W pięć lat zbudowali klub na miarę Ligi Mistrzów. Teraz chcą postraszyć gigantów. "Stabilny projekt"

W pięć lat zbudowali klub na miarę Ligi Mistrzów. Teraz chcą postraszyć gigantów. "Stabilny projekt"
Cordon Press / PressFocus
Na powrót do Ligi Mistrzów czekają jedną, a na wygraną w niej już dwie dekady. Teraz Real Sociedad znów zagra w tych najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywkach. Projekt oparty na stabilizacji i wykorzystaniu na maksimum regionalnego talentu tym razem nie zamierza być jednak tylko ciekawostką.
Kiedy większość hiszpańskich klubów boryka się z najróżniejszymi kłopotami, spokój panuje tam, gdzie akurat na finansach znają się bardzo dobrze, czyli w Kraju Basków. O ile jeszcze niedawno częściej w przypadku tego regionu mówiliśmy o sukcesach Athletiku, o tyle w ostatnich latach to Real Sociedad przejmuje palmę pierwszeństwa i tytuł najlepszej futbolowej siły w okolicy.
Dalsza część tekstu pod wideo
Po zdobyciu Pucharu Króla w 2020 roku, w minionym sezonie zespół pod wodzą Imanola Alguacila postawił kolejny krok naprzód. “Biało-niebiescy” zajęli czwarte miejsce w La Liga i tym samym wywalczyli bezpośredni awans do Ligi Mistrzów. To dla nich powrót do tych rozrywek po równej dekadzie, szansa na przypomnienie się europejskiej publiczności, a przede wszystkim okazja, by wreszcie i w Europie pokazać, na co stać dumę prowincji Gipuzkoa.

Trzech architektów

Od momentu powrotu Realu Sociedad do Primera Division w 2010 roku, zespół tylko czterokrotnie zajął miejsce w drugiej połowie ligowej tabeli. Po raz ostatni do takiej sytuacji doszło w sezonie 2017/2018, kiedy to uplasował się na 12. pozycji, niżej niż pobliski Eibar. Jeszcze w trakcie tamtych rozgrywek rozpoczęto jednak przebudowę klubowych struktur, która okazała się kluczowa dla dalszych losów “La Real”. W marcu 2018 roku na stanowisku dyrektora sportowego legendarnego Lorena zastąpił Roberto Olabe. Z kolei kilka miesięcy później pieczę nad pierwszym zespołem zdecydowano się powierzyć dotychczasowemu opiekunowi rezerw, Imanolowi Alguacilowi.
Prezydent Jokin Aperribay, który piastuje stanowisko od 15 lat, podjął wtedy spore ryzyko. Zaufał dyrektorowi sportowemu, który od dłuższego czasu pozostawał raczej na uboczu wielkiego futbolu. Zatrudnił też trenera, dla którego było to zdecydowanie największe wyzwanie w dotychczasowej karierze. Jego decyzje okazały się jednak strzałami w dziesiątkę. Real Sociedad z roku na rok jest coraz silniejszym zespołem, a awans do Ligi Mistrzów to tylko ukoronowanie wielkiej pracy dokonanej przez to trio w ostatnich latach.
- To właśnie oni są architektami sukcesów Realu Sociedad w minionych sezonach. Apperibay zarządza klubem w sposób zarówno odpowiedzialny, jak i jednocześnie bardzo ambitny. Olabe opracował koncepcję całego tego projektu oraz wykonał ogromną pracę w pionie młodzieżowym. No i oczywiście nie zapominajmy tutaj o Imanolu Alguacilu, który potrafi zarządzać szatnią w taki sposób, by wydobyć z każdego zawodnika maksimum potencjału. On sam jako trener przecież też w tym czasie mocno się rozwinął i to dzięki niemu drużyna gra tak dobrze. Połączenie pracy tego tria sprawiło, że “RSSS” wraca teraz do Ligi Mistrzów - mówi w rozmowie z nami Robert Ramajo, dziennikarz “Diario AS” z San Sebastian.

Wszystko oparte na systemie

Żeby lepiej zrozumieć fenomen Realu Sociedad, należy nieco bliżej przyjrzeć się samemu miastu i jego mieszkańcom. San Sebastian, znany też w języku baskijskim pod nazwą Donostia, to wyjątkowa miejscowość. Słynie ze świetnej kuchni, wspomnianego już bardzo nietypowego języka - Euskary, a także mieszkańców bardzo dumnych ze swojego pochodzenia. Nie bez powodu Real Sociedad należy właśnie do nich. Spośród 14 tysięcy akcjonariuszy klubu nikt nie może kontrolować więcej niż dwóch procent całych aktywów. Decyzje podejmowane mają być kolektywnie, przez wszystkich, którym zależy na dobru “Txuri-Urdinak”.
Przywiązanie do regionu widać też w polityce Realu Sociedad. Nie jest ona aż tak rygorystyczna jak w przypadku Athletiku, w którym grają jedynie zawodnicy pochodzący z Kraju Basków, jednak trzon zespołu od lat stanowią zawodnicy stąd. Duża w tym zasługa Zubiety, czyli sansebastiańskiej wersji katalońskiej La Masii. Nie oznacza to, że wszyscy gracze “RSSS” wywodzą się bezpośrednio z klubowej akademii. Cześć została ściągnięta z innych okolicznych zespołów, z którymi Real aktywnie współpracuje. To również jedna z zasług dyrektora Olabe.
- Najważniejszymi zawodnikami tego zespołu są: Alex Remiro w bramce, defensywa opierająca się na Robinie Le Normandzie i Igorze Zubeldii, pomoc z Mikelem Merino i Martinem Zubimendim na czele, a także Takefusa Kubo w ataku. Oczywiście do nich wszystkich musimy dorzucić Mikela Oyarzabala, który jest duszą tej drużyny. Kluczem do sukcesu Realu Sociedad okazała się jednak przede wszystkim świetna współpraca z innymi klubami z tego regionu. Olabe stworzył na jej podstawie system, dzięki któremu Real Sociedad może wyłapywać młode talenty z okolicznych ekip - opowiada nam Ramajo.

Właściwy koń

Olabe nie ograniczył się jednak tylko i wyłącznie do sprowadzania zawodników z regionu. Wraz ze swoim działem sportu ściągnął do klubu naprawdę wielu ciekawych piłkarzy, na których ten zbudował swoją bazę, ale też potrafił nieźle zarobić. Alexander Isak przyszedł z Borussii Dortmund za 15 milionów euro, a odszedł do Newcastle za 70. Wychowanek Alvaro Odriozola został sprzedany do Realu Madryt za 32 miliony, a latem powrócił na Anoetę za zaledwie trzy. Przebitka przy transferze Diego Llorente do Leeds okazała się z kolei blisko dwukrotna.
Do tego wszystkiego klub od 2018 roku przeprowadził też szereg pomniejszych i darmowych ruchów, które okazały się bardzo skuteczne. Mikel Merino przywędrował za sporą sumę jak na klubowe standardy (15 milionów euro), ale został filarem zespołu i trafił do reprezentacji Hiszpanii. To tutaj na transfery do Milanu i Arsenalu zapracowali kolejno Theo Hernandez i Martin Odegaard. Na Anoecie swoje bogate piłkarskie kariery zakończyli z kolei Nacho Monreal oraz David Silva. W San Sebastian rozkwitł talent wcześniej grającego tylko w niższych ligach Alexa Remiro, a teraz Takefusy Kubo. Ostatnio swoją karierę na najwyższym poziomie odbudował tutaj z kolei Alexander Sorloth.
Olabe był bezpośrednio zaangażowany w większość tych ruchów transferowych, ale to i tak nie przez pryzmat nich będzie za kilka lat wspominany przez kibiców z północy Hiszpanii. Przede wszystkim dyrektor sportowy w odpowiednim czasie postawił na właściwego konia, czyli trenera Imanola Alguacila. Ten pochodzący z pobliskiego Orio były piłkarz Realu Sociedad przejął zespół dwukrotnie w trudnym momencie i zdołał wyprowadzić go za każdym razem na prostą. A kiedy w 2021 roku zdobył z nim Puchar Króla, pierwsze trofeum “Biało-niebieskich” od 34 lat, było już wiadome, że na Anoeta zostanie zapamiętany na wieczność.
- Kontynuacja współpracy z Imanolem Alguacilem jest szalenie istotna. Z roku na rok jest coraz lepszym szkoleniowcem, a to samo dzieje się również z prowadzonym przez niego zespołem. Nie ma oczywistej odpowiedzi na pytanie, dlaczego prowincja Gipuzkoa wydała na świat w ostatnim czasie tak wielu dobrych trenerów. Na pewno jest to jednak pokolenie bardzo ciężko pracujących szkoleniowców, którzy do każdego kolejnego dnia podchodzą z ogromnym zaangażowaniem. Alguacil idealnie wpasowuje się w taki opis - uważa Ramajo.

Czas na wygraną

Historia Alguacila jako trenera Realu Sociedad już teraz jest piękna, a wszyscy w San Sebastian liczą na kolejne wspaniałe strony tej powieści. Na pewno niezłym rozdziałem byłby jakiś sukces w europejskich pucharach. Klub z Anoety nigdy nie zdobył żadnego trofeum w rozgrywkach kontynentalnych. Najbliżej tego był w sezonie 1982/1983, kiedy to dotarł do półfinału Pucharu Europy. W XXI wieku, jeśli już wychodził z grupy europejskich rozgrywek, to potykał się na pierwszym rywalu w fazie pucharowej.
- Trudno ocenić, jaki scenariusz czeka ten projekt w nadchodzącym sezonie. Biorąc pod uwagę dojrzałość zespołu, czuję, że będą walczyć w Lidze Mistrzów o przynajmniej drugie miejsce w grupie. Już sam awans do 1/8 finału należałoby przy tym potraktować jako sukces. Wszyscy w San Sebastian będą jednak już zadowoleni, jeśli drużyna choćby do ostatniej kolejki fazy grupowej biłaby się o ten awans. Pierwszym celem będzie po prostu wygrana meczu, bo Real na triumf w spotkaniu Ligi Mistrzów czeka już dwie dekady - mówi Ramajo.
Ta wygrana miała miejsce dokładnie 30 września 2003 roku, kiedy to po bramkach Darko Kovacevicia i Xabiego Alonso “Txuri-Urdinak” pokonali Galatasaray 2:1. Później w Lidze Mistrzów wystąpili jeszcze tylko raz, ale sezon 2013/2014 okazał się całkowitym blamażem. Zespół pod wodzą Jagoby Arrasate zdołał wówczas wywalczyć zaledwie punkt w grupie z Manchesterem United, Bayerem Leverkusen i Szachtarem Donieck. Teraz czas więc wreszcie, by Real Sociedad udowodnił, że jego miejsce w Lidze Mistrzów nie jest dziełem przypadku. W grupie D zmierzy się z Benficą, Interem i Red Bullem Salzburg. Na inaugurację czeka starcie z mediolańskim zespołem. Początek tego spotkania w środę o godzinie 21.

Przeczytaj również