Wskrzeszenie wielkiego talentu. Odbił się od giganta, nie grał dwa lata. Dziś znów ma to coś
Talent, którego nie sposób nie dostrzec. Platynowa lewa noga, do której w naturalny sposób klei się piłka. Bajeczna technika, świetne podanie oraz imponująca, wręcz showmańska kreatywność. Mohamed Ihattaren jeszcze przed 18. urodzinami miał wszystko, by w dłuższej perspektywie czarować na wielkich boiskach. Dziś ma 23 lata i bliżej niż do triumfu w Lidze Mistrzów, było mu w ostatnim czasie do zawieszenia piłkarskich butów na kołku.
Kadra PSV Eindhoven w 2019 roku obfitowała w wielkie talenty. Na skrzydle szalał Steven Bergwijn, obok niego kiełkowali Donyell Malen i Cody Gakpo, zaś z przodu na następcę Luuka de Jonga szykowany był Sam Lammers. Jakkolwiek źle lub dobrze toczą się teraz ich losy, to pewnego dnia w klubowej akademii pojawił się dzieciak, który potencjałem przebijał każdego z nich.
Złote dziecko PSV
Mohamed Ihattaren zadebiutował w barwach PSV mając zaledwie 16 lat. Niemal od razu zaskarbił sobie zaufanie ówczesnego trenera, Marka van Bommela - w wieku 17 lat i pięciu miesięcy zdobył swoją premierową bramkę w Eredivisie, a w grudniu 2019 roku pobił rekord Ronaldo Nazario, zostając najmłodszym zawodnikiem PSV w historii, który strzelił gola w Lidze Europy. Sezon 2019/20, pierwszy pełny w seniorskiej karierze, zakończył z dziewięcioma golami i siedmioma asystami w 34 meczach.
- Ma 17 lat, ale gra jak 24 lub 25-latek. Rozwija się naprawdę dobrze - chwalił swojego ówczesnego kolegę klubowego Denzel Dumfries.
- Jego kontrola piłki, drybling i wizja gry były imponujące. W Utrechcie był uwielbiany. Dzieci z dzielnicy Kanaleneiland i jego koledzy ze szkoły często przychodzili oglądać jego mecze. Nadawano mu przydomek “Ibi” ze względu na podobieństwo w stylu gry do Ibrahima Afellaya - opowiadał z kolei w 2018 roku Henri Vermeulen, trener Ihattarena z czasów gry w juniorskich drużynach amatorskiego SV Houten.
Talent rzeczywiście u Holendra był i kwitł, rozwijał się naturalnie w niewiarygodnie szybkim tempie. Gdyby nie pandemia, najpewniej pojechałby na EURO 2020 jako jedno z potencjalnych objawień turnieju. Swoją lewą nogą potrafił wyczyniać cuda, momentami magiczne, innym razem, jak to często u takich piłkarzy bywa, z nutką ekstrawagancji. Niestety, okres COVID-owy przyniósł Ihattarenowi zmianę, która odcisnęła niewyobrażalne piętno na jego dalszych losach. Śmierć zabrała mu postać będącą jego życiowym autorytetem - ojca.
Pierwsze problemy
Po tragedii rodzinnej praktycznie wszystko w karierze Ihattarena runęło. Coraz bardziej uwidaczniały się cechy jego trudnego charakteru. Jak sam mówił, dorastał w środowisku, gdzie “granica z przestępczością była bardzo cienka”. Gdy dwa miesiące po śmierci ojca zwolniony został jego ostatni trenerski mentor, Mark van Bommel, młokos zaczął sprawiać problemy również w klubie.
- Złamałem nadgarstek w meczu Młodzieżowej Ligi Mistrzów z Tottenhamem [w sezonie 2018/19 - przyp. red.], ale zagrałem go do końca. Musiałem założyć gips. Byłem w szpitalu i odebrałem telefon z nieznanego numeru. To był Mark van Bommel, który spytał jak się czuję - opowiadał po latach historię swojej więzi z legendą holenderskiej piłki.
- Pomyślałem, że pewnie chce mi życzyć wszystkiego najlepszego albo dać wsparcie. Ale powiedział: “debiutujesz w czwartek”. Rozpłakałem się jak dziecko - dodał.
Van Bommel przez lata, nawet po odejściu z Eindhoven, wykazywał się wobec Ihattarena bardzo dużą cierpliwością i wyrozumiałością. Gdy ten wpadał w tarapaty, dzwonił, spotykał się z nim, wspierał, dawał mu rady. Stał się dla niego nie tylko szanowanym trenerem, ale i przyjacielem, zawsze obecnym w potrzebie.
W 2020 roku PSV objął Roger Schmidt. Niemiec już żadnych taryf ulgowych nastolatkowi nie dawał. Nie podobała mu się jego etyka pracy, bezpośrednio reagował na jego słabą formę, z większą stanowczością odsuwając go od składu. Zamiast odpowiedzieć na to pokorą, Ihattaren wolał w niepoważny sposób manifestować swoje niezadowolenie. Przykładowo, po meczu PSV z Olympiakosem w Lidze Europy (bohater tekstu nie podniósł się wtedy z ławki), miał dawać upust emocjom poprzez prowokowanie kolegów w szatni. W efekcie został odsunięty od kadry na derbowy mecz z Ajaksem. Co więcej, nie pokazywał zaangażowania na treningach, do których miał podchodzić lekceważąco i nieprofesjonalnie. Pewnego razu zgłosił niedyspozycyjność przez chorobę, po czym został zauważony w Nicei podczas treningów z ówcześnie współpracującym z nim Mino Raiolą.
- Wszyscy starają się go wspierać. Przez ostatnie kilka tygodni wszystko szło bardzo dobrze, ale teraz zrobił krok w tył. Musi zasłużyć na grę w tym klubie i w przyszłości będzie miał szansę ponownie się wykazać - komentował Schmidt.
- Jeśli będzie pracował tak ciężko jak Mario Gotze, Ryan Thomas, Mauro Junior, Cody Gakpo czy Noni Madueke, to nadal może mu się udać. Jeśli nie, to będzie to niemożliwe - dodał.
Katastrofalny zjazd
Gdyby nie Raiola, Ihattaren prawdopodobnie nie znalazłby sobie nowego klubu zgodnego z jego oczekiwaniami. Ostatniego dnia sierpnia włoski agent załatwił mu transfer do Juventusu. “Stara Dama” zapłaciła niecałe dwa miliony euro, od razu wypożyczając go do Sampdorii. Zawodnik nie myślał już jednak wtedy o grze w piłkę - wolał kontynuować swój imprezowy tryb życia, bawiąc się na zakrapianych alkoholem wydarzeniach.
W Italii nie trzeba było długo czekać na kolejną aferę z udziałem utalentowanego zawodnika. W październiku, po kilku miesiącach nadrabiania zaległości treningowych, pojechał do rodzinnego Utrechtu ze względów osobistych. Jak się okazało, zupełnie urwał się z nim kontakt. Telefonów nie odbierał nawet od prezesa klubu, włoskie media pisały o zaginięciu. Później pojawiły się pogłoski o planowanym zakończeniu kariery przez 19-latka z powodu depresji po śmierci ojca.
Okazało się, że Ihattaren nie chciał wracać do Sampdorii. Z nowym agentem udało mu się dopiąć skrócenie wypożyczenia. Pomocną dłoń wyciągnął do niego Ajax Amsterdam, który dogadał się z Holendrem na tymczasowy pobyt do końca 2022 roku. Bardzo możliwe, że była to po prostu zachcianka samego piłkarza. Już pół roku wcześniej, podczas letniego okienka w PSV, pojawiały się spekulacje, jakoby to Ihattaren chciał wymusić transfer do Amsterdamu. W momencie kolejnej zmiany otoczenia był w fatalnej kondycji fizycznej - przed powrotem do treningów miał mierzyć się aż z 15-kilogramową nadwagą.
- Jeśli nie potrafisz biegać, wszystko się kończy. Mam na myśli bieganie na poziomie ligi krajowej lub Ligi Mistrzów. Wymaga to pokonywania dystansów z dużą prędkością i intensywnością. To zależy od niego, jak szybko to nastąpi - zdiagnozował pracujący wówczas w Ajaksie Erik ten Hag.
Fala wsparcia, jaką Ihattaren otrzymywał w Amsterdamie, była niewiarygodnie duża. Na treningach dostawał wskazówki od samego Wesleya Sneijdera, a także spędzał bardzo dużo czasu u rodziny Abdelhaka Nouriego. Kiedyś ten drugi był świetnie zapowiadającym się wychowankiem szkółki Ajaksu, lecz w wieku 20 lat był zmuszony do przedwczesnego zakończenia kariery ze względu na trwałe uszkodzenie mózgu. Spędził ponad rok w śpiączce zanim ponownie zaczął się komunikować i wracać do normalnego funkcjonowania. Obecnie jest pod stałą opieką brata, Mohameda, z którym bohater tekstu złapał najlepszy kontakt.
- Żałuję, że nie skontaktowałem się z nimi wcześniej. [...] Mo goni mnie jak pitbull, prosi, żebym dotrzymywał umów, ciężko trenował dwa razy dziennie, pilnował diety i zerwał więzi z ludźmi, którym nie leży na sercu moje dobro - przyznał Ihattaren na łamach De Telegraaf.
Działało. Wychowanek PSV faktycznie wrócił na boisko i zadebiutował w pierwszej drużynie Ajaksu po tym, jak otrzymał kilka szans w rezerwach. W Holandii jego przestępcza przeszłość znów jednak dała o sobie znać - na przełomie 2022 i 2023 roku wplątał się w kilka grubych afer, które niemal przekreśliły jego sportową karierę.
Gorzej być nie może?
We wrześniu Ihattaren znów przestał grać w piłkę. Według doniesień mediów miał obawiać się holenderskiej mafii - dzień po zaręczeniu się z influencerką z TikToka, Yasmine Driouech, spalone zostało jego Porsche. Zdarzenia dzieliło kilkanaście godzin. Kilka dni wcześniej podpaleniu uległo również auto jego brata. Co więcej, piłkarz nie stawił się na obozie przygotowawczym Ajaksu Amsterdam do sezonu 2022/23. Według De Telegraaf miał wówczas być zastraszany przez rodzinę swojej partnerki.
Cztery miesiące od wydarzenia z samochodem Ihattaren został aresztowany przez policję. Postawiono mu zarzut napaści na Driouech, a funkcjonariusze przeszukali jego mieszkanie w Utrechcie. Ze względu na problemy z prawem znów zniknął z futbolu. W sezonie 2022/23 ani razu nie wyszedł na boisko, a Juventus postanowił rozwiązać z nim umowę. Karierę kontynuować miał w tureckim Samsunsporze, jednak tuż po osiągnięciu porozumienia klub… zrezygnował z transferu. Poszło o zmodyfikowane warunki kontraktu, które zawodnik chciał narzucić tuż po jego podpisaniu.
To nie była najbardziej kuriozalna część tej historii, bowiem Ihattaren zdążył przywitać się z kibicami Samsunsporu tuż po przyjeździe do Turcji. Co więcej, wziął ze sobą klubowy szalik, który z dumą wznosił, bawiąc się i podsycając nadzieje związane ze swoim przybyciem. Cyrk na kółkach.
Do treningów 21-letni już piłkarz wrócił po kilku miesiącach. Tym razem szansę dała mu Slavia Praga, która zakontraktowała go na ciekawych warunkach. W czeskiej stolicy dostał rok czasu na powrót do formy i trenował indywidualnie pod okiem Nicolasa St. Maurice’a, który w przeszłości pracował między innymi z Karimem Benzemą czy Benjaminem Mendym.
Warunek był prosty. Gdyby Slavia była zadowolona z postępów Ihattarena, umowa zostałaby automatycznie przedłużona o trzy lata. Wystarczyły raptem dwa miesiące, by plany drastycznie się zmieniły.
- Po bardzo udanym grudniowym obozie treningowym w Dubaju, Holender był przyczyną kilku incydentów w hotelu drużyny podczas okresu przygotowawczego w Algarve w Portugalii. To skłoniło klub do wysłania go do gry w drużynie B, grającej na poziomie trzeciej ligi - pisał czeski Sport w marcu 2024 roku. Dwa tygodnie później pomocnika w drużynie już nie było.
Wiecznie ten sam schemat - postępy w nowym klubie, gruba akcja, rozwiązanie umowy i zniknięcie ze świata futbolu na co najmniej kilka miesięcy. Na tym etapie już każdy machnął ręką na losy Holendra, który po przekroczeniu 22. roku życia zdawał się mieć kompletnie gdzieś poważne granie w piłkę.
Nigdy nie jest za późno
Obecnie Ihattaren jest zawodnikiem holenderskiego drugoligowca, RKC Waalwijk. Nie dość, że pojawił się na boisku po raz pierwszy od 6 maja 2022 roku, to ma za sobą rozegrany pełny sezon 2024/25 na poziomie Eredivisie. Dodajmy, że całkiem udany - choć jego klub spadł z krajowej elity, to on sam w 24 rozegranych meczach zdobył cztery bramki i zanotował pięć asyst. W jednym z meczów obsłużył podaniem polskiego napastnika, Oskara Zawadę.
W wywiadzie stwierdził, że ułożył sobie życie na nowo. Zerwał dawne znajomości, postawił na czas spędzony z rodziną, a także zaczął profesjonalnie podchodzić do futbolu, z którego znów czerpie radość. We wrześniu 2024 roku, tuż po podpisaniu umowy z obecnym klubem, przeszedł także terapię traumy u psychiatry.
Choć ostatnie lata pokazały, że słowa Holendra należy traktować z bardzo dużym dystansem, to nie można zaprzeczyć, że na boisku widać ogromną poprawę. Znacznie schudł, a lewą nogę wciąż ma na fantastycznym poziomie. Za obrazek sezonu może posłużyć styczniowe spotkanie z Willem II, podczas którego trzy razy z rzędu próbował zdobyć bramkę bezpośrednio z rzutu rożnego. Dwukrotnie był blisko, ale koniec końców mu się udało.
W marcu klub prolongował umowę z Ihattarenem o kolejny sezon. Nie jest jednak powiedziane, że piłkarz nie zmieni barw przed końcem letniego okienka transferowego. Sytuację komplikuje spadek, który dla wielu holenderskich klubów oznacza pożegnanie się z kluczowymi zawodnikami. A pomocnik jest już rozchwytywany - według holenderskich mediów znalazł się na liście potencjalnych następców… Alena Halilovicia w Fortunie Sittard. Chorwat, uznawany kiedyś za ogromny talent FC Barcelony, od dłuższego czasu wyraża chęć odejścia z klubu. Jeżeli dopnie swego, możemy być świadkami naprawdę interesującej transferowej roszady.