Upadek Aubameyanga. Dziś to piąte koło u wozu Arsenalu. "Trzeba powiedzieć, że poniósł porażkę"

Upadek Aubameyanga. Dziś to piąte koło u wozu Arsenalu. "Trzeba powiedzieć, że poniósł porażkę"
MDI / Shutterstock.com
Chyba wszyscy kibice Arsenalu stracili już wiarę w Pierre’a-Emericka Aubameyanga. Gabończyk długo dawał im wiele radości w obliczu kryzysu klubu, lecz w ostatnim czasie zmagał się z kryzysem formy. Teraz został pozbawiony opaski kapitańskiej i wygląda na to, że Mikel Arteta nie zamierza już mu zaufać.
Jak doszło do tego, że 32-latek w ciągu półtora roku zmienił się z lidera Arsenalu w piąte koło u wozu? To sprawa wielowątkowa. Słaba dyspozycja to tylko jeden z czynników, które doprowadziły do obecnego stanu rzeczy. Napastnik “Kanonierów” zmagał się w ostatnich miesiącach z wieloma problemami i wygląda na to, że generalnie nie udźwignął presji.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zamiast lidera jest problem

Gdy Arsene Wenger odchodził na emeryturę, wydawało się, że Aubameyang będzie jedną z najlepszych pamiątek pozostawionych przez francuskiego menedżera. Legendarny trener ściągnął go pół roku przed pożegnaniem z Arsenalem i Gabończyk natychmiast stał się liderem zespołu. Strzelał bramki taśmowo, był głodny sukcesów. Właśnie takiego gracza potrzebowali “Kanonierzy” - twarzy nowego projektu, zespołu “nowej ery”.
“Auba” od razu rozpoczął taśmowe strzelanie goli i kontynuował je przez kolejne dwa sezony. “The Gunners” mieli problemy z nawiązaniem do dawnych sukcesów, walcząc jedynie o miejsce w czołowej szóstce, lecz niemal zawsze mogli polegać na największym gwiazdorze. Dość powiedzieć, że od chwili transferu do startu sezonu 2020/21 strzelił 70 goli w 109 występach we wszystkich rozgrywkach - więcej niż jakikolwiek inny piłkarz Premier League. Jego popisy to jednak dosyć odległa przeszłość. Od półtora roku Aubameyang jest cieniem dawnego siebie.
W swoim najlepszym okresie zamieniał na bramkę średnio co czwarty strzał oddany w lidze. Od startu poprzednich rozgrywek potrzebuje niemal trzech uderzeń więcej na jedno trafienie. Generalnie strzela gole dwa razy rzadziej niż w ciągu pierwszych dwóch i pół roku na Wyspach. Pęka w teoretycznie prostych sytuacjach, czego najlepszym dowodem są ostatnie spektakularne pudła z gry oraz niewykorzystane karne w starciach z Aston Villą i Watfordem - dwie zmarnowane jedenastki w sezonie z armatką na piersi jeszcze mu się nie zdarzyły.
Obecnie, zamiast ciągnąć Arsenal do przodu, stanowi jego problem. Nie wnosi właściwie nic - nie tylko charakterologicznie, lecz i pod względem sportowym. Na murawie wygląda apatycznie, wydaje się wręcz, że brakuje mu koncentracji i pewności siebie. Co więcej, pojawia się coraz więcej plotek, dotyczących jego nieprofesjonalnego zachowania. Zjazd jednego z najlepszych napastników w Europie to gigantyczny problem dla zespołu z Emirates i zjawisko szalenie zaskakujące. Wszyscy kibice “The Gunners” zadają sobie pytanie, jak do niego doszło. I, oczywiście, czy nie należy go po prostu pożegnać, szczególnie w obliczu informacji o zainteresowaniu Barcelony.

Karykatura dawnego siebie

Jeszcze na samym starcie poprzedniego sezonu wydawało się, że “Auba” będzie kluczowym ogniwem układanki Mikela Artety. W pierwszych miesiącach pracy Hiszpana, który przesunął go na lewe skrzydło, spisywał się fenomenalnie. Zakładał opaskę kapitańską, regularnie trafiał do siatki, strzelał naprawdę istotne gole. Ba, poprowadził nawet zespół Arsenalu do wygranej w Pucharze Anglii, zaliczając dublety w półfinale z Manchesterem City i finale rozgrywanych z Chelsea.
Rola “schodzącego napastnika” zdawała się mu służyć. W ten sposób rozpoczął również kampanię 2020/21. Wtedy pomógł też w pokonaniu Liverpoolu podczas starcia o Tarczę Wspólnoty. Niedługo potem zaczął jednak tracić formę. Proces ten postępuje do dzisiaj, a od niedawna 32-latek jest już nie tylko cieniem, ale karykaturą dawnego siebie. Kilkanaście miesięcy temu nikt nie miał wątpliwości, że to odpowiedni wybór do roli kapitana. Wyglądał na urodzonego lidera - nie tylko pod względem czysto sportowym. Koledzy z boiska zawsze mogli mu ufać w kluczowych momentach, bo po prostu nie zawodził. Dziś? Chyba każdy fan Arsenalu modli się, by piłka nie spadała mu pod nogi w decydującym momencie spotkania. I nie chodzi tu tylko o kuriozalne pudła, jak to z niedawnego starcia z Newcastle.
Najbardziej kłuje w oczy chyba brak woli walki i zacięcia po nieudanych zagraniach. Gabończyk stanowi zaprzeczenie idei lidera. Właściwie stanowi uosobienie największego problemów “Kanonierów” - braku wartościowej, pod względem mentalnym, starszyzny. To właśnie młodzież, w osobie Bukayo Saki czy Emile’a Smitha-Rowe’a, potrafi pociągnąć drużynę. Ci, którzy w teorii powinni brać na siebie ciężar, z Aubameyangiem na czele, w najtrudniejszych momentach stanowią tło dla mniej doświadczonych partnerów.
Niepokojący jest fakt, że problemy 32-latka to nie chwilowy spadek formy, a wspomniany długi już proces. Z miesiąca na miesiąc “Auba” wygląda coraz gorzej. Brakuje mu więcej dynamiki, zaangażowania i pewności siebie. Wygląda tak, jakby mógł już nigdy nie powrócić do swej najlepszej formy. A to bardzo możliwe, bo wielki wpływ na zjazd Gabończyka mogą mieć także aspekty pozaboiskowe.

Problemy poza murawą

W kończącym się niedługo roku Aubameyanga mocno dotknęły kłopoty osobiste. W styczniu poważnie zachorowała jego mama. Przez to, po konsultacji z Artetą, ominął kilka spotkań, aby spędzić czas przy niej. Hiszpański trener opowiadał wówczas, że choroba bliskiej osoby odcisnęła ogromne piętno na piłkarzu Arsenalu.
- To trudne, bo gdy widzisz cierpienie kogoś z rodziny, przechodzącego przez trudny okres, wyczerpuje cię to emocjonalnie i musisz być blisko - tłumaczył “Daily Mail”. - To dla niego wyzwanie. Chce być tutaj, trenować, nie chce omijać meczów, tylko zagrać każdą możliwą minutę we wszystkich rozgrywkach. Musiał znaleźć się bliżej rodziny, lecz równocześnie pragnął być z nami.
Po powrocie na murawę Aubameyang dał obiecujące sygnały. Pierwszy występ w podstawowym składzie, w lidze, przeciwko Leeds United, zakończył hattrickiem. Półtora tygodnia później ustrzelił dublet z Benfiką. Okazało się jednak, że to tylko chwilowy przebłysk pośród marazmu poprzednich miesięcy. Co więcej, w kwietniu pojawił się kolejny poważny problem. Na zgrupowaniu reprezentacji zawodnik “The Gunners” zaraził się malarią, a ta poczyniła ogromne spustoszenie w jego organizmie.
Czuł się fatalnie przez kilka dni, przez trzy leżał w szpitalu. W tym czasie stracił cztery kilogramy. Sam przyznał, że po chorobie czekało go wiele pracy, by dojść do odpowiedniej formy fizycznej, nawet pomimo szczerych chęci i faktu, że został poddany leczeniu stosunkowo szybko. Na tyle wcześnie, że malaria nie miała czasu wywrzeć trwałego wpływu na organizm.
Niemniej, od tego momentu - nawet pomimo kolejnego bardzo udanego powrotu na murawę: bramki i asysty z Newcastle - już zupełnie nie jest sobą. Wydaje się, że problemy pozaboiskowe przyszły w najgorszym momencie. Potrzebował regularności, wszyscy kibice obserwowali go bardzo skrupulatnie, znajdował się pod ogromną presją. Zamiast skupić się na powrocie na właściwe tory, musiał zmierzyć się z diametralnie innymi wyzwaniami.

Coś pękło

Wygląda na to, że “Aubę” spotkał najgorszy możliwy scenariusz. Presja boiskowa połączyła się z kłodami rzucanymi pod nogi przez sprawy życiowe. Każdy słaby występ prowadził do większej krytyki, a ta dodatkowo utrudniała odnalezienie optymalnej formy. Obecnie wygląda na gracza zmęczonego psychicznie, zaś sytuacja prywatna coraz bardziej rzutuje na jego postawę na boisku.
Menedżer Arsenalu nie bał się zdejmować Aubameyanga z boiska, gdy trzeba gonić wynik. Nie widzi w nim odpowiedzi na problemy zespołu. Dowód stanowi spotkanie z Manchesterem United. Najpierw Gabończyk zmarnował świetną okazję strzelecką, kopiąc z bliskiej odległości wprost w Davida de Geę (chociaż sędzia zasygnalizował potem spalonego), a następnie został zdjęty z boiska przy wyniku 3:2 dla “Czerwonych Diabłów”. Już wtedy Martin Keown dopatrywał się zgrzytów między Artetą, a kapitanem “The Gunners”.
- Zaczynasz się zastanawiać, czy wszystko jest ok między piłkarzem a trenerem, bo w końcu mowa o centralnej postaci drużyny, liderze, najlepszym strzelcu. Nie do końca rozumiem, czemu schodzi. Oczywiście to tylko spekulacje. Były z nim problemy, ale w dalszym ciągu to jemu powierzyłbym opaskę - mówił były kapitan Arsenalu w radiu “talkSPORT”.
Podobne podejrzenia miał również Thierry Henry. I wygląda na to, że obie legendy klubu się nie myliły. Po tym, jak 32-latek usiadł na ławce przy okazji spotkania z Evertonem, a po pojawieniu się na murawie zmarnował świetną szansę na gola, w ogóle nie pojawił się w kadrze na starcie z Southampton. Arteta wyjaśnił wówczas, że chodzi o “kwestie dyscyplinarne” i przestrzeganie pewnych “nienaruszalnych zasad”. Podopieczny miał wrócić zbyt późno z Francji do Londynu, przez co przedłużyła się jego konieczność izolacji.
We wtorek z kolei ukazało się oficjalne oświadczenie, informujące, że reprezentant Gabonu nie jest już kapitanem klubu. Co więcej, menedżer przekazał, że na razie nie będzie uwzględniał go w selekcji. Poza sportowym kryzysem mamy więc do czynienia również z konfliktem wewnętrznym. A tym samym najprawdopodobniej początkiem końca Pierre’a Emericka Aubameyanga na Emirates.
Do pewnego czasu wszystko układało się, jak powinno. Od półtora roku nic jednak nie idzie zgodnie z planem. W obliczu narastającej frustracji, coraz większej presji i krytyki, wynikających z zastanawiającego spadku formy, w piłkarzu coś pękło. Znajdujemy się w punkcie bez powrotu. Dla “Auby” to najprawdopodobniej koniec przygody na Emirates. Przygody, która rozpoczęła się naprawdę udanie. Ale gdy Arsenal najbardziej potrzebował lidera, w momencie przebudowy pod wodzą nowego menedżera, kapitan całkowicie zawiódł. I właśnie dlatego trzeba powiedzieć, że poniósł porażkę. Mógł napisać piękną historię, mógł zostać bohaterem trybun, ale okazał się wielkim problemem. A teraz, wreszcie, nastąpiła implozja, która niemal na pewno doprowadzi do końca jego historii w Londynie.

Przeczytaj również