Totalny szał wokół trenera. Postawił na Polaków, pobił pierwszy rekord i ma już hitową piosenkę

Totalny szał wokół trenera. Postawił na Polaków, pobił pierwszy rekord i ma już hitową piosenkę
IMAGO / pressfocus
Paweł - Grabowski
Paweł GrabowskiWczoraj · 06:50
Kiedy w niedzielę wieczorem FC Porto zagra z Benficą w hicie ligi portugalskiej, Jose Mourinho nie będzie faworytem. Przyćmiewa go ostatnio 26 lat młodszy Francesco Farioli - były trener bramkarzy i facet, którego kariera szkoleniowca zaczęła się od artykułu na stronie Wyscouta. Dzisiaj na nowo rozpala płomień wśród fanów Porto, a jego rewolucja, której częścią są Jan Bednarek i Jakub Kiwior, właśnie przyniosła nowy klubowy rekord.
Takiego meczu w Portugalii jeszcze nie miał. Wygrał co prawda prestiżowe starcie ze Sportingiem (2:1), ale działo się to w Lizbonie na Estadio Jose Alvalade. Teraz Fariolego przywita ryk 50 tysięcy gardeł Estadio do Dragao. Zagra w domu przeciwko kolejnemu wielkiemu rywalowi, a kibice zapowiedzieli już specjalną choreografię pt. “Famiglia Portista”. Ten zwrot stał się kultowy wśród fanów Porto, bo Farioli używa go podczas każdej konferencji, kiedy miesza angielski z włoskim. Do Porto na ten mecz przyjechali też artyści z Holandii, którzy wymyślili o nim piosenkę “Mister Farioli”. Jej remix w Portugalii niedawno był numerem dwa na tamtejszym Spotify.
Dalsza część tekstu pod wideo

Koniec chaosu

To pokazuje, jak błyskawicznie Włoch rozkochał kibiców w nowym miejscu. Żaden trener w 132-letniej historii klubu nie rozpoczął pracy od ośmiu ligowych zwycięstw. Farioli dołożył też dwa zwycięstwa w Lidze Europy. Jest jedynym szkoleniowcem na kontynencie obok Vincenta Kompany’ego, który wygrał każdy mecz tego sezonu. Co więcej, zrobił to z drużyną jeszcze niedawno rozbitą mentalnie. Na ławce Porto w tym roku kalendarzowym zasiadło w sumie czterech trenerów. Dopiero postawienie na 36-latka rozwiało ciemne chmury i sprawiło, że Porto znowu celuje wysoko. Klub dźwiga się też finansowo - prezydent Andre-Villas Boas na początku października ogłosił rekordowe wpływy.
FC Porto oczywiście w dalszym ciągu ma długi, ale w sezonie 2024/25 zanotowało zysk 39 mln euro, najwyższy w historii. Wpływ na to miała gra w Lidze Europy i w Klubowych Mistrzostwach Świata oraz sprzedaże Nico Gonzaleza do Manchesteru City i Brazylijczyka Galeno do Al-Ahly. Tylko tych dwóch graczy dało zarobek 110 mln euro. Klub stoi więc teraz na stabilniejszych nogach, a letnia zmiana trenera i nowe transfery otworzyły zupełnie nowy rozdział. Ostatni rok po odejściu Sergio Conceicao był nieporozumieniem - najpierw zatrudniono jego asystenta Vitora Bruno, potem tymczasowo trenerem był Jose Tavares, a następnie pół roku wytrwał Argentyńczyk Martin Anselmi.

Mocne transfery

Kiedy Farioli przychodził do Portugalii, nikt raczej nie czuł wielkiego entuzjazmu. Włoch ciągle nie ma sukcesów na koncie, a w maju głośno było o jego końcówce sezonu w Ajaksie Amsterdam. Słynny klub pięć kolejek przed końcem miał aż dziewięć punktów przewagi nad PSV Eindhoven, a i tak przegrał tytuł. Kluczowy okazał się mecz z FC Groningen, kiedy Ajax grał w przewadze i stracił bramkę w ostatniej minucie meczu. Wcześniej statystycy szacowali, że Farioli na 99 procent zdobędzie mistrza, co ostatecznie nie ziściło się, a Włoch dzień po zakończeniu rozgrywek ogłosił odejście. Dopiero po kilku tygodniach opowiadał o tym, że klub za dużo rzeczy mu narzucał i że ich wizje w pewnym momencie za mocno się rozjechały.
W Porto szybko zaczął ustawiać klocki po swojemu. Zmienił ustawienie poprzednika z trójką obrońców i uparł się na czwórkę. Mocno zresztą przebudował tę formację. Murem w środku są Jakub Kiwior i Jan Bednarek, a prawy obrońca Alberto Costa kupiony z Juventusu ma już pięć asyst w lidze. Klub trafił także z zakupem 19-latka Victora Froholdta do środka pomocy. Dobrze wpasował się reprezentant hiszpańskiej młodzieżówki, Gabri Veiga, a na lewym skrzydle hasa Borja Sainz kupiony z Norwich. Nowe Porto jest intensywne, kontroluje grę, ale kiedy trzeba, potrafi też przestawić się na grę bezpośrednią. Tak to wyglądało w Lidze Europy przeciwko Crvenej zvezdzie (2:1).

Przedsionek kariery

Kiedy w niedzielę Farioli stanie naprzeciwko Jose Mourinho, będzie to starcie pełne symboli. Włoch jest dziś tam, gdzie kiedyś był Portugalczyk, czyli w przedsionku wielkiej piłki. Mourinho wygrał Puchar UEFA i Ligę Mistrzów z Porto, kiedy miał 40 i 41 lat. To była dla niego trampolina, której teraz szuka też Farioli. Jako 36-latek najlepsze ciągle ma przed sobą, ale trudno nazwać go świeżakiem w tym środowisku. W piłkę skończył grać w wieku 20 lat, potem zatrudnił go u siebie Roberto De Zerbi w Foggi, mówiąc po latach, że polubił Fariolego, bo kwestionował wiele rzeczy i nie bał się głośno wyrażać swojego zdania. - Nikt nie dałby mi tyle przestrzeni, co Roberto. Znalazłem swojego Guardiolę - mówił potem Farioli.
Od 2021 roku pracował w Turcji jako pierwszy trener, a przełomem okazał się dla niego czas w Nicei. To wtedy zaryglował bramkę na amen i rozsiadł się na drugim miejscu w tabeli. Rywalizował z PSG, świetny czas w bramce miał Marcin Bułka i dopiero na końcu sezonu złapali dołek, zajmując piąte miejsce w Ligue 1. Farioli stanowił wtedy łakomy kąsek dla mediów. Nie było wówczas klubu z trenerem o sześć lat młodszym od głównego obrońcy (Dante, 40 lat). Włoch opowiadał w wywiadach o studiowaniu filozofii i o tym, że uwielbia tworzyć prywatne grupy na Whatsappie z piłkarskimi pasjonatami rozsianymi po całym świecie, którzy oglądają mecze w Brazylii, Argentynie albo w Portugalii.

Inspiracja dla innych

Sam był kiedyś takim pasjonatem, więc dzisiaj ochoczo zaprasza nowych ludzi do współpracy. Farioli mówi, że dzięki temu nieustannie jest “pod prądem”. Nie lubi zamykać w jednej bańce informacji, patrząc na piłkę z jak najszerszej perspektywy. Tego właśnie nauczyła go filozofia: stawiania odpowiednich pytań i przyglądania się rzeczom z mniej wydeptanych kątów. Jego przykład jest również potwierdzeniem trendu, że coraz częściej trenerami zostają ludzie spoza zawodowego świata piłki. Ostatnio w Anglii wzięto pod lupę wszystkich 92 szkoleniowców zrzeszonych w Football League i wyszło, że co piąty idzie podobną drogą. Farioli, jak niegdyś Mourinho, potwierdza, że nie trzeba być koniem, żeby zostać dżokejem, cytując Arrigo Sacchiego.
W Nicei żartowano, że jest nieślubnym synem Allegriego z Mourinho, bo grał defensywnie. W Ajaxie dostał inne narzędzie i wydźwignął klub z kryzysu, dając mu awans do Ligi Mistrzów. Rok przed jego przybyciem ekipa z Amsterdamu zakończyła sezon na piątym miejscu w lidze. Teraz w Porto ma zdecydowanie najciekawszy projekt w swojej karierze. Jeśli wygra z Benficą, to znowu wyśle sygnał, że klub z Estadio do Dragao ewidentnie rośnie. Ostatnie mistrzostwo wygrał w 2022 roku. Grał wtedy też w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Farioli na razie przywrócił wiarę, że te czasy wreszcie mogą wrócić.

Przeczytaj również