To może być "dziwny" uczestnik MŚ. W słynnym turnieju klęska za klęską
Czterokrotni mistrzowie kontynentu, którzy ostatnie dwie edycje Pucharu Narodów Afryki zakończyli na fazie grupowej. Na następnej ich zabraknie, bo w grupie eliminacyjnej z Nigrem, Angolą i Sudanem byli najgorsi. Na papierze Ghana ma jedną z najbardziej utalentowanych reprezentacji na Czarnym Lądzie. W praktyce wygląda to jednak znacznie gorzej.
Naprawdę o wielu afrykańskich reprezentacjach można by było napisać tekst o takim samym zabarwieniu jak ten. Przecież mamy Algierię, która jednego dnia celebrowała jedną z najdłuższych serii meczów bez porażki w historii, by później nie wyjść z grupy na dwóch edycjach Pucharu Narodów Afryki z rzędu. Kamerun, który pod prezesurą Samuela Eto’o kompromituje się na praktycznie każdym polu, a walkę o awans na mundial prawdopodobnie wygrają z nim Wyspy Zielonego Przylądka. Nawet u obecnego mistrza Afryki, Wybrzeża Kości Słoniowej, wyszarpane w końcowym rozrachunku trofeum dość niezgrabnie zasłaniało to, co działo się w tej kadrze zarówno przez ostatnie lata, jak i podczas samego turnieju. Ale jest jeszcze Ghana. W Ghanie niewiele się zgadza, może poza wynikami w kwalifikacjach do mundialu.
Afryka - kontynent piłkarskiej losowości
W sumie gdyby nie zeszłoroczny triumf w mistrzostwach kontynentu, to “Słonie” również byłyby mocnym kandydatem do wyścigu o popularne na Czarnym Lądzie miano najbardziej przegniłego piłkarskiego giganta. To, co działo się na iworyjskiej ziemi podczas ostatniej edycji PNA, spokojnie mogłoby zostać użyte jako fabuła do całej serii odcinków Supa Strikas.
Odwińmy sobie na szybko tę taśmę - gospodarz turnieju, żelazny faworyt z kadrą złożoną ze światowej klasy piłkarzy, kompromituje się już w fazie grupowej. Zbiera bęcki 0:4 od Gwinei Równikowej. Kibice są wściekli, dewastują stadiony i okolicę. Selekcjoner nie wytrzymuje presji - odchodzi, ale nie po odpadnięciu, a po awansie do fazy pucharowej, do której cudem udało mu się prześlizgnąć jedynie dzięki zwycięstwu w meczu otwarcia. Tymczasowy trener Emerse Fae wchodzi i zaczyna wygrywać wszystko po kolei. Nie bez pomocy szczęścia wyrzuca za burtę silnych rywali - Senegal, Mali, Demokratyczną Republikę Konga. W końcu wygrywa finał z Nigerią, spinając klamrą historię, która pozostanie w piłkarskich kronikach na lata.
A teraz pogdybajmy. Co, gdyby tego triumfu nie było? Co, gdyby zamiast zwycięstwa w meczu otwarcia był remis? Co, gdyby Emerse Fae nigdy nie objął funkcji pierwszego selekcjonera? O jakiej reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej mówilibyśmy, gdyby to wszystko się nie wydarzyło? Takiej, która marnuje wybitnie utalentowaną generację piłkarzy. Takiej, która wisi pod dnem pierwszej 50-tki rankingu FIFA. Takiej, która nie pojechała na ostatnie dwa mundiale i takiej, która na czterech ostatnich edycjach Pucharu Narodów Afryki nawet nie stanęła do walki o podium.
Tak się składa, że znaczna część tego opisu pokrywa się z tym, jak obecnie wygląda reprezentacja Ghany. Pod kątem potencjału indywidualnego nie ma między nią a WKS-em wielkiej różnicy. Na tle reszty Afryki również nie ma się czego wstydzić - w jej barwach gra wielu jakościowych piłkarzy rozsianych po Premier League, Serie A czy francuskiej Ligue 1. Mohammed Kudus, Antoine Semenyo czy Issahaku Fatawu brylują w Anglii, zaś Atalanta Bergamo właśnie ściągnęła do siebie dwóch zdolnych, perspektywicznych graczy o tym samym nazwisku - Ibrahima i Kamaldeena Sulemanę. Do Villarrealu dołączył doświadczony Thomas Partey. Nie brakuje też wielkich talentów w innych, mniej renomowanych ligach (Ibrahim Osman z Auxerre, Jonas Adjetey z Basel). Nie mówimy więc tu o żadnej pustce po złotym pokoleniu, a o kadrze z naprawdę niezłym potencjałem.
Dziwny zjazd
Na dwóch ostatnich edycjach PNA Ghana nie wyszła z grupy. W 2021 roku jej rywalami były Maroko, Gabon i Komory, dwa lata później - Egipt, Mozambik i Wyspy Zielonego Przylądka. Gdy wydawało się, że gorzej być nie może, to okazało się, że na nadchodzącej w tym roku edycji nie wystąpi w ogóle. Zajęła ostatnie miejsce w eliminacyjnej grupie z Angolą, Nigrem i Sudanem, nie wygrywając ani jednego meczu.
Co ciekawsze, podczas gdy piłkarze “Czarnych Gwiazd” kompromitowali się na całej linii w kolejnych rozgrywkach kontynentalnych, to w eliminacjach mistrzostw świata szło im lepiej. Na mundial w Katarze awansowali, jednak wygrana z Koreą Południową (3:2) i przegrany ostatecznie thriller z Portugalią (2:3), podczas którego Osman Bukari wykonał cieszynkę Cristiano Ronaldo, nie wystarczyły do wyjścia z grupy. MŚ 2026 w USA, Meksyku i Kanadzie? Kwalifikacje na ten turniej również idą po ich dobrej myśli. W ostatni poniedziałek odnieśli nawet zwycięstwo w kluczowym starciu z Mali (1:0), dzięki czemu utrzymali się na pozycji lidera tabeli swojej grupy.
Z reprezentacjami zwykle jest tak, że postrzega się je poprzez występy na wielkich turniejach. Tutaj jednak mamy do czynienia z naprawdę niesłychaną anomalią. Awans na mundial, będący dla afrykańskich państw szansą na reprezentowanie całego kontynentu, jest czymś, co w ostatnim czasie Ghanie niemal zawsze się udawało. Na ostatnie pięć edycji opuściła jedynie tę w 2018 roku. Myślisz “Ghana” i mówisz “mundial”, po czym widzisz, jak najtrudniejszymi meczami dla tej kadry od lat nie są te przeciwko gigantom z UEFA i CONMEBOL, a te z Nigrem, Sudanem, Czadem czy Mozambikiem.
Dwie twarze prezesa
Wrzesień 2024 roku. Druga kolejka eliminacji do Pucharu Narodów Afryki. Niger - Ghana, 1:1. Fatalny mecz praktycznie pod każdym względem. “Czarne Gwiazdy” nie potrafiły wypracować sobie boiskowej przewagi nad jedną z najsłabszych reprezentacji na kontynencie, która nie może nawet zagrać na swoim stadionie. Prezydent GFA (Ghańskiej Federacji Piłkarskiej), Kurt Okraku, ma dosyć. Przed następnym zgrupowaniem wchodzi do szatni pełen wściekłości i ostrym tonem wygłasza piłkarzom tłamszący monolog.
- Cofnijmy się w czasie. Zremisowaliście 1:1 z Nigrem. Jak się czuliście po powrocie do domu? Byliście szczęśliwi? Błagam was, bez żartów. Czterech czy pięciu piłkarzy z ich składu, który grał w tym meczu, nie byłoby wystarczająco dobrych nawet na to, by grać w moim klubie - grzmiał.
- Remisujemy taki mecz i widzę piłkarzy, którzy się śmieją… ludzie, to nie do zaakceptowania! [...] W 1957 Ghana odzyskała niepodległość. Nie zrobiłaby tego, gdyby mężczyźni uciekali z pola walki. Kudus, Alex - was nie było na świecie, ale ta reprezentacja już istniała - dodał.
Okraku to postać, wobec której ghańscy kibice mają raczej mieszane uczucia. Z jednej strony widać w nim człowieka z osobowością, który skruszył beton - w 2019 roku zastąpił na stanowisku prezesa federacji Kwesiego Nyantakyiego, panującego przez 13 lat, za którego kadencji dziennikarze śledczy wykryli potężną aferę korupcyjną. Na światło dzienne wyszły grube skandale z urzędnikami przyjmującymi łapówki za ustawianie meczów, przekręty kontraktowe i sponsoringowe, a nawet powoływanie konkretnych zawodników do reprezentacji. To właśnie z tym obecny prezes walczył. Co więcej, przed mundialem w 2022 roku prężnie działał, przekonując do gry w kadrze zawodników z podwójnym obywatelstwem. Inaki Williams, Antoine Semenyo, Tariq Lamptey - fakt, że ci gracze reprezentują barwy “Czarnych Gwiazd”, również jest zasługą szefa Ghańskiej Federacji Piłkarskiej.
Właśnie taki obraz Okraku wyłania się z tego filmu. Człowiek energiczny, ambitny, z pasją, obeznany w środowisku (w końcu jest też prezydentem szkółki Dreams FC), robiący wszystko, by poprawić stan lokalnego futbolu. Niestety ma też inną, mniej pozytywną twarz. Film, jak widać po logo znajdującym się w prawym górnym rogu kadru, został opublikowany w sieci przez Ghańską Federację Piłkarską bez wiedzy zawodników. Wszystko w celach… medialnych, o czym na antenie Peace FM opowiedział jeden z najbardziej renomowanych afrykańskich dziennikarzy, Saddick Adams.
- Jeden z graczy powiedział mi, że gdyby wiedzieli, że zamierza nagrywać i publikować to w mediach społecznościowych, to albo by się z nim pokłócili, albo opuścili pomieszczenie. Dodał, że to nie pierwsza taka sytuacja, ale sposób w jaki się do nich zwracał przed tak ważnym meczem nie był najlepszy. Potrzebowali raczej psychologa, który porozmawiałby z nimi indywidualnie - relacjonował.
Ważny mecz, o którym wspomniał dziennikarz, to domowe starcie z Sudanem. Wynik? 0:0. Jeszcze gorzej było w wyjazdowym spotkaniu kilka dni później - tutaj “Czarne Gwiazdy” poniosły wstydliwą porażkę 0:2. Łatwo się więc domyślić, że ekscentrycznemu prezesowi nie udało się zmotywować piłkarzy swoją przemową.
Selekcjonerzy z recyklingu
Zarzutów do Okraku jest mnóstwo. Jednym z najpoważniejszych jest brak wyczucia i cierpliwości co do selekcjonerów. Za panowania obecnego szefa GFA kadrę narodową prowadziło aż pięciu szkoleniowców. Trudno było mówić o jakiejkolwiek stabilności, szczególnie że w pewnym momencie zabrakło pomysłu i zaczęły być testowane “zgrane płyty”. Jedną z nich był Milovan Rajevac, czyli człowiek, który przed laty doprowadził Ghanę do największego piłkarskiego sukcesu w jej historii - ćwierćfinału MŚ 2010. Słynna ręka Luisa Suareza i poprzeczka Asamoah Gyana pozbawiły wtedy “Czarne Gwiazdy” awansu do strefy medalowej.
Rajevaca zatrudniono jesienią 2021 roku, przed wrześniową przerwą reprezentacyjną. Został przedstawiony w otoczce milutkich sloganów o “wielkim powrocie” i “ponownym napisaniu pięknej historii”, mimo że poprzednie dwa lata spędził na trenerskim bezrobociu. To nie mogło się udać. Fatalny występ na Pucharze Narodów Afryki pogrzebał sprawę - po 0:1 z Marokiem, 1:1 z Gabonem i 2:3 z Komorami Ghana odpadła, a doświadczony Serb został zwolniony po kilku miesiącach pracy.
Dla obecnego selekcjonera reprezentacji trwająca kadencja również nie jest jego pierwszą. Mowa tu o Otto Addo. 41-latka zdecydowanie można uznać za ciekawą postać, bo wprowadził Ghanę na MŚ w Katarze, w międzyczasie pełniąc obowiązki… trenera młodzieżówek Borussii Dortmund. Po całkiem niezłym turnieju zrezygnował z prowadzenia kadry narodowej, gdyż otrzymał propozycję pracy jako asystent trenera w niemieckim klubie.
Trwająca druga kadencja jest już nieco lepsza. Owszem, Addo jako selekcjoner kompletnie zawalił eliminacje do nadchodzącego PNA, ale jednocześnie wyprowadził drużynę “Czarnych Gwiazd” na prostą w kwalifikacjach do MŚ. W sześciu meczach jego kadra potknęła się tylko raz, ale, co najważniejsze, wygrała dwumecz z Mali, które obok Ghany uznawane było za głównego kandydata do awansu z grupy I.
Ghanie idzie w eliminacjach do mundialu całkiem nieźle. Na osiem meczów wygrała sześć, dzięki czemu prowadzi w tabeli z 19 punktami. Awans na drugie MŚ z rzędu jest blisko, aczkolwiek warto pamiętać, że to jedna z niewielu pozytywnych rzeczy, jakie można powiedzieć o tej kadrze przez ostatnie lata. Do wyjścia z kryzysu jeszcze bardzo daleka droga - drużyną "Czarnych Gwiazd" wciąż potrafi rządzić chaos, co widać było chociażby w meczu z Republiką Środkowoafrykańską (do przerwy Ghana przegrywała 1:2, jednak w drugiej połowie obudziła się i wygrała 4:3).
Na ten moment trudno stwierdzić, jaka przyszłość rysuje się przed Otto Addo i jego podopiecznymi. Awans na MŚ może być przepustką do lepszych czasów, natomiast możliwe też, że nie zmieni się nic, a dobry moment przykryje kolejna kompromitacja. Kto wie, czy lekarstwem na problemy nie okaże się nawet szczęśliwa, turniejowa historia, rodem z ostatniego PNA i reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej.