Tytuł albo historyczna kompromitacja. Takiej ekipy NBA świat nie widział

Tytuł albo historyczna kompromitacja. Takiej ekipy NBA świat nie widział
Rob Gray / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski19 Apr · 17:30
W sporcie granica między wieczną chwałą a historyczną porażką potrafi być bardzo cienka. Ten sezon NBA może zakończyć się tylko na dwa sposoby. Zespół Boston Celtics zdobędzie mistrzostwo lub dozna bolesnej kompromitacji.
W historii NBA tylko dwie drużyny mają na koncie dwucyfrową liczbę tytułów. Zawodnicy Boston Celtics i Los Angeles Lakers po 17 razy zakładali pierścienie, zapisując się w annałach koszykówki. W tym roku nikt nie oczekuje, że “Jeziorowcy” po raz 18. wzniosą mistrzowski baner. 39-letni LeBron James stara się oszukiwać czas, ale nawet on raczej nie będzie w stanie poprowadzić swojego zespołu do wygrania finałów. Ekipa z Miasta Aniołów ma zbyt mało argumentów sportowych, aby tego dokonać. Zupełnie inaczej prezentuje się sytuacja Celtics.
Dalsza część tekstu pod wideo
Sezon regularny stanowił niekończący się pokaz siły koszykarzy Bostonu. Podopieczni Joe Mazzulli potrafili zdeklasować niemal każdego napotkanego rywala. Spośród 82 rozegranych meczów wygrali aż 64. W cuglach zdominowali rywalizację na Wschodzie, wyprzedzając drugich New York Knicks o 14 zwycięstw. Była to największa przewaga nad wiceliderem w historii konferencji. Większość meczów C’s stanowiło popis indywidualnych umiejętności złączonych w kolektywną całość. Jest jednak jedno ale. Wszystkie te wyniki nie będą miały najmniejszego znaczenia, jeśli Jayson Tatum i spółka nie potwierdzą tego w play-offach. Każdy inny wynik niż mistrzostwo trzeba będzie rozpatrywać w kategorii srogiej klęski.

Zrodzeni z popiołów

17-krotni mistrzowie czekają na kolejny tytuł od 2008 roku. W ostatnim czasie “Celtowie” potrafili być blisko, ale zawsze czegoś im brakowało. Dwa lata temu znaleźli się w finałach NBA, gdzie nawet prowadzili 2:1 z Golden State Warriors. Co więcej, na pięć minut przed końcem czwartego meczu mieli sześć punktów przewagi. Wtedy Stephen Curry odpalił jednak tryb Terminatora. Ekipa z San Francisco wygrała trzy kolejne spotkania i świętowała sukces w TD Garden. Fani w Bostonie mogli z bliska przyglądać się marzeniom obróconym w pył.
W poprzednim sezonie Celtics musieli po raz wtóry przełknąć dobrze znaną gorycz porażki. W finałach Wschodu przegrywali 0:3 z Miami Heat, ale w sensacyjnych okolicznościach doprowadzili do remisu. Istniała realna szansa, że po raz pierwszy w historii NBA zespół wygra siedmiomeczową serię rozpoczętą od trzech porażek. Decydujące spotkanie było jednak koszmarem, który do dziś może spędzać kibicom sen z powiek. Już w pierwszej akcji Jayson Tatum, lider i największa gwiazda drużyny, skręcił kostkę. Z jedną sprawą nogą dokończył mecz, ale nie mógł zaprezentować nawet połowy swoich umiejętności. Reszta drużyny również zawiodła, pudłując jeden rzut za drugim. Nie da się odnieść zwycięstwa, trafiając tylko 9 z 42 trójek. Boston odpadł, a marzenia o 18. banerze prysły niczym bańka mydlana.
- Nie udało mi się, nie udało się całej drużynie. Zawiedliśmy. Zawiedliśmy całe miasto - podsumował krótko Jaylen Brown.
Po tamtej porażce kibicowski lud domagał się igrzysk i rewolucji. Wiele głosów dotyczyło niepewnej przyszłości JB, ponieważ ten definitywnie zawiódł we wspomnianej rywalizacji z Heat. Zagrał wówczas gorzej od Tatuma, który utykał i ledwo trzymał się na parkiecie. Brown nie udźwignął bycia liderem, notując osiem strat, 11% celności trójek i 15 spudłowanych rzutów. Po tak katastrofalnym występie można było zastanowić się nad tym, czy Jaylen i Jayson powinni nadal koegzystować w jednym zespole. Włodarze z Bostonu postanowili jednak, że wciąż będą budować drużynę wokół dwójki zawodników wydraftowanych odpowiednio w 2016 i 2017 roku. Kilka miesięcy temu Brown podpisał nowy pięcioletni kontrakt, opiewający na łączną kwotę 286 mln dolarów. W momencie ogłoszenia była to najbardziej lukratywna umowa w NBA. Celtics pokazali, że nie chcą zniszczyć wszystkiego, aby następnie podjąć się odbudowy ze zgliszczy.
- Jesteśmy podekscytowani tym, że Jaylen zdecydował się podpisać nowy kontrakt i pozostać Celtem. To jeden z najlepszych zawodników ostatnich lat w NBA, pokazał to zarówno w sezonie regularnym, jak i w play-offach. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, w jaki sposób każdego dnia wyróżnia się nienaganną etyką pracy, chęcią doskonalenia się i byciem konkurencyjnym, co pomaga drużynie w odnoszeniu kolejnych zwycięstw. Równie imponujące jest jego ciągłe zaangażowanie w społeczność Bostonu - wyjaśnił Brad Stevens, dyrektor generalny organizacji, na antenie Yahoo.

Najlepsza wersja siebie

Wiadomo jednak było, że Boston potrzebuje zmian, aby stać się jeszcze bardziej konkurencyjnym zespołem. Tatum i Brown zostali jako trzon drużyny, która uległa jednak gruntownym modyfikacjom. Przed startem sezonu Brad Stevens pokazał, że sukces oznacza dla niego więcej niż sportowy romantyzm. Z klubem pożegnał się m.in. Marcus Smart, uznawany za serce i duszę drużyny. Rozgrywający przyznał później, że nie chciał zmieniać barw, ale został postawiony przed faktem dokonanym. Wymieniono go do Memphis Grizzlies, aby w transakcji łączonej zgarnąć Kristapsa Porzingisa. W międzyczasie Malcolm Brogdon i Robert Williams ustąpili Jrue Holidayowi.
Już na papierze te ruchy wydawały się genialnymi posunięciami działaczy. Oddano bowiem zawodników, którzy pewne braki umiejętności próbowali nadrabiać charakterem. Smart czy Rob stali się ulubieńcami kibiców, aczkolwiek nie byli wystarczająco dobrzy, aby dołożyć cegiełkę w walce o tytuł. Ich miejsce zajęli zaś gracze z najwyższej półki. Kiedy Porzingis wchodził do ligi, otrzymał przecież przydomek “Unicorn”. Widok rosłego centra, który bryluje w defensywie i ma niesamowity rzut za trzy, jest bowiem równie rzadki, co jednorożec. Z kolei Jrue Holiday dał się poznać jako fenomenalny gracz defensywny. Ktoś, kto nie gra w sposób spektakularny, ale po cichu wykonuje robotę na rzecz drużyny. Trzy lata temu to on odegrał wielką rolę w zdobyciu mistrzostwa przez Milwaukee Bucks.
- Nie mam zamiaru kłamać, jestem szczęśliwy, że zostałem Celtem. Od początku poczułem miłość ze strony kibiców, to, jak zostałem przyjęty od pierwszego meczu, było szalone. Ogień, który poczułem, kiedy pojawiła się możliwość dołączenia do tego zespołu, posłuży mi za paliwo podczas całego sezonu. Kiedy zobaczyłem, że zostanę wymieniony do Bostonu, byłem niesamowicie szczęśliwy - przyznał Porzingis cytowany przez Celticsblog.com - Jestem takim zawodnikiem, którego potrzebuje zespół. Są dni, w których oddaję więcej rzutów, ale czasem muszę bardziej skupić się na obronie, przechwytywaniu piłki. Czuję, że niezależnie od formy, jestem tu po to, żeby pomóc drużynie. Trener Joe bardzo mi pomógł, rozwinął moją grę, popatrzyłem na nią z innej perspektywy. Fajnie jest pracować z nim i widzieć, jak składa zespół w całość. Chcę tu być i wygrać przynajmniej kilka pierścieni - wtórował Holiday.
Nowi zawodnicy w modelowy sposób odnaleźli się w zespole Mazzulli. Razem z Tatumem, Brownem i Derrickiem White’em stworzyli najlepiej zbalansowaną piątkę w sezonie zasadniczym. Porzingis sprawił, że po raz pierwszy od wielu lat Boston zobaczył, jak wiele znaczy gra z topowym centrem. Łotysz zakończył sezon z imponującą średnią 20,1 punktu i 7,2 zbiórki, dokładając do tego po dwie asysty i dwa bloki. Holiday błyszczał w obronie i dokładał do tego wysoką skuteczność zza linii. Średnio trafiał 62% trójek z rogów parkietu, co stanowi najlepszy wynik w ostatnich 25 latach, licząc wszystkich zawodników NBA. Patrząc na grę “Unicorna” i Jrue, kibice mogli tylko zastanawiać się, dlaczego tak późno trafili do zespołu. Wydaje się, że obaj od dawna byli stworzeni do tego, aby brylować w TD Garden.

Historyczne wyniki

Piątka Tatum-Brown-White-Holiday-Porzingis zdominowała sezon regularny. Od pierwszego meczu szczelność w obronie szła w parze z prawdziwą nawałnicą skutecznych akcji ofensywnych. Szczególnie imponujące były akcje, w których wszyscy zawodnicy dotykali piłkę, szukając jeszcze lepszych pozycji dla kolegów. Rywale nie potrafili utrzymać narzuconego tempa przekraczającego granice normy. Na przestrzeni całego sezonu “Celtowie” rzucili 1351 trójek, to drugi najwyższy wynik w historii po Golden State Warriors.
- Joe Mazzulla powiedział mi, że zrobi wszystko, aby zdobyć mistrzowski baner. Odpowiedziałem mu, że uda mu się to. Presja jest co roku, ale jeśli Boston sobie z nią poradzi i przetrwa, to w obecnym składzie może zdobyć dwa lub trzy tytuły. Są młodzi, głodni i dobrze przygotowani. Ale już w tym roku powinno im się to udać - zaznaczył Cedric Maxwell, dwukrotny mistrz NBA, w podcaście First to the Floor.
Od początku rozgrywek uwidoczniła się przewaga nad resztą stawki. Celtics jako pierwsi w historii zdołali w jednym sezonie wygrać aż dziesięć meczów różnicą 30 punktów lub większą. W 41 spotkaniach, czyli dokładnie w połowie, obejmowali 20-punktowe prowadzenie. Ani razu nie przegrali trzech starć z rzędu. Awans do play-offów zapewnili sobie po rozegraniu zaledwie 66 meczów, chociaż większość drużyn musiała walczyć do ostatniego dnia sezonu. Nadal mało? Boston miał drugą najskuteczniejszą defensywę (110,6 punktu rywali na mecz) i zajął pierwsze miejsce pod względem bloków (6,6), zbiórek defensywnych (35,6) oraz najmniejszej liczby strat (11,9). Statystycznie zdobywał 1,22 punktu na posiadanie, ustanawiając rekord NBA. Średnio wygrywał z każdym rywalem kolosalną różnicą 11,34 punktu. To piąty najlepszy wynik w historii ligi. Skuteczniejsi w sezonie regularnym byli jedynie Los Angeles Lakers w 72', Milwaukee Bucks w 71' , niesamowici Chicago Bulls z 96' i Golden State Warriors sprzed siedmiu lat. Co łączyło tamte ekipy? Wszystkie na koniec sezonu zdobyły pierścienie. Tego samego chcą w stolicy Massachusetts.
- To musi być ten sezon. Co roku przyjeżdżam obserwować obóz przygotowawczy Celtics i teraz jest inaczej. Widać to po sposobie, jaki pracują, grają, w codziennym podejściu. Widziałem, jak ci goście dorastali, dojrzewali, jak uczyli się być liderami. Zobacz, Jaylen i Jayson byli w finałach, przeżyli bolesne chwile w play-offach, zarobili też ogromne pieniądze. Wiem, że jedyne, na czym im teraz zależy, to mistrzostwo. Widzę ich poświęcenie. Jayson już nie musi zdobywać 30 punktów w każdym meczu. Może mieć 18, ale zespół wygra różnicą 20 punktów i to jest to. Wiem, że wszyscy mają wspólny cel i uda im się go osiągnąć - przyznał legendarny Paul Pierce w rozmowie z Boston.com.

Inna mentalność

W ostatnich miesiącach koszykarze C’s zrobili bardzo wiele, aby odbudować zaufanie, które zaprzepaścili w poprzednich latach. Przede wszystkim wydaje się, że liderzy w końcu zaczęli realnie funkcjonować na rzecz drużyny, a niekoniecznie własnej chwały. Jayson Tatum nie silił się na śrubowanie indywidualnych statystyk, dbając o zachowanie równowagi między swoimi rzutami i kreowaniem gry partnerom. W efekcie zanotował średnio 4,9 asysty, najwięcej w karierze. Z kolei Jaylen Brown popracował nad ograniczeniem strat i poprawą gry lewą ręką. To właśnie tych elementów zabrakło mu w pamiętnej rywalizacji z Miami Heat.
- Kiedy ludzie wątpią w Jaylena, on naprawdę bierze to sobie do serca. Mówili: "O, on nie ma lewej ręki". Jeśli naprawdę oglądaliście grę Browna w tym sezonie, to widzicie, że jego wykończenia lewą ręką są szalone - chwalił Holiday na łamach The Volume Sports. - Każdego dnia staram się być lepszym zawodnikiem, podchodzić z szacunkiem do gry i przeciwnika, wychodzić na parkiet z odpowiednim nastawieniem. Niezależnie od tego, czy gramy z drużyną, która nie rozgrywa świetnego sezonu, czy jest to wielki mecz w ogólnokrajowej telewizji. Każdego wieczoru chcę zachować tę samą mentalność - powiedział Tatum w rozmowie z NBC Sports. - W przeszłości rozmawialiśmy o tym, że nasza wydajność pogorszyła się pod koniec sezonu zasadniczego. Trochę się odprężyliśmy. Ale teraz widzę, że nasi chłopcy od początku do końca są zdeterminowani, bardzo skupieni. To właśnie najbardziej lubię w tej grupie - dodał Al Horford, rezerwowy center.
Warto dodać, że siła Bostonu nie ogranicza się do nieprzeciętnie utalentowanej wyjściowej piątki. Rezerwowi również potrafili ożywić grę, wykorzystując większość otrzymanych minut. Sam Hauser na przestrzeni całego sezonu rzucił aż 197 trójek. Payton Pritchard podpisał nowy kontrakt i pokazał, że zasługuje na każdy z 10 milionów, które zarobi do 2027 roku. Choćby w ostatnim meczu zanotował 38 punktów, 12 asyst i 9 zbiórek. Rozgrywający zwykle musi akceptować drugoplanową rolę, ale zdarzają się mecze, w których ujawnia swój prawdziwy potencjał.
- Jestem tutaj, żeby zdobyć mistrzostwo. O cokolwiek poproszą mnie trenerzy, zrobię to. Być tutaj, w najlepszym zespole NBA, rozegrać 82 mecze w sezonie, spróbować razem osiągnąć coś wyjątkowego, to wszystko jest niesamowite - skwitował Pritchard po niedawnym zwycięstwie nad Washington Wizards.
- Boston jest tak dobry, że ma dużą przewagę nad innymi zespołami. Ale muszą utrzymać odpowiednią motywację. Ich jedynym problemem w tej chwili jest to, że czasami popadają w samozadowolenie. Rzucają dużo trójek, więc czasem muszą rozwiązać to w inny sposób. Pomyśleć: "OK, teraz nie rzucajmy tyle z dystansu, wejdźmy pod kosz, poszukajmy tam punktów - przeanalizował w marcu Shaquille O'Neal, ekspert stacji TNT.
W minionych miesiącach Boston ustanowił parę rekordów, które powinny pozostać niepobite przez przynajmniej kilka lat. Osiągnięcia te straciły jednak na znaczeniu w momencie zakończenia meczu numer 82 w fazie zasadniczej. To już przeszłość. Prawdziwą siłę “Celtów” zweryfikują play-offy, gdzie wykuwają się prawdziwi bohaterowie. Przeszłość pokazuje, że ekipy, które były tak spektakularnie mocne w sezonie regularnym, zwykle wygrywały później pierścienie. Tylko w ten sposób można bowiem potwierdzić dominację i wyższość nad wszystkimi rywalami.
Dotychczas Celtics spisywali się perfekcyjnie, ale nie mogą na tym poprzestać. Ewentualny brak tytułu byłby bowiem wiekopomną porażką. Trudno wyobrazić sobie lepszą okazję na triumf, patrząc na jakość, średnią wieku i balans w składzie. W TD Garden wszystko jest przygotowane pod zawieszenie 18. baneru mistrzowskiego. W Bostonie od kilku lat powtarza się hasło: “It’s all about 18”. Koszykarze muszą zamienić wzniosłe motto w realny sukces.

Przeczytaj również