To brzmiało abstrakcyjnie! Takiej szarży Świątek nikt by nie przewidział

To brzmiało abstrakcyjnie! Takiej szarży Świątek nikt by nie przewidział
IMAGO / pressfocus
Hubert - Błaszczyk
Hubert Błaszczyk12 Jul · 09:00
Iga Świątek pokazała, że w tenisie nie ma rzeczy niemożliwych. Przez ostatnie tygodnie zrobiła ogromne postępy w grze na trawie i wygląda na korcie jak za najlepszych czasów. Już w sobotę może dodać do swojej bogatej kolekcji trofeów wimbledoński tytuł. - Tenis nie przestaje mnie zaskakiwać - mówi Polka.
Świątek idzie przez wimbledoński turniej jak burza. W półfinale nie dała Belindzie Bencic najmniejszych szans. Imponował nie tylko wynik, ale też styl. Polka narzuciła warunki gry od pierwszej piłki, rozrzucając Szwajcarkę po korcie. Utrzymała intensywność aż do końca. Słabsze miała zaledwie kilka minut, kiedy skumulowało się kilka błędów w jednym, dwóch gemach.
Dalsza część tekstu pod wideo
To był najlepszy mecz Świątek w ostatnich dwunastu miesiącach. Zgadzało się wszystko, zwłaszcza return, który szwankował w pierwszych rundach. Z tak grającą 24-latką prawdopodobnie nie wygrałaby żadna aktywna tenisistka.
Pogodzona z wynikiem meczu była Bencic, która nie szukała też usprawiedliwień w terminarzu turnieju. Obie panie miały na odpoczynek niespełna 24 godziny.
- Oczywiście obejrzę mecz jeszcze raz i zobaczę z moim teamem, co mogłam zrobić inaczej, ale musiałabym zagrać najlepszy tenis w życiu i ryzykować w każdym uderzeniu, żeby ją pokonać - tłumaczyła na konferencji prasowej.
W sobotę Świątek stanie przed szansą na wygranie Wimbledonu. To zdanie jeszcze trzy tygodnie temu brzmiałoby abstrakcyjnie. Polka miała swoje problemy na korcie, jej forma falowała na przestrzeni poszczególnych setów. Między innymi z tego powodu nie obroniła tytułu na kortach imienia Rolanda Garrosa. Co więc zmieniło się w tak krótkim czasie?

Wiara w sukces na trawie

Świątek rozpoczynała poprzednie edycje Wimbledonu, mając w nogach wiele meczów. Gablota z pucharami najczęściej zaczynała się zapełniać od lutego i trofeów przybywało aż do Rolanda Garrosa. W ubiegłym sezonie Polka wygrała po kolei Madryt, Rzym i Paryż, wyrównując osiągnięcie Sereny Williams. Siłą rzeczy do Londynu przyjechała zmęczona. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
Asekuracyjne były też wypowiedzi samej tenisistki, która nie czuła się najlepiej ze swoim tenisie na trawie, a krótka przerwa między turniejami w Paryżu i Londynie nie sprzyjała, żeby to uległo zmianie. Inaczej było w tym roku, bo na tytuł 24-latka czeka już ponad rok. Najpierw był camp treningowy na Majorce, a kilka dni później zobaczyliśmy nową wersję Świątek w Bad Homburg. Tam nie wyszedł finał przeciwko Jessice Peguli, ale do Londynu przyleciała z inną energią i wiarą w sukces.
- Wim Fissette od początku miał pomysł na moją grę na trawie - tłumaczyła Polka. - Pracowaliśmy głównie nad technicznymi aspektami, nad którymi wcześniej w taki sposób nie pracowałam. Trener ma ogromne doświadczenie, więc starałam się to wykorzystać. Dzięki temu te treningi przełożyły się później na dobre mecze - dodała.

Spokój

Druga połowa 2024 roku była bardzo wymagająca dla Świątek. W krótkim czasie skumulowało się wiele wydarzeń, które miały wpływ na jej późniejszą dyspozycję. Porażka z Qinwen Zheng w igrzyskach olimpijskich, tygodnie niepewności po pozytywnym teście antydopingowym i w efekcie utrata pierwszej pozycji w rankingu. Do tego wszystkiego doszła zmiana trenera - Tomasza Wiktorowskiego zastąpił Fissette.
Wydawało się, że forma Świątek idzie w górę na początku sezonu 2025, kiedy tak naprawdę dwie piłki zadecydowały, że to Madison Keys, a nie Polka miała szansę na wygranie Australian Open. W Melbourne widzieliśmy próbę gry forhendem z większym marginesem bezpieczeństwa. W kolejnych turniejach było jednak dużo gorzej. Przegrane z niżej notowanymi rywalkami, nerwy na korcie, a czasami nawet bezradność - to wszystko sprawiało, że trudno było patrzeć na tenis byłej liderki rankingu z optymizmem.
Jeśli spojrzymy na wyniki Świątek podczas Wimbledonu, wydaje się, że nie było w tym turnieju trudniejszych momentów. Ale wszystkie małe testy Polka zdała celująco. Wyrównany pierwszy set z Poliną Kudiermietową, przegrana pierwsza partia z Caty McNally oraz seria podwójnych błędów Clarą Tauson - to były momenty, w których nerwowe reakcje mogłyby pociągnąć za sobą spiralę błędów.
- Przez większość roku było czuć presję i napięcie, kiedy Iga wychodziła na kort. W Bad Homburg to zniknęło. To zawsze będzie tenisistka, która jest energiczna, ale było widać w jej zachowaniu więcej swobody - mówi dla BBC była tenisistka Andrea Petković, która przed turniejem typowała Świątek na zwyciężczynię.

Serwis nie do przełamania

Fissette, obejmując posadę trenera Świątek, wskazywał, że jednym z elementów, który chce poprawić, jest serwis. Na przestrzeni tego sezonu można było zaobserwować delikatne korekty techniczne w ruchu Polki. Nie było jednak efektów na korcie. Na te trzeba było poczekać do Wimbledonu. Iga Świątek jest w czołówce wszystkich statystyk serwisowych. Rywalki przełamały ją zaledwie czterokrotnie. Znakomicie działa pierwszy serwis, a drugi ustępuje tylko kilku tenisistom. Większość z nich pożegnała się z Wimbledonem już po pierwszej lub drugiej rundzie.
Najważniejsze jest jednak to, że serwis pomaga wtedy, kiedy są problemy. Tak było z Kudiermietową, a zwłaszcza Ludmiłą Samsonową. W drugim secie było już przecież 5:5 i 0:30. Świątek obroniła się wtedy przed przełamaniem i prawdopodobną trzecią partią w mistrzowskim stylu.

Poruszanie się po korcie

Trawa różni się od innych nawierzchni sposobem poruszania się. Tenisiści muszą też zaopatrzyć się w specjalne buty. - Wiemy, że kozioł na trawie jest niższy, dlatego stosujemy różne ćwiczenia na korcie, żeby się do tego przystosować - tłumaczy Przemysław Piotrowicz, który od wielu lat pomaga Hubertowi Hurkaczowi.
Świątek dużo pracowała nad tym elementem podczas zgrupowania na Majorce. W poczynaniach Polki widać większą lekkość i swobodę
- Czuję, że bardzo poprawiłam moje poruszanie się po korcie, serwuję też naprawdę bardzo dobrze. Mam tę niezbędną pewność siebie na korcie i będą starała się to kontynuować - mówiła finalistka Wimbledonu po pokonaniu Bencic.

Świątek faworytką finału

Te cztery aspekty sprawiają, że Świątek jest faworytką sobotniego finału. Ale nie tylko one. Polka to tenisistka, która nie zwykła przegrywać wielkoszlemowych finałów. Dotychczas na pięć okazji ma stuprocentową skuteczność. Takim samym wyczynem u mężczyzn może pochwalić się Carlos Alcaraz.
Takiego doświadczenia nie ma Amanda Anisimova. Amerykanka pojawiła się w finale niespodziewanie, ale w pełni zasłużenie. Opanowanie nerwów może być dla niej dużym wyzwaniem. Te widzieliśmy już przeciwko Arynie Sabalence, kiedy miała problemy z domknięciem pojedynku, mimo prowadzenia 5:2 w trzecim secie. Zdaniem ekspertów Polce mogą też sprzyjać warunki pogodowe. Sobotni finał ma być rozgrywany przy temperaturze 29 stopni.
- Piłka nie dostaje wtedy takiego poślizgu, wręcz zatrzymuje się na trawie. Jest dużo trudniej zakończyć punkt. Musisz być cierpliwy, bo nie wygrasz wymiany w dwóch, trzech uderzeniach - analizowała dla BBC Agnieszka Radwańska, która gra w Londynie w turnieju legend.
Świątek weszła w meczu z Bencic na tenisowy poziom, który jest dostępny dla kilku tenisistek na świecie. Oczywiście pozostaje pytanie, czy Polka będzie w stanie utrzymać tak znakomitą dyspozycję. Trzeba jednak pamiętać, że to zawodniczka turniejowa, która może przegrać w pierwszym tygodniu rywalizacji, ale w najważniejszych meczach trudno ją złamać. Bilans finałów - 22:5 - mówi sam z siebie.
Finał Wimbledonu w sobotę o 17:00. Relacja LIVE na Meczyki.pl.

Przeczytaj również