Usłyszał, że wygra Złotą Piłkę, był nadzieją Barcelony. Dziś niszczą go kontuzje. "Mogę nigdy nie zagrać"

Usłyszał, że wygra Złotą Piłkę, był nadzieją Barcelony. Dziś niszczą go kontuzje. "Mogę nigdy nie zagrać"
Xavier Bonilla / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski02 Mar · 13:00
W młodości usłyszał, że wygra Złotą Piłkę. Jako nastolatek zbierał minuty w Barcelonie Pepa Guardioli. Wróżono mu wielką karierę, która teraz może przedwcześnie się zakończyć. Gerard Deulofeu jest o krok od zawieszenia butów na kołku.
W Barcelonie co rusz pojawiają się młode talenty, które wywołują ogromne zamieszanie. Nierzadko im więcej się o nich mówi, tym mniejsze mają szanse na faktyczne zawojowanie piłkarskiego świata. Gerard Deulofeu niestety również kwalifikuje się jako niespełniony diament z La Masii. W ostatnich latach skrzydłowy tylko momentami potrafił dobijać do sufitu swojego potencjału. Dodatkowo dziś poważna kontuzja stawia pod znakiem zapytania jego sportową przyszłość.
Dalsza część tekstu pod wideo

Nie na miarę Barcelony

Początkowo przygoda Gerarda Deulofeu z piłką układa się w modelowy sposób. Naturalny talent pozwolił mu wywołać prawdziwą furorę w akademii Barcelony. Szczególnie, że prezentował umiejętności, które nie są charakterystyczne dla adeptów tej szkółki. Niekoniecznie lubił grę zespołową, był indywidualistą, wolał wejść w trzy dryblingi niż zaliczyć trzy celne podania. Na niższych poziomach ten styl gry sprawdzał się bez większych zarzutów. W 2012 roku został najlepszym zawodnikiem mistrzostw Europy do lat 19. Sezon później sięgnął po statuetkę MVP za wyczyny w Segunda Division. W międzyczasie udało mu się zaliczyć kilka występów w dream-teamie Pepa Guardioli.
- Pep to wyjątkowy trener, bardzo dobra osoba, mam z nim same dobre wspomnienia. Szkoda, że nie udało mi się przepracować pełnego sezonu pod jego okiem. Byłem bardzo młody, nie było wiele miejsca w drużynie, ale jestem wdzięczny, że i tak otrzymałem szansę gry - wspominał później na łamach dziennika Marca.
Młodzian nie miał jednak prawa zagrzać miejsca w Barcelonie. W 2013 roku na Camp Nou występowali jednocześnie Leo Messi, David Villa, Pedro Rodriguez, Alexis Sanchez i Cesc Fabregas. Nic dziwnego, że przy takim kłopocie bogactwa włodarze zdecydowali się najpierw wypożyczyć, a następnie sprzedać Deulofeu. Przy czym i tak miał on szczęście, ponieważ przed startem sezonu 2017/18 otrzymał drugą szansę od losu. Hitowy transfer Neymara do PSG i przedłużające się negocjacje w sprawie pozyskanie Ousmane’a Dembele sprawiły, że “Barca” sięgnęła po awaryjne rozwiązanie. Za 12 mln euro odkupiono wychowanka, który dostał pół roku na przekonanie do siebie Ernesto Valverde.
leo messi gerard deulofeu fc barcelona 2017
Andres Garcia / pressfocus
Tamten epizod był idealnym dowodem na to, dlaczego skrzydłowy niezbyt nadaje się do klubów walczących o najwyższe cele. Jego główny problem polegał na tym, że potrafił rozgrywać własne mecze, nie bacząc zupełnie na potrzeby drużyny. Po powrocie na Camp Nou wystąpił w 17 spotkaniach, notując raptem dwa gole i dwie asysty. Trener szybko zrezygnował z jego usług na rzecz Paulinho. Brazylijczyk nie grał tak efektownie, być może dysponował mniejszym talentem, ale potrafił wyciągnąć maksimum ze swoich atutów. Gwarantował skuteczność bez silenia się na niepotrzebne efekciarstwo. Deulofeu ta sztuka się nie udała.
- Był podekscytowany możliwością powrotu do Barcelony, a my cieszyliśmy się, że znów zagra w klubie. Dostał szansę, ale nie wszystko poszło tak, jak byśmy chcieli. Rozmawiałem z nim i obaj uznaliśmy, że najlepiej będzie poszukać innego rozwiązania. Takie rzeczy się zdarzają - tłumaczył Valverde cytowany przez dziennik Sport.

Od Beatlesów do “Szerszeni”

- W Barcelonie nie jest łatwo, ponieważ zawsze ktoś cię obserwuje, wszyscy o tobie mówią. Najpierw to coś dobrego, ale później już nie, ponieważ ludzie myślą, że jesteś nowym Messim, a trzeba być ostrożnym, iść krok po kroku. Pamiętam, że pierwszy okres w Barcelonie był niesamowity. Wszystko potoczyło się tak szybko. Pamiętam, jak Rafinha mówił mi, że pewnego dnia zdobędę Złotą Piłkę. Kiedy jesteś młody, zawsze stawiasz sobie takie cele - wyznał Deulofeu w wywiadzie dla The Guardian.
Hiszpan ewidentnie lepiej radził sobie w drużynach, gdzie nie nakłada się tak ogromnej presji. W Evertonie i Watfordzie potrafił wcielać się w rolę lidera, która nie przysługiwała mu na Camp Nou.
gerard deulofeu everton
Daniel Chesterton / pressfocus
Jego największym mankamentem pozostała jednak regularność. W jednym meczu mógł strzelić gola i zaliczyć kilka udanych dryblingów, żeby w następnych tygodniach znów przypominać jeźdźca bez głowy. Mimo wszystko poszczególni trenerzy chwalili charakter i wytrwałość skrzydłowego, który zawsze starał się walczyć o swoje.
- Jestem pod wrażeniem dojrzałości i konsekwencji, jaką wyróżnia się Deulofeu. Trudno utrzymywać tak wysoki poziom, będąc skrzydłowym - chwalił Roberto Martinez, kiedy prowadził Everton. - Zawsze uważałem, że w tym pokoleniu nie ma wielu innych graczy o takich umiejętnościach. Kiedy rozpocząłem z nim współpracę, jestem już o tym przekonany - wtórował Javi Gracia cytowany przez ESPN. - Deulofeu jest bardzo dobrym zawodnikiem, nabiera większej pewności siebie i doświadczenia. Lubię takich piłkarzy - dodał Unai Emery, który poznał piłkarza w Sevilli.
- To jeden z tych zawodników, którym wystarczy dać piłkę, pozwolić na pojedynek z rywalem i to wystarczy. Kiedy już jest w odpowiedniej pozycji, staje się gigantycznym zagrożeniem dla obrońcy - tak opisał go Seamus Coleman w rozmowie z Independent.
Deulofeu w żadnym klubie nie osiadł na dłużej niż dwa pełne sezony. Zwykle pozostawiał jednak po sobie dobre wrażenie. W Evertonie przez pewien czas tworzył z Romelu Lukaku drugi najskuteczniejszy duet w lidze angielskiej pod względem wzajemnie wypracowanych goli. Tandem z Goodison Park ustępował miejsca jedynie dwójce Mesut Oezil - Olivier Giroud. W Watfordzie również miewał bardzo udane momenty. Został choćby autorem pierwszego hat-tricka na poziomie Premier League w dziejach “Szerszeni”. Zapewne do dziś przy Vicarage Road wspominany jest piękny gol, który pozwolił pokonać Wolverhampton i awansować do finału FA Cup. Co prawda przegranego 0:6 z Manchesterem City, ale to już zupełnie inna historia.

Życiówka

W październiku 2020 roku rodzina Pozzo uznała, że Deulofeu bardziej przyda się w innym klubie filialnym. Zawodnik zamienił zatem Watford na Udinese. Wtedy 26-letni wówczas piłkarz zrozumiał, że jego kariera zmierza w złym kierunku. Złota Piłka i podbój Barcelony były już tylko mglistym wspomnieniem. Nawet gra w klubie z czołówki powoli stawała się nierealnym celem. W trudnym momencie zdecydował się więc na wewnętrzną przemianę. Dołączył do tzw. Proyecto Regenera, rozpoczynając współpracę ze sztabem ekspertów w dziedzinie psychoneuroimmunologii. Specjaliści mieli pomóc w łączeniu życia osobistego z rozwojem kariery. Dzięki temu zaczął lepiej kontrolować emocje, wyznaczył sobie mniej ambitne, ale bardziej osiągalne cele. Przeszedł metamorfozę, która pozwoliła mu wrócić do formy.
- Wcześniej byłem nieregularnym zawodnikiem, rozgrywałem jeden mecz dobrze, a trzy słabo. Teraz dodałem inne aspekty do mojej gry, staram się grać na równym poziomie w każdym spotkaniu. Teraz najlepiej wykorzystuję swoje atuty. Niczego nie żałuję. W młodości byłem innym zawodnikiem. Aby grać dla Barcelony, najlepszej drużyny świata, musiałbym mieć obecną mentalność, wiedzieć, czego chcą ode mnie koledzy i trener. Wtedy tego mi zabrakło - wyjaśnił w rozmowie z Mundo Deportivo.
Początkowo w Udinese wszystko układało się po jego myśli. W sezonie 2021/22 brał udział przy zdobyciu 18 bramek w 34 meczach Serie A. Ubiegłe rozgrywki rozpoczął od zanotowania sześciu asyst w ośmiu kolejkach. Przez chwilę był najskuteczniejszym kreatorem na Półwyspie Apenińskim, górując nawet nad Rafaelem Leao czy Chwiczą Kwaracchelią. Warto przypomnieć, że półtora roku temu ekipa z Udine przez kilka tygodni plasowała się też w czołówce włoskiej ekstraklasy. Z takim liderem mogła mierzyć naprawdę wysoko.

Najlepsza forma, najgorszy uraz

Kiedy Deulofeu wyszedł na prostą, przypałętały się do niego problemy zdrowotne. Jeszcze za czasów gry w Watfordzie doznał naderwania więzadła krzyżowego. W Udinese kilkukrotnie doszło do odnowienia urazu kolana. Hiszpan przyznawał, że w niektórych meczach mógł występować jedynie po zażyciu środków przeciwbólowych. W końcu nawet leki straciły na skuteczności. Skrzydłowy po raz ostatni pojawił się na murawie 22 stycznia ubiegłego roku. Wtedy wszedł z ławki przeciwko Sampdorii, ale pod sam koniec meczu znów odezwały się problemy z kolanem. Kontuzja okazała się na tyle poważna, że potrzebna była operacja. Klub wierzył jednak, że po kilku miesiącach pauzy Deulofeu wróci do gry i znów weźmie zespół na barki. 12 lipca przedłużono z nim nawet kontrakt do końca sezonu 2025/26.
- Chcę zostać symbolem klubu, walczyć o opaskę kapitana. Tutaj znalazłem szczęście. Powrót do gry? Nie mogę podać konkretnej daty, ale pracuję, aby móc jak najszybciej pomóc drużynie na boisku - mówił, parafując nową umowę.
Mijały jednak miesiące i wciąż nie pojawiał się termin możliwego powrotu na boisko. Przełomem okazał się niedawny wywiad z Gerardem Romero, w którym Deulofeu otwarcie przyznał, że nie wie, czy zdoła kontynuować karierę. Oczekiwanych efektów nie przyniosło ani leczenie zapobiegawcze, ani zabieg operacyjny.
- Od wielu miesięcy nie mogę robić tego, co najbardziej kocham. Nie mogę wiele powiedzieć, ale przechodzę przez ciężką próbę, nie możesz sobie tego nawet wyobrazić. Próbuję dojść do zdrowia na wszelkie sposoby, ale pogodziłem się z myślą, że mogę już nigdy nie zagrać. W 2020 roku doznałem kontuzji, moje kolano było zniszczone, ale wyzdrowiałem. Potem był kolejny uraz, teraz po raz trzeci wystąpiły komplikacje. Przygotowuję się do życia, które może być po karierze - wyznał piłkarz.
Słowa Hiszpana spotkały się z natychmiastową reakcją w piłkarskim środowisku. Wszystkie drużyny, w których występował, publicznie przekazały słowa wsparcia. Nikt nie chce, aby zaledwie 29-letni gracz musiał przejść na wymuszoną emeryturę.
- Oczywiście, że nadal jesteśmy przy Gerardzie. Chciałbym przekazać wiadomość, że klub nadal w niego wierzy, wiemy, że jest wojownikiem i nigdy się nie podda. Czekamy na niego - podkreślił na antenie Sky Sports Gabriele Cioffi, trener Udinese.
Pozostaje mieć nadzieję, że ostatnie rozdziały piłkarskiej historii Deulofeu zostaną napisane na boisku. Oczywiście, tak przewlekły uraz powoduje, że raczej nie można spodziewać się najwyższego poziomu. Mimo wszystko Hiszpan zasłużył na to, aby znów cieszyć swoją grą kibiców na Stadio Friuli. W Barcelonie mu nie wyszło, w Premier League miewał przebłyski, ale na dłuższą metę zabrakło regularności. Udinese przez moment okazało się drużyną, w której rozwinął skrzydła i potwierdził ogromny potencjał. Oby chociaż jeszcze ten jeden raz było mu dane pokazać magię w barwach “Zebrette”.
Gerard Deulofeu w barwach Udinese
Claudio Grassi/LaPresse / pressfocus

Przeczytaj również