To może być najciekawszy sezon Bundesligi od lat! Jest na kim zawiesić oko. "Bayern ma swoje problemy"

To może być najciekawszy sezon Bundesligi od lat! Jest na kim zawiesić oko. "Bayern ma swoje problemy"
Geoff Burke-USA TODAY Sports/SIPA USA/PressFocus
W piątek 5 sierpnia rusza nowy sezon Bundesligi. Może i bez Roberta Lewandowskiego, ale walka o mistrzostwo Niemiec i tak zapowiada się emocjonująco. Czy to będzie rok, w którym ktoś zdetronizuje Bayern? Czołowe kluby nie próżnowały na rynku transferowym. Ciekawie jest też w innych zespołach. Dla kogo TOP4, dla kogo puchary, a kto będzie bił się o utrzymanie?
Umarł król, niech żyje król. A nawet królowie. Bundesliga rozpoczyna kolejny sezon uboższa o dwóch największych gwiazdorów - Roberta Lewandowskiego i Erlinga Haalanda, którzy postanowili się przenieść do innych klubów i jest to oczywiście niezaprzeczalna strata dla ligi niemieckiej. Nie ma co ukrywać - Bundesliga straci trochę na prestiżu, ale życie nie znosi próżni. Nadal pozostali tam przecież tacy piłkarze, jak Patrik Schick, Christopher Nkunku czy Jude Bellingham, doszli do niej Sadio Mane czy Mathijs de Ligt, a rozpalać wyobraźnię fanów wciąż powinni Jamal Musiala i - po wyleczeniu kontuzji - Florian Wirtz. Wciąż będzie na kim zawiesić oko.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kto wie, być może odejście Lewandowskiego i Haalanda sprawi, że walka o tytuł znów nabierze rumieńców? Świeżo po Superpucharze (Bayern pokonał Lipsk 5:3) można tę tezę uznać za dość karkołomną, ale nawet i w tym meczu było widać, że nie wszystko jeszcze w drużynie Juliana Nagelsmanna funkcjonuje, jak należy. Zwłaszcza w defensywie. W Niemczech wcale nie ma jednomyślności w kwestii tego, kto będzie świętował zdobycie mistrzostwa na koniec sezonu. Oczywiście, Bayern to najłatwiejszy i najbardziej oczywisty typ, ale na przykład Dietmar Hamann stawia na Borussię Dortmund, a Martin Schmidt (dyrektor sportowy FSV Mainz) na RB Lipsk. W głowach ludzi zajmujących się Bundesligą mimo wszystko przewija się lekka niepewność, czy Bayern bez Lewandowskiego, a może ogólnie - bez klasycznego napastnika, na dłuższą metę poradzi sobie na wszystkich frontach.

Problemy TOP4

Całą stawkę ligową można podzielić na trzy grupy. Tę pierwszą tworzą cztery najsilniejsze kluby - Bayern, Borussia Dortmund, RB Lipsk i Bayer Leverkusen. Czwórka ta dość wyraźnie odłączyła się od reszty stawki, także dzięki zdecydowanie największym możliwościom finansowym. Wydaje się, że wypadnięcie którejkolwiek z tych drużyn z TOP4 na koniec sezonu, trzeba będzie traktować w kategoriach prawdziwej sensacji. Nie oznacza to jednak, że potentaci są wolni od trosk. Każda z tych ekip ma powód, by z lekkim niepokojem oczekiwać startu rozgrywek.
Julian Nagelsmann eksperymentuje w Monachium poniekąd na żywym organizmie. Bayern w zasadzie zawsze grał z klasycznym napastnikiem z przodu. Zawsze miał goleadora, którego szukał na boisku w trudniejszych momentach, do którego mógł posłać wysoką piłkę z bocznego sektora boiska. Dziś monachijczycy chcą pójść w ślady Liverpoolu czy Manchesteru City, a więc drogą, z której oba kluby właśnie zboczyły, ściągając do siebie pełnokrwistych napastników - Darwina Nuneza i Erlinga Haalanda. Paradoksalnie, w meczach z lepszymi drużynami Bayernowi może się grać nieco łatwiej, bo te będą mu zostawiać więcej przestrzeni za własną linią obrony.
Zobaczymy jednak, czy “Die Roten” będą mieli gotowe rozwiązania w zanadrzu w spotkaniach z zespołami broniącymi głęboko, w pięciu czy nawet sześciu obrońców. Dodajmy jeszcze do tego kulejącą od początku pracy Nagelsmanna grę defensywną. Widać to było jak na dłoni w starciu o Superpuchar z Lipskiem. W pierwszej połowie Bayern trzymał przeciwnika za gardło, świetnie trzymał piłkę przy nodze i nie pozwolił gospodarzom w zasadzie na nic, ale kiedy Lipsk zaczął grać nieco odważniej, kiedy udawało mu się utrzymać futbolówkę po przejęciu i rzucić ją na wolną przestrzeń, by zmusić obrońców do ciągłego biegania, wówczas monachijczycy mieli swoje problemy. Czy Matthijs de Ligt poradzi sobie w takiej grze, w której będzie musiał się ciągle ścigać z napastnikami przeciwnika, stojąc na linii środkowej? Zobaczymy.
A propos Lipska - dziesięć bramek straconych w meczach z Liverpoolem i Bayernem to mocny sygnał ostrzegawczy. Owszem, to nie były potyczki o najwyższą stawkę, ale w głowie Domenico Tedesco musi się zapalić lampka, że coś nie gra w ustawieniach zespołu. Piłkarze przyznają otwarcie, że mają problemy z utrzymaniem się przy piłce, zwłaszcza kiedy są pod presją i wyprowadzają ją spod własnej bramki (cztery gole stracone z Liverpoolem wynikały z własnych strat, dwa ze strat na swojej połowie). Grając w pierwszej połowie w systemie z trzema środkowymi obrońcami, Lipsk zupełnie nie mógł znaleźć recepty na Bayern. Pomogła nieco zmiana ustawienia i przejście na grę z czwórką z tyłu i rombem w środku. Być może ta elastyczność taktyczna jest dla Tedesco kluczem i być może właśnie dlatego ściągnięto do drużyny Davida Rauma, który równie dobrze wypełni rolę lewego wahadłowego, jak i lewego obrońcy. Będzie do takiego grania pasował o wiele lepiej niż świetny, ale jednak dość jednostronny Angelino, który ma duże problemy z grą w defensywie.
W Leverkusen też mają po weekendzie powód do niepokoju po odpadnięciu z Pucharu Niemiec z trzecioligowym Elversbergiem. Oczywiście, nie oznacza to, że Bayer jest słaby i nie będzie się liczył w walce o najwyższe cele. W poprzednim sezonie Eintracht też przecież odpadł w pierwszej rundzie Pucharu Niemiec z trzecioligowcem, a potem wygrał Ligę Europy. Kadra Bayeru jest szeroka i dobrze zbilansowana, może ewentualnie poza lewym skrzydłem. Testowani tam zawodnicy (Paulinho, Hlozek, Bellarabi) nie do końca spełnili oczekiwania. W Leverkusen wciąż szukają na tę pozycję piłkarza o odpowiednim profilu - bardzo szybkiego, który będzie agresywnie atakował linię końcową boiska i szukał przestrzeni za obroną przeciwnika. Graczy, którzy lepiej się czują między liniami rywala, mają już pod dostatkiem. Trzeba też pamiętać o tym, że Jeremie Frimpong dopiero dochodzi do formy po kontuzji, nie ma także kontuzjowanych Floriana Wirtza i Amine’a Adliego, a więc w komplecie zawodników, którzy decydują o obliczu tej drużyny. Czas powinien zatem pracować na korzyść Bayeru.
W Borussii Dortmund wszystko układało się świetnie, aż do informacji o wykrytym nowotworze jądra u Sebastiana Hallera, który miał być głową armatą BVB w tym sezonie. Haller będzie się musiał poddać chemioterapii, co sprawia, że w tym roku może już nie zagrać. Musi więc Borussia poszukać na ostatnią chwilę opcji zastępczej, co nie jest proste, bo możliwości finansowe ma ograniczone (także przez problem ze sprzedażą Manuela Akanjiego), a i rynek jest już przebrany.
Do tego doszła odniesiona w meczu pucharowym z TSV kontuzja mięśniowa u Niklasa Suelego, a więc potencjalnego lidera defensywy, co utrudnia pracę Edina Terzicia, który będzie musiał na razie porzucić pomysł przestawienia o zespołu na granie z trzema stoperami. A to byłoby istotne w kontekście przebiegu całego sezonu, bo jeśli możemy mówić o słabszych stronach kadry BVB, to należałoby wskazać boki obrony w osobach Raphaela Guerreiro i Thomasa Meuniera. Dają oni dużo w grze ofensywnej, ale mają swoje deficyty w defensywie, które przez drużyny mające wielu szybkościowców w kadrze mogą zostać bezwzględnie wykorzystane.

Grupa środka

Do tej kategorii zaliczyłbym siedem drużyn i w ich gronie szukałbym kandydatów do miejsc w europejskich pucharach. Eintracht Frankfurt, opromieniony triumfem w Lidze Europy, poszerzył kadrę i dołożył do niej sporo jakości, zwłaszcza w ofensywie. W poprzednich latach brakowało im trochę takiego typowego, klasycznego i jakościowego środkowego napastnika, który korzystałby z górnych dograń Filipa Kosticia. Teraz mają Randala Kolo Muaniego i Lucasa Alario, a o dogrania dołem i o kreatywne rozwiązania między liniami ma dbać Mario Goetze. Sukces Eintrachtu w dużej mierze zależy od tego, czy uda im się zatrzymać Kosticia. Jeśli tak, ekipę z Frankfurtu stać będzie na niejedną niespodziankę, nie tylko na niemieckim podwórku.
Wolfsburg też ma ogromne aspiracje, ale i absurdalnie obszerną kadrę, którą musi nieco przefiltrować, bo nie potrzebuje aż 36 piłkarzy w sytuacji, gdy nie występuje w europejskich pucharach. Jakości, zwłaszcza z przodu, absolutnie “Wilkom” jednak nie brakuje i trzeba ich mieć na radarze w kontekście tego sezonu. Hoffenheim zaś musi zrekompensować odejście Davida Rauma, który był ich motorem napędowym w poprzednim sezonie. Motorem w niemal dosłownym tego słowa znaczeniu, bo to on wykręcał zdecydowanie najlepsze statystyki biegowe w najróżniejszych kategoriach. Okienko w Hoffenheim przebiegło dość skromnie, lecz nowy trener Andre Breitenreiter wciąż ma wystarczająco mocny zespół, by powalczyć o miejsce w górnej części tabeli. Warto obserwować rozwój Georgino Ruttera i czekać na eksplozje talentu Toma Bischofa, uchodzącego za jeden z najbardziej uzdolnionych młodych piłkarzy w Niemczech.
Freiburg i Union stracili co prawda kluczowych dla siebie piłkarzy (odpowiednio Nico Schlotterbecka i Taiwo Awoniyiego), ale zarobione na nich pieniądze przeznaczyli na poszerzenie kadry i wydaje się, że finalnie mają silniejsze zespoły niż w poprzednim sezonie. Wrażenie robi zwłaszcza segment graczy Freiburga odpowiedzialnych za kreację gry. Vincenzo Grifo, Daniel Koffi-Kyereh i Ritsu Doan to broń, którą można rozmontować niemal każdą linię obrony w lidze. Kluczowe będzie jednak to, jak oba kluby poradzą sobie z graniem na kilku frontach. Bo europejskie puchary bywają zwodnicze. Kuszą, ale i wodzą na pokuszenie.
W gronie drużyn aspirujących do walki o europejską przepustkę umieściłbym też FSV Mainz i Borussię Moenchengladbach. I one straciły co prawda ważnych dla siebie zawodników w tym oknie (kolejno Moussę Niakhate i Breela Embolo), a na niektórych pozycjach nie mają tak wielu opcji, jak zespoły grające w pucharach, ale po pierwsze - mogą się skupić tylko na rozgrywkach domowych, a po drugie - Mainz ma na ławce Bo Svenssona, który gwarantuje stabilizację drużyny na odpowiednim poziomie, zaś Borussia Daniela Farkego. Farke bardzo szybko zyskał uznanie i przychylność ze strony Marcusa Thurama, Christophera Kramera, Floriana Neuhausa i Alassane’a Plei, a więc kluczowych dla Borussii piłkarzy, którym nie po drodze było z poprzednim trenerem Adim Huetterem.
Potencjał “Źrebaków” jest o wiele większy niż dziesiąte miejsce i jeśli współpraca między Farkem a zawodnikami nadal będzie się tak dobrze układać, a dyrektorowi sportowemu Rolandowi Virkusowi uda się poszerzyć kadrę w ofensywie, to Borussia może aktywnie włączyć się do walki o miejsca za czołową czwórką.

Walka o utrzymanie

Do grona ekip, które w pierwszej kolejności będą musiały się martwić o zachowanie ligowego bytu, zaliczam FC Koeln, co dla wielu może być sporym zaskoczeniem. Uważam jednak, że “Kozły” wykręciły w poprzednim sezonie wynik ponad stan i nie są przygotowani do gry na kilku frontach. Paradoksalnie, akurat dla nich odpadnięcie już w I rundzie z Pucharu Niemiec nie musi być złą informacją. Piłka trenera Baumgarta jest bardzo intensywna i natłok meczów może wpływać w dużym stopniu na wyniki. Poza tym, w Koeln stracili Saliha Ozcana na rzecz BVB, zaś pod znakiem zapytania stoi przyszłość Anthony’ego Modeste’a, którego także Borussia rozważa w kontekście zastąpienia Sebastiena Hallera. Trudno powiedzieć, by Kolonia była dziś mocniejsza niż w poprzednim sezonie, a obciążenia będą jeszcze większe.
Kibice Stuttgartu będą zaś drżeli aż do zamknięcia okna o to, czy uda się zatrzymać w kadrze Bornę Sosę i Sasę Kalajdzicia. Jeśli tak się stanie i obaj będą zdrowi, to VfB nie powinno mieć problemów z utrzymaniem. Jeżeli jednak Sven Mislintat postanowi zamienić swoich gwiazdorów na kolejnych uzdolnionych młodzieniaszków, to tym razem może się to dla Stuttgartu skończyć bez happy-endu. Tradycyjnie, w kontekście walki o utrzymanie wymienia się też FC Augsburg. Nie inaczej będzie i teraz, bo w jego składzie jest trochę luk, do tego pojawiają się problemy z kontuzjami ważnych piłkarzy (Ruben Vargas, Niklas Dorsch, Reece Oxford), ale Augsburg to zespół tak otrzaskany w bojach na dole tabeli, że pewnie i tym razem zerwie się ze stryczka. Jedno można uznać za pewnik - Augsburg Enrico Maassena ma grać zupełnie inaczej niż Augsburg Markusa Weinzierla. Inaczej, czyli odważniej i ciekawiej. Zobaczymy, czy nowemu szkoleniowcowi ekipy ze Szwabii wystarczy na to potencjału.
W Hercie skończono z finansową bonanzą, w tym oknie wydano na nowych piłkarzy zaledwie 6 mln euro, więc potencjał drużyny zasadniczo się nie zmienił. Cała nadzieja w Sandro Schwarzu, a więc w nowym trenerze “Starej Damy”. Musi on wykrzesać dodatkowe moce z zespołu, który w ostatniej chwili uchronił się przed degradacją. Łatwo na pewno nie będzie, bo Hertha od kilku sezonów igra z ogniem. Z kolei VfL Bochum przeszło latem sporą metamorfozę. Z klubu odeszło aż 12 piłkarzy, z czego pięciu z podstawowego składu. Drużynę trzeba było zbudować praktycznie od nowa. Drugi sezon dla beniaminka bywa zazwyczaj najtrudniejszy, więc Thomas Reis stoi przed nie lada wyzwaniem. Tym cięższym, że u progu inauguracji nie sposób wskazać zdecydowanego faworyta do spadku, jak w poprzednim sezonie w przypadku Greuthera Fuerth.
Na koniec dwójka beniaminków - Schalke i Werder. Oba kluby są w bardzo podobnym położeniu. Spadek sprawił, że ich budżety płacowe są dziś o kilkadziesiąt mln euro niższe niż jeszcze rok temu. Dla przykładu - Schalke nie było stać na wykupienie za 5 mln euro swojego kluczowego piłkarza z poprzedniego sezonu, czyli Ko Itakury, który ostatecznie wylądował w Borussii Moenchengladbach, Werder zaś przeprowadził tylko jeden transfer gotówkowy (za 4 mln euro).
Poza tym w Bremie skupili się na graczach bez kontraktu. Mimo ograniczonych możliwości, i jednym, i drugim udało się sprowadzić do siebie kilku ciekawych zawodników, którzy mogą wypalić. Nie ma jednak wątpliwości, że dla obu drużyn utrzymanie statusu pierwszoligowca to cel nie tyle nadrzędny, co wręcz jedyny.

Przeczytaj również