Wielki występ Szymona Marciniaka. "Te dwa momenty to najlepsze potwierdzenie jego świetnej postawy"

Wielki występ Szymona Marciniaka. "Te dwa momenty to najlepsze potwierdzenie jego świetnej postawy"
Fotoarena
Decydujący mecz XXII finałów Mistrzostw Świata zapowiadano jako pojedynek Leo Messiego z Kylianem Mbappe. Równocześnie spodziewano się, że bohaterem wielkiego meczu pomiędzy Argentyną a Francją może okazać się zupełnie ktoś inny. Na szczęście nie był to Szymon Marciniak. Polski arbiter z wielką klasą poprowadził niesamowitą i pełną sędziowskich wyzwań finałową rozgrywkę.
- Pewnie, że szkoda tej imprezy - nie ukrywał kilkanaście miesięcy temu w "Foot Trucku" Szymon Marciniak po tym, jak problemy zdrowotne uniemożliwiły dowodzonemu przez niego zespołowi sędziowskiemu wyjazd na EURO 2020.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Ale to spowoduje w nas bardzo duży głód - zapowiadał już wtedy najlepszy polski arbiter.
Chyba nawet sam Marciniak nie spodziewał się jednak, że oczekiwany głód sędziowania meczów na najwyższym, reprezentacyjnym poziomie okaże się tak wielki, że zaprowadzi kwartet naszych rodaków do poprowadzenia największego sportowego wydarzenia, jakie można sobie wyobrazić. Finału piłkarskich Mistrzostw Świata.

Równowaga

Marciniak, wraz z Tomaszem Listkiewiczem i Pawłem Sokolnickim w roli asystentów oraz Tomaszem Kwiatkowskim jako sędzią VAR, wydawał się przystępować do życiowego wyzwania doskonale przygotowany. Także dlatego, że jego piąty w karierze mundialowy występ był zarazem trzecim z udziałem reprezentacji Argentyny. Co więcej, już w Katarze polski arbiter sędziował wcześniej mecze obu ostatecznym finalistom imprezy.
Doświadczenie przydało się Marciniakowi od samego początku finałowego spotkania. Świadomi stawki wielkiej rozgrywki piłkarze nie zamierzali bowiem ułatwiać mu zadania, a zwłaszcza Argentyńczycy od pierwszych sekund meczu niejako sprawdzali, na jak dużo mogą sobie pozwolić. W tych, spodziewanych warunkach nasz sędzia sam starał się zapewne znaleźć równowagę: być stanowczy, ale nie robić z siebie głównego aktora widowiska. I tak Rodrigo De Paula - nie po raz pierwszy w tym turnieju - musiał utemperować już w drugiej minucie. Niedługo później z empatią przyjął za to pretensje Hugo Llorisa po tym, jak kapitanowi reprezentacji Francji nie spodobało się prawdopodobnie to, że arbiter tak długo zwlekał z odgwizdaniem na nim ewidentnego faulu w polu karnym.
Marciniak nie mógł liczyć na najbardziej wymarzony przez siebie scenariusz: brak udziału w decydujących momentach meczu. W pierwszym przypadku, jeśli miała mu przypaść konieczność podjęcia kluczowej decyzji, Polak mógł dziękować losowi, że "trafiła" mu się jednak właśnie taka sytuacja. Angel Di Maria w oczywisty sposób wygrał bowiem pojedynek z Ousmanem Dembele, po czym został zahaczony (dotknięty?) przez przeciwnika. Kontakt nie był wielki, acz niepodważalny, dzięki czemu Marciniak zapewne obroniłby się niezależnie od werdyktu. W decydującej chwili zrobił to, co najważniejsze. Zadziałał błyskawicznie, w mgnieniu oka zdecydowanie wskazując na "wapno". Tym samym w zarodku zgasił wszelkie, a i tak niezbyt przekonujące protesty Francuzów.

Mem

Szymon Marciniak nie zaliczył bezbłędnego występu.
Niedługo po pierwszym golu dla Argentyny zagwizdał "nie w tę stronę" po powietrznym pojedynku Theo Hernandeza z Leo Messim. Wkrótce jego sędziowski występ całkowicie zszedł jednak na dalszy plan. Argentyna grała zbyt dobrze, by ktokolwiek przejmował się arbitrem. Francja była zbyt bezradna, by szukać odpowiedzialności - lub pomocy - u sędziego. Marciniak po cichu panował nad sytuacją, czego wyraz dał tuż przed przerwą. Jego gest, wychwycony na żywo przez zbliżenie kamery, stanie się z pewnością przedmiotem interenetowych memów. Ale przede wszystkim: dobitnie ukazał, w jaki sposób nasz rodak zarządzał zawodnikami.
Czyli z jednej strony z uśmiechem. A po chwili znowu bezwzględnie.

Bez VAR-u

Marciniak trzymał się w cieniu, ale nie zgubił koncentracji.
W końcowym fragmencie regulaminowego czasu gry Polakowi znowu nie zabrakło zdecydowania, choć tym razem okoliczności były "czarno-białe". Faul Nicolasa Otamendiego na Randalu Kolo Muanim, który odmienił finałową rozgrywkę o 180 stopni, był bowiem oczywisty (podobnie jak druga jedenastka dla Francuzów w końcówce dogrywki). Dużo mniej klarowne wydawało się na pierwszy rzut oka zdarzenie z 87. minuty. Jeśli najlepsi piłkarze - tacy jak Kylian Mbappe - dochodzą do głosu w końcówkach spotkań, to samo można napisać o Marciniaku. Nasz arbiter znowu nie zawahał się ani przez chwilę i natychmiast orzekł, że Francji - zamiast drugiego rzutu karnego - należy się żółta kartka dla Marcusa Thurama. Powtórki udowodniły, że doszło do próby wymuszenia jedenastki.
Co warte podkreślenia: Marciniak nie potrzebował w tamtej sytuacji wsparcia systemu VAR. Tak jak zresztą przez całe zawody.
Polski zespół sędziowski radził sobie tak dobrze, że w zasadzie można było tylko mu pozazdrościć. Tego, że z bliska mógł oglądać, a przy okazji czuwać nad prawidłowym przebiegiem, tak znakomitego widowiska. Im dłużej przedłużony o dogrywkę mecz trwał, tym częściej można było dojść do wniosku, że główny arbiter przyczynił się zresztą do niesamowitych i tylko rosnących emocji. Marciniak przerywał grę tylko wtedy, kiedy było to konieczne. I równocześnie pamiętał o równowadze: kiedy trzeba było zadbać o zdrowie zawodników, dawał wszystkim chwilę wytchnienia. Nawet jeśli być może mógł przynajmniej o jeden raz więcej sięgnąć do kieszeni po żółty kartonik.

Potwierdzenie

Śledząc w trakcie meczu opinie na temat występu polskiego sędziego, można było tylko się uśmiechać. Na Twitterze najpierw Francuzi pisali bowiem, że Marciniakowi zostanie przyznane po spotkaniu argentyńskie obywatelstwo. Użytkownicy z tego drugiego kraju, wraz ze zmieniającym się obrazem meczu, zwracali z kolei uwagę na, to nie pomyłka, "absolutnie katastrofalny" występ głównego arbitra finału.
Czyż nie było to najlepsze potwierdzenie świetnej postawy naszego rodaka?
Postawy, za której zwieńczenie może posłużyć trzecia bramka dla Argentyny. Kiedy wszyscy na stadionie (nawet, do pewnego stopnia, celebrujący strzelenie gola podopieczni Lionela Scaloniego) jakby oczekiwali zasygnalizowania przez sędziego VAR spalonego Lautaro Martineza, weryfikacja raz jeszcze przyznała arbitrom rację. Naruszenia przepisów nie było. Jasnym stało się, że Szymon Marciniak może tego wieczoru nie być bezbłędny. Ale na pewno nie pomyli się w żadnym z decydujących momentów.
A na koniec stało się to, co najlepsze dla każdego sędziego: wszystko rozstrzygnęli piłkarze.

Przeczytaj również