Grał w za małych butach, mylił stadiony. W Polsce był memem, teraz strzela magiczne gole [WIDEO]

Grał w za małych butach, mylił stadiony. W Polsce był memem, teraz strzela magiczne gole [WIDEO]
Twitter screen
Dominik - Budziński
Dominik Budziński15 Feb · 11:27
Już dziś Legia Warszawa zagra z norweskim Molde, a to idealna okazja do tego, aby wziąć na tapet byłego piłkarza obu klubów. Mylił drogę na stadion, łapał kontuzję przez grę w zbyt ciasnych butach, zarabiał krocie i okazał się wielkim niewypałem transferowym klubu z Łazienkowskiej. Daniel Chima Chukwu trochę zniknął nam z radarów, choć nadal gra w piłkę. I to nieźle.
31 lipca 2013 roku. Legia Warszawa w trzeciej rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów rywalizuje z ówczesnym mistrzem Norwegii - Molde. “Wojskowi” przywożą ze Skandynawii dość korzystny remis 1:1. Strzelanie otwiera co prawda przebojowy napastnik gospodarzy, Daniel Chima Chukwu, ale w drugiej części spotkania wyrównuje Wladimer Dwaliszwili. W rewanżu podopieczni Jana Urbana dowożą bezbramkowy remis i meldują się w kolejnej rundzie. Drużyna prowadzona wtedy przez nie byle kogo, bo samego Ole Gunnara Solskjaera, musi obejść się smakiem.
Dalsza część tekstu pod wideo

Przez Chiny do Warszawy

Chima Chukwu był wtedy na ostatniej prostej swojej pierwszej przygody z Molde. Przychodził do klubu jako zaledwie 19-letni chłopak, odchodził cztery i pół roku później, już jako ograny napastnik, tuż po swoim najlepszym sezonie w barwach niebiesko-białych. Powędrował wówczas do chińskiego Shanghai Shenxin i tylko potwierdził swoją wartość, w trakcie dwóch sezonów notując bilans 21 goli i 13 asyst.
Legia nie brała więc kota w worku. Nigeryjczyk był po kilku niezłych latach, a trzeba było sprowadzić napastnika, bo drużynę opuścili Nemanja Nikolić i Aleksandar Prijović. Transfer, na papierze, wydawał się całkiem logiczny. Mało kto przypuszczał wtedy, że Chima Chukwu okaże się w Warszawie takim niewypałem. Trudno bowiem inaczej określić przygodę, która zakończyła się po… dziewięciu rozegranych spotkaniach. Nigeryjczyk nie zdobył choćby jednej bramki w pierwszym zespole. Grał głównie w rezerwach lub Pucharze Polski. Na ekstraklasowych murawach spędził… 157 minut.
Daniel Chima Chukwu
Piotr Matusewicz / pressfocus
Przy tym zarabiał naprawdę dużo, bo 700 tysięcy euro brutto rocznie. A kiedy miał pomóc Legii w kluczowym momencie sezonu, złapał kontuzję w iście absurdalnych okolicznościach.

Piłkarz-mem

- Najważniejsze jest pierwsze wrażenie, a to w przypadku Chukwu nie było dobre, bo przez własną głupotę założył za mały but i wypadł prawie na miesiąc. Nie wnikałem, jak to się stało, miałem ważniejsze sprawy na głowie niż jego palec. To nie moje zadanie, abym stał przy dorosłym piłkarzu i pomagał mu w takich sprawach. Sam jest sobie winien, że nie sprzedał się na tyle, by na niego stawiać - mówił szkoleniowiec Legii, Jacek Magiera, w rozmowie z Przeglądem Sportowym.
Chima Chukwu zaliczył spory falstart i później trudno było mu już uratować sytuację. Stał się niejako piłkarzem-memem. Pewnego dnia pomylił stadiony i zamiast trafić na Łazienkowską, zameldował się na… PGE Narodowym.
Legia nie miała z Nigeryjczyka żadnego pożytku, a musiała wypłacać mu niezwykle wysoką pensję. Chociaż Chima Chukwu podpisał kontrakt na trzy i pół roku, szybko stało się jasne, że “Wojskowi” za wszelką cenę będą chcieli się go pozbyć. Było to jednak trudne, bo chętnych do zatrudnienia napastnika po prostu brakowało. W pewnym momencie z piłkarza Legii zakpił nawet klub polskiej B-klasy, KS Blizne.
- Niestety nie posiadamy środków na pokrycie wynagrodzenia i kosztów transferu, które musiałby pokryć klub pożyczający. Niemniej jednak uważamy, że w naszej drużynie zawodnik nie będzie miał problemu z wywalczeniem miejsca w składzie, dzięki czemu będzie mógł odbudować swoją formę - napisano w piśmie skierowanym do ówczesnego mistrza Polski.
Daniel Chima Chukwu
Rafal Rusek / pressfocus
Legia zareagowała w równie humorystyczny sposób.
- Chętnie skorzystamy z oferty, zamieniając tylko kilka drobiazgów. Nie wypożyczymy, ale przekażemy i nie zawodnika, ale maskotkę Misia Kazka. Możliwe, że nie wywalczy miejsca w składzie, ale z pewnością da z siebie wszystko i stworzy dobrą atmosferę w zespole.

“Był największym błędem”

Ostatecznie Chukwu spędził w klubie z Warszawy rok i w końcu pojawił się wyczekiwany przez wszystkich komunikat o rozstaniu. Nigeryjczyk wrócił tam, gdzie wypłynął na szerokie wody - do norweskiego Molde. A sprowadzający go wcześniej do stolicy dyrektor sportowy “Wojskowych”, Radosław Kucharski, bił się w pierś.
- Największym błędem był Daniel Chima Chukwu. Nie sportowo, bo mocno go analizowaliśmy i znaliśmy, tylko pod zupełnie innym względem – nie było głodu gry w piłkę. To mnie strasznie boli. Mogę się sportowo pomylić, ale jeżeli pomylę się w kontekście tego, że piłkarz przychodzi, jest wygodny, nie chce grać, to boli jak cholera. Boli tak, że nie śpisz po nocach i myślisz - tłumaczył w rozmowie z oficjalną stroną Legii.
Druga przygoda Chukwu z Molde nie była już tak udana, choć Nigeryjczyk miewał jeszcze przebłyski. W 17 meczach strzelił sześć goli i zanotował sześć asyst. W końcu został jednak wypożyczony do chińskiego Heilongjiang Ice City, a rok później definitywnie sprzedany innemu klubowi z Państwa Środka - Taizhou Yuanda. Ex-gracz Legii dobrze radził sobie zwłaszcza w pierwszym z wymienionych zespołów. Choć był to tylko drugi szczebel rozgrywkowy, to dorobek 14 bramek zdobytych w 24 meczach mógł robić wrażenie.

Egzotyczny kierunek

Chukwu zadomowił się w Azji, wrócił do niezłej dyspozycji, ale po kilku latach spędzonych w Chinach postanowił zmienić środowisko. We wrześniu 2021 roku zakotwiczył w Indiach i do dziś reprezentuje kluby z tego kraju. Najpierw SC East Bengal (dwa gole w 10 meczach), a od stycznia 2022 roku Jamshedpur FC (20 bramek w 49 spotkaniach). Po 13 kolejkach obecnego sezonu ma na koncie pięć trafień i jest w czołówce najskuteczniejszych zawodników, wyprzedzając m.in. innego byłego snajpera Legii - Armando Sadiku, ex-gracza Wisły Kraków - Rafaela Crivellaro, a także Javiego Hernandeza, niegdyś piłkarza Cracovii i Górnika Łęczna.
Patrząc natomiast szerzej na karierę 32-letniego obecnie Chukwu, można dojść do wniosku, że zdecydowanie najgorszy okres w jego karierze to właśnie czas spędzony w Polsce. Nad Wisłą przepadł całkowicie, stał się pośmiewiskiem, trudno znaleźć choć jeden pozytywny aspekt jego przygody z Legią. W innych miejscach zazwyczaj radził już sobie jednak wyraźnie lepiej. Na pewno nie jest zatem (i nie był) piłkarzem aż tak słabym, jak mogłoby się wydawać.
Dziś Chima Chukwu być może rzuci okiem na mecz swoich byłych klubów - Molde i Legii. Komu będzie kibicował? Tego nie wiemy, choć możemy się domyślać.
Daniel Chima Chukwu
Rafał Oleksiewicz / PressFocus

Przeczytaj również