To dla niego koniec gry w kadrze? Nieudany powrót, w kolejce są inni. "Bez perspektyw"
Minione zgrupowanie reprezentacji Polski dało nam wskazówki co do jej kształtu. Są piłkarze, którzy - powiedzmy to sobie wprost - nie przekonują, by w ogóle ich powoływać. Ani nie są perspektywiczni, ani niezbędni, ani niestety na dziś wystarczająco jakościowi z orzełkiem na piersi.
W niedzielnym meczu z Litwą najsłabszym punktem biało-czerwonych był Bartosz Slisz, który szczególnie w pierwszej połowie miał sporo problemów i zakończył ją żółtą kartką za brzydki wślizg. Wyeliminował się tym samym ze spotkania z Holandią w listopadzie i na nowo ożywił dyskusję dot. obsady reprezentacyjnej “szóstki”. Po pierwsze dlatego, że przeciwko ekipie “Oranje” ktoś go musi zastąpić. Po drugie, bo choć w październiku był przydatnym elementem zespołu, to trudno odnieść wrażenie, że w pełni przekonuje. Jest niezły, czasem lepszy, czasem gorszy, ale pewnego poziomu raczej niestety nie przeskoczy. Nagle nie poprawi choćby umiejętności technicznych, skanowania przestrzeni, czy gry do przodu, jeśli dotychczas nie zrobił tego w zadowalający sposób.
- W Foot Trucku Jan Urban powiedział, że nie chce wymagać od piłkarza czegoś, czego on mu nie ma. Patrzyłem w meczu z Litwą z uwagą na Bartosza Slisza - na przykład nie był w stanie przyjąć w banalnej sytuacji piłki, kiedy my wychodziliśmy potencjalnie z dobrą szansą na kontrę. Później faulował na żółtą kartkę po spóźnionej interwencji. Rozumiem, że to zawodnik, który dzisiaj pewnie w konfiguracji Jana Urbana jest najlepszym rozwiązaniem, ale patrzysz na niego i zdajesz sobie sprawę, że on ci więcej nie da - mówił w studiu pomeczowym na kanale Meczyki Mateusz Święcicki.
W pełni można się z komentatorem Eleven Sports zgodzić. Nie chcemy być wobec Slisza przesadnie krytyczni, bo “jest jaki jest, ale jest”, jednak może jego absencja otworzy drzwi dla kogoś innego. Nawet jeśli Jakub Moder wciąż ma kłopoty zdrowotne, to są przecież opcje ekstraklasowe jak Taras Romanczuk czy Damian Szymański.
Żeby było jasne - pierwsze słowa tego tekstu nie dotyczą pomocnika Atlanty United, mimo że trudno spodziewać się progresu w karierze reprezentacyjnej z jego strony. Taką mamy rzeczywistość, jeszcze się Janowi Urbanowi przyda, obronił się w ubiegłym miesiącu. Są natomiast piłkarze, którzy dziś wydają się poziomu oczekiwanego do gry w kadrze nie spełniać. Widzieliśmy to choćby w nudnym, przeciętnym sparingu z Nową Zelandią.
Nie zdał egzaminu
Zamiast Slisza na “szóstce” zagrał Jakub Piotrowski i nie przypominał zawodnika, którego niedawno za grę w Serie A chwaliły włoskie media. Nie radził sobie z rywalami, nie kontrolował drugiej linii, często był spóźniony, źle ustawiony, niewiele wniósł w grze do przodu. Można podnieść słuszny argument, że żadna z niego “szóstka”, bo to raczej “ósemka”, ale jednak selekcjoner widzi go niżej. Z marnym niestety skutkiem. Piotrowski nazbierał trochę (13) występów w ostatnim czasie, wśród których poza barażami o EURO 2024 próżno wskazać na specjalne pozytywy. W oczy rzuca się jego surowość, niedokładność, spowalnianie gry. Być może wyżej wyglądałby lepiej - nie możemy tego wykluczyć. Obecnie jednak nie widzimy argumentów, by dalej Piotrowskiego powoływać. Miał swoje szanse, nie przekonuje, a w kolejce, choćby do gry jako “szóstka”, są przecież inni. Romanczuk, Szymański, nawet Oskar Repka. Z czego kapitan Jagiellonii, gdy grał w kadrze, to nie zawodził.
Regularnie pod formą
Kolejny piłkarz, którego możemy uznać za przegranego październikowego zgrupowania, to Przemysław Frankowski. Doświadczony wahadłowy dostał 45 minut z Nową Zelandią i znów rozczarował. Znów, bo od dłuższego czasu jego gra w reprezentacji jest rozczarowująca. Miał w niej dobre momenty, potrafił rosnąć czy to o Paulo Sousy, czy na początku kadencji Michała Probierza, ale gdy obniżył loty, to regularnie prezentował się poniżej oczekiwań. Tak od przynajmniej roku czy półtora.
- Nie stać nas na to, żeby z Przemka Frankowskiego rezygnować (...) Mało mamy tak doświadczonych zawodników, którzy w tej kadrze może nie błyszczeli, ale nie zawodzili - zawyrokował w Kanale Sportowym Robert Podoliński.
Pozwolę się z panem Robertem nie zgodzić i to nie tylko z drugim zdaniem, które uważam po prostu za nieprawdę. Dlaczego nas nie stać? Bo kiedyś był w lepszej formie? Bo gra w Ligue 1? Samo doświadczenie, pozycja w szatni czy dość wyrobione nazwisko to nie wszystko. Szczególnie, że akurat na wahadłach jest w kim wybierać. Prawa strona: przebojowy Cash i solidny, niezatapialny Wszołek. Lewa: Zalewski, Skóraś. Można też cofnąć na oba boki Kamińskiego, powoli do kadry wkracza Arkadiusz Pyrka, w kolejce z U-21 czekają następni. Miejmy nadzieję, że nastąpił już kres czasów minimalistów w reprezentacji, jak do bólu przewidywalny, niedynamiczny, irytujący na wahadle Frankowski. Naprawdę, nie znajdujemy argumentów za dalszym powoływaniem sympatycznego zawodnika Rennes w obecnej formie. Za pół roku czy rok sytuacja może być inna - dziś to nieporozumienie.
- Nie pomogła mu kontuzja. Słabo zagrał. Myślę, że, jak to się mówi, najlepsze już tej kadrze dał. Jeśli się nie poprawi, to ktoś inny wskoczy na tę pozycję. Jak się wychodzi z orzełkiem na piersi, to, chcąc zostać w kadrze, trzeba z siebie dawać nie 100% a 200%. U niektórych tego nie widziałem - zauważył Roman Kosecki w najnowszej rozmowie z Meczyki.pl.
Wrócił i nie dowiózł
Poza Piotrowskim i Frankowskim z Nową Zelandią przeciętnie, by nie powiedzieć kiepsko, wypadł Tomasz Kędziora. Najsłabszy, najmniej pewny wśród obrońców, elektryczny szczególnie w pierwszej połowie. Jan Urban przywrócił go do kadry po przerwie i ta decyzja wydawała się bronić sportowo, bo w PAOK-u “Kendi” występuje regularnie. Tam jednak jest jednym z dwóch stoperów w czwórce, a nie trójce, co może mieć wpływ na różnicę w grze. W czwartkowym sparingu ponad 31-letni już stoper nie przekonał, że warto na niego dalej stawiać. Przypominał siebie samego z pierwszego etapu kadencji Michała Probierza, gdy ogrywali go Farerzy czy Mołdawianie.
Na ile wpływa na to system z trójką z tyłu - nie wiem. Wiem za to, że jeśli piłkarz nie jest perspektywiczny, nie przekonuje na boisku, a w kolejce są inni, to kończą się argumenty za jego powołaniem. Lepiej na tej pozycji wypadali w ostatnich kilkunastu miesiącach m.in. Sebastian Walukiewicz czy Kamil Piątkowski. Młodsi, z nadzieją, że coś tej drużynie jeszcze dadzą. Jasne, pierwszy został przestawiony na prawą obronę w Sassuolo, a drugi aktualnie leczy kontuzję, ale obaj mają w ręku mocniejsze karty niż weteran Kędziora. Kibicujemy, by selekcjoner nie bał się zmian, nawet jeśli to nie piłkarze do podstawowego składu. Szczególnie, że w listopadzie nowy stoper może się przydać z uwagi na zawieszenie Przemysława Wiśniewskiego i niepewną sytuację z minutami Jana Ziółkowskiego w Romie. Wolę obejrzeć Walukiewicza czy Piątkowskiego niż odpalić znowu ten sam serial z Kędziorą. To nie sytuacja jak w ataku, gdzie za Krzysztofa Piątka, którego można by dopisać do wspomnianej tutaj trójki, nie ma kogo powołać.
Patrzmy szerzej
Podsumowując, pozostaje życzyć Janowi Urbanowi, by, owszem, trzymał żelazną konsekwencję przy zarządzaniu kadrą (choćby koncepcja z Sebastianem Szymańskim na Litwie się obroniła), ale jednocześnie nie upierał przy identycznym szerokim składzie. Jeśli ktoś zawodzi raz, drugi, trzeci i piąty, a pod ręką są inni, którzy w przeszłości dawali radę lub/i zasługują na szansę z uwagi na obecną formę, to grzech nie szukać innych rozwiązań. Najważniejsze jest wszak dobro reprezentacji Polski.