Włoski gigant przepuścił fortunę. Ten głośny transfer to pomyłka

Włoski gigant przepuścił fortunę. Ten głośny transfer to pomyłka
IMAGO / pressfocus
Kacper - Klasiński
Kacper KlasińskiWczoraj · 15:00
To miało być kluczowe ogniwo nowego projektu, który nie wypalił. Sam wart ponad 50 milionów euro transfer okazał się jeszcze większą porażką. Douglas Luiz po zaledwie roku jest na wylocie z Juventusu i odejdzie jako jeden z największych niewypałów w historii klubu.
Po wielkim transferze grał mało, a teraz, zaledwie rok po przenosinach do Juventusu, Douglas Luiz robi wszystko, żeby odejść. Posunął się nawet do bojkotowania treningów. Kontuzje, brak zaufania trenerów, frustracja - po przenosinach do Włoch nic nie układało się po jego myśli. Wygląda na to, że “Stara Dama” wyrzuciła w błoto 50 milionów euro. Ten związek okazał się totalnym niewypałem.
Dalsza część tekstu pod wideo

Flagowy transfer

Douglas Luiz wypracował sobie w poprzednich sezonach reputację jednego z najlepszych środkowych pomocników Premier League. Pociągał za sznurki w rosnącej w siłę Aston Villi, z którą przeszedł drogę od beniaminka Premier League do awansu do Ligi Mistrzów. Rozwijał się razem z ekipą z Birmingham i był regularnie łączony z największymi krajowymi markami. Przez dłuższy czas pisano przede wszystkim o zainteresowaniu ze strony Arsenalu, ale odszedł dopiero po pięciu latach spędzonych w klubie - właśnie po wywalczeniu awansu do Ligi Mistrzów w 2024 roku.
Wybrał przeprowadzkę za granicę, do Juventusu, budującego nowy projekt pod wodzą właśnie zatrudnionego Thiago Motty. Spodziewano się, że Brazylijczyk będzie centralną postacią linii pomocy i wejdzie w rolę podobną do tej, którą odgrywał w Villi. Był jednym z “flagowych” zakupów “Starej Damy” wchodzącej w nową erę. O tym, jak stronom zależało na dopięciu transakcji, może świadczyć fakt, że równolegle przeprowadzono taki sam transfer między żeńskimi drużynami, którego bohaterką została życiowa partnerka Brazylijczyka, reprezentantka Szwajcarii Alisha Lehmann.
Luiz wskoczył do pierwszej dziesiątki najdroższych zakupów w historii “Juve”. Kosztował więcej niż 50 milionów euro, choć kwotę trochę “zmiękczył” fakt, że w przeciwnym kierunku za ponad 20 milionów euro powędrowali młodzi Samuel Iling-Junior oraz Enzo Barrenechea. Niemniej, oczekiwania stały na wysokim poziomie. Dowodziło też temu jego wynagrodzenie. Według danych portalu Capology dostał trzecią (po Dusanie Vlahoviciu i Bremerze) pensję w klubie - 160 tysięcy euro tygodniowo.

Płonne nadzieje

Początek przygody 26-latka w nowych barwach okazał się rozczarowujący. Na pierwszy mecz w podstawowym składzie w meczu o stawkę czekał niemal miesiąc. Rozkręcał się powoli, a jego postawa mogła budzić wątpliwości. Na początku października w dwóch kolejnych spotkaniach sprokurował skutkujące bramkami dla rywali rzuty karne po wejściach z ławki. Najpierw w Lidze Mistrzów z RB Lipsk, gdy sędzia wskazał na “wapno” zaledwie trzy minuty po tym, jak pojawił się na boisku. Turyńczykom ostatecznie udało się wygrać. Z kolei cztery dni później, przeciwko Cagliari w Serie A, skończyło się gorzej. Jedenastka dała rywalom remis w samej końcówce.
- Zespół nie potwierdził jeszcze swojej jakości. W pomocy brakuje liderów. (...) Douglas Luiz może wchodzić na boisko tylko, jeśli coś się zmieni. Na razie jest zbyt wolny - wyrokował wówczas w rozmowie z Radio Bianconera były dyrektor generalny Juventusu, Luciano Moggi.
W następnej kolejce Luiz zaliczył swoje pierwsze pełne 90 minut w nowych barwach. Jak się jednak okazało, nie było mu dane zbudować na tym większej pewności siebie. Złapał kontuzję i wypadł na półtora miesiąca. Gdy wracał do zdrowia, w obronę wziął go dyrektor sportowy Villi, Monchi. I przekonywał, że w Turynie będą mieli z niego pociechę.
- Gra mniej, niż się spodziewaliśmy, ale mówimy o dobrym piłkarzu. Niektórzy adaptują się od razu, inni potrzebują czasu. Potrzebuje cierpliwości, lecz jego jakość jest niezaprzeczalna. Stanie się ważnym zawodnikiem Juventusu - przekonywał w rozmowie z La Gazzetta dello Sport. - To rozgrywający, w poprzednich rozgrywkach zagrał 90% naszych meczów i miał kluczowy wpływ na nasze wyniki. Po jego odejściu przebudowaliśmy środek pola (...), ale zawsze przyjąłbym go u nas z powrotem.
Gdy pomocnik kończył okres zimowych problemów ze zdrowiem, podbudowywał go również Motta.
- Mam co do niego duże nadzieje i mocno w niego wierzę. Długo pauzował. Na pewno nie ma jeszcze poziomu fizycznego reszty kolegów z drużyny. Potrafi jednak wszystko, to pomocnik kompletny z bardzo wysokiej półki - mówił na konferencji prasowej przed grudniowym spotkaniem z Fiorentiną.
Wyglądało na to, że trener nie rzucał słów na wiatr. Styczeń i luty okazały się najlepszymi miesiącami Luiza w barwach “Bianconerich”. Zaliczył wówczas cztery występy w podstawowej jedenastce - wyszło, że prawdopodobnie ostatnie w koszulce “Starej Damy”. Potem, gdy pojawiał się na murawie, to już tylko z ławki. I robiło się coraz gorzej.

Podwójna porażka

Luiz ponownie wypadł z gry, właściwie na cały marzec, a gdy wrócił, Juventus miał już nowego trenera - Igora Tudora. Zarząd w końcu podzielił frustrację kibiców, którzy mieli dosyć nudnego, nieprzekonującego stylu gry zespołu pod wodzą zatrudnionego latem Motty. Choć “Juve” pierwszy ligowy mecz przegrało dopiero w 22. kolejce, do tamtej pory miało na koncie już 13 remisów w samej Serie A. Co więcej, odpadło z Ligi Mistrzów po dwumeczu fazy play-off z PSV Eindhoven, zostało wyrzucone z Pucharu Włoch po konfrontacji z Empoli i zakończyło walkę o Superpuchar Włoch na etapie półfinału. Gdy w lidze przyszły przegrane 0:4 z Atalantą i 0:3 z Fiorentiną, Mottę pożegnano. Gdy oceniano jego pracę, zwracano uwagę, że mógł mieć problemy z odpowiednim “zbudowaniem” nowych nabytków, które w większości łączyło jedno: zawodziły.
- Gdy po meczu z Cagliari, kiedy sprokurował rzut karny, zapytano, czy Motta rozmawiał z Douglasem, odpowiedział: “Nie, ale dobrze wyglądał na treningu”. Od razu pomyślałem: “On nie rozmawia z częścią zawodników” - bił na alarm zwycięzca Ligi Mistrzów z Juventusem z 1996 roku, Alessio Tacchinardi, na youtubowym kanale Il Bianconero. - (...) Nie wierzę, że Luiz zapomniał, jak się gra. Pierwsze, co robisz po takim błędzie twojego podopiecznego, to próbujesz go zmotywować. To mnie zmroziło. (...) Jakby z Mottą nie było żadnej relacji.
- Juventus wydał furę pieniędzy na nowych piłkarzy, których uważano za odpowiednich do gry w tych barwach. (...) Jeśli tak wielu zawodników nie potrafiło wprowadzić się do zespołu i spełnić oczekiwań, to trzeba zacząć zadawać pytania - zdawał się dostrzegać podobny problem w rozmowie z La Gazzetta dello Sport dawny trener "Juve", Fabio Capello.
Zatrudnienie Tudora nie pomogło jednak Luizowi. Choć trener chwalił podejście pomocnika do treningów, skorzystał z jego usług tylko pięciokrotnie, za każdym razem w roli zmiennika. Najdłuższy, 45-minutowy występ pod jego wodzą, Douglas zaliczył na Klubowych Mistrzostwach Świata przeciwko słabiutkiemu Al-Ain. Chorwat miał inny pomysł na drużynę niż Motta. Potrzebował bardziej dynamicznych, wybieganych zawodników. Stało się jasne, że Luiz wylądował na bocznym torze.
- Szkoda, bo wydaje mi się, że się go nie docenia. Nie wyglądał przekonująco, ale podobał mi się, nawet jeśli szybko stracił miejsce w zespole. Wydawało się, że ma wystarczające umiejętności. (...) Dziś jest uważany za zawodnika, który nie spełnia wymagań Juventusu, ale chyba nie zagwarantowano mu odpowiednich warunków, by pokazał swoje najlepsze oblicze - podsumowywał jego sezon Capello.

60 milionów w błoto

- Część piłkarzy nie pokazała poziomu, który prezentowała wcześniej, ale jesteśmy przekonani, że udowodnią swoją jakość w naszych barwach - zapewniał w marcu dyrektor techniczny Juventusu, Cristiano Giuntoli, gdy pytano go o rozczarowującą postawę Luiza.
- Nie przyszedłem tutaj, żeby tylko wrzucać zdjęcia (...), chcę, aby sprawy wyglądały inaczej. Przyszedłem tutaj z jasnym celem. Poszedłem za głosem serca. Teraz proszę, odpowiedz mi na pytanie: “Dlaczego taki piłkarz, jak ja, nie zagrał dwóch meczów z rzędu w podstawowym składzie?”. Możesz mówić, co chcesz, twierdzić, że nie jestem gotowy, ale przecież zaliczyłem cały okres przygotowawczy, grając w każdym z jego meczów - pisał Luiz na Instagramie, odpowiadając jednemu ze sfrustrowanych kibiców pod koniec kwietnia. - Dopiero co miałem świetny sezon, byłem jednym z najlepszych pomocników Premier League, ale jak długo siedziałem na ławce, choć byłem zdrowy? Bardzo często. Te kontuzje nie są normalne. Nigdy nie łapałem wielu urazów, ale mogło to spowodować wiele rzeczy, których nie chcę komentować. Wciąż będę dawał z siebie wszystko dla klubu, nawet w trudnym czasie. To niełatwe, ale możecie na mnie liczyć - dodawał.
Teraz wiadomo już powszechnie, że obie te wypowiedzi to “dawno i nieprawda”. Brazylijczyk zrobi niemal wszystko, żeby opuścić Turyn. Frustrujący rok sprawił, że nie widzi już szans na próbę walki o powrót do łask. Posunął się nawet do niesubordynacji i, jak informują włoskie media, bez zgody przełożonych nie stawił się w ośrodku treningowym na start okresu przygotowawczego wraz z kolegami z zespołu. To jednak wywarło zamierzony wpływ. Klub chce szybko zakończyć nieudany mariaż, aby odzyskać możliwie dużą część zainwestowanych w niego pieniędzy. A mowa o jednym z największych transferowych niewypałów w historii “Starej Damy”.
Piłkarz kupiony za ponad 50 milionów euro, z gwiazdorskim kontraktem, zagrał w zaledwie 27 meczach - tylko pięciokrotnie w podstawowym składzie. Na murawie spędził jedynie 877 minut, więc uwzględniając wynoszącą ponad osiem milionów euro pensję, debiutancki sezon Luiza, licząc zgrubnie, kosztował Juventus około 60 milionów euro. Czyli mniej-więcej 68,5 tysiąca euro za każdą minutę jego gry! Rozstają się w słabej atmosferze, co osłabia pozycję negocjacyjną klubu. I choć zainteresowania z Anglii podobno nie brakuje, trudno stwierdzić, ile uda się za niego zainkasować. Można już mówić o prawdziwej transferowej katastrofie. Jej pełne rozmiary poznamy jednak dopiero, gdy Luiz odejdzie z Juventusu. Bo to jest już niemal pewne.

Przeczytaj również