W Europie przepadł, w MLS już jest legendą i chce bic rekordy. "To dla niego idealne miejsce"

W Europie przepadł, w MLS już jest legendą i chce bic rekordy. "To dla niego idealne miejsce"
Jamie Lamor Thompson / Shutterstock.com
Josef Martinez potrzebował zaledwie dwóch sezonów, by zostać jednym z symboli MLS. Choć kontuzja kolana przerwała jego szturm na czołową dziesiątkę najlepszych strzelców ligi, w Atlancie United już teraz jest legendą. A przecież Wenezuelczyk wcale nie powiedział tam jeszcze ostatniego słowa.
Gdy w 2017 roku Atlanta United debiutowała w MLS, zamierzała wejść do ligi wraz z drzwiami. Często zdarzało się bowiem, że drużyny zaczynające grę w najważniejszych amerykańskich rozgrywkach, musiały płacić frycowe i w debiutanckich sezonach spisywały się po prostu przeciętnie. Właściciele klubu ze stanu Georgia nie zamierzali popełnić tego błędu. Dlatego właśnie drużynę powierzono byłemu trenerowi Barcelony i ex-selekcjonerowi reprezentacji Argentyny, czyli Tacie Martino, a przy tworzeniu kadry zespołu zdecydowano się na ściągnięcie kilku prawdziwych perełek.
Dalsza część tekstu pod wideo
Perełek, czyli m.in. Josefa Martineza, który w wieku niespełna 24 lat był już po dobrych kilku sezonach spędzonych w Europie. Wenezuelczyk na Starym Kontynencie nigdy nie potrafił jednak pokazać pełni umiejętności. Na to czas przyszedł dopiero po drugiej stronie Atlantyku. Napastnik z marszu zaczął strzelać jak na zawołanie i to głównie dzięki jego postawie Atlanta niemal od początku istnienia uważana jest sezon w sezon za pretendenta do końcowego triumfu w lidze.

Z ziemi włoskiej do… USA

Zanim Wenezuelczyk rozpoczął swój “American Dream”, przez pół dekady występował w Europie - najpierw w Szwajcarii, a później we Włoszech. Wychowanek Caracas przygodę z futbolem na Starym Kontynencie rozpoczął w Young Boys, z którego na sezon trafił na wypożyczenie do Thun. Solidna postawa na alpejskich boiskach pozwoliła mu na angaż we włoskim Torino. Tyle że tam przez dwa i pół roku strzelił tylko osiem goli i nigdy nie przebił się na dłużej do pierwszego składu.
- Trafił do mocnego w tamtym czasie Torino. Ciężko rywalizować z Immobille, Quagliarellą czy Belottim, czyli już prawdziwymi legendami Serie A. Immobille i Belotti, oprócz tego że są reprezentantami Włoch, to także królowie strzelców w “Toro”. Maxi Lopez czy Qualiarella również prezentowali zawsze wysoki poziom. Torino za ówczesnego trenera Giampiero Ventury było uważane za naprawdę dobrą i widowiskową drużynę. Młodemu było ciężko. Uważam jednak, że w lepszym włoskim czy innym europejskim klubie mógł osiągnąć więcej - mówi w rozmowie z nami Tomasz Mikucki, kibic turyńskiego zespołu.
Jesienią 2016 roku Martinez występował już naprawdę tylko sporadycznie. Dość powiedzieć, że od października, aż do styczniowego transferu do Atlanty, w Serie A podniósł się z ławki ledwie czterokrotnie. Gdy więc na stole pojawiła się oferta z klubu planującego podbój MLS, napastnik nie wahał się zbyt długo i zdecydował się na przeprowadzkę do Stanów Zjednoczonych.
- Josef trafił do drużyny, która jest budowana w oparciu głównie o piłkarzy z Ameryki Południowej, diaspora latynoska ma w tym zespole ogromne znaczenie. Przy sporym budżecie właściciela wszystko się tutaj sprawdza. Martinez z miejsca stał się ważnym zawodnikiem, który regularnie trafiał do siatki, a kibice go pokochali. W Atlancie United pasował do systemu, w dodatku w niego uwierzyli. Nic więcej nie potrzebował, żeby wskoczyć na tak wysoki poziom - mówi nam Kasia Przepiórka z “Amerykańskiej Piłki”.

Kluczowe było zaufanie

O tym, jak dobre wejście do nowej drużyny miał Martinez, niech najlepiej świadczy fakt, że w trzech pierwszych spotkaniach dla Atlanty strzelił aż pięć goli. Później podczas zgrupowania reprezentacji doznał jednak kontuzji uda, która wyeliminowała go z gry na ponad dwa miesiące. Choć łącznie z powodów różnego rodzaju urazów stracił w swoim pierwszym sezonie w USA aż 15 spotkań, to i tak zakończył go z 19 golami. Pozwoliło mu to na zostanie czwartym najlepszym strzelcem ligi oraz zapewniło miejsce w najlepszej XI sezonu.
- Josef ledwo dotarł do MLS, a niemal z miejsca zaczął strzelać jak na zawołanie. We Włoszech nie poszło mu źle, ale w Torino brakowało mu stabilizacji. Kiedy wylądował w MLS, przeszedł ze średniej strzeleckiej 0,17 na mecz do prawie jednego gola na spotkanie. Pobił kilka rekordów, a był to efekt niemal natychmiastowej adaptacji stylu gry i umiejętności. Myślę, że gdyby we Włoszech dali mu więcej minut, mogłoby to wszystko potoczyć się lepiej. Podczas gdy na Półwyspie Apenińskim grywał po 45 minut na spotkanie, w Atlancie zapewnili mu więcej pewności siebie, co przyłożyło się na lepsze liczby - opowiada w rozmowie z nami Armando Naranjo, wenezuelski dziennikarz “Fútbol en Línea” oraz “Radio Caracas Radio”.
W kolejnych rozgrywkach Martinez nie miał już problemów ze zdrowiem. W sezonie 2018 grał wszystko niemal od deski do deski. Atlanta zaledwie rok od momentu debiutu w MLS sięgnęła po tytuł, a do Wenezuelczyka trafił też cały szereg nagród indywidualnych. Znów zameldował się oczywiście w najlepszej jedenastce sezonu, w której całkiem ekskluzywną linię ataku współtworzył ze Zlatanem Ibrahimoviciem i Wayne'em Rooneyem. Dodatkowo z 31 bramkami zdobył Złotego Buta dla najlepszego strzelca rozgrywek oraz tytuł MVP sezonu.
- Choć mówi się, że żaden zawodnik nie jest ponad klubem, ciężko zastosować tę zasadę w przypadku Josefa i Atlanty. Jest twarzą klubu i fani go kochają. Od sześciu lat jest on wręcz ubóstwiany przez całe miasto. Jego wybuchowość i nieustająca wola zdobywania kolejnych bramek sprawiły, że w MLS pojawił nam się napastnik o zupełnie innej charakterystyce niż dotychczas - zauważa w rozmowie z nami Rob Usry, autor bloga “Dirty South Soccer” poświęconego Atlancie United.

Kontuzje sporą przeszkodą

Również w sezonie 2019 Wenezuelczyk prezentował się imponująco. Sezon ligowy zakończył tym razem z 29 trafieniami i kolejnymi indywidualnymi wyróżnieniami. Wydawało się, że być może swoją dobrą postawą zasłużył już wtedy na powrót do Europy. W otwierającym kolejne rozgrywki spotkaniu z Nashville SC doznał jednak fatalnej kontuzji kolana. Zerwanie więzadła krzyżowego doprowadziło do tego, że stracił niemal cały sezon, który dla całego zespołu zakończył się rozczarowującym 23. miejscem.
- Niestety prawda jest taka, że kontuzja kolana z 2020 roku wywarła spory wpływ na karierę Josefa. Nie tylko jego ewentualny powrót do Europy stanął pod sporym znakiem zapytania, ale ciężko stwierdzić, czy kiedykolwiek powróci on w MLS do formy sprzed z kontuzji. Choć minęły już od niej dwa lata, wciąż trudno mu znów grać na tym samym poziomie co kiedyś - uważa Usry.
Rzeczywiście w poprzednim sezonie liczby Martineza nie były już aż tak spektakularne - w 24 występach zanotował jednak 12 goli, co jest wynikiem solidnym. Teraz niestety znów zmaga się z urazem, który co gorsza po raz kolejny dotyczy prawego kolana. Zarówno kibice Atlanty, jak i reprezentacji Wenezueli mają nadzieję na jego jak najszybszy powrót do gry. Bez niego ich drużyny wyraźnie tracą bowiem na sile w ataku.
- Josef Martínez jest niesamowicie skuteczny i jednocześnie agresywny. Nie mówię tutaj o brutalnej grze, a raczej tak intensywnej, że przeciwnicy mają z nim spore problemy. Potrafi idealnie odnaleźć się w polu karnym, ale równocześnie jest graczem umiejącym grać bez futbolówki lub w razie potrzeby dryblować, oddawać strzały z niewygodnych pozycji. W połączeniu z dobrą taktyką lub systemem mamy wręcz maszynę do strzelania goli. Niestety czasami zacina się ze względu na kontuzje, a tych niestety przytrafia mu się całkiem sporo - mówi Przepiórka.

Najważniejsze zdrowie

28-latek do gry ma wrócić mniej więcej w połowie czerwca. Będzie mógł o tyle spokojnie wznowić treningi, że nie czekają go w najbliższych miesiącach żadne większe wyzwania reprezentacyjne. Wenezuela zmagania w eliminacjach mistrzostw świata zakończyła bowiem na ostatnim miejscu i teraz Jose Pekerman będzie mógł na spokojnie rozpocząć swój autorski projekt z “La Vinotinto”. Martinez, jako piąty najlepszy strzelec kadry w historii, ma jej wydatnie pomóc w drodze do Copa America 2024 i kolejnych mistrzostw świata.
- Josefowi Martínezowi trudno będzie osiągnąć wynik aktualnie najlepszego strzelca kadry, Salomona Rondona, szczególnie biorąc pod uwagę to, ile gry zostało jeszcze obu do końca ich reprezentacyjnych karier. Bez wątpienia Josef Martínez jest jednak symbolem tej reprezentacji i może być kluczowym elementem w ataku nowego zespołu tworzonego przez Jose Pekermana - uważa Naranjo.
W tej chwili najważniejsze dla Martineza będzie jednak przede wszystkim zdrowie. Na jego nadmiar w ostatnich latach nie mógł narzekać. W przypadku powrotu do formy z lat 2017-2019 niewykluczone jest przecież, że będący wciąż przed trzydziestką napastnik mógłby znaleźć się na radarze któregoś z europejskich klubów. Pytanie brzmi jednak, czy Wenezuelczyk w ogóle chciałby jeszcze kiedyś powrócić na Stary Kontynent.
- Bez wątpienia mógłby się sprawdzić w Europie. Nie sądzę jednak, żeby zdecydował się na powrót. Otwarcie mówi o tym, że Atlanta jest dla niego domem, kocha kibiców i zrobi wszystko, żeby jak najdłużej, najlepiej do końca kariery zostać w tej drużynie. Ma wszelkie predyspozycje, żeby zostać legendą klubu, pobić wiele rekordów i zostać jednym z najlepszych piłkarzy w historii MLS. Atlanta United to dla niego idealne miejsce do piłkarskiego rozwoju i życia - kończy Przepiórka.

Przeczytaj również