Wisła Kraków swoim największym wrogiem? Nie tylko szokująca oprawa. "Czas to zrozumieć"

Wisła swoim największym wrogiem? Nie tylko szokująca oprawa. "Czas to zrozumieć"
Krzysztof Porebski / pressfocus
Samuel - Szczygielski
Samuel Szczygielski07 Apr · 17:07
Wisła Kraków to obecnie klub kontrastujących ze sobą pozytywów i negatywów. Awans do finału Pucharu Polski to wielki sukces, ale czy wejdą na niego kibice, a tym samym, czy ''Biała Gwiazda" w ogóle zagra na Narodowym? Największym wrogiem Wisły może się okazać... sama Wisła Kraków. Poza boiskiem i na nim.

Koziołek matołek

Dalsza część tekstu pod wideo
Oprawa, która pojawiła się na trybunach w meczu z Motorem Lublin, nie miała prawa się tam pojawić. Powiedzieć, że jest ona dwuznaczna, to nic nie powiedzieć. Wiadomo - to kadr z bajki. Ale naprawdę - oprawca idący z siekierą za koziołkiem w szaliku rywali to coś, co nie powinno się pojawić na trybunach w Krakowie przed tak ważnym wydarzeniem jak finał Pucharu Polski. I co najważniejsze - nie powinno się pojawić nigdy.
Strzał w stopę. A najbliższe kilkadziesiąt godzin jest dla Wisły bardzo ważne w kontekście wpuszczenia jej kibiców na Stadion Narodowy. I nie powinno być tu cienia prowokacji czy wątpliwości co do PR-u klubu. A zaczęło się już kilka dni temu...

Prezes zepsuł zabawę

Wisła sprawiła gigantyczną niespodziankę awansując do finału Pucharu Polski. Po drodze odpadały kolejno Legia Warszawa, Raków Częstochowa, Lech Poznań, a ''Wiślacy" wygrali z każdym rywalem. Lechia Gdańsk, Polonia Warszawa, Stal Rzeszów, Widzew Łódź, Piast Gliwice - wszyscy pokonani. Mecze z Widzewem i Piastem przy Reymonta miały niesamowity klimat, atmosfera kapitalna. A po pokonaniu drużyny Aleksandara Vukovicia huczne, zasłużone świętowanie. Ale za krótkie.
Prezes Jarosław Królewski bawił się z piłkarzami na murawie i widać było, ile pozytywnych emocji w nim wybuchło.
Ale niestety wystarczyło kilka godzin i coś pękło. Prezes napisał na Twitterze pięć minut po północy: - Jeśli kibice nie pojadą na Narodowy, to Wisła Kraków odda mecz walkowerem. Koniec oświadczenia.
Czy to był tweet pokazujący jedność z kibicami? Tak, ale dobrych relacji na linii kibice - Jarosław Królewski nikt nie negował. A czy ten wpis był potrzebny? Nie. Był wręcz prowokacyjny. Bo takie sprawy skuteczniej załatwia się w ciszy, bez rozgłosu, z podaniem sobie ręki. Zdaje się, że to też starał się przekazać na Twitterze Cezary Kulesza.
Jasno skomentował to także Łukasz Wachowski będąc gościem kanału Meczyki.pl na YouTube:
- Na pewno to nie jest w porządku, kiedy ktoś stawia nas przed sytuacją, że nie przyjedzie na mecz, jeśli kibice nie wejdą. To nie jest dobre do merytorycznej i konstruktywnej rozmowy - przyznał sekretarz generalny PZPN.
I dodał:
- Z punktu widzenia PZPN, na pewno jest stuprocentowa otwartość do rozmów i dokonania pewnych ustaleń. Chcielibyśmy, by finał Pucharu Polski był świętem dla kibiców i by obie grupy kibiców pojawiły się na stadionie. To jest idealne rozwiązanie.
Skoro sekretarz generalny podkreślił, że PZPN chce kibiców Wisły na Narodowym, a prezes Królewski był po rozmowie z Cezarym Kuleszą... to po co ta "gównoburza" na Twitterze? Wisła zrobiła sobie pod górkę i głośniej mówiła o walkowerze w finale niż cieszyła się z awansu do niego.
Przypomina to awans na mundial w 2022 roku, kiedy Czesław Michniewicz w chwilach radości i największego zawodowego sukcesu w życiu silił się na złośliwości względem Jacka Kurowskiego z TVP Sport, a potem dzwonił do ''Hejt Parku" i mówił o dziennikarzach, którzy od lat źle mu życzą.
Można mieć w sobie zadrę, prezes Królewski walczy o kibiców Wisły, ale... nie czas, nie miejsce i to nie ten sposób. To strzelanie sobie samobója.
A wejście na Narodowy z obowiązującym zakazem wyjazdowym w Pucharze Polski to sprawa złożona. Krzysztof Marciniak w programie Piłkarski Salon, a później Mateusz Święcicki w Pogadajmy o Piłce poruszyli istotny temat. Za finał Pucharu Polski nie odpowiada tylko PZPN, ale też władze miasta i policja. Z nimi nie gra się va banque, z takimi organami należy się kulturalnie dogadać.

Największy wróg

Niech Wisła Kraków zrozumie, że jej największym wrogiem może być ona sama. Tak jak i na polu sportowym.
Kibice Wisły napsuli się też krwi przez niedzielny mecz z Motorem Lublin. Trudno winić tu drużynę czy trenerów za porażkę 1:3, bo to co trzeba przyznać - było tu sporo pecha. Czerwona kartka dla Bartosza Jarocha? Ja takich czerwieni nie znoszę i jako sędzia sam bym jej nie pokazał. Ale trzymając się spisanych przepisów - tak, zawodnik Wisły sfaulował na czerwoną kartkę wyprostowaną nogą nad kostką rywala.
''Biała Gwiazda" próbowała, szarpała, ale Michał Król był w świetnej dyspozycji i tworzył zagrożenie, z czego wzięły się jego dwie asysty przy bramkach Motoru. A nadzieję na wynik wygasił Alvaro Raton. Bramkarz, który nie potrafi skupić się na 90 minut gry. Umiejętności? Są. Refleks? Jest. A popełnianie karygodnych, żenujących baboli? Trzy razy tak. To nie jest fachowiec w bramce na miarę Wisły Kraków. Im szybciej przestanie być ''jedynką", tym mniej krzywdy wyrządzi drużynie.
W Wiśle Kraków wszyscy muszą zrozumieć, że do zrobienia sukcesu w sporcie nie wystarczy zgadzać się ze wszystkim w swoim środowisku, na własnym podwórku i stadionie. Bo to nie zapewni ani awansu do Ekstraklasy ani Pucharu Polski.

Przeczytaj również