Ten Hag, patrz i żałuj! Koncertowe odrodzenie niechcianej gwiazdy

Ten Hag, patrz i żałuj! Koncertowe odrodzenie niechcianej gwiazdy
Patrick Hoelscher/News Images/SIPA USA/PressFocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski07 May · 09:34
Pięć miesięcy to w futbolu wieczność. Na początku roku Jadon Sancho był w najgorszym momencie kariery. Teraz Anglik bawi się z najlepszymi zespołami w Lidze Mistrzów.
Losy starcia Borussii Dortmund z PSG zdecydowanie nie są rozstrzygnięte. Podopieczni Edina Terzicia wypracowali sobie jednobramkową zaliczkę, ale w rewanżu to paryżanie będą mieli przewagę własnego boiska. Niezależnie od końcowego rezultatu, jednym z wygranych tego dwumeczu musi być Jadon Sancho. W pierwszym spotkaniu nie zanotował on bramki czy asysty, jednak był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem. Brylował ze swobodą godną gry ulicznej, nieczęsto spotykaną na poziomie półfinału Ligi Mistrzów. Kiedy piłka trafiała pod nogi skrzydłowego, w obronie rywali zapalał się czerwony alarm. Nuno Mendes i spółka już wiedzieli, że za chwilę zostaną okiwani. Anglik wreszcie pokazał pełnię potencjału.
Dalsza część tekstu pod wideo

Teatr niespełnionych marzeń

Po pierwszej połowie sezonu nikt nie mógł spodziewać się tego, że Sancho zostanie jednym z bohaterów tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Od 26 sierpnia do 13 stycznia nie rozegrał przecież ani jednego meczu. Konflikt z Erikiem ten Hagiem sprawił, że piłkarz popadł w całkowity ostracyzm. Trener nie zamierzał wybaczyć podopiecznemu, który zarzucił mu kłamstwo. Holender nie widział jednak własnej winy w tym, że wcześniej sam publicznie oskarżył go o brak przykładania się do treningów. Mosty zostały spalone, 24-latek został odsunięty od gry, a nawet od treningów z pierwszym zespołem Manchesteru United. Jego kariera utknęła w martwym punkcie.
- Już rok wcześniej pojawiły się z nim problemy. Przez cały czas je mieliśmy, więc można powiedzieć, że jego dotychczasowy pobyt w Manchesterze United nie zakończył się sukcesem. Mówiliśmy o tym już wcześniej i nie chcę wracać do sedna. Od początku było jasne, co powinien zrobić, daliśmy mu to do zrozumienia. Teraz wraca do Borussii Dortmund i życzę mu wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję, że poradzi tam sobie dobrze i odniesie sukces - rzucił w styczniu Ten Hag na antenie Sky Sports.
W zimie żaden klub nie był gotowy pozyskać Sancho na zasadzie transferu definitywnego. Nikt nie chciał inwestować w zawodnika, do którego przylgnęła łatka niewypału. Powoli zapomniano, jak fenomenalnie potrafił spisywać się w Borussii Dortmund. Na szczęście tam nadal o nim pamiętali. W Dortmundzie Anglik stał się kiedyś gwiazdą światowego formatu, a teraz odzyskał utracony blask.

Znowu w domu

- Kiedy wszedłem do szatni, poczułem się jak w domu. Znam ten klub od podszewki, zawsze byłem bardzo blisko z kibicami, nigdy nie straciłem kontaktu z osobami z zespołu. Bardzo brakowało mi kibiców. Zawsze miałem z tyłu głowy myśl, że jeśli gdzieś nie będę czuł się dobrze, to wrócę do BVB. Nie mogę się doczekać wspólnej gry z kolegami. Chcę już wyjść na boisko i grać z uśmiechem na twarzy, strzelać gole i pomóc w zakwalifikowaniu się do Ligi Mistrzów - powiedział po ponownym podpisaniu kontraktu z BVB.
Sancho nie czekał długo, aby ponownie przedstawić się niemieckim kibicom. W ponownym debiucie pokazał się z bardzo dobrej strony. Przeciwko Darmstadt wszedł z ławki i niedługo potem zanotował asystę przy trafieniu Marco Reusa. W całym meczu zaliczył jeszcze dwa kluczowe podania, dwa udane dryblingi i 100% celność dośrodkowań. Rywal oczywiście nie był z najwyższej półki, jednak Anglik i tak zasłużył na pochwały. Już wtedy można było podejrzewać, że to Erik ten Hag popełnił błąd, świadomie rezygnując z gracza dysponującego takimi umiejętnościami.
- Wiemy, jak wyglądały jego ostatnie miesiące. Ale przybył tutaj z odpowiednim nastawieniem. Cieszymy się, że jest z nami. Świetnie bawił się podczas ostatnich treningów. Jest zdrowy, dużo trenował i jest gotowy do gry - podkreślał Edin Terzić w połowie stycznia.
W drugim meczu Sancho znów błysnął. Tym razem wywalczył rzut karny, pomagając w pokonaniu FC Koeln. Miesiąc miodowy był bardzo udany, ale trzeba uczciwie przyznać, że później nastąpił pewien przestój. W kilku kolejnych spotkaniach skrzydłowy prezentował się poniżej oczekiwań, Potrafił irytować nieco egoistyczną grą, która nie przekładała się na dobro drużyny. Z Wolfsburgiem, Unionem Berlin czy PSV notował odpowiednio 14, 14 i 12 strat. W żadnym z tych meczów nie oddał celnego strzału, spora część jego dryblingów kończyła się kontrami rywali. Terzić w pewnym momencie zaczął być pytany o to, czy Anglik faktycznie odpali na dobre. Trener uspokajał jednak, podkreślając, że powrót do gry po kilkumiesięcznej przerwie nie jest łatwy. Sytuacji nie poprawiał ogólny marazm, który charakteryzował poczynania Borussii na krajowym podwórku.
Dortmundczycy w tym sezonie pokazali jednak dwie twarze. Jedną na mecze w Bundeslidze, a drugą zarezerwowaną na europejskie wieczory z Ligą Mistrzów. Przełomem dla wszystkich podopiecznych Terzicia, z uwzględnieniem Sancho, okazał się wygrany dwumecz z PSV Eindhoven. W rewanżu Anglik strzelił efektownego gola, który wprowadził BVB do ćwierćfinału. Tamten moment odwrócił losy rozgrywek.
- To było jak ulga. Nie ma lepszego uczucia niż strzelenie takiego gola i pomoc drużynie w awansie. Jestem po prostu wdzięczny, że zdobyłem tę bramkę dla drużyny. Borussia zawsze była dla mnie szczególnym miejscem. To tutaj w pewnym sensie wyrobiłem sobie nazwisko, jestem za to bardzo wdzięczny klubowi, ale także kolegom z drużyny, którzy znów we mnie uwierzyli. Jestem bardzo szczęśliwy, że wygraliśmy - ocenił na antenie TNT po pokonaniu PSV.

Jak Messi i Neymar

Po powrocie do Borussii Sancho przyznał, że przede wszystkim chce ponownie odzyskać radość z gry. Autorytarna decyzja Ten Haga musiała negatywnie wpłynąć na jego stan. Szczególnie, że miał pełne prawo czuć pewną niesprawiedliwość. Trudno nie odnieść wrażenia, że trener United zupełnie inaczej potraktował Anglika w porównaniu choćby z Antonym. Brazylijczyk od wielu miesięcy regularnie zawodzi, a tragiczna forma sportowa szła w parze z pewnymi problemami dyscyplinarnymi. Mimo wszystko nie został on wyrzucony z pierwszej drużyny. Teraz zawodzące “Czerwone Diabły” muszą nadal wierzyć w jego przebudzenie, podczas gdy Jadon czaruje w Lidze Mistrzów.
- Nie trzeba opisywać cech Sancho. W ciągu tych kilku miesięcy odzyskał uśmiech, radość. Na pewno spróbujemy go zatrzymać, ale Manchester United też może chcieć go z powrotem lub sprzedać z zyskiem. Zobaczymy - przyznał Sebastian Kehl w rozmowie z Welt. - Jadon od pierwszego dnia pokazał pozytywną energię, uśmiech. Wniósł do drużyny świeżość - wtórował Gregor Kobel.
Ostatni występ z PSG był ostatecznym potwierdzeniem renesansu Jadona Sancho. Paryżanie nie mieli żadnego sposobu na zatrzymanie skrzydłowego, który raz za razem przeszywał ich defensywę. W ciągu 90 minut zaliczył 99 kontaktów z piłką, trzy kluczowe podania, 13 wygranych pojedynków i aż 12 udanych dryblingów. Portal Opta przekazał, że to największa liczba dryblingów na poziomie półfinałów Ligi Mistrzów od występu Leo Messiego w 2008 roku. Licząc ostatnie lata, w fazie pucharowej Champions League z większą skutecznością dryblował jedynie Neymar, który 15-krotnie mijał rywali w meczach z Atalantą i Juventusem. To był po prostu czysty majstersztyk.
- Wszyscy wiemy, że Jadon miał problemy mentalne w Manchesterze. Kiedy wewnętrznie nie czujesz się dobrze, nie możesz grać na swoim poziomie. Nieważne, kim jesteś i jaki posiadasz talent. Musisz poczuć miłość, poczuć, że jesteś ważny. Widać, że teraz wszystko u niego jest lepiej. To, czego dokonał z PSG... Myślę, że w Manchesterze United rozegrał 48 meczów i minął może siedmiu rywali. Dziś zrobił to w pierwszych 10 minutach. Jedyne, co mogę dodać, to, żeby nie bagatelizować tego aspektu. Nie jest łatwo zarządzać zdrowiem psychicznym. Brawa dla Jadona. To, co dzisiaj zrobił, wow - ocenił tydzień temu Thierry Henry, ekspert stacji CBS Sports. - On "gotował" dziś topowych rywali. Kładł ich na murawę, sprawiał, że musieli tańczyć. Jego gra to żart. Nie widzieliśmy takiego Sancho od czasu jego pierwszego pobytu w Dortmundzie - dodał Rio Ferdinand.

Tam powinien grać

Sam Sancho skupia się teraz wyłącznie na kwestii awansu do finału Ligi Mistrzów. Po pierwszym meczu nie chciał skupiać na sobie uwagi i otwarcie przyznał, że zadanie jeszcze nie zostało wykonane. Dortmundczycy wiedzą, że w rewanżu z PSG będą musieli zagrać jeszcze lepiej, aby zabukować bilety na Wembley.
Media żyją jednak tematem przyszłości 24-latka. Patrick Berger informował, że zatrzymanie “dziesiątki” pozostaje priorytetem Borussii. Klub zamierza zaproponować Manchesterowi kolejne wypożyczenie, tym razem z opcją wykupu. Dziennikarz Sky Sports dodał, że sam zawodnik nie wyobraża sobie powrotu na Old Trafford. Nawet ewentualne odejście Erika ten Haga nie przekonałoby go do ponownego przywdziania trykotu “Czerwonych Diabłów”. I trudno mu się dziwić. Ewidentnie zrozumiał, że Signal Iduna Park jest jego piłkarską ziemią obiecaną. To tam czuje się dobrze, gra z uśmiechem na twarzy, może korzystać ze swojego talentu.
Sancho w formie jest wielkim piłkarzem. Dla dobra swojego i futbolu powinien grać dalej w Dortmundzie. Manchester Erika ten Haga zasłużył na to, żeby dalej wierzyć w Antony’ego. Anglik zasłużył na to, żeby walczyć o triumf w Lidze Mistrzów.

Przeczytaj również