Wielka gwiazda nie pojedzie na mundial. To już pewne. Na EURO wyglądał kapitalnie
Poznaliśmy już 42 z 48 uczestników przyszłorocznego mundialu. Kilka drużyn ma więc wciąż nadzieję na wywalczenie awansu, ale lista wielkich nieobecnych już teraz wygląda całkiem imponująco. Na wielkiej imprezie nie zobaczymy między innymi Gruzji, czyli jednego z najbardziej ekscytujących zespołów minionego EURO.
Większość eliminacji została już zakończona. Do rozstrzygnięcia pozostały jeszcze baraże w strefie UEFA oraz zmagania interkontynentalne. Tym samym brak awansu zagraża zespołom pokroju Polski, Włoch, Turcji czy Danii, a udział w imprezie mogą wziąć Nowa Kaledonia, Surinam lub Boliwia. Nie chodzi jednak o to, aby krytykować koloryt zbliżającego się turnieju, bo jest on jedną z najpiękniejszych rzeczy w futbolu.
Warto się natomiast pochylić nad tymi, którzy już teraz wiedzą, że wyjechać mogą jedynie w celach prywatnych. Przez eliminacje nie przebrnęły między innymi Gruzja, Serbia, Nigeria i Kamerun, co sprawia, że na mistrzostwach świata zabraknie kilku zawodników nie tyle znanych, co zgłaszających pretensje do miana gwiazdy futbolu.
Jan Oblak (Słowenia)
Jeden z najlepszych bramkarzy świata może zakończyć karierę bez ani jednego wyjazdu na mistrzostwa świata. Słowenia awansowała na mundial tylko raz i to w 2010 roku, kiedy golkiper był za młody, aby w ogóle myśleć o debiucie w pierwszej reprezentacji. Od tamtej pory zespołowi Oblaka udało się wprawdzie przebić na EURO, gdzie wywalczyli awans z grupy kosztem Serbii, ale tamten sukces nie został przełożony na zakończone niedawno eliminacje. Słowenia wypadła bardzo słabo, zdobyła cztery punkty w grupie z Szwecją, Kosowem i Szwajcarią. Nie wygrała żadnego meczu, dwukrotnie zatrzymała Skandynawów, ale oni akurat powalczą o mundial ze względu na wyniki w Lidze Narodów. Słowenia zaś jest jedynym przedstawicielem swojej grupy, który marzenia stracił.
Oblak grał przez większość eliminacji, zachował czyste konta w spotkaniach z Kosowem i Szwajcarią. W pozostałych meczach również zbierał wysokie noty, pozostając prawdopodobnie najlepszym zawodnikiem swojej drużyny, mimo obecności Benjamina Seski (Manchester United) czy Jaki Bijola (Leeds United).
Hakon Haraldsson (Islandia)
Islandia długo miała nadzieje na awans, jednak w meczu o wszystko nie zrealizowała swojego planu i zasłużenie przegrała z Ukrainą (0:2). Tym samym wyspiarze spadli na trzecią pozycję, która wykluczyła ich z udziału w mistrzostwach. Wciąż więc trzeba czekać na pojawienie się Haraldssona na wielkiej imprezie. A wydaje się, że jest na co, bo 22-latek to nie tylko zaskakująco młody kapitan drużyny narodowej, ale również jeden z najbardziej utalentowanych zawodników całej Ligue 1. W tym sezonie zawodnik Lille strzelił już pięć goli we wszystkich rozgrywkach oraz dołożył asystę, błysnął między innymi w starciu z Romą.
Inna sprawa, że poza Haraldssonem Islandia kadrowo raczej nie rzuca na kolana. W meczu z Ukrainą selekcjoner wystawił jeszcze trzech innych zawodników związanych z zespołami z TOP5. To o jednego mniej niż było przy okazji mundialu w 2018 roku.
Chwicza Kwaracchelia (Gruzja)
Gruzja miała mocną grupę, bo i notowania Hiszpanii, i Turcji stały znacznie wyżej. Z drugiej strony Gruzja miała też zespół, aby ugrać coś więcej niż tylko trzy punkty po jednym zwycięstwie z Bułgarią. Podopieczni Sagnola, uczestnicy poprzedniego EURO, przed ostatnim miejscem uratowali się tylko lepszym bilansem bramkowym. Ale chwalić ich trudno, bo od drużyny z Giorgim Mamardaszwilim (Liverpool), Georgesem Mikautadze (Villarreal), Giorgim Koczoraszwilim (Sporting), a przede wszystkim Kwaracchelią wymaga się wyników bezwzględnie lepszych. Tych jednak nie było, wobec czego Gruzja wciąż czeka na swoje pierwsze mistrzostwa świata.
Sam Kwaracchelia, który przecież na mistrzostwach Europy wyglądał świetnie, tym razem nie błyszczał. Zdobył dwie bramki, ale to tyle, wszak nie przełożyły się bezpośrednio na zdobyte punkty.
Dominik Szoboszlai (Węgry)
Wydawało się, że Węgrzy mają wszystko pod kontrolą. Zmagania zaczęli wprawdzie słabo, ale w następnych trzech kolejkach zdobyli siedem punktów, między innymi dzięki remisowi z Portugalią. Na koniec wystarczyło jedynie zremisować z Irlandią i powrót na mundial po 40 latach (sic!!!) byłby faktem. Ale Madziarom się nie udało. Bo chociaż do przerwy prowadzili 2:1 - asysty zaliczyli Szoboszlai, ale też Milos Kerkez, to po przerwie hat-tricka skompletował Troy Parrott. Irlandia strzeliła decydującego gola w 96. minucie, co Węgrów znów wyrzuciło poza nawias.
Dla Szoboszlaia, będącego w świetnej formie, był to bardzo bolesny cios. Zawodnik Liverpoolu był niekwestionowanym liderem swojej kadry, miał aż cztery asysty, zdobył też bramkę - jedynie trzech zawodników ze wszystkich reprezentacji zanotowało więcej asyst. A mimo tego, mimo wsparcia ze strony wspomnianego już Kerkeza, ale też Williego Orbana (RB Lipsk) i Rolanda Sallaia (Galatasaray) znów się nie udało.
Dusan Vlahović (Serbia)
Serbia trafiła do jednej grupy z Albanią i to właśnie z nią przegrała bój o udział w play-offach. Z perspektywy Serbów niewiele scenariuszy byłoby gorszych, ale takiemu układowi sił trudno się dziwić, bo w eliminacjach "Orły" ani razu nie pokonały swojego wielkiego rywala. W gruncie rzeczy Serbów trudno jakkolwiek chwalić, bo chociaż punktowali przyzwoicie, to większość spotkań była męczarnią. Łotwę dwukrotnie ograli różnicą tylko jednej bramki, z Anglią nie mieli najmniejszych szans, Andorze pozwolili strzelić gola. Regularnie zawodziła skuteczność - Vlahović strzelił dwa gole, Luka Jović (AEK) ani jednego. Gdyby nie Aleksandar Mitrović (Al-Rayyan) sytuacja byłaby jeszcze gorsza.
Serbia wciąż nie potrafi zerwać z łatką drużyny mocnej - Djordje Petrović (Bournemouth), Strahinja Pavlović (AC Milan), Filip Kostić (Juventus), Milan Gudelj (Sevilla), Lazar Samardzić (Atalanta), Nikola Milenković (Nottingham), Sasa Lukić (Fulham) - ale wewnętrznie słabej. Od kiedy "Orły" funkcjonują samodzielnie, to konsekwentnie rozczarowują. Na dwa mundiale nie weszli, trzy kolejne kończyli na fazie grupowej. Z EURO jeszcze gorzej - jeden awans na pięć okazji i odpadnięcie już po trzech meczach.
Pierre-Emerick Aubameyang (Gabon)
Gabonu długo nikt nie brał pod uwagę w dyskusjach o awansie na mistrzostwa świata. Teraz jednak ten afrykański zespół miał swoją realną szansę - w pierwszej fazie o włos przegrał rywalizację z WKS-em, różnica wyniosła raptem jeden punkt. Tym samym ekipa Aubameyanga była jednym z głównych faworytów play-offów. Niestety - potknięcie nastąpiło już na pierwszej prostej. W półfinale znacznie lepsza okazała się Nigeria (1:4) i to ona powalczyła z DR Konga o miejsce w barażach interkontynentalnych. Gabon zaś znów przepadł, a wiekowy napastnik Marsylii stracił swoją ostatnią okazję do tego, aby na mundial pojechać.
36-latek zbliża się do zakończenia swojej imponującej kariery, chociaż należy mu oddać, że w kadrze wciąż trzyma poziom. Miał dublet z Kenią, a takiej Gambii zapakował łącznie pięć bramek. Bez tych trafień Gabon miałby spory problem z utrzymaniem drugiego miejsca w grupie. Czas pokaże, czy Bryan Meyo Ngoua (Lyon B), potencjalny następca "Auby", będzie w stanie nawiązać do wyników wielkiego poprzednika.
Victor Osimhen (Nigeria)
Można mówić, że Osimhen nie jest na samym szczycie, bo gra w lidze tureckiej, ale to wciąż bardzo mocne, przyciągające uwagę nazwisko. W dodatku w kadrze wsparte naprawdę konkretnymi zawodnikami, bo Nigeria może liczyć na Ademolę Lookmana (Atalanta), Alexa Iwobiego, Samuela Chukwueze, Calvina Basseya (wszyscy Fulham), Zaidu (FC Porto) czy nieco bardziej wysłużonego Wilfrieda Ndidiego (Besiktas). A mimo tego "Super Orłów" drugi raz z rzędu nie zobaczymy na mistrzostwach świata. To bolesna porażka drużyny uznawanej za jedną z najmocniejszych w Afryce.
Nigeria poległa w finale baraży z DR Konga (1:2). Zespołem gorszym pod względem indywidualności, ale lepszym jako całość. Problemem Nigerii nie jest jednak ten mecz, ale całe eliminacje, które wypadły słabo. "Super Orły" zajęły drugie miejsce w grupie, o punkt ustąpiły RPA. Sytuacja byłaby inna, gdyby nie remisy z Zimbabwe (dwukrotnie 1:1) i Lesotho (1:1) czy porażka z Beninem (1:2). Wymowne, że w większości z tych meczów nie mógł zagrać kontuzjowany Osimhen. Gdy napastnik był na boisku - dowoził. W siedmiu spotkaniach zdobył przecież osiem bramek i zanotował asystę. To nie 26-latek był źródłem kłopotów swojej reprezentacji.
Bryan Mbeumo (Kamerun)
Kameruńska piłka zżarta jest wieloma problemami wewnętrznymi, ciągłymi podejrzeniami o korupcję. W tej sytuacji nikt nie nastawiał się, że zespół Marca Brysa powtórzy sukces z 1990 roku i awansuje do ćwierćfinału mundialu. Chodziło o to, aby na przyszłoroczną imprezę w ogóle się dostać. Grupa sprzyjała założeniom, bo Eswatini, Mauritius, Libia, Angola i Republika Zielonego Przylądka nie rzucały na kolana. Drużynę zatopił przede wszystkim remis ze słabiutkim Eswatini (0:0), a następnie porażka z Republiką (0:1). "Nieposkromione Lwy" dojechały wprawdzie na drugim miejscu, ale i tam znalazł się na nich mocny. Już w półfinale Kamerun musiał uznać wyższość DR Konga (0:1).
Od kilku miesięcy w zespole Brysa zawodziły największe gwiazdy. Mbeumo, mający świetny czas w Manchesterze United, ostatniego gola w kadrze, zaczynając mecz w pierwszym składzie, strzelił jeszcze w marcu. Carlos Baleba (Brighton) zbierał konsekwentnie słabe noty, a Vincent Aboubakar (Neftci Baku) i Georges N'Koudou (Al Diriyah) potwierdzili, że są już wyłącznie melodią przeszłości.
Keylor Navas (Kostaryka)
Kapitalnego niegdyś bramkarza wymieniamy tutaj wyłącznie w celach wspominkowych, jego miejsce równie dobrze mógłby zająć Alexis Sanchez z Chile. Chodziło bowiem o to, aby pokazać, jak sensacyjnie ułożyły się eliminacje. Kostaryka nie dała rady w grupie z Hondurasem, Nikaraguą, a przede wszystkimi Haiti, krajem biedniejszym niż mysz kościelna. W ostatnich sześciu meczach Kostaryka wygrała tylko raz, dając się ograć Haiti (0:1) właśnie, ale też zatrzymać Nikaragui (1:1), która odrobiła straty grając w dziesiątkę.
Chile zaś okazało się największym przegranym kwalifikacji w Ameryce Południowej. Zajęło ostatnie miejsce w grupie, dało się wyprzedzić Peru, Wenezueli czy Boliwii. Reprezentacja, która jeszcze kilka lat temu była naprawdę silna, która w 2010 i 2014 roku wychodziła z grupy, już nie istnieje. Posucha trwa, a Sanchez, podobnie jak Navas, stracił ostatnią szansę na to, aby jeszcze zraz zagrać na mundialu.