To będzie wyjątkowy debiut w Ekstraklasie. Jego transfer był sensacją, wrócił błyskawicznie [NASZ WYWIAD]

To będzie wyjątkowy debiut w Ekstraklasie. Jego transfer był sensacją, wrócił błyskawicznie [NASZ WYWIAD]
Łukasz Wójcik / Motor Lublin
Mateusz - Hawrot
Mateusz HawrotWczoraj · 17:30
Zimą w kontrowersyjnych okolicznościach sensacyjnie odszedł z Arki Gdynia do ligi belgijskiej. Po nieudanym czasie błyskawicznie wrócił i teraz tę samą Arkę spotka w debiucie w Ekstraklasie, już jako piłkarz Motoru Lublin. Porozmawialiśmy z Karolem Czubakiem m.in. o najgorszych stronach pobytu w Belgii, tym, czemu mu tam nie wyszło, dlaczego trafił do Motoru, czy mógł i chciał wrócić do Arki oraz nadchodzącym meczu. Zapraszamy.
Mecz Motoru z Arką w niedzielę 20 lipca o 17:30. Dla Czubaka będzie to pierwszy oficjalny mecz na polskich boiskach, odkąd w grudniu - jeszcze dla “Żółto-niebieskich” - grał z ŁKS-em. Wcześniej ustanowił rekord strzelecki w historii gdyńskiego klubu (66 goli) i z tym mianem sensacyjnie zimą wyfrunął znad morza do Belgii. Oto, co powiedział w wywiadzie dla Meczyki.pl 25-letni napastnik.
Dalsza część tekstu pod wideo
MATEUSZ HAWROT, MECZYKI.PL: Zdrowy, gotowy na mecz z Arką Gdynia? To inauguracja sezonu idealnie “pod ciebie”.
KAROL CZUBAK, NAPASTNIK MOTORU LUBLIN: Czuję się dobrze, zrobiliśmy ze sztabem wszystko, żebym był gotowy do gry. Zobaczymy, jaka będzie decyzja.
Skąd te problemy zdrowotne i brak gry w ostatnim sparingu?
Po przyjściu do klubu wszystko było okej, choć w sparingu z Dinamem Bukareszt 28 czerwca jeszcze średnio się czułem. Sezon w Belgii skończył się 10 maja, ale ja ostatni raz dotknąłem piłkę 24 kwietnia, potem miałem dwa tygodnie problemów z kolanem. Dwa miesiące nie dotykałem więc piłki, tyle co pobiegałem, rozpiski treningowe były dość mocne, ale bez czucia piłki, czucia boiska. Z Dinamem grałem mniej, trener chciał mnie spokojnie wprowadzić do drużyny. 5 lipca z Lechią Gdańsk było lepiej, strzeliłem dwa gole, ale dosłownie trzy minuty przed zmianą w 60. minucie, po niefortunnym starciu z rywalem, poczułem ból w pachwinie.
Jakie masz pierwsze odczucia z pobytu w nowym klubie? Coś cię zaskoczyło?
Treningi są naprawdę mega intensywne, poziom jest bardzo wysoki, nie spodziewałem się, że aż tak wysoki. Tu jest bardzo dużo jakości. Patrząc na to, co trenowałem w Belgii, a co jest tutaj, to Motor piłkarsko wygląda o wiele lepiej. Na pewno widać tutaj pomysł, widać co chcemy grać, w jakim kierunku iść. W mojej grze też się wiele nie zmieniło, więc łatwiej mi się było do tego wszystkiego zaadaptować. Do szatni także łatwo wszedłem - nie przyszedłem tutaj jako młody chłopak ani żaden no-name, znaliśmy się z wieloma chłopakami z boiska. Jest bardzo fajna atmosfera, pomaga mi to odpowiednio trenować.
Kto zrobił na tobie piłkarsko największe wrażenie w drużynie?
Bartek Wolski. Do tego Ndiaye, fajnie wygląda Bright Ede, widać, że zaraz może iść wysoko. Mocne są też boki obrony, naprawdę wielu świetnych piłkarzy. Jest sporo jakości.
I wszystko to spaja trener rocznik 1993, wykonujący w Motorze kapitalną robotę. To Mateusz Stolarski przekonał cię do tego transferu?
Myślę, że tak, kontaktowaliśmy się zresztą już rok temu. Teraz skontaktował się ze mną ponownie, tuż po sezonie, pod koniec maja czy na początku czerwca. Wiedziałem, jak Motor gra, jak chce grać, trener mi to już kiedyś przedstawiał. Do tego, choć nie przepadam za oglądaniem meczów, to trochę Ekstraklasy oglądałem, widziałem mecze Motoru i zwróciłem uwagę na grę Samuela Mraza. Nie miał zbyt wielu skomplikowanych działań w defensywie, miał za to dużo dostarczanych piłek w pole karne. Pomyślałem: nic lepszego dla mnie być nie może. Szczególnie, że nikt przed poprzednim sezonem raczej się nie spodziewał, że Mraz strzeli 16 goli. Widać, że pod trenerem Stolarskim potrafił się odblokować, wejść na wyższy poziom, dobrze to wyglądało, a też nie dostawiał tylko nogi do pustej bramki.
Były inne propozycje?
Nie było tych ofert nie wiadomo ile, choć słyszałem o dwóch innych klubach z Ekstraklasy. Motor się jednak zgłosił z konkretem, pokazał kierunek, plan, wiedziałem, że to dobry klub, odpowiedni dla mnie. Ostatnie pół roku nie było dla mnie dobre, ale też nie przyszedłem się tu odbudować - przez cztery czy pięć miesięcy nie zapomniałem, jak się gra w piłkę. Cały czas byłem w treningu, z wyjątkiem dwóch ostatnich tygodni sezonu i kłopotów z kolanem.
A rozważałeś inną opcję niż powrót do kraju? Po drodze zmieniłeś też wieloletniego menadżera na agencję KFM Jarosława Kołakowskiego.
Zmieniłem, nie byłem zadowolony z ostatnich miesięcy, z tego, co działo się po transferze do Belgii. Wiele rzeczy, które mi mówiono, nie zgadzało się z rzeczywistością. Chciałem coś zmienić, poszukać ludzi bardziej doświadczonych. I przy tym mój komunikat był jasny: chcę wrócić do Polski, chociaż nie do pierwszego z brzegu klubu. Chciałem iść do klubu, który o coś gra, ma pomysł, nie tylko na mnie. Motor to zagwarantował. Trener Stolarski to bardzo dobry człowiek, zanim podpisałem kontrakt byliśmy w stałym kontakcie, widziałem, jak mu zależy i on też myślę widział, jak mi zależy, by przyjść do Motoru. Cieszę się, że kluby się dogadały. Czuję, że zaczynam coraz lepiej wyglądać na boisku, odnajduje się w szatni, napędziły mnie też dwie bramki w sparingu z Lechią, takie w moim stylu. Myślę, że nie będę musiał udowadniać, że strzelania goli się nie zapomina. Dobrze, że omijają mnie też dłuższe kontuzje.
Strzelania goli się nie zapomina, ale kilka miesięcy w Belgii możesz spisać na straty. Mało gry, zero bramek. Nie tak to miało wyglądać, gdy zimą niespodziewanie odszedłeś z Arki. Dlaczego się nie udało?
Nie wiem, czemu nie grałem w Kortrijk tyle, ile chciałem. Naprawdę trudno powiedzieć, chciałbym odpowiedzieć, ale nie mam pojęcia. Pytałem trenera, pytałem dyrektora sportowego, co mogę poprawić, jakie są problemy, przez które nie gram. Mówili: “wszystko jest dobrze”, tłumaczyli, że nie chcieli mnie wrzucać na głęboką wodę. Odpowiadałem: “okej, ale proces aklimatyzacji już za mną, widzicie chyba, że dobrze wyglądam w treningu”. A oni: “tak, wszystko widzimy, jest super”. Dyrektor był zadowolony, trener zadowolony, koledzy z drużyny zadowoleni, w szatni się przyjąłem. Widzieli, że choć mój angielski nie był na początku na najwyższym poziomie, to brałem lekcje, chciałem się uczyć, by rozmawiać w szatni, łapać kontakt. Rozmawiałem. Tygodnie leciały, jednak dalej wiele nie grałem.
Po drodze zmienił się trener. Nie minęły trzy tygodnie twojego pobytu w klubie, a Yvesa Vanderhaeghe, obecnego przy transferze, zastąpił Bernd Storck. Nie zdobyłeś jego zaufania.
Najpierw tuż po przyjściu zagrałem ponad 20 minut, okej, zmarnowałem “setkę”, ale przez jedną sytuację nie możesz potem cały czas negatywnie patrzeć na zawodnika. Szczególnie dopiero ściągniętego. Potem miałem problemy ze zdrowiem, gorączkę, ale przed zmianą trenera łapałem minuty. Gdyby nie zwolnili Vanderhaeghe, czułem, że w czwartym swoim meczu grałbym od początku. Tak wynikało z treningów i tego, co się działo. Klub jednak go zwolnił i zatrudnił Bernda Storcka. U niego zagrałem najdłużej 20 kilka minut. Po jednym z meczów - moja wina - nie podałem mu ręki, poszedłem dalej. Natychmiast przeprosiłem, powiedział, że przyjmuje, że rozumie. Potem więcej niż 10 minut nie zagrałem.
Nie powiedział mi, dlaczego nie gram. Wolałbym, by rzucił, że po prostu jestem za słaby albo nie widzi mnie w składzie, bo to i tamto. Kiedyś trener Janusz Niedźwiedź przyszedł do Widzewa i powiedział wprost, że na moje miejsce ma kogoś innego, nie widzi mnie i mam zielone światło na odejście. Dzięki temu trafiłem do Arki. Takie coś cenię, nie żywię do niego urazy, dziękuję. Wolę prawdę niż nawijanie makaronu na uszy
A był moment, że czułeś, że nastąpi przełom, że wskoczysz do składu?
Był. Nie grałem, ale w końcu 21 marca przyszedł sparing z Dunkierką. Naprawdę dobrze wyglądałem i w tym tygodniu podczas przerwy na kadrę, i tym sparingu. Strzeliłem gola, słyszałem w drużynie: “jak teraz nie zagrasz, to nie wiem, kiedy”. Przyszedł weekend, wszedłem w 84. minucie, tuż po straconym golu na 1:2. Wiedziałem wtedy, że co bym nie zrobił, to i tak nic mi nie pomoże.
Trzy miesiące później już cię w Belgii nie było. Sparzyłeś się tą zagranicą? Warto było ryzykować? Dopuszczasz myśl, że jeszcze kiedykolwiek spróbujesz wyjechać?
Skupiam się na Motorze, ale w przyszłości niczego nie wykluczam, tym razem może będę bardziej gotowy. Zimą może za szybko podjąłem decyzję, to było nie w moim stylu, teraz bym to bardziej przemyślał. Z drugiej strony, nie mogę mieć do siebie pretensji i nie szukam wymówek, ale, jak mówiłem, żałuję, że w Kortrijk zmienił się trener. Nowy postawił na innych piłkarzy. Zawodnicy wiedzą, że jak czasami trener się uprze, że nie grasz, to nie grasz.
Bardzo więc mi zależało, by wrócić do Polski, chciałem tego, chciałem znowu złapać chęci do gry w piłkę. W ostatnim miesiącu w Belgii miałem takie momenty, że nie miałem ochoty wstawać, iść i trenować, przebywać w tej szatni, ta końcówka była naprawdę ciężka. I dla mnie, i dla mojej rodziny. Nie sprawiało mi to radości.
Widzisz jakiekolwiek plusy pobytu w Belgii? Cokolwiek pozytywnego z tego wyciągnąłeś, nauczyłeś się?
Trener może i mnie nie wystawiał do gry, ale nie ignorował, zostawał uwagę na czy po treningu. Rozmawialiśmy, analizowaliśmy. Myślę, że poprawiłem np. dwa szybkie kontakty z piłką - przyjęcie i od razu strzał. Skupialiśmy się też nad wykończeniem, uderzeniem, poświęcał mi czas.
Trafiłeś do Motoru, ale gdzieś przewijały się plotki o możliwym błyskawicznym powrocie do Arki. Wiem, że rozmawiałeś z klubem. Zapytam tak: czy gdyby Arka miała latem pieniądze, by zapłacić Belgom oczekiwaną kwotę, to dziś znów byś dla niej grał?
Pewnie tak. Już po zmianie menadżera - jeszcze nie było propozycji z Motoru - rozmawialiśmy z Arką, ale padło hasło, że klub szuka darmowych transferów. Za bardzo się więc na tym nie skupiałem, bo wiedziałem, że trzeba za mnie zapłacić i nic innego nie przejdzie. Rozumiem, że Arka miała inne plany transferowe i określony budżet. Nie mam pretensji, że nie udało się wrócić, wyszło jak wyszło. Trzymam i będę trzymał za nią kciuki, za ten zespół. Mam tam dalej dużo przyjaciół, ludzi, z którymi utrzymuję kontakt. W pierwszym meczu sentymentów jednak nie będzie.
Ale celebracji ewentualnego gola też nie będzie?
Nie, absolutnie nie. Nigdy nie grałem tak sentymentalnego dla mnie meczu. Wcześniej nie miałem problemu, by się cieszyć z goli dla Arki grając przeciwko Widzewowi. Ale Arka znaczy dla mnie dużo więcej, jest we mnie część tego klubu. Szkoda, że w takich nastrojach potoczyło się zimą moje odejście, bo nie to było moim zamiarem, chciałem się rozstać w dobrych warunkach. Nie chciałem źle, nie chciałem nikogo urazić, ale nie cofnę czasu - jest jak jest. Gdyby się dało cofnąć, wszyscy by byli nieomylni.
Nie mów jednak, że nie żałowałeś decyzji o odejściu, oglądając, jak Arka robi awans, jak fetuje ten sukces, jak bawi się miasto i kibice. Mogłeś tam być, jako jeden z głównych bohaterów.
Tak, to było trudne, szczególnie, że cały czas pozostawałem w kontakcie z kolegami z szatni. Oglądając jak awansują na pewno czułem smutek, sam o to walczyłem trzy lata, a się nie udało. Cieszę się jednak, że im wyszło, większość tych chłopaków zasługuje na grę w Ekstraklasie. Zasłużyli na ten sukces, szczególnie po tym, co działo się w poprzednich sezonach. Super, że dali radę to dowieźć.
Na koniec wróćmy do Motoru. Niedzielny mecz z Arką to pierwsza z 34 kolejek ligowych. Gdzie Motor chce być na koniec sezonu? Macie określony cel?
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. W pierwszym sezonie Motoru po awansie było siódme miejsce, teraz chcemy zająć jeszcze wyższe. Nie patrzymy na środek tabeli czy utrzymanie, mierzymy wyżej, może uda się powalczyć o europejskie puchary - jak nie ligą, to może przez Puchar Polski? Zobaczymy, sezon to zweryfikuje, ale po tym, co widzę tutaj na treningach i sparingach, to nie są to cele rzucone ot tak, znikąd. Imponujący jest też sztab, każdy od czegoś, ciągłe analizy, rozwój, profesjonalizm. Jestem optymistą.

Przeczytaj również