Tym pięknym golem przeszedł do historii, karierę zniszczyły mu kontuzje. Wzór i ikona dziś szuka takich jak on

Tym pięknym golem przeszedł do historii, karierę zniszczyły mu kontuzje. Wzór i ikona dziś szuka takich jak on
Fabio Diena/shutterstock.com
W czasach, kiedy piłkarze zmieniają pracodawców jak rękawiczki, a oddanie barwom klubowym jest rzadko spotykanym zjawiskiem, bardziej docenia się zawodników pokroju bohatera poniższego tekstu. Lars Ricken, bo o nim mowa, kochał Borussię Dortmund, zawsze demonstrując oraz deklarując wierność czarno-żółtej kolorystyce serc kibiców drużyny z Zagłębia Ruhry. Niestety, kontuzje storpedowały znakomicie zapowiadającą się przygodę niemieckiego pomocnika z wielkim futbolem.
Gdy Lars ukończył osiem lat, po raz pierwszy powąchał murawę w juniorskim zespole TuS Eving-Lindenhorst. Dzieciak dysponował ogromnym potencjałem, świetnym przeglądem boiska, a ponadto potrafił celnie przymierzyć zza pola karnego. Według raportów skautów nie był obdarzony bajeczną techniką, ale posiadał kapitalne czucie piłki. Wiadomość o wunderkindzie niemieckiego futbolu natychmiast odbiła się szerokim echem w kraju.
Dalsza część tekstu pod wideo
Rickena pod lupę wzięli łowcy talentów wielkich piłkarskich firm w Niemczech, jednak on cierpliwie wyczekiwał momentu, kiedy zainteresowanie jego usługami wykażą specjalni wysłannicy Borussii Dortmund. Tam się urodził, bywał na meczach BVB i marzył o występach w koszulce umiłowanego klubu. W wieku czternastu lat olbrzymie pragnienie nastolatka wreszcie się spełniło. Będąc już graczem miejscowego Eintrachtu, znalazł się na celowniku skautów Borussii, gdzie w końcu zakotwiczył na dobre.
Dortmund od wielu pokoleń stanowi doskonały przykład na to, jak monitorować rynek młodzieżowego futbolu, by następnie wprowadzać zdolnych wychowanków do świata seniorskiej piłki nożnej. Jak szlifować umiejętności zarówno piłkarskie, jak i mentalne u młodych zawodników, pod kątem reprezentowania klubu na kilku frontach rozgrywek. Ricken też stosunkowo prędko otrzymał szansę od ówczesnego trenera BVB, Ottmara Hitzfelda, po czym spłacił kredyt zaufania z nawiązką.

Upokorzenie Peruzziego

W profesjonalnym futbolu często spotykamy się z określeniami „bohater jednej akcji”, „jedna jaskółka wiosny nie czyni”, „trafiło się ślepej kurze ziarno”. W przypadku Rickena ziarno obrodziło obfitymi plonami, a jedna akcja zadecydowała o zdobyciu trofeum za zwycięstwo w Champions League. Natomiast przysłowiowa jaskółka zapadła w pamięci nie tyle wszystkich sympatyków piłki nożnej, co przede wszystkim w głowie obserwującego trajektorię jej lotu golkipera Juventusu, Angelo Peruzziego.
Finał Ligi Mistrzów z 1997 roku to wydarzenie warte każdych pieniędzy. Mecz, do którego wraca się z olbrzymim sentymentem. Dośrodkowanie Paula Lamberta, przyjęcie i strzał Karla-Heinza Riedla, wywołujący euforię wśród kibiców dortmundzkiej drużyny. Pięć minut później centra w pole karne „Starej Damy” i mocne, precyzyjne uderzenie głową Riedla, który podwyższył na 2:0. Gigantyczna sensacja wisiała w powietrzu.
Faworyzowany Juventus tego magicznego wieczoru właśnie chylił się ku zaprzepaszczeniu okazji na obronę najbardziej prestiżowego piłkarskiego trofeum. Jednak szkoleniowiec włoskiej ekipy, Marcello Lippi, w przerwie potyczki desygnował do gry fantastycznego Alessandro Del Piero. Kreowanie niebezpiecznych akcji pod bramką Stefana Klosa przez Juve nabierało rumieńców. W końcu „Il Pinturicchio” umieścił futbolówkę w siatce, wskrzeszając nadzieję w sukces Włochów. W 71. minucie meczu na murawie Olympiastadion pojawił się Lars Ricken, a już szesnaście sekund od zameldowania się na boisku ośmieszył Angelo Peruzziego, przypieczętowując triumf Borussii Dortmund w Champions League.
Trafienie Rickena z około trzydziestu metrów wyraźnie ostudziło zapał podopiecznych Lippiego. Szarże Turyńczyków okazały się bezskuteczne. Największe dokonanie w dziejach BVB stało się faktem. Żadna następna generacja zawodników klubu z Dortmundu nie powtórzyła osiągnięcia legendarnego składu, zaś lob wyjątkowej urody autorstwa Larsa przeszedł do historii piłki nożnej wraz z jego nazwiskiem.

Słodko-gorzkie srebro

Tempo rozwoju piłkarskiego rzemiosła Rickena nie umknęło uwadze selekcjonera reprezentacji Niemiec, Berti Vogtsa, który wysłał mu powołanie na starcie eliminacyjne do Mistrzostw Świata we Francji w 1998 roku. Pomocnik Borussii zadebiutował w kadrze meczem przeciwko Armenii, jednak potem nabawił się kontuzji, przez co nie pojechał na Mundial. Powtórka z rozrywki nastąpiła przed europejskim czempionatem rozgrywanym dwa lata później na stadionach w Belgii i Holandii.
Długotrwała absencja Larsa wskutek odniesionych urazów sprawiła, że wytracił dawny blask. Ewidentnie brakowało polotu, młodzieńczej fantazji, miejscami wspaniałego nadawania tempa ofensywnym poczynaniom BVB oraz pewności siebie. Nie ucierpiało natomiast wielkie serducho do czynnego uprawiania ukochanej dyscypliny sportu. Co więcej, pokochał Borussię na śmierć i życie, m.in. odrzucając intratną propozycję kontraktu, którą złożyli mu włodarze Bayernu Monachium po niezapomnianym spotkaniu z Juventusem.
- Otrzymałem bardzo poważną ofertę z Bayernu, ale stało się to tydzień po tym, jak podpisałem nowy, pięcioletni kontrakt z BVB i nie mogłem odejść. Chciałem wyrazić prawdziwą przywiązanie tudzież wdzięczność. Byliśmy na szczycie europejskiego futbolu. Jestem absolutnie przekonany, że nikt w klubie by mi tego nie wybaczył - wspomina Ricken.
Mistrzostwa Świata w Korei i Japonii w 2002 roku, z których przywiózł srebrny medal, stanowiły raczej ukłon szkoleniowca niemieckiej reprezentacji, Rudiego Vollera, w stronę piłkarza, aniżeli pokładanie większych planów dotyczących jego wygasłych umiejętności. Rola zawodnika wchodzącego z ławki rezerwowych nie odpowiadała Rickenowi, a na domiar złego w trakcie turnieju doznał kolejnej skomplikowanej kontuzji. Tym razem odniesione obrażenia całkowicie osłabiły jego notowania w oczach szkoleniowca drużyny narodowej.

Uniwersytet lojalności

Ciągnąca się za Larsem plaga urazów zmusiła go do przedwczesnego zakończenia kariery w wieku 33 lat. Dokładnie 16 lutego 2009 roku pomocnik dortmundzkiego zespołu oficjalnie ogłosił sportową emeryturę. Pomijając trapiące go przez ten cały okres problemy zdrowotne, Ricken na zawsze zadomowił się w sercach miłośników BVB. Wieczny szacunek fanów, jak również chwała w annałach piłki nożnej, to aktualnie wartości bezsprzecznie najpiękniejsze, zwłaszcza gdy przyjrzymy się bliżej liczbom wykręconym przez Niemca.
Trzeba przyznać, że Michael Zorc miał łeb na karku, powierzając Rickenowi funkcję koordynatora ds. szkolenia młodzieży w akademii Borussii Dortmund. Lars jeszcze bardziej udoskonalił działanie szkółki, wychwytując takich zawodników, jak Mario Goetze, Christian Pulisic czy Yousouffa Moukoko, ochrzczony już nowym Samuelem Eto’o. Piętnastolatek o podwójnym obywatelstwie to istny kiler, futbolowy kałasznikow, wielka przyszłość BVB.
Ricken realizuje się w wypełnianiu obowiązków związanych ze skautingiem, sprawowaniem pieczy nad piłkarskim postępem nastoletnich graczy, ale też nadzorowaniem ich sytuacji rodzinnej oraz progresem edukacyjnym. Otacza się gronem najlepszych fachowców w branży i jest dla wielu młodych adeptów futbolu wzorem do naśladowania. W skrócie: jeżeli dzwoni do ciebie telefon, a po drugiej stronie słyszysz głos szefa akademii Borussii, nie odmawiaj.
Były niemiecki pomocnik to bez dwóch zdań ikona Dortmundu, stawiana na piedestale wspólnie z Andreasem Mollerem, Matthiasem Sammerem oraz wyżej wymienionym Zorcem. Wszyscy posiadali bogate CV, tworzyli spektakularną historię piłki nożnej, razem przenosili kibiców pod każdą szerokością geograficzną do alternatywnej rzeczywistości, gdzie niepodzielnie panowały nieziemskie sportowe emocje. Lars Ricken i spółka dobitnie wytłumaczyli znaczenie terminu pewnego słowa, a brzmi ono lojalność.
Mateusz Połuszańczyk
Redakcja meczyki.pl
Mateusz Połuszańczyk , Mateusz Połuszańczyk
19 Apr 2020 · 17:30
Źródło: własne

Przeczytaj również