Ten klub naprawdę istnieje. Powala nazwą i nie tylko. Pierwszy rywal? Nie byle kto

Wierzycie w Świętego Mikołaja? Nawet, jeśli nie, to musicie uwierzyć, że ma on własny klub piłkarski. FC Santa Claus to drużyna z Rovaniemi - stolicy i centrum turystycznego Laponii.
Na pierwszy rzut oka miasto Rovaniemi sportowo kojarzy się z zupełnie inną drużyną. Mowa o Rovaniemen Palloseura (RoPs) - klubie, który bez dwóch zdań stanowi piłkarską wizytówkę lapońskiej stolicy. Zdarzyło mu się nawet zagrać z GKS-em Katowice w pierwszej rundzie Pucharu UEFA w sezonie 1989/90. “GieKSa” uległa wtedy 1:2 w dwumeczu, po remisie 1:1 u siebie i porażce 0:1 na wyjeździe.
RoPs nie zaszedł wówczas daleko. Po przejściu ekipy z Katowic trafił na francuskie Auxerre, które rozbiło go 5:0 w pierwszym meczu i 3:0 w rewanżu. Na lokalnych podwórkach przez lata udało mu się osiągnąć kilka poważnych sukcesów - wygrał dwa Puchary Finlandii, a także dwukrotnie kończył sezon tamtejszej ekstraklasy jako wicemistrz kraju. W samym mieście były też dwa inne kluby, Rovaniemen Reipas (RoRe) i Rovaniemen Lappi (RoLa). I choć oba mogły co najwyżej pomarzyć o wejściu na poziom, jaki prezentowało RoPs, to w 1992 roku zrobiło się o nich głośniej. Wszystko za sprawą przeprowadzonej między nimi fuzji, w efekcie której powstał zupełnie nowy klub - FC Santa Claus.
Santa’s Dynamite
Początkowo nazwa, jaką planowano nadać powołanemu do życia podmiotowi, była kwestią sporną. Jedną z opcji było “Joulupukki”, czyli z fińskiego “Święty Mikołaj”. Koniec końców zdecydowano się jednak na angielską wersję, co z marketingowego punktu widzenia okazało się strzałem w dziesiątkę. Cel tego projektu był oczywisty - wykorzystać wszechobecną w kulturze masowej postać do promocji futbolu w regionie. I rzeczywiście, obecnie FC Santa Claus to coś więcej niż zwykły klub piłkarski. W okresie świątecznym jego stadion zmienia się w jedną wielką atrakcję turystyczną, a z samym Świętym Mikołajem można spotkać się osobiście, na przykład kupując gadżety w klubowym sklepie. Pojawia się również na meczach, ale nie zawsze - w końcu jako najsłynniejszy mieszkaniec Laponii ma wiele innych, ważniejszych spraw na głowie. Mimo to czasami zdarzy się, że symbolicznie rozpocznie jakieś spotkanie od środka boiska lub będzie obserwował grę swojego zespołu z trybun.
- We are red, we are white, we are Santa’s Dynamite - sparafrazowana przyśpiewka kibiców reprezentacji Danii stała się także przyśpiewką FC Santa Claus. Przypadku nie ma w tym żadnego. Barwy są te same, a przecież 1992 to rok nie tylko założenia klubu, ale i zdobycia przez “Duński Dynamit” mistrzostwa Europy.
Warto zaznaczyć, że FC Santa Claus nigdy nie był klubem w pełni profesjonalnym. Powstał jako drużyna amatorska, aczkolwiek swój pierwszy wielki mecz rozegrał już po pięciu latach istnienia. W 1997 roku na obiekt w Rovaniemi przyjechało Crystal Palace. Choć sparing dla miejscowych skończył się porażką 0:5, to z trybun obejrzało go około pięciu tysięcy osób. Rok później inna angielska drużyna, Nottingham Forest, wygrała z klubem Świętego Mikołaja aż 13:0.
Wzloty i upadki
A jak szło ekipie z Rovaniemi na ligowych podwórkach? Zaczynała w Kakkonen, czyli na trzecim poziomie rozgrywkowym, gdzie już w swoim pierwszym sezonie była bardzo blisko awansu na zaplecze elity, zajmując trzecie miejsce w lidze północnej. Bliżej było tylko w 2010 roku - wówczas swoją grupę w Kakkonen udało jej się wygrać, lecz poległa na ostatniej prostej w barażach. Decydująca okazała się porażka 0:1 w ostatnim starciu z HIFK. W kolejnych latach zaczęły pojawiać się problemy, zarówno te sportowe, jak i finansowe. Nie da się ukryć, że dowodzenie klubem co najwyżej półamatorskim, którego przychody są w dużej mierze zależne od sezonowej aktywności lokalnej społeczności i turystów, wiąże się z niemałymi trudnościami w długoterminowym gospodarowaniu finansami.
Pierwsze tego skutki pojawiły się w roku 2012. FC Santa Claus Rovaniemi po raz pierwszy w historii ogłosiło wtedy swoją upadłość ze względu na nawarstwiające się długi, które zdążyły osiągnąć już próg 20 tysięcy euro. Reaktywacja klubu za sprawą nowego podmiotu o nazwie FC Santa Claus Arctic Circle nie poszła zgodnie z planem. Fiński Związek Piłki Nożnej nie zgodził się bowiem na to, by klub rozpoczynał kolejny sezon w tej samej lidze. Ostatecznie, po wielu perturbacjach prawnych, przystąpił do rywalizacji na czwartym poziomie rozgrywkowym. Już za pierwszym podejściem wywalczył awans.
Klub Świętego Mikołaja pod lekko zmienioną nazwą funkcjonował spokojnie przez trzy lata zanim pojawiły się kolejne kłopoty. Na tym etapie jego rozpoznawalność była na tyle duża, że w roku 2015 od bankructwa uratowały go dwie wielkie firmy - Puma, która postanowiła produkować im stroje, oraz EA Sports, którego logo w ramach sponsoringu na tych strojach umieszczano. Pojawił się nawet wątek dodania drużyny do klubów z “reszty świata” w grze FIFA 16, lecz koniec końców pomysłu nie udało się zrealizować.
FC Santa Claus przetrwał, ale w kolejnych latach zaliczył dość duży sportowy regres. Trzecia liga nie była już codziennością, a marzeniem. Klub z sezonu na sezon kończył ligowe zmagania w strefie spadkowej, co roku zostając zdegradowanym szczebel niżej. Warto zaznaczyć też, że później rozpoczął się kolejny, wyjątkowo trudny dla klubu okres - pandemia.
- W porównaniu z innymi krajami nie ucierpieliśmy aż tak bardzo z powodu wirusa, zwłaszcza tutaj, na północy Finlandii, ale brak turystów spowodował ogromną zmianę atmosfery. Jest bardzo cicho, a nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, zwłaszcza o tej porze roku - przyznawał w grudniu 2020 roku Juha Etelainen, prezes FC Santa Claus, w wywiadzie udzielonym dla FIFA.
Piłkarski klub dobrej zabawy
Klub miał rozpocząć sezon 2020 w szóstej lidze fińskiej, ale nie przystąpił do rozgrywek ze względu na swoją trudną sytuację finansową i organizacyjną. Rok później przeprowadzono kolejną reaktywację. Po tym jak działalność dorosłej drużyny oficjalnie zamknięto, jej miejsce zajęła sekcja młodzieżowa, która przejęła odpowiedzialność za seniorów i została zgłoszona do rozgrywek ligowych. Zdaniem Etelainena zaś, rocznej dziury w historii FC Santa Claus nie można było uznać za czas zmarnowany.
- W pewnym sensie to satysfakcjonujące, że po latach coraz większego rozwoju turystyki w tym regionie wszyscy zostali zmuszeni do wyhamowania i lekkiego zwolnienia tempa - zauważył.
- Prawie wszędzie w Finlandii są hale, w których można grać przez całą zimę. Naszą tradycją jest gra na oblodzonych boiskach. Po prostu przykręcamy do podeszw butów śruby, podobne do tych, które stosuje się w oponach zimowych. Mamy też “śnieżną piłkę nożną”, w którą gra się w głębokim śniegu. Od razu mogę zapewnić, że to wielka frajda. Zaczęło się od tego, że razem graliśmy dla zabawy, ale później stało się to atrakcją dla turystów. Oczywiście to trochę szalone, bo wygląda to bardziej na rugby niż na piłkę nożną, ale bawimy się przy tym świetnie - przyznał.
Obecnie FC Santa Claus wciąż gra w szóstej lidze fińskiej, choć przed sezonem 2026 dał do zrozumienia, że nie zamierza w niej zbyt długo wegetować. Przed awansem poziom wyżej znów powstrzymały go play-offy. W Pucharze Finlandii osiągnął zaś swój najlepszy wynik od ośmiu lat, docierając do trzeciej rundy. Przegrał w niej 1:4 z czwartoligowym Herculesem. Sportowe wyniki nie są jednak dla klubu z Rovaniemi głównym celem.
- W pewnym momencie zdaliśmy sobie sprawę, że bycie dużym, odnoszącym sukcesy zespołem nie jest dla nas najważniejsze. Jesteśmy klubem, który istnieje dla zabawy, by młodzi ludzie z okolicy mieli gdzie grać i się tą grą cieszyć. Młodzież jest dla nas teraz bardzo ważna - spuentował we wspomnianym wywiadzie dla FIFA Etelainen.
I tego należy się trzymać. Grudniowa rozrywka, świąteczny klimat, budowanie historii klubu na bazie legendy o Świętym Mikołaju i jego elfach, które postanowiły stworzyć drużynę piłkarską, by mieć coś do roboty w czasie wolnym między czytaniem listów a pakowaniem prezentów - to wszystko tworzy wyjątkową otoczkę wokół FC Santa Claus, które niezależnie od osiągnięć na boisku będzie ważnym punktem na piłkarskiej mapie Europy. Przynajmniej co zimę.