W Barcelonie gra kosmita, ale na PSG nie wystarczył. Akcja jak z PlayStation
Nie strzelił gola, nie zaliczył asysty, ale w meczu Barcelony z PSG (1:2) przez długie minuty prezentował się po prostu fantastycznie. Lamine Yamal w środowy wieczór potwierdził, że jest piłkarzem po prostu wybitnym. Nawet mimo porażki "Blaugrany" z ostatnim triumfatorem Ligi Mistrzów.
Nie minęła nawet minuta meczu, a Lamine Yamal już rozpoczął swoje show. Dostał piłkę na własnej połowie, uciekł dwóm rywalom, wyciągnął z kapelusza imponującą ruletę, kiwnął jeszcze Nuno Mendesa, a kropkę nad “i” postawił posyłając do kolegi świetne podanie.
Genialny 18-latek, który ostatnio musiał obejść się smakiem podczas plebiscytu Złotej Piłki, ostatecznie zajmując w nim drugie miejsce, już po kilkudziesięciu sekundach rozpalił trybuny w Katalonii, które zresztą sam zachęcał do jeszcze bardziej żywiołowego dopingu. Był jak nakręcony. I nie chciał spuścić z tonu.
Kiedy już popisał się jako drybler, na kilkanaście minut przeszedł w tryb rozgrywającego. Posłał więc kilka prostopadłych piłek, a szczególnie jedna z nich, ta zagrana “fałszem” do Ferrana Torresa, była po prostu cudowna. Powinna zakończyć się asystą, ale napastnik “Blaugrany” po minięciu bramkarza nie był w stanie skierować futbolówki do siatki, bo zatrzymał go wracający w pole bramkowe Illa Zabarny.
Co się jednak odwlecze…
W 19. minucie Ferran był już skuteczny. Tym razem obsłużył go Marcus Rashford, ale tej bramki też nie byłoby bez Yamala. To on zaliczył kluczowy przechwyt, uruchomił Pedriego, który z kolei zanotował asystę drugiego stopnia.
Żeby jednak być sprawiedliwym, trzeba przyznać, że zawodnik, nad którym tak bardzo rozpływamy się w tym artykule, w trakcie swojego świetnego występu miał też nieliczne gorsze momenty. Jedna z jego strat w środku pola mogła być wyjątkowo groźna w skutkach, ale Bradley Barcola pędzący na bramkę strzeżoną przez Wojciecha Szczęsnego za daleko wypuścił sobie piłkę.
Zawodnicy PSG przed przerwą co rusz mieli problem z Yamalem, który był dla nich po prostu za szybki, za sprytny, za dobry technicznie. Wspomniany już Mendes, w minionych miesiącach przecież topowy lewy obrońca świata, a w ostatnim plebiscycie Złotej Piłki gracz numer dziesięć, momentami musiał ratować się przekraczaniem przepisów, za co w końcu obejrzał żółtą kartkę.
O ile pierwsza połowa była w wykonaniu 18-latka fenomenalna, w drugiej - jak w zasadzie cała Barcelona - wyraźnie przygasł. Kontrolę nad boiskową sytuacją niespodziewanie przejęli goście, a Yamal rzadziej miał już okazje, by pokazać swoje umiejętności. Co nie oznacza, że grał źle. Choćby po godzinie gry wywalczył rzut wolny z linii pola karnego, a wspomniany już Mendes powinien wylecieć wówczas z boiska po drugiej żółtej kartce. Dlaczego nie wyleciał? Nie mamy pojęcia. Arbiter potraktował go bardzo łagodnie.
Jak natomiast w meczu z PSG zaprezentowali się Polacy? W podstawowym składzie wyszedł tylko jeden z nich - Wojciech Szczęsny. Czy powinien zrobić więcej przy straconych bramkach? Raczej nie miał na to szans. Popisał się za to w kilku momentach. Pochwalić można go za interwencje po strzale z rzutu wolnego, a także uderzeniu Barcoli z 53. minuty czy próbie Mendesa z końcówki starcia. Zganić zaś, jeśli już, za niedokładne podanie z końcówki pierwszej połowy, które mogło napytać biedy gospodarzom.
Robert Lewandowski na murawę wszedł w 72. minucie. Nie był jednak w stanie zapewnić Barcelonie upragnionego zwycięstwa. Ba, w doliczonym czasie gry obserwował, jak "Blaugrana" traci gola na 1:2 i ostatecznie przegrywa z PSG. Na koniec pochwalić i docenić trzeba oczywiście ekipę ze stolicy Francji, która mimo braków kadrowych i początkowych problemów podczas meczu, potrafiła w drugiej połowie przejąć kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Tak właśnie powinien grać klub, który broni tytułu. Luis Enrique znów potwierdził, że jest w swoim fachu prawdziwym profesorem.