Trener Wieczystej: Mam kadrę, którą wielu chciałoby mieć. Możemy wygrać z każdym [NASZ WYWIAD]

Trener Wieczystej: Mam kadrę, którą wielu chciałoby mieć. Możemy wygrać z każdym [NASZ WYWIAD]
Piotr Matusewicz / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiDzisiaj · 07:00
O co chcą walczyć w przyszłym sezonie? Czy będzie więcej trenerów? Jak wrócił do Wieczystej? W czym Sławomir Peszko będzie wybitny w przyszłości? Dlaczego zespół tak dobrze wyglądał w barażach? Na czym polega sztuka kierowania zawodnikami starszymi? W jaki sposób dojrzał? Na te i inne pytania odpowiedział Przemysław Cecherz, trener najbardziej ekscytującego beniaminka I ligi od... zawsze?
Za Wieczystą trudny sezon. Sezon okupiony sporym stresem, ale ostatecznie zakończony sukcesem. Krakowianom udało się zająć trzecie miejsce w lidze, a następnie pogonić towarzystwo w barażach. Wielka w tym zasługa Przemysława Cecherza, który na finiszu rozgrywek zastąpił Sławomira Peszkę na stanowisku pierwszego trenera. W związku ze zbliżającym się początkiem sezonu - w piątek 18 lipca beniaminek otworzy granie meczem we Wrocławiu ze Śląskiem - zapraszamy na rozmowę ze szkoleniowcem.
Dalsza część tekstu pod wideo
JAN PIEKUTOWSKI, MECZYKI.PL: Był pan zdziwiony ofertą z Wieczystej? Z klubem łączono wielu trenerów - między innymi Jana Urbana - a koniec końców padło na Przemysława Cecherza.
PRZEMYSŁAW CECHERZ, TRENER WIECZYSTEJ KRAKÓW: I tak, i nie. Powiem w ten sposób - cały czas byłem w kontakcie z panem Wojciechem Kwietniem. Cały czas rozmawialiśmy na temat Wieczystej. On przyjeżdżał nie raz na moje mecze i ja przyjeżdżałem na mecze Wieczystej. Byłem na bieżąco z tym, co się dzieje w klubie. Ale to, że się zdecydował na taki krok, no to mnie zdziwiło. Szczęście było takie, że cały czas z Wieczystą miałem kontakt.
To decydowało?
Nie wiem. Ale z tylu trenerów prezes wybrał mnie, widocznie uznał, że w danym momencie to będzie najlepsze wyjście.
Koniec końców wyszło na jego, bo wywalczyliście awans. Ale rozumiem, że kiedy pojawiła się oferta, to nie zastanawiał się pan zbyt długo.
Nie, oczywiście, że nie. Zastanawiałem się natomiast, jak to będzie rozwiązane ze Starem Starachowice, gdzie wtedy pracowałem. Chciałem się pożegnać w dobrej atmosferze, bez żadnych problemów.
Udało się?
Tak. Star nie stawiał przeszkód. Każdy wie, co to jest Wieczysta, z czym się kojarzy. Wyższa liga, szansa na awans. W Starze dobrze mnie zrozumiano.
A co zaskoczyło pana najmocniej, gdy już do Wieczystej wrócił? Ostatni raz pracował pan tam cztery lata temu. Klub był odmieniony pod względem finansowym, zupełnie inaczej skonstruowany, jeśli chodzi o kadrę.
Już w tym 2021 roku planowaliśmy, w jakim kierunku to będzie po kolei szło. W gruncie rzeczy nic mnie nie zaskoczyło. Byłem w kontakcie z prezesem, często do mnie dzwonił. Byliśmy, jesteśmy w przyjacielskich stosunkach. Zaskoczony więc nie byłem, ale wiedziałem, że to trudna praca. Przede wszystkim przez wzgląd na szatnię - z piłkarzami o ukształtowanym charakterze, odnoszących wcześniej sukcesy, pracuje się inaczej.
I to faktycznie był główny problem? To dotarcie do zawodników?
Pojawił się u mnie ten znak zapytania, ale okazało się, że nie! Bardzo szybko złapaliśmy kontakt. Nie mogę dokładnie powiedzieć, jakie techniki zastosowałem, ale się udało.
Może pan.
Nie chciałbym. Natomiast niektóre zabiegi, niektóre decyzje, to wszystko spowodowało, że szatnia się zjednoczyła. Udało się tak zrobić, żeby ci zawodnicy - a wielu nie znałem przecież przed Wieczystą - poszli za mną. Uwierzyli w to, co proponuję, że trzeba pracować w określony sposób, aby osiągnąć zamierzony efekt. Był to mój osobisty sukces.
Skoro z zawodnikami poszło tak dobrze, to co było największym wyzwaniem na starcie? Przygotowanie fizyczne? Może taktyka?
Wie pan co, ujmę to w ten sposób - jak powiem, że przygotowanie fizyczne było złe, że źle grali i tak dalej, i tak dalej, to rzutuje na wcześniejszego trenera.
A pana obecnego przełożonego.
Ja powiem tak - Sławek Peszko to był początkujący trener. Sławek Peszko to był trener, który zdobył bardzo dużo punktów i tego mu nie wolno zabrać. Sławek Peszko to jest osobowość, która potrafi żyć z zawodnikami, motywować ich, spowodować, żeby byli odpowiedzialni. Także to on zrobił kawał bardzo dobrej roboty. Ale wiadomo, że jeżeli się dzieje kryzys i zespół nie potrafi albo nie może wyjść z tego kryzysu, to odpowiedzialność spada na pierwszego trenera.
Ale w drugiej rundzie Wieczysta spuściła z tonu. To nie wina Peszki?
Ja uważam, że tej jego winy było chyba najmniej. To znaczy jego wina jest taka, że ponosi odpowiedzialność i to on kompletował sztab czy ludzi pracujących wokół kadry. Każdy ma jakąś działkę do wykonania w danym zespole. No i tu były problemy. Jeżeli zawodnik źle się czuje, jest źle poprowadzony to to rzutuje na wszystko. Tak samo jak są nogi ciężkie, za bardzo przeciążone, to technika, umiejętności uciekają. Piłkarz nie czuje się pewny, podejmuje nieraz złe decyzje. Jeżeli jednak chodzi o założenia taktyczne Sławka, to one były na początku bardzo dobre, skuteczne.
Jednak wyniki zaczęły się rozjeżdżać.
W pewnym momencie ten zespół tego nie był w stanie wykonywać tych planów. I tu był problem, z którym trzeba sobie poradzić. Postanowiono zmienić trenera. No i wie pan, jaka była moja decyzja? Ocena tego, czy zespół może grać tak, jak chciałby prezes. Następnie musiałem do tego przygotować zespół. Wiedzieliśmy, że szanse na pierwsze, drugie miejsce są małe. Mogliśmy wygrać wszystko, ale wiedzieliśmy, że w tamtym momencie - patrząc na to, jak się prezentował zespół - będzie to bardzo trudne. Postawiliśmy na to, żeby przygotować zespół do barażów. Postanowiłem, że te trzy i pół tygodnia nie będą stały pod znakiem wyników, a raczej poświęcimy je na obserwowanie gry, ciężką pracę i przygotowanie zespołu na baraże. To się, nie ukrywam, udało. Te mecze pokazały, że Wieczysta, przy odpowiedniej koncentracji, jest zespołem dominującym, stwarzającym sytuacje, niedopuszczającym rywala do kontrataków.
Sekret tkwił właśnie w odpowiednim przygotowaniu?
Zrobiliśmy taki mini okres przygotowawczy. Było bardzo dużo bardzo ciężkich treningów. Dwa tygodnie przed barażami trochę odpuściliśmy obciążenia, żeby pozostać na określonej intensywności, a zespół doszedł do siebie w 100% na baraże.
Pojawił się jakiś moment zwątpienia? Może ta porażka z Rekordem w ostatniej kolejce?
Nie, nie, nie. Nie było żadnych wątpliwości. Po Grudziądzu cieszyliśmy się z obrony trzeciego miejsca, bo to oznaczało baraże u siebie. W spotkaniu z Rekordem widziałem rozluźnienie, ale koncentracja wróciła na decydujące mecze. Mieliśmy po prostu ustawione inne rzeczy jako priorytetowe.
Czy skoro pojawiły się obawy o brak koncentracji, to była też słynna suszarka?
Jest coś, na co się obecnie mówi kompetencje miękkie. A ja uważam, że to jest po prostu inteligencja. Indywidualizacja okazuje się istotna nie tylko w treningu, ale też rozmowach. Jeden lubi, jak się go chwali przy zespole, drugi woli usłyszeć to w rozmowie sam na sam. Jeden lepiej zareaguje na krytykę przy drużynie, drugi gorzej. W Wieczystej chodziło mi o to, żeby jak najszybciej poznać zespół, jak najszybciej poznać zawodników. Nie chciałem nikogo urazić, chciałem dojść do porozumienia. To jest najważniejsze w tym zawodzie.
Nie taktyka, przygotowanie fizyczne?
Teraz? Teraz zrobienie treningu to nie jest problem. Mamy dostęp do takich środków, że naprawdę. Niektórzy wpisują nawet w AI określone parametry i im wychodzi cała jednostka treningowa. Naprawdę kluczowe jest postępowanie z ludźmi, zachowanie się. To budowanie relacji odgrywa niesamowicie istotną rolę. Jednego musisz posadzić na trybuny, drugiemu powiedzieć, że zagra w najważniejszym meczu, trzeciemu, że usiądzie na ławce, chociaż do tej pory grał cały czas, a to wszystko trzeba spiąć tak, żeby zespół nadal podążał za tobą. To sztuka. A suszarkę chyba wyłączyłem.
Dojrzał pan?
Człowiek jest już starszy. Inaczej reagował, jak miał 40, 30, 25 lat. Teraz mam 50 lat, inne doświadczenie, nabrałem pewnej rutyny, chociaż nie lubię tego słowa. Procentują rzeczy, które widziałem, błędy, które popełniłem. Wiadomo - są momenty, kiedy musisz ostrzej zareagować, przywołać zespół do porządku. Mocne słowa nieraz padają, ale padają w czasie treningu, kiedy coś się wymyka spod kontroli, coś się wymyka z porządku. A ja nie będę ukrywał - jestem trenerem, który uwielbia ład. Patrzy się na mnie przez pryzmat mojego dawnego zachowania. A ja jestem spokojnym człowiekiem, ja lubię muzykę klasyczną. Ja lubię jazz, ja lubię operę. Ja lubię operetkę i w tym się najlepiej czuję.
Co zatem Wieczysta ma osiągnąć w następnym sezonie?
Nie mamy określonego celu.
Ale raczej nie myślicie wyłącznie o utrzymaniu.
Trzeba czytać między wierszami. Mamy zespół składający się naprawdę z wielu bardzo dobrych piłkarzy z ogromnymi umiejętnościami. Trzeba nad tym zapanować. Trzeba nauczyć ich funkcjonować ze sobą. Mamy sześciu nowych zawodników. Nie mówię, że każdy z nich od razu wskoczy do składu, ale muszą jakoś funkcjonować w grupie. Druga kwestia, że spotykamy się z nową ligą. To generuje pewną niewiadomą, dreszczyk emocji. Natomiast uważam, że jesteśmy w stanie wygrać z każdym, wygrać każdy mecz.
Wieczysta na papierze może wyglądać mocno, ale cała stawka jest silna. Zbroją się Wisła, Śląsk, ŁKS, swoje ambicje mają Ruch, Miedź.
To są drużyny, które zawsze będą występowały pod presją - czy to środowiska, kibiców, czy to ze względu na samą nazwę. Oni nie mogą powiedzieć, że mają słabszy okres. Oni zawsze muszą grać o awans, muszą zrobić wszystko, aby dostać się do Ekstraklasy. A my jesteśmy beniaminkiem, który może wygrać z każdym. Nie wyjdziemy na mecz z założeniem, że chcemy zremisować. Mamy wygrywać. Presję nakładami sobie sami. Nie ma wątpliwości, że nasi zawodnicy zarabiają bardzo dobrze. Mają warunki, aby grać na 100%. Mają wszystko, czego mogą oczekiwać. A jeśli czegoś nie mają, to zgłoszą to i za chwilę dostaną.
Widzi pan Wieczystą w gronie pięciu-sześciu realnych kandydatów do awansu?
Tak.
I to przy obecnej kadrze? Jest ona satysfakcjonująca?
Oczywiście. Jestem bardzo zadowolony. Przyznam, że w środę miałem odprawę z zawodnikami i powiedziałem im, że mam bardzo trudne zadanie, jeśli chodzi o wybór wyjściowego składu. W okresie przygotowawczym nie trafiłem na zawodnika, któremu bym coś wytknął. Analizowaliśmy każdy sparing, każdego zawodnika i jego zadania. Wszędzie było na 100% zaangażowania. Rodzi więc to problem z wyborem pierwszego składu i pokazuje, jaką równą kadrę mamy. Może niezbyt szeroką, ale równą, wystarczającą.
To koniec wzmocnień?
Okienko jest dość długie. Będziemy obserwować, co się dzieje w czasie meczów. Mogą też się pojawić kontuzje, tego się nie da przewidzieć. Natomiast na dzisiaj mam taką kadrę, jaką wielu chciałoby mieć.
Faktycznie miał pan wpływ na jej konstruowanie?
W Wieczystej wygląda to fajnie. Moim zdaniem tak, jak to powinno funkcjonować. Propozycje pozyskania zawodników przedstawiają skauci, dyrektor sportowy czy Sławek Peszko, czyli wiceprezes. Jak się taka propozycje pojawi, to siadamy razem, oglądamy, dołącza prezes. Analizujemy, czy to zawodnik potrzebny, który faktycznie podniesie jakość. Odbywa się to wszystko naturalnie. Czasami nawet spontanicznie.
Nie było sytuacji, że jakiegoś zawodnika panu narzucono?
Nie. I to nie tylko za mojej kadencji, ale też Sławka, czy innego trenera. Nie słyszałem o takim działaniu. Zresztą nad każdym ruchem debatujemy tak długo, że trudno mówić o narzuceniu czegoś.
W tym okienku musiało być tych rozmów sporo, bo macie sześciu zupełnie nowych zawodników. W tym kilku, nie ma co kryć, po przejściach. Fila, Pestka, Donkor czy Dankowski to są piłkarze, którzy zmagali się z poważnymi kontuzjami.
Ten temat poruszył prezes i moim zdaniem powiedział słusznie. Czasami lepiej wziąć zawodnika, który zerwał więzadło krzyżowe niż zawodnika, który regularnie pauzuje ze względu na urazy mięśniowe. Bo to drugie pokazuje pewną tendencję.
Tak można wytłumaczyć każdy z tych ruchów?
My wiedzieliśmy dokładnie, jakie były przyczyny każdej z tych kontuzji i kiedy do nich doszło. Jeśli chodzi o Donkora, to on rozegrał cały poprzedni sezon, rozpatrujemy go jako zawodnika zdrowego. Pasował nam pod względem tego, jakiego zawodnika potrzebowaliśmy. Miał też dobre statystyki. Wiadomo natomiast, że ma pewne zaległości związane z tym, że wcześniej zakończył sezon. To wychodzi później w badaniach motorycznych, badaniach krwi. Musimy więc takich graczy zrównać z zespołem. Ale jeśli chodzi o samą jakość tych zawodników, to ja się kompletnie nie boję.
To samo z Filą czy Pestką?
Kamil potrzebował indywidualnego podejścia, ale ostatnie mecze grał już na 100%. Jeśli chodzi o jego walory, to chyba wszyscy wiemy, o jakich możliwościach mówimy. Natomiast Karol, gdyby nie kontuzja, to by po prostu nie przyszedł. Uważam, że dalej grałby za granicą.
Czyli podjęliście pewne ryzyko.
Ryzykiem bym tego nie nazwał. Przewidujemy, że do września dołączy do treningu z zespołem. Będziemy mieli wtedy zawodnika bardzo dobrego, z ogromnymi umiejętnościami. Stosunkowo młodego, w pełni sił, w najlepszym wieku dla piłkarza. W gruncie rzeczy na Karola patrzyliśmy jak na inwestycję. Potrzeba jedynie trochę cierpliwości.
Zamykając temat kadry warto się pochylić nad wiekiem zespołu. Goku, Rafa Lopez, Góralski, Pazdan, Pietrzak czy wspomniany Carlitos to wszystko są piłkarze powyżej 32. roku życia. Dadzą radę fizycznie i motorycznie w tak wymagającej lidze?
Musimy zrobić wszystko, żeby tak się stało. Po to ich monitorujemy, po to są indywidualne treningi, żeby doprowadzić ich do odpowiedniej formy. Do tego ważne jest zarządzanie zespołem, które też pomaga w wydobyciu maksimum. Naszym zadaniem jest dobrać odpowiednią ilość czasu do danego piłkarza. Jeśli jednego dnia to będzie 90 minut - super. Jeśli kolejnego będzie to 70 minut, a on wciąż zrobi różnicę - również będziemy się cieszyć.
I nie ma pan żadnych obaw, że to drużyna mocno doświadczona? Że na pewnym etapie dojdzie do wypalenia.
W pewnym momentach możemy nie tyle odstawać, co na przykład może być widoczna różnica w biegu. Ale wie pan, są różne elementy, które równoważą mecz. Bo jeśli masz piłkarzy, którzy potrafią utrzymać piłkę i spowodować, żeby to rywal za nią biegał, to problem zostaje zniwelowany. To samo tyczy się stwarzania sytuacji. My możemy potrzebować dwóch, trzech sytuacji, aby zdobyć bramkę, bo mamy taką jakość. Rywal może potrzebować pięciu, sześciu, do czego my możemy już nie dopuścić.
Słowem końca - co z Peszką? Będzie lepszym trenerem czy działaczem?
Jako trener był trochę nerwowy. Ale to każdy tak ma na początku tej drogi.
Sam pan tak mówił o sobie.
U mnie były szaleństwo przy linii, przekleństwa. Bo człowiek młody to inaczej reaguje niż człowiek doświadczony. Natomiast teraz u Sławka, jak on zaczął pełnić rolę wiceprezesa, to widać, że świetnie się czuje, że się w tym odnajduje. Uważam, że w tej roli będzie wspaniały.

Przeczytaj również