Wielkie nazwisko, Real Madryt, Barca i teraz... Lech?! To byłby gruby transfer
Od początku nie miał łatwo. Bo kiedy twój dziadek to legenda, ojciec jeszcze większa legenda, a starszy brat (a także młodszy) idą piłkarskimi śladami przodków, to ty w zasadzie wyboru nie masz, więc obejmujesz kurs świetnie znany rodzinie i jednocześnie próbujesz wyrobić swoje nazwisko. Z nowego pokolenia islandzkich Gudjohnsenów to właśnie Andri - cel Lecha Poznań - jest najbliżej dużego sukcesu.
Znanych piłkarskich rodzin nie brakuje - są między innymi Kluivertowie, Schmeichelowie czy Thuramowie - ale ich wielkość kończy się obecnie na ojcu i synach. Dziadek Justina grał w piłkę, lecz w reprezentacji Surinamu. Dziadek Kaspera był emigrantem z Polski, muzykiem. Dziadek Marcusa i Kherpena to postać anonimowa, wiadomo jedynie, że Thuramowie opuścili Gwadelupę na początku lat 80. Tym samym Gudjohnsenowie są wyjątkiem z, odpowiednim zachowaniem skali, na poziomie Maldinich.
Arnor to ikona Anderlechtu, w którym grał od 1983 do 1990 roku. Łącznie zdobył 54 bramki, co pozostaje 27. wynikiem w historii klubu, mniej trafień na koncie ma między innymi słynny Danny Boffin. Jednym z synów Arnora jest Eidur, którego szerszej publice przedstawiać nie trzeba. To najbardziej zasłużony zawodnik w historii islandzkiego futbolu. Zaczynał w rodzinnym Valurze, ale szybko przeniósł się do PSV, a następnie, z przerwą na wypożyczenie do KR Reykjavik, trafił do Chelsea. Od tamtego momentu robił gigantyczną karierę, o jakiej nikomu na Islandii się nie śniło - Chelsea, FC Barcelona, AS Monaco, Tottenham.
Eidur zajmuje obecnie 13. miejsce w klasyfikacji strzelców wszech czasów "The Blues". 78 trafień sprawia, że jego plecy oglądają Dennis Wise, Diego Costa czy Nicolas Anelka. Londyński okres kariery był dla Eidura wyjątkowy również pod innym względem. To właśnie wtedy na świat przyszło jego dwóch młodszych synów - Andri, a następnie Daniel. Obaj, podobnie jak ich starszy brat Sveinn, wyrośli na profesjonalnych piłkarzy.
- Tata znalazł jakąś równowagę między tym, aby nie być zbyt krytycznym ani zbytnio nie angażować się w nasze sprawy, jeśli chodzi o piłkę nożną, a jednocześnie być przy nas, gdy potrzebujemy jego wsparcia - mówił Andri, cytowany przez BBC.
Sveinn reprezentuje norweski Sarpsborg 08, Daniel występuje w Molde, natomiast Andri zrobił na ten moment największą karierę, która teraz może zaprowadzić go do Lecha Poznań. "Kolejorz" poszukuje nowego napastnika, a środkowy z synów Eidura znajduje się wysoko na liście życzeń.
Hiszpańskie przetarcie
Andri przyszedł na świat w Londynie, ale za piłkę wziął się w Hiszpanii, co miało związek z transferem ojca do Barcelony. To właśnie w Katalonii ośmioletni chłopak stawiał swoje pierwsze kroki, oczywiście jako napastnik. Wpływowi ojca nie dał się przeciwstawić.
- Chciałem być bramkarzem, ale zobaczyłem swojego ojca w akcji. Strzelał gola za golem, co nas, jego synów, pewnie zainspirowało. Też chcieliśmy strzelać, być tym, który strzela wszystko. Tak, to pewnie coś, co zostało nam przekazane w genach - stwierdził Andri w rozmowie z BBC.
Żaden z Gudjohnsenów nie wytrzymał jednak zbyt długo w Barcelonie. Eidur przeszedł do AS Monaco, a później Andri do Espanyolu. Przy Camp Nou został tylko Daniel, ale to też zmieniło się dość szybko. W 2018 roku po najmłodszych synów Eidura sięgnął Real Madryt. FC Barcelona chciała wtedy podpisać kolejną umowę z Andrim, ale, jak podaje MARCA, "Królewscy" zaproponowali lepsze warunki, zatem cała rodzina przeprowadziła się do stolicy Hiszpanii.
W niej Andri mógł rozkwitnąć. Szybko zyskał miano jednego z najlepszych młodzieżowców w kadrze Realu. Promowało go nie tylko nazwisko, ale też duże umiejętności. Przebijał się przez kolejne szczeble wiekowe, dotarł w końcu do Realu Madryt Castilla. W 2021 roku docenił to Carlo Ancelotti, który umieścił Gudjohnsena w szerokiej kadrze na Ligę Mistrzów. Do debiutu jednak nie doszło. Skończyło się na 21 występach i czterech trafieniach w ekipie dowodzonej przez Raula.
W 2022 roku Islandczyk, mający już 20 lat na karku, postanowił odejść do zespołu słabszego, ale pozwalającego mu na rywalizację w dorosłej piłce i to nie tylko w reprezentacji, której był już pełnoprawnym elementem. Ostatecznie postawił na szwedzki Norrkoepping, a o transferze sporo pisały hiszpańskie media - Mundo Deportivo określiło Gudjohsena mianem "jednego z najbardziej rozpoznawalnych zawodników Kastylii". O skuteczności dziadka lub ojca nie było jednak mowy.
Kluczowe wypożyczenie
W Szwecji wiązano z Gudjohnsenem spore nadzieje. W tamtym okienku był jedynym napastnikiem sprowadzonym przez klub, a podczas prezentacji podkreślano, że to piłkarz młody, ale gotowy i zdolny do rywalizacji.
- Pomimo młodego wieku, ma doświadczenie w grze z młodzieżą i seniorami. To kompletny napastnik, który może grać na szpicy, ale też nieco niżej. Jest dobrym w polu karnym - podsumował dyrektor sportowy szwedzkiego klubu.
Epitety, niestety, okazały się na wyrost. Wchodzący w dorosły futbol Islandczyk nie tylko przegrał sportową rywalizację ze znacznie starszym Christofferem Nymanem, ale też miał problemy zdrowotne. Według hiszpańskich mediów to właśnie one sprawiły, że Gudjohnsen kilkukrotnie nie załapał się do kadry meczowej, a latem 2023 roku został skreślony i wysłany na wypożyczenie do duńskiego Lyngby BK. W Szwecji mu się zupełnie nie udało - 33 spotkania przyniosły tylko jedno trafienie.
Przed Danią Andri był skuteczniejszy w reprezentacji (cztery gole) niż w pierwszych zespołach klubowych (jeden gol). Pobyt w Lyngby zaczął ten niewygodny trend zmieniać, a Gudjohnsen w końcu pokazał, że faktycznie jest napastnikiem, który potrafi trafić do siatki rywala. Radził sobie wspaniale - 15 trafień i dwie asysty w 33 spotkaniach - więc podjęto decyzję o wykupieniu go z Norrkoeping. Pomogła niska klauzula, Szwedzi zagwarantowali sobie zaledwie 400 tysięcy euro.
Szybko okazało się, że w posunięciu Duńczyków tkwił jeszcze jeden haczyk. Chwilę po transferze definitywnym Gudjohnsen został sprzedany do Gentu za niespełna trzy miliony euro! Islandczyk był wprawdzie czołowym strzelcem Superligaen (więcej bramek zdobył jedynie German Onugkha z Velje), a także niemal w pojedynkę zapewnił Lyngby utrzymanie (jego trafienia w grupie spadkowej "ważyły" siedem punktów, a przewaga nad strefą spadkową wynosiła cztery), ale dla "Vikingerne" najważniejsze wydawało się ubicie fenomenalnego biznesu. Wspomniana kwota pozostaje drugim najwyższym transferem wychodzącym w historii klubu. Więcej zainkasowano jedynie za Henrika Larsena, na którego Pisa wydała blisko siedem milionów w... 1990 roku.
Włosi dokonali wówczas kuriozalnego zakupu, bo reprezentant Danii nie był w stanie wywalczyć sobie miejsca w pierwszym składzie. Larsen przegrał rywalizacje z Diego Simeone i Jose Chamotem, kilka sezonów spędził tułając się na wypożyczeniach. Gudjohnsen taką porażką ze strony Gentu zdecydowanie nie był.
Co Gudjohnsen może dać Lechowi?
W poprzednim sezonie 23-latek dzięki uzbieranym minutom okazał się pierwszym wyborem sztabu szkoleniowego Belgów. Grał sporo i to na wszystkich frontach - jego 2433 minuty stanowiły dziewiąty wynik w całym zespole. Żaden z napastników nie otrzymał więcej szans, co wynikało między innymi z kontuzji Maxa Deana. Mimo tego Islandczyk nie był czołowym strzelcem drużyny. Prym wiedli wspomniany Anglik (13 goli), a także Omri Gandelman (12 goli). Gudjohnsena (pięć goli) wyprzedził jeszcze Noah Fadiga (sześć goli), czyli formalnie prawy obrońca oraz, jeśli uwzględnimy stosunek czasu do liczby trafień, Dante Vanzeir (pięć goli).
W kontekście możliwego transferu do Lecha bardzo ważne jest również, że Andri regularnie był ustawiany jako klasyczna "dziewiątka" i miał kilka epizodów na skrzydle, więc Poznaniu pewnie zastąpiłby fatalnego Bryana Fiabemę. Jednocześnie nie sposób zignorować, że Gudjohnsen notował gole lub asysty przede wszystkim w tych meczach, gdy formalnie obok siebie miał innego napastnika (cztery z siedmiu spotkań z "konkretem"). Lech zaś w takiej formacji nie gra. Islandczyk miałby odciążać Mikaela Ishaka, a więc nominalnego snajpera.
Niewykluczone, że Gudjohnsen w tej roli też sobie poradzi. Jako zmiennik wypadał w Gencie dobrze - dysponuje naprawdę mocnym strzałem, ma świetne warunki fizyczne. Nie stanowi kopii Ishaka, sportowo wydaje się deklasować Fiabemę. Według statystyk udostępnionych przez Sofascore Islandczyk mieścił się przynajmniej w TOP20 napastników ligi belgijskiej pod względem:
- skuteczności strzałów - 21,74%
- wygranych pojedynków - 47,7%
- najmniejszego utraconego posiadania - 10,86 na mecz
- najmniejszej liczby strat - 1,23 na mecz
Nie ulega wątpliwości, że Gudjohnsen pozostaje w tym momencie ciekawy przede wszystkim ze względu na swoje nazwisko oraz CV, ale to nie tak, że ogranicza się wyłącznie do tych dwóch cech. Ma spory potencjał, jest wciąż młody, dysponuje wysokim potencjałem sprzedażowym, a do tego zdaje się pasować do założeń taktycznych Nielsa Frederiksena.
Jeśli będzie to ruch optymalny finansowo, to może to być ruch po prostu udany. Wysoki, silny zawodnik potrafiący się utrzymać przy piłce, mocny w powietrzu, a do tego umiejący wykorzystać przestrzeń pola karnego (wszystkie gole dla Gentu zdobył w "szesnastce")? Ewidentnie wartość dodana przy rywalizacji na trzech frontach, nawet przy ograniczeniach i pokryciu warstewką kurzu.