W trakcie hitu nagle Bednarek i Kiwior zamarli. Znów jednak zdali egzamin. "Polski mur"

Z dużej chmury mały deszcz. Wielki klasyk ligi portugalskiej nie porwał, Porto zremisowało z Benficą 0:0, ale mecz dał odpowiedzi na kilka pytań. Również tych dotyczących polskiej reprezentacji. Kluczowa kwestia dotyczy pary naszych eksportowych stoperów: Jana Bednarka i Jakuba Kiwiora, którzy rozegrali po 90 minut i znów nie zawiedli.
FC Porto od startu sezonu narzuciło rywalom niesamowite tempo. Klub latem zainwestował sporo pieniędzy, nie tylko w Kiwiora i Bednarka, a nowo skompletowana grupa wydaje się działać na najwyższych obrotach. Z mnóstwem talentu, doświadczenia i głębi składu. Podopieczni Francesco Farioliego do starcia z Benficą mieli komplet punktów, a o sile defensywy niech powie to, że stracili w lidze tylko jednego gola w siedmiu rozegranych spotkaniach. To w głównej mierze zasługa reprezentantów Polski.
Liczby są jednoznaczne: gdy polski duet był na boisku jednocześnie, bramkarz Porto w ogóle nie musiał wyjmować piłki z siatki. Przed Benficą Bednarek i Kiwior rozegrali 360 minut i wykazywali się ponadprzeciętnym zrozumieniem, czyszcząc wiele ofensywnych akcji przeciwników przed bramką Diogo Costy. Pozwolili im w sumie na zaledwie osiem strzałów oddanych w światło bramki. Trzeba jednak przy tym dodać, że siła zespołów grających przeciwko Porto nie powalała. Pierwszy poważny sprawdzian przyszedł w pojedynku z zawodnikami Jose Mourinho. I został zdany jak należy.
Pełna kontrola i jeden alarm
Niedzielne starcie z wicemistrzami Portugalii stanowiło swoisty test wytrzymałości defensywnego muru Porto, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w zeszłym sezonie “Orły” strzeliły “Smokom” najwięcej goli: osiem w dwóch ligowych meczach (oba spotkania kończyły się wynikiem 4:1 dla Benfiki). Jednak obecna “Benfa” straciła siłę ognia z poprzednich rozgrywek. Dość powiedzieć, że ofensywa mogła się pochwalić tylko trzynastoma golami w mało konkurencyjnej przecież lidze portugalskiej. I nie ma tu przypadku. Zobaczyliśmy odbicie tych statystyk na Estadio do Dragao.
W pierwszej połowie ekipa Mourinho nawet nie próbowała sforsować zasieków Porto. Największe zagrożenie, czyli Vangelis Pavlidis, który ma wpływ na 40 proc. goli “Orłów” od sierpnia, zostało doskonale wyłączone nie tylko przez Polaków, ale też duet “szóstek”: Victora Froholdta i Alana Varelę. Dodi Lukebakio starał się na prawej stronie, jednak, znów, odbijał się od pierwszej defensywnej przeszkody. Podopieczni Francesco Farioliego czasami mają więcej pracy w konfrontacji z drużynami z dołu tabeli.
Po przerwie był tylko jeden nerwowy moment, kiedy Polacy i ich koledzy zamarli, bo w 63. minucie po rzucie wolnym Kiwior niemal zaskoczył własnego bramkarza. Futbolówka w niekontrolowany sposób odbiła się od jego piszczela, ale na szczęście dla Porto wylądowała na poprzeczce. Polak mógł i powinien bardziej przyłożyć się do wyekspediowania piłki w bezpieczny sposób. Więcej grzechów nie stwierdzono. Kolejny solidny występ.
Jeden moment grozy miał także Bednarek. Na początku drugiej odsłony za faul został “nagrodzony” żółtym kartonikiem, a 20 minut później na dobrą sprawę mógł zostać wykluczony przez sędziego za ostry atak na Pavlidisa w walce o górną piłkę. Ostatecznie sprawa została zamknięta jedynie upomnieniem arbitra. Od tego czasu Bednarek uważał przy każdej interwencji. Trener, mimo obawy o wiszącą nad nim drugą kartką, postanowił go zatrzymać na placu. Ile to mówi o klasie byłego gracza Southampton. Algorytmy aplikacji “Sofascore” wygenerowały mu ocenę 7.7, najwyższą wśród wszystkich graczy.
Łącznie “Smoki” dopuściły rywali do czterech strzałów, w tym jednego celnego. Wartość goli oczekiwanych lizbończyków xG wyniosła 0.08. Atak z wybitymi zębami, Jose Mourinho mógł tylko patrzeć i co chwilę potrząsać głową z niedowierzaniem.
Najsilniejszy punkt w składzie Urbana?
Najważniejsze, co cechuje Kiwiora i Bednarka, to duża pewność siebie i automatyzmy. Wyglądają, jakby zagrali ze sobą setki meczów, a nie kilkanaście w reprezentacji i jeszcze mniej w nowym klubie. W całym meczu mieli najwięcej podań między sobą i praktycznie każda akcja zaczepna gospodarzy musiała zacząć się od co najmniej kilku passów między środkowymi obrońcami.
Ich szybkie krótkie piłki przypominały nieco treningowe gierki. Bez presji, bez stresu, z pełnym zaufaniem. Dopiero później, gdy przychodził odpowiedni moment, albo jeden, albo drugi szukali prostopadłych podań do środkowych pomocników lub długich krosów do skrzydłowych. “Bedi” miał cztery długie przerzuty i wszystkie celne. Kapitalny wynik. Polski mur dał radę.
Nie ma co dawać rad Janowi Urbanowi. Selekcjoner bardzo dobrze o tym wie. Zbrodnią byłoby rozdzielać portugalską dwójkę w reprezentacji i dopóki obaj są zdrowi, w dobrej formie, nie zanosi się na to, by w meczach o punkty trener mógłby nawet pomyśleć o innej parze przed bramkarzem.
Powoli żegnamy się też z Bednarkiem oblepionym łatkami piłkarza wiecznie zamieszanego w utratę goli, z “betonowymi nogami”, wolnego i irytującego. Prawdopodobnie jesteśmy świadkami najlepszej wersji tego piłkarza w całej karierze, “małego” kapitana, sternika drużyny. Korzysta na tym Porto, Kiwior, oby skorzystała również kadra. Czas najwyższy.