Transfer doskonały, nowa siła Premier League. Wyjątkowy pseudonim nie wziął się znikąd. Kapitan zachwycony

Transfer doskonały, nowa siła Premier League. Wyjątkowy pseudonim nie wziął się znikąd. Kapitan zachwycony
daykung/shutterstock.com
Nie popełnia błędów, ratuje punkty i ma najwyższy procent obron w Premier League - 82,9%. Guglielmo Vicario to doskonały transfer Tottenhamu. Również dzięki niemu londyńczycy są na pierwszym miejscu w ligowej tabeli.
Guglielmo Vicario nie przepadł w Anglii, bo doskonale się do tej przeprowadzki przygotował. Jego początkowy sukces to składowa samoświadomości i pokory, którą wpoili mu rodzice. Oraz tego, że jest… nietypowym Włochem.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nietypowy Włoch

Jest świadomy i skromny. Mówi płynnie po angielsku, bo uczył się tego języka jeszcze grając w Serie A. To akurat oryginalne zjawisko jak na Włocha. Normalnie piłkarz z Italii prędzej wyhoduje na ręce kaktusa niż nauczy się mówić w innym języku. Vicario wiedział jednak, że chce spróbować poza granicami kraju, a nie chciałby przecież siedzieć jak ten baran w szatni i niczego nie rozumieć. Zadbał o aklimatyzację na długo przed transferem. Nie jest to tak oczywiste, a w przypadku włoskiej mentalności - niezwykle rzadkie. Żeby nawet nie powiedzieć, że to jakiś ewenement...
Kiedy latem tego roku dołączył do Tottenhamu, to zderzył się z trochę innym językiem angielskim. Inaczej mówią nauczyciele we Włoszech, inaczej ludzie w Anglii. No to stwierdził, że teraz musi zapoznać się z terminologią czysto piłkarską, ale najważniejszą już zna. To coś w stylu "czas" i "plecy", najbardziej popularne podpowiedzi dla zawodnika z piłką. Resztę dopiero miał ogarnąć. Znając go, już pewnie to zrobił... w końcu o Premier League marzył od kilku lat i trafienie do tej ligi postawił sobie za cel. Przeniósł się do “Spurs” za 16,3 mln funtów po rewelacyjnym sezonie w Empoli. Ante Postecoglou chciał akurat tego bramkarza. Widział w nim... cząstkę siebie. Bo przebył długą drogę z Serie D i budował wszystko cegiełka po cegiełce. Vicario spełnił też poniekąd marzenie swojej mamy, która przez całe życie pragnęła wyjechać na studia do Anglii, ale musiała w życiu podjąć inne decyzje.
- Rozmawiali po angielsku, a trener Tottenhamu powiedział mu, że go wybrał, ponieważ Guglielmo wspiął się na szczyt tak samo jak on. Ante był pod ogromnym wrażeniem, gdy zobaczył, że chłopak tak dobrze zna już angielski. W styczniu zgłosiły się dwa inne angielskie kluby, Newcastle i Nottingham Forest, ale Empoli chciało przełożyć wszystko na lato - wyznał ojciec Guglielmo w "Sport Italia". Postecoglou był zachwycony takim podejściem, myśleniem o przyszłości, a przede wszystkim przygotowaniem językowym.
- To było to, czego chciałem i nie chciałem już słuchać niczego innego. Gdy tylko dowiedziałbym się, że jest jakaś szansa, żeby tu przyjechać, to podpisałbym się krwią, a z Włoch przyszedł nawet na pieszo. Codziennie, gdy tylko zadzwoni budzik, to powtarzam sobie: wyjdź na boisko, bo musisz grać w najpiękniejszej lidze świata - mówił sam golkiper w "La Gazzetta dello Sport", podkreślając jak ogromne to było marzenie.

Ukraiński brat

Nie krzyczał w mediach na pokaz, żeby pomagać Ukrainie, nie ustawiał sobie kolorowych zdjęć, nie nawoływał do pomocy, nie rzucał haseł. Dał przykład czynem, nie pustymi słowami. Zaczął od siebie, nie od pouczania innych. Przyjął do rodzinnego domu ukraińską rodzinę - Hannę i jej 10-letniego syna, Milana. Właściwie to zrobili to jego rodzice. To ich pomysł, ale dom należy też do Guglielmo, dlatego mama postanowiła zadzwonić i zapytać go o zdanie. Ile czasu potrzebował na decyzję? Może dwie sekundy. Rzucił tylko: znakomity pomysł, a w pierwszy wolny dzień przyjechał do Udine, żeby poznać Hannę i jej syna. Tak się złożyło, że oni akurat w ten dzień przyjechali do miasta, więc wszyscy zjedli wspólną kolację.
- Pokazałem mu kilka filmów z moich meczów, a potem dałem mu swoją koszulkę. Jego oczy błyszczały, od razu ją założył! Obiecałem, że poszukam mu szkółki piłkarskiej w Udine, która będzie w stanie go przyjąć i pozwoli mu grać. W ten sposób szybciej nauczy się naszego języka. Drugim priorytetem jest znalezienie nauczyciela języka włoskiego. Jeśli chodzi o szkołę podstawową, to będzie zdalnie uczył się w którejś z ukraińskich - mówił Vicario w "La Gazzetta dello Sport" kilka dni po przyjęciu rodziny.
Żeby się jakoś dogadać, włączyli telefon i wpisywali zdania w Google Tłumacza. Młody nie wiedział, że Guglielmo jest zawodowym piłkarzem. Przygarnąć do domu, pochwalić się pomocą i fajrant? Widzimy, że nie za bardzo w przypadku Vicario. Bramkarz postanowił błyskawicznie działać. Zaraz ogarnął miejsce, żeby chłopak mógł trenować piłkę nożną i spędzać czas z rówieśnikami. A przede wszystkim, żeby załapał podstawy języka włoskiego i nie czuł się wyobcowany. Vicario nauczył się takich wartości od rodziny. On sam przygarniętego Milana nazywa młodszym bratem. Jego wujek, konkretnie brat matki Moniki, adoptował dwójkę dzieci urodzonych w Etiopii. Też dał przykład.
- Kiedy wracam do Udine, żeby spotkać się z rodziną, to spędzam z Milanem trochę czasu. To dobry chłopak. Chodzi do szkoły, ciągle uczy się włoskiego. Mam nadzieję, że czuje się tu dobrze, bo na Ukrainie sytuacja jest dramatyczna. Dlatego staramy się wywołać uśmiech na twarzy tych ludzi i mam nadzieję, że przez to rzadziej zamartwiają się sytuacją w swoim kraju - to już jego słowa prawie półtora roku później, podczas sesji Global Football Development, w trakcie przedsezonowego tournee w Australii.

Venom

Gdyby zobaczyć go tylko na boisku, a nie znać prywatnie, to można pomyśleć, że to jakiś pokręcony gość, furiat i przede wszystkim choleryk, który drze się o byle co. Przecież w ostatnim meczu o mało co nie rozszarpał kolegi z drużyny, Pedro Porro. Dobrze, że Hiszpan stał kilka metrów dalej, to Vicario "tylko" na niego nawrzeszczał, pozywał i machał przy tym wściekły rękami. Wszystko przez to, że Porro nie trafił głową w piłkę w doliczonym czasie gry i Ayew strzelił gola z woleja. To, że Ghańczyk przyjął piłkę ręką i trafienie nie powinno zostać uznane, jest już zupełnie inną sprawą. Oberwało się Porro. Następnym razem obrońca odważniej skoczy do górnej piłki, żeby nie dostać takiej “suszary”.
Kiedy w derbach Londynu Udogie fatalnie podał do tyłu, a piłkę przejął przeciwnik (Eddie Nketiah), Vicario uratował zespół. Ironizował z podania kolegi. Patrzył mu w oczy i szyderczo bił brawo za świetne prostopadłe podanie do rywala. Na koniec skwitował to podniesionym kciukiem. Oryginalnie się zachowuje w bramce, żyje tam w swoim świecie. Kiedy jednak Cristian Romero wpakował mu samobója, to szybko przetrawił, że to nie interwencja rozkojarzonego kolegi, tylko zwyczajny pech, więc na niego już nie krzyczał. Podszedł, podniósł, poklepał i rzucił coś w stylu, żeby się nie przejmował. Trochę później Micky van de Ven uprzedził Gabriela Jesusa w ostatniej chwili. 2:0 i mogłoby być po meczu. Vicario aż przyklasnął w dłonie i dwa razy radośnie podskoczył po wybiciu kolegi. Szybko do niego ruszył i zbił piątkę. Mając takiego bramkarza za plecami, aż chce się dla niego zatrzymywać te akcje.
Dlaczego Venom? To taka fikcyjna postać z Marvela, jeden z głównych przeciwników Spider-Mana. Już we Włoszech nadano mu właśnie przydomek Venom na cześć wściekłego komiksowego superbohatera, granego przez Toma Hardy’ego. Vicario wrzeszczy, wpada w jakiś amok, obrońcy muszą go słyszeć za plecami. Żyje w bramce, jak mało kto. Dlatego wymyślili mu takie pseudo - bo wpada w niekontrolowaną złość.

Legenda do zmiany

Hugo Lloris w sezonie 2022/23 więcej punktów oddał niż zyskał. Francuz stał się problemem “Spurs”. Obrona miała za plecami gościa z maślanymi rękami i nogami. Kiedy Włoch w North London Derby broni punkty, to Lloris je wręczał na tacy. Kibice mieli dość Francuza. Jego czas się skończył. W październiku ubiegłego roku przy stanie 1:1 odbił do środka dość łatwy strzał Bukayo Saki. Swoje dołożył Romero, od którego odbiła się piłka. Lloris miał jeszcze szansę to uratować, ale zaprezentował akcję "dziurawe ręce". Wyglądało to komicznie, a dla fanów Spurs tragicznie. Gabriel Jesus wpakował piłkę do pustej bramki, bo nic innego mu nie pozostało.
Wtedy Tottenham stracił też punkty z Newcastle. Jeszcze przy stanie 0:0 Lloris wybiegł z bramki, żeby przeciąć długie podanie Fabiana Schara. Zamiast ją wybić, chciał jakoś dziwnie przyjmować, być może kiwnąć Calluma Wilsona... skończyło się na tym, że wpadł na Anglika, przewrócił się, a ten zabrał mu piłkę i strzelił gola. Francuz próbował jeszcze wymusić faul, ale wyglądało to raczej komicznie, bo sam się "odepchnął" od Wilsona i przewrócił. Nikt się na to na VAR nie nabrał. Newcastle zdobyło bramkę, a potem trzy punkty.
Z Aston Villą w styczniu doświadczony golkiper nie złapał piłki po prostym strzale w środek bramki Douglasa Luiza z 30 metrów. "Wypluł" ją, dopadł do niej Watkins, obsłużył Buendię i oczywiście Lloris ewidentnie odpowiadał za stratę gola. W drugich derbach Północnego Londynu interweniował komicznie przy strzale/dośrodkowaniu Saki. Trafił w piłkę tak, że sam sobie ją wbił do bramki, choć nawet nie leciała do siatki, dlatego uznano to za samobój. Tego wszystkiego było za dużo. To już same konsekwencje, czyli tracone gole, jednak niepewnych interwencji było znacznie więcej. Nie dało się na dłuższą metę z tak słabym Llorisem czegokolwiek osiągnąć. Dlatego nastąpiła konieczna zmiana warty i teraz świątyni strzeże Vicario.

Widoczna zmiana gołym okiem

Tottenham jest drużyną, która broni średnio w skali Premier League. Dopuściła do 41 strzałów celnych. To taki typowy środek tabeli, jeśli chodzi o ten aspekt. Mimo to “Spurs” wpuścili tylko gola więcej od Arsenalu i dwa gole więcej od Manchesteru City, a strzałów w światło bramki wicemistrza i mistrza Anglii leci dużo mniej (Arsenal - 21, City - 22). Duża w tym zasługa Vicario, który już nie raz i nie dwa popisywał się paradami. Tottenham jest na współczynniku +3,92 w statystyce expected goals against. To oznacza, że Vicario powinien wpuścić około cztery gole więcej. Tylko bramkarz Luton Town - Thomas Kaminski - częściej ratuje zespół w beznadziejnych sytuacjach (współczynnik +4,83, czyli powinien wpuścić prawie pięć goli więcej). Vicario to zatem ligowa czołówka.
Doskonała obrona uderzenia z główki Casemiro, zatrzymanie Marcusa Rashforda - to na 100% pomogło w zdobyciu trzech punktów z Manchesterem United. Włoch solidnie popracował tam na czyste konto. W North London Derby zatrzymał Nketiaha, a przede wszystkim w dużo bardziej efektowny sposób Gabriela Jesusa. Z Fulham w fantastyczny sposób, przy stanie 0:0, odbił piłkę po uderzeniu Joao Palhinhi z rożnego. Nie daje się zaskoczyć przy bliższym słupku, bo takich obron też miał mnóstwo. Z Crystal Palace Tottenhamowi nie szło i znów w kilku momentach zespół potrzebował czujności bramkarza. - Kiedy masz go za sobą, to czujesz się komfortowo - chwalił go wtedy kapitan, Heung-min Son. Wygłosił o nim kilka pochlebnych zdań, mając świadomość, że bez niego nie byłoby tu trzech punktów. Vicario to nowa gwiazda bramkarska Premier League i trzeba się do tego przyzwyczajać.
Ósme zwycięstwo Tottenhamu w dziesięciu meczach daje mu 26 punktów, co stanowi najlepszy początek sezonu w najwyższej klasie rozgrywkowej od sezonu 1960/61. Dobry prognostyk jest taki, że “Spurs” wygrali wtedy ligę z wielką przewagą. Zdobyli 66 punktów i mieli nad drugim Sheffield Wednesday osiem punktów zapasu, ale uwaga, bo wtedy wygrana była za dwa punkty, a remis za jeden. Na dzisiejsze zasady mieliby tych punktów 97, a drugie Sheffield - 81. Istnieje życie bez Kane’a, tylko musisz mieć bramkarza.

Przeczytaj również