Ulubiony asystent Guardioli przejmuje Manchester City. Wrócił na specjalne życzenie bossa. "Geniusz-teoretyk"

Pep Guardiola nie mógł już dłużej walczyć z bólem. Przeszedł rutynowy zabieg pleców i zanim wróci na ławkę, w dwóch najbliższych meczach Manchester City poprowadzi Juanma Lillo - przyjaciel i mentor Katalończyka, który wrócił do City na jego specjalne życzenie. Kim jest ulubiony asystent Guardioli?
Wbrew temu, co może się wydawać, Guardiola nie zawsze dostaje w Manchesterze City wszystko, czego chce. Gdy wyjeżdżał na wakacje po zdobyciu historycznej, potrójnej korony, poprosił szefów pionu sportowego o ściągnięcie Declana Rice'a. Sam namawiał na transfer byłego kapitana West Hamu. City złożyło nawet ofertę, ale Rice od początku był zdecydowany na przejście do Arsenalu.
Jednak w przypadku Juana Manuela Lillo się udało. W czasie letniego okresu przygotowawczego Guardiola nie był może "straszliwie sam" jak Raymond Domenech wśród reprezentantów Francji, ale na pewno brakowało mu zaufanej prawej ręki. Po zakończeniu sezonu jego sztab opuścili Enzo Maresca (został nowym menedżerem Leicester) i Rodolfo Borrell (objął posadę dyrektora w amerykańskim Austin FC).
Dlatego zwrócił się do swojego poprzedniego asystenta, by ten po roku samodzielnej pracy opuścił katarskie Al-Sadd (ten sam klub, który wcześniej prowadził Xavi). Nie było z tym większych problemów. Mimo ważnego kontraktu, rozwiązano go za porozumieniem stron z powodu "nagłych problemów rodzinnych".
Lillo - mancunian
Lillo nie zrobił furory w Al-Sadd. Zespół, który rok wcześniej, pod wodzą Javiego Gracii, wygrał Qatar Stars League z dorobkiem 66 punktów, teraz zdobył ich 24 mniej i zajął trzecie miejsce. 57-latek nigdy na dobre nie rozstał się z Manchesterem City. Przez ten rok odwiedzał zespół kilkukrotnie, a po zakończeniu ligi katarskiej w marcu, pomagał przygotować się do najważniejszych meczów i był z nim na finale Ligi Mistrzów w Stambule.
Wcześniej pracował w City już w latach 2020-22. Wtedy zastąpił na stanowisku pierwszego asystenta Mikela Artetę, który podjął się pracy w Arsenalu. I choć Guardiola bardzo sobie cenił współpracę z Artetą, a wcześniej, przez lata w Barcelonie i Bayernie jego prawą ręką niezmiennie pozostawał Domenec Torrent, to właśnie Lillo jest ponoć tym, który ma na niego największy wpływ.
Podobnie patrzą na futbol. Katalończyk wierzy, że pięć lat starszy Bask nie tylko działa na nie kojąco temperując nieco jego temperament, ale przede wszystkim zapewnia inne spojrzenie od strony taktycznej i bezcenne podpowiedzi.
Lillo - geniusz
Pochodzi z Tolosy, z regionu Gipuzkoa, tego samego, co Unai Emery czy Andoni Iraola. Pierwszy, lokalny zespół trenował już w wieku... 16 lat. Został najmłodszym trenerem, który ukończył kurs krajowej federacji, a w wieku 29 lat miał już na koncie awans do La Liga z Salamancą. To był ostatni klub, w którym popracował dłużej niż rok.
Guardiola pierwszy raz natknął się na niego jeszcze jako piłkarz Barcelony, gdy zaimponował mu styl gry prowadzonego przez Lillo Realu Oviedo (mimo wygranej Barcy 4:2). Nawiązali kontakt, który zaowocował ostatnim kontraktem w piłkarskiej karierze Pepa, w bardzo nieoczywistym miejscu. W 2006 roku trafił do Dorados de Sinaloa, klubu z meksykańskiego zagłębia przerzutowego narkotyków. Tego samego, który po latach zasłynie serialem o trenerskiej przygodzie Diego Maradony, jednej z ostatnich przed śmiercią.
Na długo zanim Maradona w ogóle dowiedział się o istnieniu Sinaloi, pracował tam Juanma Lillo. Długo się nie napracował, odszedł w atmosferze skandalu i insynuacji o nieuczciwą konkurencję, a Dorados w tym sezonie spadli z ligi, ale wcześniej zdążył na chwilę sprowadzić 34-letniego Guardiolę i zaprosić go po raz pierwszy do swojego sztabu szkoleniowego.
Lillo - podróżnik
Przez kolejne kilkanaście lat pracował od Realu Sociedad (z którego wyleciał po 0:8 od Barcelony prowadzonej przez Guardiolę), przez kolumbijskich Millonarios, po japoński Vissel Kobe. Wszędzie co najwyżej po kilkanascie miesięcy. Był też asystentem Jorge Sampaolego w sztabie reprezentacji Chile i w Sevilli. Samodzielnie nigdzie nie odnosił większych sukcesów, co dodało mu krytyków podważających jego warsztat.
Ale czy nie można być przeciętnym pierwszym trenerem, będąc jednocześnie wymarzonym asystentem? Najwyraźniej kimś takim jest właśnie Lillo. Genialny teoretyk, którego Guardiola zaprosił do ponownej współpracy po latach najpierw w 2020 roku, a teraz po raz drugi.
Lillo - filozof
Chociaż praktycznie nie mówi po angielsku, Bask jest bardzo ceniony i po prostu lubiany przez piłkarzy. Zawsze miał bardziej "piłkarskie" niż "trenerskie" spojrzenie na futbol. W wielu publikacjach podkreślał znaczenie przypadku i improwizacji w piłce nożnej. Uważa, że choć trenerzy chcą mieć jak największy wpływ na boiskowe wydarzenia, to prawdziwa władza leży w głowach i nogach zawodników.
Mocno to wybrzmiewa w jego felietonach, które w czasie mundialu w Katarze pisał (a zapewne raczej dyktował) na stronie "The Athletic".
- Bawią mnie ci, którzy są w stanie wytłumaczyć każde boiskowe wydarzenie, ale po fakcie. Jedyną rzeczą w piłce, której ja jestem pewien, jest wątpliwość - tłumaczył.
Swoją drogą, to naprawdę ciekawa, inspirująca i wciąż aktualna lektura.
- Kocham Jamesa Maddisona. To piłkarz autentyczny, taki, który mnie ekscytuje. Bardziej uliczny niż z akademii. Trener może mu kazać zrobić rzecz A, ale jeśli on uzna, że lepsza jest opcja B, to wybierze B. Kocham to! Każdy pomysł, który przyjdzie mu do głowy, jest 1000 razy lepszy niż każda idea z trenerskiej kursokonferencji - pisze na przykład Lillo.
Pisze o piłkarzach-robotach, którzy wszyscy są tacy sami, bo tak stworzył ich system. Pisze o obsesji grania na dwa kontakty, którą sam przed laty propagował, która dzisiaj panuje na całym świecie i o której rozpowszechnienie ma sam do siebie pretensje. Im szybciej wymienia się podania, tym lepiej, ale jednocześnie ci najwięksi - na przykładzie mundialu Messi i Mbappe - są wielcy, bo ich ta zasada nie dotyczy. Oni dokonują najwspanialszych zagrań, gdy piłka długo jest pod ich nogami. Decyzja należy do nich.
Lillo - łącznik
Można się tylko domyślać, że tego rodzaju quasi-filozoficzne dyskursy toczy godzinami z Guardiolą, ale jednocześnie potrafi trafić do piłkarzy, szczególnie tych z łatką trudnych. To on sprawił, że uwolnił się ofensywny potencjał Joao Cancelo. I po jego odejściu zabrakło kogoś, kto łagodziłby napięcia między Portugalczykiem i Guardiolą.
To on, razem z kapitanem Fernandinho, potrafili w sezonie 2020/21 przekuć napięcia wywołane pandemią Covid-19 i zmęczenie kilku jednostek nieustającymi wymaganiami Guardioli w pozytywny nastrój, który zaprowadził drużynę do odzyskania mistrzostwa i do finału Ligi Mistrzów.

Dziś wraca (jest z powrotem w City od trzech tygodni) i przywozi ze sobą swojego współpracownika, Inigo Domingueza. Mamy więc w City asystenta asystenta. Chciał go sprowadzić już za pierwszym razem, ale wtedy w klubowym sztabie zwyczajnie zabrakło miejsca. Teraz będą we dwóch opiekować się drużyną pod nieobecność Guardioli.
Do końca przerwy na reprezentację, kiedy to pierwszy szkoleniowiec ma wrócić, mistrzów Anglii czekają tyko mecze z Sheffield United i Fulham. Na papierze sześć punktów to obowiązek, tym bardziej, że wszystkie decyzje i tak będą konsultowane z Katalończykiem, który w rodzinnych stronach dochodzi do siebie po operacji. Ale gdyby coś poszło nie tak, to Lillo po raz kolejny przekona siebie, że kierowanie zespołem z głównego siedzenia jednak nie jest dla niego.