To tam najlepiej szukać selekcjonera? Trzy przykłady, że warto

Było dwóch Portugalczyków, może czas na Włocha? Szkoleniowcy z Półwyspu Apenińskiego w ostatnim czasie świetnie odnajdują się w roli selekcjonerów zagranicznych reprezentacji. I to właśnie takich pokroju Polski.
Wciąż nie wiemy, kto zastąpi Michała Probierza na stanowisku selekcjonera biało-czerwonych. Cezary Kulesza skłania się bardziej ku polskiej opcji, choć w rozmowie z dziennikarzami podczas walnego zgromadzenia PZPN potwierdził, że rozmawia także z obcokrajowcami.
Pół żartem, pół serio można chyba stwierdzić, że przechlapane mają ewentualni kandydaci z Portugalii, bo akurat na szkoleniowcach z tego kraju PZPN w ostatnich latach zawiódł się dwa razy. Paulo Sousa urządził sobie niespodziewaną ucieczkę, zaś Fernando Santos był po prostu jednym wielkim niewypałem. Do trzech razy sztuka? Pewnie nie, choć Paulo Bento, już kiedyś łączony z polską kadrą, a obecnie będący bez pracy, wygląda na naprawdę ciekawego kandydata.
Obserwując natomiast sytuację na selekcjonerskim rynku w Europie można dojść do innego ciekawego wniosku. Bardzo dobrze prowadząc “średniaków” radzą sobie Włosi. Na tapet możemy wziąć trzy konkretne przykłady.
Marco Rossi (Węgry)
Już od ponad siedmiu lat Marco Rossi odpowiada za reprezentację Węgier. Zaufano mu w 2018 roku, choć nie miał on do tamtej pory żadnego doświadczenia w roli selekcjonera. Posiadał natomiast inny atut. Przez kilka długich lat prowadził tamtejszy Honved Budapeszt. Poznał więc specyfikę futbolu w kraju Madziarów, potem nieźle radził też sobie na Słowacji. Nie był gościem znikąd, ale chyba mało kto przypuszczał wówczas, że jako szkoleniowiec zespołu narodowego zacznie robić aż taką furorę. Najpierw awansował z nim na EURO 2020, potem także EURO 2024.
Co prawda na obu tych turniejach Węgrzy odpadali w grupie, ale przede wszystkim podczas imprezy przesuniętej o rok przez pandemię zaskoczyli Europę. Z Portugalią remisowali aż do 84. minuty, choć ostatecznie bez happy-endu, a następnie zatrzymali i Francuzów, i Niemców. W międzyczasie kapitalnie lub przynajmniej nieźle radzili sobie w dwóch edycjach Ligi Narodów. Ogrywali reprezentację Niemiec, zatrzymywali Holandię, gromili Anglię na Wembley. To wszystko mając na papierze dość przeciętnych piłkarzy, tworzących jednak po prostu zgrany i dobrze poukładany zespół.
Francesco Calzona (Słowacja)
Słowacy przez długie lata stawiali niemal wyłącznie na rodzimych selekcjonerów. Wyjątkiem w XXI wieku pozostawał Pavel Hapal, pochodzący jednak z pobliskich Czech. W końcu, latem 2022 roku, nasi południowi sąsiedzi postawili na bardziej odważny ruch. Zatrudnili Francesco Calzonę. Włocha, który do tamtego momentu pracował jedynie w ojczyźnie. I to jako asystent trenera. Związany wcześniej z Napoli czy Cagliari szkoleniowiec świetnie odnalazł się w nowej roli.
Najpierw Calzona bez większych problemów awansował z zespołem na EURO 2024, a potem znakomicie przygotował drużynę, która ograła Belgię, awansowała do 1/8 finału, a tam napędziła sporego stracha Anglii, tracąc gola doprowadzającego do ostatecznie przegranej dogrywki dopiero w piątej minucie doliczonego czasu gry. 56-latek w międzyczasie dostał “dodatkową fuchę” w roli szkoleniowca Napoli, które prowadził od lutego do czerwca 2024 roku. Tam jednak akurat się nie popisał, bo ekipa spod Wezuwiusza pod jego wodzą zdobywała średnio 1,13 punktu na mecz.
Vincenzo Montella (Turcja)
O tym, że Turcja ma spory potencjał, wiemy od dawna. Przez lata jednak kolejni selekcjonerzy nie potrafili odpowiednio poukładać klocków i z dobrej strony pokazać się z tą reprezentacją na wielkim turnieju. Aż do przyjścia Montelli. Trener, który ma w swoim CV m.in. prowadzenie Milanu, Sevilli, Fiorentiny czy Adany Demirspor, usiadł na selekcjonerskim stołku we wrześniu 2023 roku. I od razu zobaczyliśmy efekt nowej miotły. Włoch objął stanowisko na trzy kolejki przed końcem eliminacji do EURO 2024 i w dobrym stylu przyklepał awans, pokonując m.in. na wyjeździe Chorwację.
Na samych mistrzostwach Turcy też w końcu nie dali plamy. Wyszli z grupy, w 1/8 finału ograli Austrię. Zatrzymali się dopiero na Holandii, którą też mocno postraszyli, prowadząc aż do 70. minuty. A potem niezłą dyspozycję potwierdzili w Lidze Narodów. Po barażach, wygranych w dwumeczu aż 6:1 z Węgrami prowadzonymi przez wspomnianego Rossiego, awansowali do Dywizji A.
Kto jest dostępny?
Włoscy selekcjonerzy naprawdę solidnie radzą więc sobie na mniej lub bardziej obcej dla siebie ziemi. Z przedstawicieli drugiej czy trzeciej europejskiej półki zrobili drużyny, które potrafiły nie tylko meldować się na wielkich turniejach, ale też wychodzić z grupy czy ogrywać gigantów.
Co natomiast, jeśli Kulesza faktycznie spojrzałby we włoskim kierunku? Do głowy przychodzą w tym momencie w zasadzie dwie postacie. Jedna to Fabio Cannavaro, w przeszłości łączony już z reprezentacją Polski. Kilka lat temu, gdy ostatecznie wybrany został Czesław Michniewicz, były zdobywca Złotej Piłki był blisko objęcia biało-czerwonych. Potem prowadził Udinese i Dinamo Zagrzeb, ale bez większych efektów. Obecnie pozostaje bez pracy.
Inny bardzo ciekawy szkoleniowiec z Italii, który jest do wzięcia, to z kolei Domenico Tedesco. Przedstawiciel młodej szkoły trenerów, obecnie 39-latek, w przeszłości dobrze radził sobie w Schalke, pracował w RB Lipsk, a całkiem niedawno zaliczył słodko-gorzką przygodę z reprezentacją Belgii. Co ciekawe, mniej więcej dwa i pół roku temu szkoleniowiec ten był nawet proponowany przez swojego agenta PZPN-owi.
Kluczowa nie jest oczywiście narodowość, a kompetencje, ale trzeba przyznać, że włoska szkoła trenerów w reprezentacyjnym świecie ma się całkiem nieźle. Ponadto akurat na Półwyspie Apenińskim gra całkiem spora grupa Polaków, która ma już doświadczenie ze współpracy z trenerami właśnie takiego pochodzenia. Zna też pewnie mniej lub bardziej tamtejszy język, co mogłoby jeszcze usprawnić ewentualną komunikację. Kropki łączą się tu same.