Ten piłkarz to całkowity game-changer. Warto było wydać fortunę

Ten piłkarz to całkowity game-changer. Warto było wydać fortunę
News Images / pressfocus
Wojciech - Klimczyszyn
Wojciech KlimczyszynDzisiaj · 06:55
Cichy transfer dopiero teraz odbija się głośnym echem. Martin Zubimendi w najlepszym stylu, dwiema bramkami, przedstawił się publiczności w Londynie. 26-latek prawie od początku pokazuje, dlaczego w ostatnich latach stał się jednym z bardziej pożądanych defensywnych pomocników w Europie.
Tego lata Arsenal postanowił nie przyglądać się biernie, co zrobią jego najwięksi konkurenci do mistrzostwa i też urządził sobie polowanie na rynku transferowym. Wszystko po to, by uszczęśliwić swoich fanów. W poprzedni weekend Viktor Gyokeres, Eberechi Eze oraz Noni Madueke przyczynili się do łatwego zwycięstwa “Kanonierów” 3:0 u siebie z Nottingham Forest, wprawiając w zachwyt ekspertów. Jednak to ktoś inny, bardziej dyskretny letni nabytek (choć wcale nie tani), odcisnął swoje piętno na tym meczu, strzelając po raz pierwszy w karierze dwa gole.
Dalsza część tekstu pod wideo
Po Martinie Zubimendim akurat tego nikt się nie spodziewał.

Bezpieczna przystań w Londynie?

- Wnosi do nas wiele pozytywnych rzeczy. Aktywność, autorytet na boisku, sposób, w jaki się komunikuje z zawodnikami. Opanowanie. Jeśli zacznie asystować i strzelać gole w ten sposób, nasza gra nabierze zupełnie innego wymiaru - oświadczył po meczu z Forest Mikel Arteta, uśmiechając się, co niezwykle rzadkie, od ucha do ucha. Miał ku temu powody.
Spokojnie, calma, hiszpański pomocnik nie będzie trafiał po dwa razy co weekend. Ale już położył pierwszą cegłę pod nowy filar drugiej linii Arsenalu. Ostatni trybik Mikela Artety kosztował Arsenal 70 milionów euro i wywodzi się z San Sebastian. Wyszedł ze swojej baskijskiej bańki i wylądował w zgiełku, u półfinalisty poprzedniej edycji Ligi Mistrzów, wicemistrza Anglii. W samej topce futbolowego świata.
Na Emirates Zubimendi odnajduje cząstkę Anoety, swojego starego domu. Ponownie współpracuje w środku pola z kolegą z reprezentacji, Mikelem Merino, z którym grał przez pięć lat na poziomie ligowym, będąc niemal zawsze blisko pierwszej piątki hiszpańskich rozgrywek. Odnajdzie zapewne też wspólny język ze swoim imiennikiem, Martinem Odegaardem, którego wspierał w pierwszych zawodowych latach grania w piłkę.
Byli koledzy z Realu Sociedad, rodak na ławce trenerskiej, drużyna, która w większości potrafi mówić po hiszpańsku. Zubimendi wykorzystuje idealne warunki, aby objąć obiecaną mu kluczowa rolę na boisku. W dłuższej perspektywie to z pewnością nie fantastyczne gole, screamery z woleja, ani nawet nie pojedyncze trafienia, będą charakteryzować tego zawodnika, a raczej jego zdolność do stabilizacji gry, dyktowania tempa, bycie metronomem Arsenalu. 26-latek uosabia wizję futbolu charakterystyczną dla swojego mistrza, mentora i od niedawna trenera - Mikela Artety.

Bez układu nerwowego

W Realu Sociedad stał się kimś w rodzaju człowieka-instytucji. Dołączając do akademii w wieku zaledwie 12 lat, stopniowo awansował, występując w drużyna “C” i “B”. To naturalna ścieżka kariery w Hiszpanii. Typowy produkt tamtejszej szkoły futbolu. Zadebiutował w pierwszej drużynie pod koniec sezonu 2018/19. Dosyć późno, bo miał już na liczniku 20 lat. Późny rozwój wcale nie musi być jednak wyznacznikiem klasy piłkarza.
Rok później ugruntował swoją pozycję w środku pola i rozegrał pełne 90 minut w zwycięskim finale Pucharu Hiszpanii przeciwko największemu rywalowi w Kraju Basków - Athleticowi Bilbao. Był jednym z wyróżniających się graczy tamtego spotkania. W kolejnych sezonach trenerzy zaczynali układanie pierwszej jedenastki właśnie od niego. W każdym z ostatnich pięciu kampanii wystąpił w co najmniej 40 meczach.
Na boisku jest stonowany, spokojny, skoncentrowany do granic możliwości. Ale nie wydaje się przejęty tym, że występuje przed kilkudziestotysięczną publicznością. Dziś historia sprzed kilkunastu lat brzmi nieprawdopodobnie.
Jako bardzo młody piłkarz dostał misję bycia chłopcem do podawania piłek podczas meczu Realu Sociedad z Manchesterem United w Lidze Mistrzów. Ranga zawodów, tłum na trybunach i wielcy piłkarze biegający po boisku - to wszystko spowodowało, że przez 90 minut stał za linią sparaliżowany i zapomniał o swojej roli. W pewnym momencie bramkarz baskijskiej ekipy, Claudio Bravo, musiał podejść do młodego Martina i odebrać mu piłkę z rąk, bo przejęty chłopak stał jak słup soli. A dziś? Spróbujcie teraz zabrać mu futbolówkę spod nóg. To niemożliwe. We wrześniu 2022 roku jeszcze raz stanął naprzeciw “Czerwonych Diabłów” i już jako zawodnik był kluczowy w zwycięskim dla Sociedad meczu Ligi Europy.

Przełom w finale EURO

Zubimendi wychodzi też poza stereotypy piłkarza. Od dziecka gra w szachy i najwyraźniej ma do tego wielki talent. W wieku 11 lat wygrał mistrzostwa prowincji Gipuzkoa w kategorii U12. O swojej miłości do szachów powiedział kiedyś, że przede wszystkim gra wymaga kontroli nad wszystkim. To też pasuje do jego stylu piłkarskiego. Niczym wytrawny szachista przesuwa pionki, buduje strategię, ma zaplanowane ruchy kilka lub kilkanaście naprzód. Studiował ponadto wychowanie fizyczne i nauki o sporcie na Uniwersytecie w Burgos. Jak to dobrze, że piękny umysł wybrał futbol.
Zasiedział się w San Sebastian, to jasne. Łącznie 14 lat w jednym klubie. Ale to nie tak, że Real Sociedad trzymał go pod kloszem. Nie zawsze znajdowali się chętni na usługi Zubimendiego. Owszem, wyrastał ponad umiejętności swoich kolegów, ale w całej La Lidze można było znaleźć równie kapitalnych piłkarzy na jego pozycji. Przełom nastąpił w finale EURO 2024.
Kiedy w starciu Hiszpanii z Anglią Rodri schodził z boiska z urazem, jego miejsce zajął właśnie Martin. Na fanów “La Roja” padł blady strach, bo stracili swojego lidera, a Wyspiarze zwęszyli szansę. Czuli, że wahadło wychyli się w ich stronę, że piłkarze Garetha Southgate’a teraz zdominują środek pola. Nic bardziej mylnego. Druga połowa wyglądała jeszcze lepiej w wykonaniu Hiszpanów, a duża w tym zasługa byłego pomocnika RSSS. Zubimendi zaprowadził spokój i jeszcze tego samego wieczora mógł się tytułować mistrzem Europy.
Od tego momentu był na liście życzeń czołówki europejskich klubów, w tym Arsenalu i Realu Madryt, który drugi rok szuka kogoś, kto choć w części mógłby zastąpić nieodżałowanego Toniego Kroosa. Ostatecznie bardziej zdeterminowani okazali się działacze z Emirates. A Zubimendi już rozwiewa wszelkie wątpliwości, jeśli w ogóle jakiekolwiek pojawiły się przy zatwierdzaniu transferu. Robi dokładnie to, czego Arsenal od niego oczekuje. A nawet sporo więcej.

Przeczytaj również