Ten transfer oburzył fanów United. To jednak znak zmian. "Nie ma co trzymać tych graczy na siłę"

Antony, Casemiro, Lisandro Martinez - Manchester United rozbił bank w letnim okienku transferowym. W tle można było jednak dostrzec zmiany w polityce kadrowej klubu. Zmiany, o które prosiło się od bardzo dawna.
O ile efektowne nabytki w postaci Casemiro, Lisandro Martineza czy Antony’ego, wsparte m.in. zakontraktowaniem Christiana Eriksena, mogły ucieszyć fanów Manchesteru United, wielu z nich poczuło ogromne rozczarowanie jedną ze sprzedaży. Odejście Jamesa Garnera do Evertonu spotkało się z bardzo chłodnym przyjęciem. Anglik to najgłośniejsze, najbardziej “przymierzane” do pierwszego zespołu nazwisko spośród klubowej młodzieży, która opuściła Old Trafford tego lata.
Sprzedaż jego oraz kilku innych piłkarzy, a także wypożyczenia Hannibala Mejbriego, Amada Diallo czy Alvaro Fernandeza, znamionują jednak istotny proces. W United wreszcie postanowili nie traktować wychowanków i młodych graczy rezerw ulgowo, zatrzymując ich na siłę. Wygląda na to, że nadszedł wreszcie czas na odpowiednią ewaluację i zdecydowane decyzje. Tego od lat brakowało w czerwonej części Manchesteru. Długo mogliśmy bowiem odnieść wrażenie, że na Old Trafford obawiano się wypuścić dużą część młodych adeptów z bezpiecznego gniazdka.
Czekanie na cud
W przypadku 20-krotnych mistrzów Anglii zawsze dużo mówi się o akademii klubu. Szkolenie zdolnej młodzieży to przecież chluba United, zespołu słynącego ze stawiania na "swoje" talenty. Problem w tym, że od jakiegoś czasu w Manchesterze chyba trochę przesadzono z wiarą w młodzieżówkę, przy okazji zabijając nie tylko potencjał rozwojowy, ale i sprzedażowy wielu graczy. Nie będzie przesadą, jeśli napiszemy, że “Czerwone Diabły” po prostu nie potrafią wypożyczać swych podopiecznych. Tego typu udane ruchy w ciągu ostatnich lat można chyba policzyć na palcach jednej ręki, przypominając chociażby przygodę Deana Hendersona w Sheffield United czy Axela Tuanzebe w Aston Villi. Dużo więcej było jednak ruchów, które zupełnie nie popychały młodych piłkarzy do przodu.
Można wręcz było odnieść wrażenie, że zaniedbano ideę wypożyczania najbardziej utalentowanych graczy, trzymanych na Old Trafford i otrzymujących tylko pojedyncze występy. Postępowanie wobec Angela Gomesa czy Tahitha Chonga przypominało czekanie na cud - zamiast zagwarantować im regularne występy, trzymano w niebycie między rezerwami, na które okazali się zbyt dobrzy, a pierwszym zespołem, gdzie nie mogli wywalczyć sobie miejsca.
Jednocześnie presja, aby dawać im szanse, zawsze stała na ogromnym poziomie. Trybuny fetowały każdy debiut adepta klubowej akademii. Akademii od lat niedoinwestowanej, pozostawionej w tyle przez Manchester City czy Chelsea. Świetna opinia, wykreowana przez lata funkcjonowania United, jest już mocno zakurzona, choć niedawna wygrana w FA Youth Cup może budzić nadzieję na jej odrodzenie. Z drugiej strony, brakuje przemyślanej polityki, pomysłu na wykorzystanie tego, że na Old Trafford wciąż są naprawdę utalentowani młodzicy. Nie ma bowiem pomysłu na zrealizowanie drzemiącego w nich potencjału.
Schemat wygląda najczęściej bardzo podobnie. Wyróżniasz się w rezerwach? Wskocz do kadry pierwszego zespołu. Jeśli się nie przebijesz, jak Marcus Rashford czy Mason Greenwood, posiedź na ławce rok lub półtora, bez szans na występy w dorosłym futbolu. Potem odejdź na wypożyczenie. Jeśli nie wypali? Kolejne. I tak do skutku, aż wygaśnie twój kontrakt. Sprzedaże? Do tego lata to zupełnie nie funkcjonowało. Wysoko cenieni swego czasu James Wilson czy Dylan Levitt przeszli dokładnie taką drogę. Andreas Pereira podążał nią aż do 26. roku życia, choć niedawno udało się go sprzedać za przyzwoite pieniądze do Fulham, gdzie radzi sobie nieźle.
Pora na bardziej zdecydowane decyzje
Sprzedaż Jamesa Garnera mocno zawiodła dużą grupę kibiców. Młody Anglik miał bowiem za sobą bardzo udany sezon w Nottingham Forest, z którym wywalczył awans do Premier League. Liczono, że dostanie szansę pokazania umiejętności w pierwszym zespole. Gdy jednak okazało się, że Erik ten Hag nie znajdzie dla niego miejsca, postanowiono mu podziękować i wytransferować do Evertonu. Tymczasem wcześniej 21-latka zapewne by zatrzymano, a nawet “przetrzymano”, sadzając na ławce i trybunach.
Jak patrzeć na odejście Garnera? Z jednej strony, klub stracił utalentowanego gracza. Z drugiej zaś nie zmarnował kolejnego młodego talentu. Udało się zainkasować przyzwoite pieniądze, a wychowanek nie traci bezcennego czasu, jak chociażby Tuanzebe, grzejący przez cały zeszły sezon ławę w Manchesterze i Neapolu, czy Dean Henderson, tak sfrustrowany statusem rezerwowego w poprzednich rozgrywkach, że nawet nie próbował walczyć o miejsce na Old Trafford, tylko od razu zażądał wypożyczenia.
Zastanawiać może oczywiście brak klauzuli odkupu (co nie zostało oficjalnie potwierdzone, ale jest wielce prawdopodobne). Garner wysłał przecież bardzo obiecujące sygnały, gdy występował w Forest. Niemniej, klub wreszcie postanowił nie spekulować. Skoro nie miał miejsca na młodego pomocnika, postanowił zarobić, zamiast trzymać go na siłę w imię potencjalnych korzyści zależnych od wielu zmiennych.
To ruch kontrowersyjny, bezlitosny i trochę ryzykowny, lecz paradoksalnie korzystny również dla samego gracza. Skoro ten Hag nie zamierza dać mu szans, po co ma marnować czas? Niech udowodni swoją wartość gdzie indziej, spróbuje wypromować się na poziomie Premier League. Podobnie postąpiono z Chongiem, oddanym do Birmingham po dwóch latach łapania ogonów na Old Trafford i roku rozbitym na dwa wypożyczenia do Werderu Brema i Club Brugge. Nareszcie nie ma czekania w imię złudnej wiary w to, że dany talent nagle wystrzeli.
Drugiego "Class of '92" nie będzie
Utarło się już stwierdzenie, że stawianie na młodzież jest w "DNA United". I rzeczywiście, liczba wychowanków klubu na przestrzeni lat robi wrażenie. Seria meczów z przynajmniej jednym takim zawodnikiem w kadrze meczowej ciągnie się aż od 1937 roku. To grubo ponad 4000 spotkań! Niesamowite dziedzictwo warte jest pielęgnacji, lecz należy pamiętać, że akademia przez lata traciła dystans do najlepszych ligowych rywali. W związku z tym coraz trudniej o ukształtowanie w niej zawodników na poziomie Premier League.
Właściwie do końca kadencji Sir Alexa Fergusona liga angielska była zalana graczami szkolonymi na Old Trafford. Wymienić mogliśmy ich dziesiątki - od Jonny’ego Evansa czy Danny’ego Welbecka, którzy mieli za sobą lata udanych występów z diabełkiem na piersi, przez Toma Cleverleya i Adnana Januzaja z krótszymi, mniej udanymi przygodami na Old Trafford, aż po piłkarzy z jedynie epizodami w Manchesterze, np. Ryana Shawcrossa czy Robbiego Brady’ego. Nowego pokolenia gotowego do gry na takim poziomie nie widać. A to znamionuje spadek jakości produktów akademii (lub wzrost wymagań w Premier League).
Podczas gdy Premier League zaczynają podbijać wychowankowie Chelsea czy Manchesteru City wypożyczani lub sprzedawani do innych zespołów, ich koledzy spod znaku “Czerwonego Diabła” lądują częściej na niższych poziomach rozgrywkowych. W ostatnich latach, poza absolutnymi wyjątkami: niesamowicie utalentowanymi Marcusie Rashfordzie czy Masonie Greenwoodzie, szalenie pracowitym Scottcie McTominayu, wprowadzonym do zespołu przez Jose Mourinho w roli zadaniowca Deanie Hendersonie, w United nie wykreowali żadnego piłkarza gotowego, by chociaż zakręcić się na dłużej w okolicach kadry meczowej. Po transferze Antony’ego weryfikacja powinna niedługo spotkać Anthony’ego Elangę, piłkarza w dalszym ciągu nieprzystającego do najwyższych standardów.
Czy można więc liczyć na stały napływ talentu z akademii? Każdego wypromowanego z niej przydatnego zawodnika należy raczej traktować jako bonus. Jeśli pojawi się taki jeden na dwa-trzy lata, tendencja zostanie utrzymana. To, co kiedyś stanowiło o sile 20-krotnych mistrzów Anglii, dziś powinno stanowić jedynie dodatek. Następnej “Class of ‘92” nie będzie i należy spojrzeć na sprawę chłodno: każdy kibic chce oglądać wychowanków, ale muszą oni spełniać odpowiednie wymagania. Jeśli ich nie spełniają, nie ma co ich trzymać na siłę. Jeśli chcą grać regularnie, chyba lepiej ich nie blokować.
Zakładając, że w barwach Evertonu Garner okaże się rewelacją i będzie trzeba go odkupić, niczym Pogbę, to klub z pewnością znajdzie na to środki. A tutaj nikt nie mógłby mu zagwarantować, że z taką konkurencją na Old Trafford, pod wodzą Erika ten Haga (który wbrew powielanej często fałszywej opinii, nie przepada za stawianiem na młodzież), zdoła wykorzystać swój potencjał. Oddanie go i kilku innych piłkarzy na wcześniejszym etapie kariery to wbrew pozorom dobry sygnał. W United wreszcie kierują się rozsądkiem, a nie sercem. Aby młodzian wdarł się do zespołu aspirującego do walki o trofea, musi być ogromnym talentem. To, że wyróżniasz się na poziomie U18 czy U23, wcale nie jest gwarancją sukcesu. Potrzeba więc chłodnej kalkulacji i bardziej zdecydowanych decyzji - takich, jakie podjęto tego lata.
Jeśli do tego dojdą inwestycje w akademię oraz zrewitalizowana polityka wypożyczeń, potencjał młodzieżówki zostanie zmaksymalizowany. Na razie jednak trzeba pogodzić się z tym, że znajduje się ona w trudnym położeniu. A jej największe talenty wcale nie muszą zapewniać spełnienia wymagań, jakie powinno stawiać się w czerwonej części Manchesteru.