W słynnym klubie spore zamieszanie. Kolejna rewolucja. Pomóc ma... przyjaciel prezydenta

W słynnym klubie spore zamieszanie. Kolejna rewolucja. Pomóc ma... przyjaciel prezydenta
FEP / PressFocus
Przychodzi lato, a to w szatni Marsylii standardowo oznacza rewolucję. Już od kilku lat tamtejszy Olympique w tym właśnie czasie wymienia trenera i połowę kadry. Pod wodzą nowego szkoleniowca, którym właśnie został Marcelino, sytuacja może się jednak odmienić.
Kibice Marsylii sami nie należą do najłagodniejszych, ale też trzeba przyznać, że w ostatnich latach nie mogą też narzekać na nadmiar spokoju. W klubie panuje ogromny przewiew, który szczególnie nasila się w okresie letnim. To właśnie wtedy dość regularnie dokonywane są tam zmiany personalne na najważniejszych klubowych stanowiskach. Nie inaczej jest również tego lata, kiedy to Igor Tudor został zastąpiony przez Marcelino Garcię Torala.
Dalsza część tekstu pod wideo
Hiszpan na Stade Velodrome staje przed trudnym zadaniem. Choć 57-latek objął właśnie zespół, który zakończył minione rozgrywki na całkiem solidnym, trzecim miejscu w Ligue 1, nie to będzie największym wyzwaniem postawionym mu przez władze OM. Nowy szkoleniowiec Marsylii ma przede wszystkim zaprowadzić w niej tak oczekiwaną na Velodrome stabilizację. Jednocześnie będzie musiał balansować w kontaktach ze swoim oddanym przyjacielem… pełniącym rolę prezydenta klubu.

Jeden główny problem

Tym prezydentem jest Pablo Longoria, który do Marsylii trafił trzy lata temu i początkowo pełnił funkcję dyrektora sportowego francuskiego zespołu. Plany z miejsca miał ambitne - obiecał bowiem, że Marsylia w ciągu pięciu lat znajdzie się wśród dwudziestu najlepszych europejskich klubów. Hiszpan później nieco zrewidował tę strategię, zaznaczając, że traktuje OM jako długofalowy projekt. Zaczął też coraz mocniej inwestować w młode talenty, a w międzyczasie zamienił telefon dyrektora sportowego na fotel prezydenta klubu.
- Pablo Longoria na pewno zmienił Marsylię na lepsze. Odkąd objął stery nad klubem, OM stało się bardziej atrakcyjne - czy to w negocjacjach z nowymi zawodnikami, czy dla samych kibiców, którzy zapełniali cały stadion w każdym meczu zeszłego sezonu. Co najważniejsze, Marsylia zyskała w tym czasie też sportowo. Chyba największym problemem za kadencji Hiszpana pozostaje jednak brak stabilizacji - czy to zarówno na ławce trenerskiej, czy w samej szatni - mówi w rozmowie z nami Stanisław Botella, dzielący swoje życie między Warszawą i Marsylią kibic OM.
Choć w swoim debiutanckim sezonie na Velodrome Longoria doprowadził klub do tylko piątego miejsca w Ligue 1, to faktycznie od tego czasu zespół zanotował znaczący postęp. Od dwóch lat nie schodzi z ligowego podium, a w nadchodzącym sezonie powalczy o drugi z rzędu udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów, co Marsylii nie przydarzyło się od ponad dekady. Cieniem na jego kadencji rzuca się jednak brak jakiegokolwiek balansu i wieczne zmiany, które z pewnością nie wpływają korzystnie na długofalową strategię” obraną przez hiszpańskiego prezydenta.
- Nie oszukujmy się, w Marsylii powiew świeżości jest odczuwalny tak naprawdę co roku wraz z przyjściem kolejnego trenera. Taki stan rzeczy raczej nie świadczy za dobrze o kierownictwie działu sportowego. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku transferów. Oczywiście za czasów panowania Longorii odnotowaliśmy kilka fantastycznych wzmocnień w postaci Alexisa Sancheza, Matteo Gendouziego czy Williama Saliby. Trzeba jednak pamiętać, że w tym czasie wielokrotnie też przestrzelono, a wśród takich “pomyłek” należy wymienić Luisa Suareza, Cedrica Bakambu czy Luiza Henrique. Ostatecznie ciężko więc w sumie ocenić Longorię - mówi nam Michał Bojanowski, dziennikarz "Piłki Nożnej" i komentator Ligue 1 w "Canal+”.

Nikt płakać nie będzie

Najnowszą “ofiarą” marsylskich czystek jest Igor Tudor. Chorwacki trener zeszłego lata podpisał z Marsylią dwuletnią umowę, ale na początku czerwca sam zdecydował się ją przedwcześnie rozwiązać. Oficjalnym powodem były sprawy osobiste i zmęczenie pracą na Stade Velodrome. Niewykluczone, że Tudor chciałby po prostu wrócić do Włoch, gdzie spędził większość swojej kariery jako piłkarz i pracował tam również wcześniej w roli szkoleniowca. Nie ulega jednak wątpliwości, że rezygnacja ze strony samego trenera nie może być potraktowana jako najlepsza rekomendacja dla władz OM. Inne zdanie na ten temat mają jednak tamtejsi kibice.
- Fani Marsylii po odejściu Tudora raczej nie odczuwali zbyt wielkiej straty. Decyzje personalne i sam styl bycia ex-trenera Marsylii był ciężki do polubienia. A to wszystko pomimo faktu, że finalnie efekty jego pracy były naprawdę przyzwoite. Choć w tym przypadku mowa oczywiście jedynie o postawie w Ligue 1, bo w Lidze Mistrzów nie udało mu się wyjść z grupy, a szczególnie zapamiętana będzie mu porażka w Pucharze Francji z beniaminkiem z Annecy - zauważa Bojanowski.
Pod względem czysto wynikowym można uznać, że Tudor zrealizował postawiony przed nim cel. Marsylia zajęła miejsce na podium, zdobyła w Ligue 1 najwięcej punktów (73) od sezonu 2017/2018. W futbolu nie zawsze chodzi jednak tylko i wyłącznie o wyniki. Chorwat dał się poznać na Velodrome jako człowiek o trudnym charakterze. Mówi się, że prowadził zespół w sposób niemalże dyktatorski, a już na pewno był dla swoich piłkarzy czasem aż zanadto wymagający. Popularności wśród fanów “Les Olympiens” nie przysporzyło mu też odstawienie na boczny tor ulubieńca trybun i jednego z liderów zespołu, Dimitriego Payeta.
- Spora grupa kibiców OM, już w pierwszym meczu ligowym na Velodrome witała Tudora gwizdami. To był efekt kilku przegranych meczów w okresie przygotowawczym oraz jego postawy względem Payeta, który został odstawiony do szafy. Odejście chorwackiego szkoleniowca również nie odbyło się bez zamieszania. Styl gry Tudora, częsty brak zmian lub ich późne wprowadzanie, a przede wszystkim wspomniana już przez Michała porażka z drugoligowym Annecy w ćwierćfinale Pucharu Francji spowodowała, że część kibiców przyjęła z radością informację o odejściu chorwata z OM. Drudzy słusznie dostrzegli, że Marsylia osiągnęła najlepszy wynik punktowy od wielu lat. Niestety, bardzo trudno dogodzić kibicom OM, nikt nie będzie nigdy w pełni zadowolony - uważa Botella.

Przyjacielska pomoc

Wraz z odejściem Tudora, Longoria stanął po raz kolejny przed wyzwaniem znalezienia nowego trenera. W kuluarach przewinęło się wiele nazwisk, wśród nich m.in. Fabio Grosso, Paulo Fonseca czy przede wszystkim faworyt kibiców - Marcelo Gallardo. W pewnym momencie na trenerskiej giełdzie pojawił się ponoć nawet Christophe Galtier, który przecież formalnie wciąż związany jest z Paris Saint-Germain, ale właśnie przez to i stosunek marsylskich kibiców do przybyszy ze stolicy na to zbyt wielkich szans nie było. Ostatecznie jednak Longoria wraz z dyrektorem sportowym Javierem Ribaltą postawili na Marcelino.
- Marsylia na nowego trenera czekała aż trzy tygodnie. Przez długi czas na pole position był Gallardo, który z wizerunkowego punktu widzenia był idealnym kandydatem do objęcia sterów w OM. Ameryka Południowa, Argentyna, River Plate - Marsylczycy uwielbiają takie klimaty. Stety lub nie, informacje o rozwiniętych kontaktach między Gallardo a OM okazały się jedynie wymysłem dziennikarzy. Marcelino, czyli ostateczny wybór Longorii, to jego długoletni przyjaciel. Wiele osób zarzucało nowemu trenerowi OM, że przez całą swoją karierę nie opuścił Hiszpanii. Osobiście uważam, że Marcelino odnajdzie się w Marsylii i mam głęboką nadzieję, że osiągnie te same, a nawet lepsze wyniki niż Igor Tudor - twierdzi Botella.
Marcelino jest szkoleniowcem doskonale znanym wszystkim fanom La Liga. W przeszłości trenował takie zespoły jak Sevilla, Valencia, Villarreal czy Athletic Bilbao. Od kilku lat był regularnie wymieniany jako potencjalny kandydat na selekcjonera reprezentacji Hiszpanii czy trenera Barcelony. Obaj panowie poznali się w okolicach 2005 roku poprzez agenta Eugenio Botasa. Longoria, wtedy jeszcze jako analityk i skaut, przygotowywał raporty dla Marcelino, kiedy ten pracował w Recreativo Huelva i później Racingu Santander. Można więc powiedzieć, że obaj znają się jak łyse konie, co w kontekście ich wspólnej pracy w Marsylii może za sobą nieść zarówno te pozytywne, jak i negatywne konsekwencje.
- Jestem na tyle przywiązany do Ligue 1, że każda zagraniczna kandydatura jest dla mnie niewiadomą. Liczyłem na Marcelo Gallardo i jego gen zwycięzcy. Musimy bowiem pamiętać o tym, że kibice na Stade Velodrome już od ponad dekady czekają na jakiekolwiek trofeum. Czytając jednak nieco więcej na temat Marcelino, zaczynam robić sobie nadzieję, że ujrzymy w Marsylii tak bardzo oczekiwaną tutaj stabilizację - uważa Bojanowski.

Żołnierz Marcelino

Skoro Marsylia ma już nowego szkoleniowca, teraz czas wreszcie na jakieś ruchy kadrowe. Na razie sfinalizowano wykupienie zawodników, którzy wcześniej grali w Marsylii na zasadzie tak lubianych przez Longorię wypożyczeń. Na Stade Velodrome na stałe pozostaną więc Rusłan Malinowski (Atalanta uzyskała za niego 10 milionów euro) oraz Amine Harit (na konto Schalke trafiło 5 milionów euro). Przede wszystkim zaczęto też wreszcie budować kadrę pod samego Marcelino, czego efektem jest pozyskanie za 8 milionów euro z Atletico Geoffreya Kondogbii, z którym nowym szkoleniowiec OM zna się doskonale z pracy w Valencii.
- Marsylia pozytywnie przeszła kontrolę DNCG (francuski nadzór finansowy - przyp. red.) i jej budżet został zatwierdzony. Może już przechodzić do działania. Pierwszym już potwierdzonym zakupem jest właśnie Kondogbia, który ma wspomóc środek pomocy. Jeśli Matteo Guendouzi nie odejdzie w tym okienku, to wraz z Kondogbią stworzą idealny duet. Marsylia ma nowego trenera, na horyzoncie są nowi zawodnicy, a skład z zeszłego sezonu, poza kilkoma wyjątkami, na razie pozostaje ten sam. Jedynie przyszłość Alexisa Sancheza w barwach OM jest nieznana. Chilijski napastnik ma intratne propozycje z Arabii Saudyjskiej i nie wiadomo, czy zobaczymy go jeszcze na Stade Velodrome - podsumowuje dotychczasowe zmiany personalne Botella.
Jednocześnie Marsylia w najbliższym czasie będzie pracowała nad transferami wychodzącymi. Klub z południa Francji już definitywnie opuścili Arkadiusz Milik (Juventus), Luis Suarez (Almeria) oraz Nemanja Radonjić (Torino). W najbliższych tygodniach władze OM będą na pewno też pracowały nad odejściem kolejnych piłkarzy, którzy chwilowo powrócili do Marsylii po różnego rodzaju wypożyczeniach. Jeśli jednak w zespole pozostanie Sanchez, a dodatkowo drużyna zostanie uzupełniona jeszcze kilkoma zawodnikami o profilu pasującym do stylu Marcelino, pod względem czysto kadrowym tym razem w klubie nie dojdzie do aż tak silnego trzęsienia ziemi. A to dla wszystkich sympatyków OM będzie sporym zaskoczeniem.

Przeczytaj również