, skąd ledwie dwa podania dzieliły piłkarzy Probierza od strzału na bramkę.
analiza polska czechy 7
screen
Obraz meczu uległ zmianie w trakcie drugiej połowy, gdy na boisku pojawił się Kamil Grosicki. Piłkarz Pogoni Szczecin pełnił rolę klasycznego skrzydłowego, przez co Nicola Zalewski częściej schodził do środka pola. Zawodnik Romy najczęściej spośród wszystkich Polaków odnajdywał się w grze między formacjami Czechów. Warto zaznaczyć, że Zalewski występował w roli pomocnika w zespołach juniorskich i można było to wyczuć w meczu z Czechami. Wiedział, gdzie powstanie wolna przestrzeń po zmianie strony gry, zajmował to miejsce i przyjmował piłkę od razu z obrotem do przodu. Dzięki tej zmianie trener Probierz ożywił zarówno grę między strefami, jak i na skrzydle, gdzie popularny "Grosik" wchodził w pojedynki z obrońcą i skupiał na sobie jego uwagę.
analiza polska czechy 8
screen
Tak jak podkreślił po meczu selekcjoner, zawiodło ostatnie podanie przed wykończeniem akcji. Trudno jednak, żeby było skuteczne, skoro czterech napastników w polu karnym (wśród nich Robert Lewandowski i Adam Buksa) dosłownie oczekiwało na dośrodkowanie, nie ściągając obrońców w konkretne miejsce i zarazem nie tworząc sobie sytuacji do strzału. Podawać w pole karne można celnie, lecz pełznie to na niczym, jeśli napastnik nie uwolni się spod krycia defensora. W innym wypadku równowaga w szesnastce daje korzyść nie atakującemu, a obrońcy.
analiza polska czechy 9
screen
Biorąc pod uwagę grę w obronie, Polacy wykorzystywali pozornie bezpieczną strategię - średni blok z obniżeniem lub wyjściem wyżej. Ustawiali się wtedy w 1-5-3-2, mając wielu zawodników w świetle bramki oraz w bocznym sektorze.
analiza polska czechy 10
screen
Asekuracja tych stref wydawała się odpowiednia, lecz trudno było z takiej obrony wyjść do ataku. Wszyscy pomocnicy i napastnicy ustawiali się bardzo, bardzo wąsko przy linii bocznej, w związku z czym nie było opcji podania w wolną przestrzeń po przejęciu piłki. Taka taktyka może zapewnić przetrwanie w danym meczu, lecz trudno wtedy liczyć na wywieranie presji na przeciwnikach. Dziwi to o tyle, że Polska musiała kategorycznie wygrać to spotkanie, by zachować cień szansy na bezpośredni awans na EURO 2024 i, co tym bardziej szokuje, pokazała wyższy pressing w kilku momentach meczu, zmuszając Czechów do gry długim, niekontrolowanym podaniem.
analiza polska czechy 11
screen
Nie dosyć, że taka forma obrony Polakom nic nie dała, to jeszcze zabrała. Czesi strzelili gola na 1:1 po dośrodkowaniu ze skrzydła, mimo że w świetle bramki pozostawało aż sześciu Polaków, którzy skupili się na futbolówce i zapomnieli o kryciu przeciwników. To jednak nie był koniec kłopotów. Kilka minut przed końcem meczu z boiska zszedł Patryk Peda, który… wszedł z ławki niecałe pół godziny wcześniej (sic!) i biało-czerwoni przeszli na "czwórkę z tyłu". Trzech obrońców pozostawało w świetle bramki, jeden schodził do boku i już brakowało między nimi asekuracji. Wobec tego na nieobstawiony skraj pola karnego w 92. minucie wbiegł Alex Kral i mógł ustalić wynik spotkania po strzale w dalszy róg bramki.

Na początku był chaos i tak już zostało

Nie ulega wątpliwości, że Michał Probierz podczas swojego drugiego zgrupowania w seniorskiej kadrze stara się do maksimum wykorzystać umiejętności indywidualne i taktyczne swoich zawodników w jak najkrótszym czasie, czego wyraz dał w kilku wypowiedziach podczas ostatnich konferencji prasowych:
- Gdyby Skóraś i Kamiński grali regularnie, to mielibyśmy pewne alternatywy. Jedynie "Grosik", który jest skrzydłowym. Staramy się wykorzystać atuty zawodników z klubów, dlatego ustawiamy ich na pozycjach, na których faktycznie grają.
- Pojawiają się w tej kadrze zawodnicy mniej oczywiści, np. Kuba Piotrowski, który zagrał dobre spotkanie. Zdaję sobie sprawę, że wielu pukało się w czoło, że zagrał, ale my oglądamy więcej meczy tych zawodników, dlatego Kuba zagrał tak, jak w klubie, na dziesiątce, jako ofensywny pomocnik. To nie jest tak, że jest defensywnym zawodnikiem. Zarzucano mi w kuluarach, że grało dziś trzech defensywnych pomocników. Nie do końca. [Piotrowski] pokazał dziś, że tak nie jest i szkoda, że nie wykorzystał swojego uderzenia.
Problemem staje się natomiast kwestia połączenia jakości zawodników w jedną całość, lecz nie jako sumę składników, a wzajemnie napędzane przez siebie części. W reprezentacji tymczasem nie widać ogólnego modelu gry, a plan "od meczu do meczu". Aby mógł on zadziałać, większość zawodników musiałaby między zgrupowaniami grać w swoich klubach w kilku znacznie różniących się od siebie systemach na przestrzeni kilku kolejek, co oczywiście nie będzie mieć miejsca. Narodowy model gry na poziomie obecnej reprezentacji seniorskiej nie istnieje, piłkarze nie byli szkoleni w jednolity sposób, dlatego nie może dziwić ich brak wspólnego języka.
Selekcjoner może ograniczać się wyłącznie do bardziej lub mniej skutecznego "leczenia doraźnego". Nie sprzyja mu tendencja do zwiększania liczby meczów w międzynarodowym futbolu, co zaprzepaszcza szanse na pracę z zespołem reprezentacyjnym dłużej niż tydzień. Tak więc, cytując selekcjonera, jeszcze długo zostaniemy z "sytuacjami z dwudziestu metrów i już nie będziemy mieć innych".

Przeczytaj również