Wygrani i przegrani zgrupowania kadry. "Był pewniakiem do gry. Został odsunięty"

Bardzo udane dla reprezentacji Polski zgrupowanie, pierwsze pod wodzą Jana Urbana, dobiegło końca. Kto wraca z niego jako największy wygrany, a u kogo minione kilka dni można w zasadzie spisać na straty?
Niespodziewany remis z Holandią (1:1) i pewne zwycięstwo nad Finlandią (3:1). Tak biało-czerwoni zakończyli wrześniowe zgrupowanie, podczas którego ugrali cztery punkty w eliminacjach do mundialu. Co istotne, jak słusznie na kanale Meczyki zauważył Mateusz Rokuszewski, nie zawiódł w zasadzie nikt z graczy podstawowej jedenastki.
- To pierwsze zgrupowanie od dawna, w którym nie ma sytuacji, że najlepsi to ci, którzy nie grali. Na dziś wydaje się, że to piłkarze, którzy siedzą na ławce rezerwowych i ci, którzy pukają do kadry muszą dać coś ekstra przez ten miesiąc w klubie, żeby być poważnymi kandydatami do podstawowej jedenastki. Fajnie, że mamy takie zgrupowanie, po którym możemy powiedzieć, że cała wyjściowa jedenastka się obroniła i nie było słabego punktu - powiedział dziennikarz Meczyki.pl. I trudno się z tym nie zgodzić.
Najwięksi wygrani
Przemysław Wiśniewski
Debiutant, bez którego po tych kilku dniach nikt nie wyobraża już sobie podstawowej jedenastki reprezentacji. Wiśniewski został wrzucony na głęboką wodę, bo swój premierowy mecz w narodowych barwach zaliczył na wyjeździe przeciwko naszpikowanej gwiazdami Holandii, ale jak najbardziej dał radę. Pokazał siłę, szybkość, notował wiele udanych interwencji, a kilka dni później nie spuścił z tonu na Stadionie Śląskim, gdzie biało-czerwoni ograli Finlandię. W niedzielny wieczór nie ustrzegł się błędów, natomiast przez większość spotkania był pewnym punktem defensywy. Stwarzał też zagrożenie pod bramką rywali. Kogoś o takich atutach nam brakowało. Ze zgrupowania 27-latek wraca jako największy wygrany. Jeśli tylko będzie zdrowie, kolejne powołania na pewno przyjdą.
Matty Cash
U poprzednich selekcjonerów bywało z nim różnie. Długo pomijał go Michał Probierz, czasami przeszkadzały też kolejne kontuzje. W erę Jana Urbana zawodnik Aston Villi wszedł jednak z drzwiami i futryną. Dostał miejsce w podstawowej jedenastce i w znakomitym stylu odwdzięczył się za otrzymane zaufanie. W obu spotkaniach, z Holandią i Finlandią, trafiał do siatki po naprawdę ładnych strzałach. Najpierw uratował Polsce punkt, potem otworzył wynik meczu, co pozwoliło złapać większy luz podczas starcia z Finami. Solidny w tyłach, groźny z przodu. Takiego Casha chcemy oglądać. Dziś nie musi martwić się o miejsce w reprezentacyjnej jedenastce, co niedawno nie było wcale takie oczywiste.
Jakub Kamiński
Kolejny bohater. Jeszcze podczas poprzedniego zgrupowania był tylko zmiennikiem, a wcześniej bywało i tak, że w ogóle nie grał. Teraz natomiast na starcie kadencji Urbana wskoczył do składu, jak najbardziej wykorzystując otrzymaną szansę. Przeciwko Holandii był jeszcze trochę chaotyczny. Robił sporo wiatru, ale brakowało mu precyzji. Kilka dni później zagrał już natomiast po prostu świetnie. Najpierw zrobił mnóstwo dobrej roboty przy pierwszym golu, odbierając piłkę rywalowi, po chwili asystując do Casha, zaś już po przerwie sam trafił do siatki po akcji z Lewandowskim. W niedzielny wieczór zasłużył na miano MVP spotkania. Do klubu może wracać z poczuciem dobrze spełnionej misji.
Najwięksi przegrani
Przemysław Frankowski
Przez kilka ostatnich lat Frankowski był w kadrze niemal pewniakiem do gry. W narodowych barwach regularnie występował w zasadzie od 2021 roku, zazwyczaj zresztą w pierwszym składzie. Coraz częściej zbierał jednak negatywne recenzje, co zaowocowało tym, że już w czerwcu na ławce posadził go Michał Probierz. Teraz dzieło poprzednika kontynuuje Urban. Zawodnik Rennes w meczach z Holandią i Finlandią nie spędził na murawie nawet minuty. Nie dość, że wypadł z podstawowej jedenastki, to nie dostał nawet żadnej szansy w roli zmiennika. A ci, którzy grali kosztem “Franka” - Cash, Wszołek czy Kamiński - spisali się bardzo dobrze.
Krzysztof Piątek
Patrząc na to, jakie podejście Urban ma do piłkarzy z egzotycznych lig, Piątek powinien cieszyć się, że w ogóle dostał powołanie. Możemy domyślać się jednak, że raczej nie jest w wybitnym humorze, bo podobnie jak wspomniany Frankowski nie dostał żadnej szansy na pokazanie swoich umiejętności. Najpierw wylądował poza kadrą meczową na starcie z Holandią w Rotterdamie, a potem co prawda był wśród 23 piłkarzy, którzy zostali wpisani do protokołu, ale jako jedyny napastnik nie powąchał murawy. Od początku zagrał Lewandowski, z ławki wchodzili Świderski i Buksa. I tak właśnie wygląda dziś najwidoczniej hierarchia wśród napastników. Piątek jest dopiero numerem cztery. To spora zmiana, bo w czerwcu grał jeszcze w pierwszym składzie w Helsinkach.