To dziś najlepszy pomocnik w Premier League. "Jest wart 200 mln funtów"
Został rekordowym transferem w Premier League. Początkowo przypięto mu łatkę flopa, ale dziś nikt nie może powiedzieć złego słowa o jego grze. Moises Caicedo spłaca każdy ze 115 mln funtów.
Współczesna historia Chelsea była pisana przez wybitnych defensywnych pomocników. Claude Makelele czy N’Golo Kante wyznaczali standardy na tej pozycji. Moises Caicedo z powodzeniem stara się kroczyć śladami poprzedników. Przy czym jego jakość nie ogranicza się do doskonałej gry obronnej w środkowej strefie. W tym sezonie ligowym pozostaje jak na razie najskuteczniejszym zawodnikiem “The Blues”. Niedawno o jego wysokich umiejętnościach przekonał się Liverpool.
- To wszystko zasługa Boga. Miałem okazję i ją wykorzystałem. Kiedy oddałem strzałem, od razu wiedziałem, że piłka wpadnie do bramki. Tak, zgodzę się, że to był bardzo ładny gol - przyznał po pokonaniu LFC.
Krocząc ciemną doliną
W alternatywnej linii czasowej Caicedo mógł znaleźć się po drugiej, tej czerwonej stronie barykady. Dwa lata temu Liverpool poszukiwał następcy Fabinho, a szczytowe miejsce na liście życzeń zajmował ówczesny gwiazdor Brighton. Ekwadorczyk miał wówczas zaledwie 21 lat, ale udowadniał już na The Amex, że jest gotowy do gry w topowym klubie. “The Reds” przegrali jednak wyścig o podpis.
- Dlaczego odrzuciłem Liverpool? Kiedy zadzwonili, było już za późno. Od dłuższego czasu prowadziłem rozmowy z Chelsea i nie mogłem odmówić. Chciałem grać dla "The Blues" - powiedział w grudniu 2023 roku. - W tej chwili przeżywam trudny okres, ale najbardziej cierpi na tym moja rodzina. Bliscy czytają i słuchają różne opinie na mój temat, które nie są przychylne. Staram się zachować siłę, bo taki jest futbol. Wydano na mnie takie pieniądze, bo w poprzednim sezonie grałem bardzo dobrze. Jestem pewien, że tutaj też pokażę jakość - dodał w wywiadzie dla Sky Sports.
Caicedo musiał mierzyć się z krytyką, ponieważ zaliczył bardzo nerwowe wejście do nowej drużyny. W pierwszych tygodniach na Stamford Bridge przytrafiły mu się błędy przeciwko West Hamowi czy Nottingham, które skutkowały utratą goli. Cały zespół prezentował się wtedy zdecydowanie poniżej oczekiwań. Po 16 kolejkach miał na koncie tylko pięć zwycięstw, przez co zajmował dopiero 12. miejsce w tabeli. Finalnie londyńczycy wydźwignęli się na szóstą lokatę, ale po sezonie i tak podziękowano Mauricio Pochettino. Najdroższy nabytek w dziejach CFC okazał się jednym z głównych beneficjentów zmiany trenera.
Enzo Maresca od początku kadencji podkreślał, że zamierza budować drugą linię wokół reprezentanta Ekwadoru. Otrzymał ogromny pakiet zaufania, który wykorzystał w najlepszy możliwy sposób. Ograniczył liczbę błędów do minimum, potrafił zaryglować środek pola, prezentując nawet wyższy poziom niż ten, do którego przyzwyczaił w Brighton. W poprzednim sezonie rozpoczął każdy mecz ligowy w pierwszym składzie. Był to pierwszy taki przypadek w Chelsea od czasów Cesara Azpilicuety w kampanii 2018/19. Za ilością szła też jakość. Pomocnik był liderem w Premier League pod względem celnych podań (2070) i wygranych pojedynków (200).
Pomocnik perfekcyjny
- "Moi" jest dla nas bardzo ważny. Kiedy tylko znajduje się na boisku, cały zespół wygląda lepiej. Niezmiernie cieszę się, że go mamy. Andrey Santos zagrał bardzo dobrze z Palmeiras, ale to wciąż młody zawodnik, jeszcze może się rozwinąć. Caicedo też jest tu po to, aby mu pomóc - mówił Maresca dla DAZN podczas Klubowych Mistrzostw Świata. - Dla zawodnika ofensywnego to spełnienie marzeń, kiedy masz za plecami kogoś takiego, jak Caicedo - dodał Cole Palmer.
Obecnie trudno nawet wyobrazić sobie Chelsea funkcjonującą bez zawodnika z numerem 25 w centralnej strefie. Dość powiedzieć, że aktualnie śrubuje on serię 18 meczów z rzędu w Premier League, w których zagrał po 90 minut. Cała reszta składu przypomina jeszcze plac budowy. Większość środkowych obrońców znajduje się na L4. W ofensywie brakuje kontuzjowanych Cole’a Palmera i Liama Delapa. Estevao dysponuje piorunującym talentem, ale jest stopniowo wprowadzany przez trenera do pierwszego składu. W środowisku pełnym niewiadomych i znaków zapytania uchowa się jeden pewniak. Ten, który imponuje w destrukcji, rozegraniu, a nawet na etapie finalizacji.
Oglądając Chelsea, trudno nie zachwycać się reprezentantem Ekwadoru. W bieżących rozgrywkach wykonał już 46 skutecznych akcji w defensywie, co stanowi najlepszy wynik wśród pomocników w TOP5 ligach Europy. Średnio wygrywa 77% pojedynków w obronie, aż 91% jego podań dociera do partnerów. Do tego poczynił znaczny progres w grze pod bramką rywali. Po siedmiu kolejkach ma na koncie trzy gole, czym przebił dorobek z dwóch poprzednich sezonów ligowych.
- Caicedo jest znakomity. W pierwszym sezonie nie był tym zawodnikiem, którego poznaliśmy w Brighton. Kiedy trafiasz do dużego klubu, czasami za bardzo zależy ci na tym, aby zrobić dobre wrażenie, co paradoksalnie hamuje potencjał. On już sobie z tym poradził i teraz prezentuje swój najlepszy futbol - stwierdził John Terry na antenie Talksport.
- Po pierwszym sezonie Caicedo zastanawialiśmy się, czy warto było płacić 115 mln funtów. Dziś powiedziałbym, że jest wart nawet 200 milionów. Ten facet ułatwia robotę wszystkim wokół. Jego występ z Liverpoolem był wyjątkowy - wtórował Frank LeBoeuf w rozmowie z ESPN. - Ludzie mówili, że Caicedo to strata pieniędzy. Ale on nawet po słabszych meczach zachowywał spokój, wierzył w siebie. Teraz gra zjawiskowo, trzeba więcej mówić o tym, ile daje drużynie. Poza pracą w pomocy strzela gole, czego nie robiłem ani ja, ani Claude Makelele - dodał John Obi Mikel.
Najlepszy?
Przed przerwą reprezentacyjną Chelsea pokonała Liverpool 2:1, a Caicedo zasłużenie został wybrany zawodnikiem meczu. Poza pięknym golem z dystansu wygrał cztery pojedynki, zaliczył pięć odbiorów i 45 celnych podań. Po ostatnim gwizdku w brytyjskich mediach rozgorzała dyskusja na temat tego, czy przypadkiem nie zdystansował ligowej konkurencji na swojej pozycji.
- Myślę, że w tym momencie Caicedo jest najlepszym pomocnikiem w Premier League. Przeciwko Liverpoolowi był zdecydowanym MVP. Zapomnijcie nawet o jego golu, wystarczy spojrzeć na liczbę odbiorów, na to, jak ciężko pracował na całym boisku. Grał za dwóch - chwalił Gary Neville, ekspert Sky Sports. - Caicedo nie ma sobie równych w Premier League. Ludzie postrzegają go jako pomocnika w stylu Makelele, ale on potrafi też grać wyżej, świetnie radzi sobie w ofensywnej tercji - zgodził się Jamie O'Hara, były gracz m.in. Tottenhamu.
- Caicedo jest blisko, ale nie nazwałbym go numerem jeden w lidze. Wyżej cenię Declana Rice'a, uważam, że prezentuje większą jakość w grze piłką - oponował Jamie Carragher. - Stawiam na Rice'a. On po prostu ma atuty, których brakuje Caicedo - to już opinia Roya Keane'a.
W debacie Rice vs Caicedo nie jest łatwo wydać jednoznaczny werdykt. Pod względem stylu gry nie są bowiem do siebie podobni. Wychowanek WHU góruje pod względem kreacji i liczby kluczowych podań, Ekwadorczyk przewyższa konkurenta w aspektach stricte defensywnych. Na korzyść Anglika teoretycznie przemawia fakt, że występuje w lepszej drużynie, więc siłą rzeczy gra o wyższe cele. Arsenal może być uznany za delikatnego faworyta w walce o mistrzostwo, podczas gdy Chelsea pewnie będzie celowała w TOP4. Przy czym właśnie jakość całego kolektywu sprawia, że zawodnik “The Blues” zasługuje na jeszcze większe uznanie. Margines błędu jest mniejszy, jeśli jako “szóstka” masz za plecami np. Chalobaha i Badiashile’a, a nie Salibę z Gabrielem. Rice bryluje w otoczeniu lepszych partnerów i, żeby to głośno wybrzmiało, sam prezentuje fantastyczny poziom. Ale to Chelsea jest bardziej uzależniona od swojego pomocnika. Kwestia, czy lepiej być najlepszym wśród dobrych, czy dobrym wśród najlepszych.
- Nie lubię mówić o sobie, że jestem najlepszy na świecie czy coś takiego. Wolę pozwolić innym, aby wydawali takie oceny. Ja dziękuję za komplementy, stanowią one tylko dodatkową motywację do dalszej pracy - stwierdził skromnie w rozmowie z Banco Guayaquil.
W kwietniu Mike McGrath z The Telegraph informował, że Caicedo znalazł się na celowniku Al-Nassr, które jest gotowe zapłacić nawet 100 mln funtów. Z perspektywy Chelsea nie ma jednak żadnego logicznego argumentu, który przemawiałby za sprzedażą tego zawodnika. Londyńczycy dwa lata temu dokonali gigantycznej inwestycji, która z każdym kolejnym tygodniem procentuje. Początki Ekwadorczyka na Stamford Bridge nie wyglądały szczególnie dobrze, ale zdecydowanie było warto czekać na jego najlepszą wersję. Teraz Moises prowadzi “The Blues” do piłkarskiej ziemi obiecanej.