Tylko oni potrafili zaskoczyć Anglików na EURO 2020. Dziś pracują już w czołowych klubach Premier League
Jeden przyczynił się do zdobycia przez reprezentację Włoch mistrzostwa Europy. Inny był bliski odegrania kluczowej roli w potencjalnie sensacyjnym awansie do finału EURO 2020 Duńczyków. Kilku kolejnych zatrudniono tego lata w klubach Premier League. Piłkarska rewolucja danych niezmiennie zatacza coraz szersze kręgi. I wymaga coraz większej specjalizacji. Poznajcie trenerów zajmujących się wyłącznie stałymi fragmentami gry.
Na pierwszy rzut oka nie ma się czym zachwycać. Spośród 11 bramek zdobytych przez reprezentację Włoch w trakcie tegorocznych finałów mistrzostw Europy nie więcej niż dwie (18%) padły po stałych fragmentach gry. Pierwsza z nich nie miała zresztą większego znaczenia. Przed ostatnim meczem w fazie grupowej turnieju przeciwko Walii Italii wystarczył remis, by zakończyć zmagania w czterozespołowej stawce na pierwszym miejscu. Nawet bez trafienia Matteo Pessiny, po wyjątkowo ciekawie rozegranym rzucie wolnym, podopieczni Roberto Manciniego i tak wygraliby swoją grupę.
Co innego ta druga. W wielkim finale EURO 2020 Włosi doprowadzili przecież do wyrównania w wyniku podbramkowego zamieszania wywołanego przez wcześniejsze dośrodkowanie z rzutu rożnego. Zarówno tamtą konfrontację z reprezentacją Anglii, jak i półfinałowy bój z Hiszpanią zwyciężyli z kolei ostatecznie po konkursie rzutów karnych. Przy okazji, stali się tym samym pierwszym zespołem w historii mistrzostw Europy, który wygrał w ten sposób więcej niż jedno spotkanie podczas jednego turnieju.
Dodatkowe 30%
Przypadek? Z jednej strony, można zauważyć, że szczęście trzymało stronę Italii. Giorgio Chiellini wygrał oba rzuty monetą decydujące o tym, że to Włosi wykonywali jedenastki we wspomnianych konkursach rzutów karnych jako pierwsi. A, jak pokazują dane statystyczne, właśnie drużyny, które rozpoczynają każdą serię, częściej wychodzą z takiej rywalizacji zwycięsko. Z drugiej strony, Mancini ograniczył wcześniej rolę szczęścia do minimum, zapraszając do swojego sztabu szkoleniowego wybitnego specjalistę od stałych fragmentów gry - Gianniego Vio.
Doświadczony trener od dawna nie jest już w piłkarskim środowisku postacią anonimową. Po raz pierwszy dał się poznać szerszemu gronu w 2008 roku, kiedy jako współpracownik Waltera Zengi pomógł utrzymać się w Serie A Catanii. Ekipa z Sycylii zwróciła wtedy uwagę nie tylko włoskich kibiców za sprawą bramek zdobywanych po nietypowo rozgrywanych stałych fragmentach gry. Dwa z nich zobaczycie poniżej (drugi od 1:37).

Vio założył nawet stronę internetową i był współautorem książki pod tytułem “That Extra 30 Per Cent”, nawiązującej do tego, że około 30% goli w piłce nożnej pada po stałych fragmentach gry. Zgromadzony przez niego zbiór rozegrań rzutów rożnych czy wolnych ma liczyć zawrotne 4 830 wariantów. W jaki sposób wybiera te najlepsze w danym momencie?
- Należy przeanalizować, jakich ma się do dyspozycji zawodników i znaleźć rozwiązania skrojone pod ich zestaw umiejętności - powiedział Vio w wywiadzie udzielonym gazecie “La Nuova di Venezia”.
Plan to jednak nie wszystko.
- Są zawodnicy o wyjątkowym poziomie czytania gry - dodał włoski szkoleniowiec. - Na przykład Sergio Ramos. Gdziekolwiek zagra się piłkę, można być spokojnym o to, że on znajdzie sposób, by do niej dojść. Dla powodzenia stałych fragmentów gry najważniejszą rzeczą jest timing.
Zasłona
Dlaczego przed finałem EURO 2020 rola Vio nabrała jednak jeszcze większego znaczenia? Otóż reprezentacja Anglii pozostała ostatecznie jedyną drużyną turnieju, która nie straciła na nim gola z akcji. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że gdyby nie trenerzy stałych fragmentów gry - a przynajmniej: zespoły narodowe mające w swoich sztabach takich specjalistów - podopieczni Garetha Southgate’a w cuglach sięgnęliby po mistrzostw Europy.
Poza golem straconym w decydującym spotkaniu, Jordan Pickford musiał podczas całej imprezy wyciągać piłkę z siatki jeszcze tylko jeden raz. W półfinale EURO zaskoczył go za sprawą kapitalnego uderzenia z rzutu wolnego Mikkel Damsgaard z reprezentacji Danii. Był to, na marginesie, jedyny gol w całym turnieju strzelony bezpośrednio po strzale z tego stałego fragmentu gry.
Co miał jednak wspólnego z powodzeniem tamtego uderzenia Mads Buttgereit, czyli duński szkoleniowiec zajmujący się stałymi fragmentami gry? Znacznie więcej, niż można by przypuszczać. Wszystko zostało skrupulatnie zaplanowane:
- Kiedy Damsgaard ustawił piłkę, wysocy środkowi obrońcy Duńczyków - Andreas Christensen, Simon Kjaer i Jannik Vestergaard - ustawili się obok siebie, plecami do bramki Anglików, tworząc własny mur parę metrów przed i na lewo (patrząc z perspektywy Pickforda) od muru rywali
- Kiedy Damsgaard ruszył w kierunku piłki, cała trójka przesunęła się w prawo, w decydującym momencie zasłaniając Pickfordowi pole widzenia
W rezultacie angielski golkiper nie zdążył do uderzonej przez przeciwnika piłki, mimo że ta nie spadła wcale bezpośrednio przy słupku jego bramki.
- Największą radość sprawił mi sposób, w jaki chłopcy to zrobili - powiedział później Buttgereit w wywiadzie udzielonym telewizji “Sky Sports”. - Każdy zawodnik wziął odpowiedzialność i pomógł Mikkelowi osiągnąć sukces. Możesz być trenerem stojącym przy linii bocznej, który opracował plan i podczas treningu zwrócił uwagę na detale, ale to zawodnicy muszą wcielić go w życie.

Pasja
Gdzie jest dziś Buttgereit? W sztabie nowego selekcjonera reprezentacji Niemiec, Hansiego Flicka, który miał już wcześniej rekomendować zatrudnienie tego specjalisty Bayernowi. Tamta prośba została odrzucona, ale wygląda na to, że rynek transferowy trenerów stałych fragmentów gry ruszył na dobre. Tylko minionego lata szkoleniowców zajmujących się stricte tym elementem futbolu zatrudniono aż w trzech klubach angielskiej Premier League: Arsenalu, Aston Villi i Manchesterze United.
Szczególnie ciekawy jest przypadek zespołu Ole Gunnara Solskjaera, który w poprzednim sezonie mógł “pochwalić się” ex aequo najgorszym w lidze bilansem bramek ze stałych fragmentów gry. United strzelili z nich zaledwie siedem goli, czyli tyle co przedostatnie w tabeli West Bromwich Albion, a sami stracili ich aż 14. Solskjaer miał zidentyfikować stałe fragmenty gry jako słabość swojej drużyny.
Na czym ma polegać przewaga osobnych specjalistów od tego elementu piłkarskiego rzemiosła?
- Stałymi fragmentami gry zajmują się często asystenci pierwszego trenera - zauważył Buttgereit. - To dopuszczalne rozwiązanie, ale wielu z nich nie ma prawdziwej pasji do stałych fragmentów gry i może właśnie dlatego kluby notują w tym elemencie tak różny stopień powodzenia.
Nowa broń
Potencjalnie rosnące znaczenie stałych fragmentów gry w piłce nożnej na najwyższym poziomie będzie można udowodnić najwcześniej na koniec sezonu. Na razie można zasygnalizować co najwyżej pewne trendy. Nie szukając daleko, ciekawe przykłady łatwo znaleźć na początku nowych rozgrywek Premier League, gdzie w ubiegłym sezonie odnotowano najniższą liczbę bramek zdobytych po stałych fragmentach gry (19,2%, nie licząc rzutów karnych) od co najmniej 2007 roku, kiedy firma analityczna Opta zaczęła zbierać tego typu dane. Weźmy pod uwagę mecze angielskiej ekstraklasy rozegrane tylko w jeden z wrześniowych weekendów.
Wszystkie trzy gole strzelone przez Liverpool w domowym spotkaniu z Crystal Palace padły po wcześniejszych dośrodkowaniach z rzutów rożnych. W podobny sposób dwie spośród trzech bramek na Tottenham Hotspur Stadium zdobyła Chelsea. Prawdziwy festiwal goli ze stałych fragmentów gry, choć nie wszystkich uznanych, oglądano w spotkaniu Brighton z Leicester. Wreszcie, o wyjazdowej wygranej Arsenalu nad Burnley przesądziło trafienie po bezpośrednim uderzeniu piłki z rzutu wolnego.

- Nie potrafię zrozumieć, jak można pomyśleć, że łatwo jest zdobyć bramkę po stałym fragmencie gry - nie kryje oburzenia Buttgereit. - Praca zespołowa, jaką należy wykonać przy jego rozegraniu, jest fantastyczna.
Jak pokazuje casus reprezentacji Włoch podczas EURO 2020, nie chodzi o to, by poszczególne drużyny nagle zaczęły strzelać większość swoich goli po stałych fragmentach gry. Bardziej o to, by ten element piłkarskiego rzemiosła stał się ich dodatkowym atutem, szczególnie przydatnym w meczach, w których znacznie trudniej zaskoczyć rywali z akcji. W Anglii już odrabiają lekcję.