Ten piłkarz to symbol katastrofy Manchesteru United. Brutalne słowa Amorima zapowiadają zmiany
Manchester United nie odbije się od dna dopóki Ruben Amorim nie znajdzie sposobu na przebudzenie ofensywy. Przegrany finał Ligi Europy z Tottenhamem (0:1) był 17. meczem w sezonie z zerowym kontem bramkowym. Znowu na celowniku kibiców znalazł się Rasmus Hojlund, który przez cały mecz wykonał pięć celnych podań. Latem skończy się do niego cierpliwość, bo władze klubu coraz mocniej naciskają na transfery Viktora Gyokeresa i Liama Delapa z Ipswich Town.
To był smutny wieczór w Bilbao. Obrazki płaczącego Bruno Fernandesa szybko zaczęły fruwać po social mediach. Podobnie jak krytyka poszczególnych piłkarzy, bo przecież Manchester United latem 2023 roku wydał 160 mln funtów na trójkę Hojlund, Mount i Onana. Dzisiaj lepiej nie otwierać tej szafy z trupami - przecież cała trójka zagrała w finale i była tylko biernymi obserwatorami. Manchester oddał pięć razy więcej strzałów niż Tottenham, ale najgroźniejsze akcje nie płynęły od napastników. Ruben Amorim powiedział wprost: - Byliśmy lepsi, ale nie pokazaliśmy tego w golach. A to utrudnia wygraną.
Bilans wstydu
Ten zespół w tym sezonie wiele razy ratowany był przez geniusz Bruno Fernandesa. Portugalczyk jest tym, który umie maskować mizerię swojego zespołu i pewnie tutaj też mógłby to zrobić, gdyby któryś z jego czterech strzałów wylądował w siatce. Niestety, kiedy on nie strzela, mało jest alternatyw. W Premier League żaden z graczy United nie zaliczył dwucyfrówki. Absurd, że czwarty strzelec drużyny to Marcus Rashford, który jesień miał słabą, a wiosną w ogóle nie grał na Old Trafford. Zdobył tyle samo bramek (cztery) co Rasmus Hojlund. Duńczyk za chwilę skończy drugi sezon na Old Trafford i coraz mocniej pracuje na absolutną czołówkę najgorszych transferów w historii klubu.
A przychodził przecież jako szósty najdroższy zawodnik Manchesteru. Był młody, ale miał już za sobą mecze w Serie A i w europejskich pucharach. Nie był anonimem, tylko ważnym piłkarzem silnej Atalanty Bergamo. Duńczyk i tak ma szczęście, że pod względem transferowych flopów konkurencja w United jest potężna. Inaczej - już teraz stałby na podium i czytałby nagłówki, których nie da się szybko wyrzucić z głowy. W tym roku kalendarzowym strzelił tylko trzy gole we wszystkich rozgrywkach. W lidze wyprzedza go choćby Darwin Nunez, który w tym sezonie nie strzelał w 25 na 29 meczów, w jakich zagrał, i uznawany jest jako rozczarowanie w kręgach Liverpoolu.
Brutalna weryfikacja
Hojlunda nie da się wybronić. Trafił do klubu, którego historię budowali wielcy napastnicy, jak Wayne Rooney, Eric Cantona czy Ruud van Nistelrooy. Na dzień dobry przejął legendarny nr 9 - kojarzony choćby z Andym Cole’em albo z Dimitarem Berbatowem. W pierwszym sezonie można było go jeszcze rozgrzeszyć, ponieważ długo adaptował się w nowym środowisku, a kiedy odpalił w grudniu, to wydawało się, że idzie dobrą trajektorią. Jego szczyt formy przypadł na przełom 2023 i 2024 roku, kiedy trafił w sześciu meczach z rzędu. Ten Hojlund niestety już nie istnieje. Wiosna 2025 brutalnie go zweryfikowała, prezentując gracza przestraszonego i nie do końca wiedzącego jak ma funkcjonować w systemie Amorima.
Pożeranie piłkarzy
Portugalczyk właściwie na każdej konferencji bierze go w obronę. Katastrofą dzisiejszego Manchesteru jest to, że cały zespół stał się nijaki w grze do przodu. Jeśli pominiemy spadkowiczów, to tylko Everton strzelił w tym sezonie ligowym mniej goli niż piłkarze “Czerwonych Diabłów”. Amorim czasami odpowiada dziennikarzom, że nie może posadzić Hojlunda na ławce, bo wtedy Duńczyk z pewnością nie przełamie złej formy.
- Jedyne, co mogę zrobić, to praca na klipach. Pokazuję mu odpowiednie zachowania i ruchy bez piłki. To, czego teraz potrzebuje, to gol, żeby nabrać pewności siebie - mówił trener w połowie kwietnia.
Amorim ponadto zawsze powtarzał, że nie zna innego systemu niż ten z trójką obrońców i wahadłowymi. Jego Sporting był jednowymiarowy, ale nie mierzył się w tak konkurencyjnym środowisku. Poza tym Portugalczyk wskoczył do pędzącego pociągu. Dopiero normalny okres przygotowawczy i zbudowanie kadry opartej o własnych piłkarzy być może wyciągnie z tej ekipy esencję. Hojlund na pewno jeszcze nie nie zostanie skreślony, bo ma 22 lata i wciąż ogromną wartość transferową. Istnieje przecież cała grupa graczy, którzy poza środowiskiem Manchesteru nagle odpalili, jak Elanga (Nottingham Forest), Antony (Betis) i McTominay (Napoli). To nie znaczy, że byli słabi - bardziej świadczy to o klimacie Manchesteru, który nie pozwala graczom wydobyć pełni potencjału.
Meblowanie przyszłości
Dlatego trzeci sezon może być dla Hojlunda kluczowy. W jego wieku Viktor Gyokeres strzelił raptem trzy gole na boiskach Championship w barwach Swansea i błąkał się po wypożyczeniach do Coventry City. Hojlund wiele razy pokazywał niewątpliwy talent, więc każdy rozsądny kibic wie, że nie można go skreślać. Amorim latem będzie miał mnóstwo znaków zapytania. Dalej pewnie będzie chciał wydobyć z Duńczyka to, co najlepsze, ale w tle musi planować przebudowę ofensywy. Być może z klubem pożegna się Garnacho. Pewnie dużo zyska zdrowy Amad Diallo. A poza tym Manchester mocno zabiega o Liama Delapa z Ipswich Town. 22-latek ma niską klauzulę wykupu (30 mln funtów). Pokazał w tym sezonie, że nie pęka nawet na tle wielkich rywali, a w słabym beniaminku strzelił w sumie 12 goli w Premier League.
Oczywiście, Manchester United łatwo nie odpuści też tematu Viktora Gyokeresa, który w tym sezonie łącznie we wszystkich rozgrywkach strzelił 53 gole. Problemem United jest jednak to, że po raz drugi od 1990 roku w ogóle nie zagrają w europejskich pucharach. Dla zawodników z konkretną marką może to być blokada i znak, że warto zrobić krok w bok. Manchester sam sobie zarzucił tę pętlę na szyję. Nie dość, że nie daje graczom gwarancji trofeów, to jeszcze stał się pożeraczem karier. Wygranie Ligi Europy i awans do Ligi Mistrzów mogło być traktowane jak “karta wyjścia w więzienia” w Monopoly. Ten mecz mógł uratować niezwykle dużo, a tymczasem zaraz okaże się, że domino ruszyło. Pozycja finansowa, globalna marka, perspektywy dla przyszłych gwiazd - to wszystko w Manchesterze zaczyna się brutalnie kurczyć.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.