Nieoczekiwany zwrot akcji. Wisła Kraków "wzmocniona" tam, gdzie cierpi najbardziej
Przebłyski wysokiej formy miał już pod koniec 2024 roku, a ostatnio przedarł się do składu i uratował Wiśle Kraków cenny punkt na trudnym terenie w Gdyni. Federico Duarte zaczyna się rozkręcać i daje nadzieję, że “Biała Gwiazda” nie będzie opierała ofensywnych poczynań jedynie na duecie Angel Rodado - Łukasz Zwoliński.
Fred, bo tak Portugalczyk określa się choćby na klubowej koszulce, zjawił się w Krakowie na początku sezonu. Jego transfer na starcie nie budził euforii, ale dawał nadzieję. Wszak 25-latek wychował się nie byle gdzie, bo w słynnym Sportingu CP, a potem przez kilka dobrych lat biegał po boiskach greckiej ekstraklasy. Nie wziął się zatem znikąd. Można było liczyć, że choć po części rozwiąże widoczne problemy Wisły na skrzydłach.
Trudne miesiące, błysk w Pucharze
Niski, drobny, ale dobry technicznie. Tak można było scharakteryzować go na pierwszy rzut oka. Rozkręcał się jednak bardzo powoli. Rzucany po pozycjach długo nie potrafił odcisnąć piętna na grze ekipy z Reymonta. Szybko spadł też w hierarchii i albo nie podnosił się z ławki, albo dostawał kilka czy kilkanaście minut na mecz. Wydawało się już, że nic z niego nie będzie. Jeszcze na początku listopada po meczu z GKS-em Tychy pisaliśmy tak:
- Duarte zjawił się w Krakowie tego lata, natomiast póki co jego przygoda z Wisłą, co tu ukrywać, wygląda po prostu źle. Brakuje mu szybkości, dokładności, nie daje liczb. Przyzwoicie wyglądał natomiast ustawiony w środku pola, choćby wówczas, gdy Wisła na wyjeździe pokonała Cercle Brugge. I może to tam, nawet jako zmiennik, powinien dostawać swoje szanse? Na boku boiska ewidentnie nie jest w stanie pokazać atutów.
I faktycznie, niedługo później to właśnie ustawiony centralnie Duarte zagrał swój najlepszy mecz od momentu przyjścia do Wisły. Dość niespodziewanie Portugalczyk wystąpił wówczas w pucharowym spotkaniu z Polonią jako… napastnik. Efekt? Dwa strzelone gole jeszcze w pierwszej połowie. Jeden z nich naprawdę przedniej urody.
Fred trochę się wtedy odblokował. Odżył. Pech chciał jednak, że zrobił to w zasadzie na samym finiszu rundy. Potem “Biała Gwiazda” zagrała przed zimową przerwą jeszcze tylko dwa mecze, a on znów był w nich jedynie zmiennikiem.
Dobry z Ruchem, jeszcze lepszy w Gdyni
W trakcie obozu przygotowawczego do rundy wiosennej też nie wywalczył sobie miejsca w jedenastce, choć w sparingach wyglądał nieźle. Wystarczyło jednak, że w pierwszym meczu 2025 roku kolejny już raz w tym sezonie na lewym skrzydle mocno zawiódł Jesus Alfaro. To wówczas nastąpił przełom, bo Hiszpan, do którego coraz mocniej cierpliwość tracili już kibice, został odesłany na ławkę. Jop stanął jedynie przed dylematem, kim go zastąpić. Padło na Duarte.
25-latek do pierwszego składu na mecz ligowy wrócił po… sześciu miesiącach. Zrobił to w wyjątkowych okolicznościach, przy ponad 53 tysiącach kibiców zgromadzonych na Stadionie Śląskim. I mimo sporej presji wykorzystał szansę. Nie miał co prawda bezpośredniego udziału przy żadnej z bramek dla Wisły, ale na lewym skrzydle, gdzie wystawił go Jop, wyglądał o niebo lepiej niż wspomniany już Alfaro. Docenili go też kibice z wislaportal.pl, przyznając wysoką notę 7.63 w dziesięciostopniowej skali. Co ciekawe, niżej oceniony został choćby biegający po drugim skrzydle Angel Baena. I to mimo tego, że strzelił jednego z goli.
“Biała Gwiazda” pokonała Ruch aż 5:0, zagrała koncertowo, a powiedzenie, że zwycięskiego składu się nie zmienia, wydawało się przed wyjazdem na trudny teren do Gdyni wyjątkowo sensowne. I pewnie faktycznie na mecz z Arką wyszłaby identyczna jedenastka, gdyby nie problemy zdrowotne Mariusza Kutwy. Ofensywa się natomiast nie zmieniła. Duarte utrzymał więc miejsce w składzie. I w kolejnym hicie potwierdził, że łapie wysoką formę.
Portugalczyk znów był wyjątkowo aktywny, nie unikał gry kombinacyjnej, potrafił też zaimponować odbiorem w defensywie. Zmarnował co prawda bardzo dobrą sytuację do strzelenia gola, ale potem co rusz rehabilitował się udanymi zagraniami. Nie tylko w doliczonym czasie gry strzelił pięknego gola na 2:2, ale wcześniej robił też to, co od dawna jest mankamentem skrzydłowych “Białej Gwiazdy” - potrafił z bocznego sektora boiska dośrodkować niemal w punkt. Najpierw dorzucił na głowę Zwolińskiego, potem do Rodado. W obu tych sytuacjach napastnicy posyłali futbolówkę obok słupka, ale precyzja Portugalczyka przy dograniach mogła imponować.
Uniwarsalny i nieprzewidywalny
Trzeba podchodzić oczywiście do sprawy na chłodno, bo póki co Duarte zagrał tylko kilka naprawdę dobrych spotkań, ale po miesiącach cierpienia “Białej Gwiazdy” na skrzydłach nawet takie przebłyski napawają optymizmem. Co istotne, 25-latek potwierdził też, że może radzić sobie nie tylko ustawiony centralnie, ale także na boku boiska.
Jesienią w tej strefie nie wyglądał dobrze, ostatnio prezentuje się tam już znacznie lepiej. Jego uniwersalność może być atutem Wisły. Portugalczyk wydaje się najmniej “oczywisty” z bocznych pomocników. Rywale miewają problemy, by odczytać jego intencje. Skrywa w repertuarze i świetny strzał, i dobre dośrodkowanie, a do tego nie boi się gry kombinacyjnej.
Teraz Duarte musi jednak potwierdzić, że jego ostatni skok formy nie jest przypadkiem. Najbliższa okazja już w niedzielę. Wisła u siebie zmierzy się z Górnikiem Łęczna.