Wygrywał Ligę Mistrzów, wzmocnił Wisłę Kraków. Takiej postaci polska piłka jeszcze nie miała
To jeden z najciekawszych ruchów w polskiej piłce. Mniejszościowym udziałowcem Wisły Kraków został Peter Moore - z jednej strony legenda branży gier wideo, z drugiej człowiek, któremu przyprawia się diabelskie rogi i parodiuje w "South Parku". Wreszcie zaś współtwórca wielkich sukcesów Liverpoolu, a także posiadacz klubu w Ameryce. Działacz, jakiego w kraju nie mieliśmy.
Nowa era Wisły rozpoczyna się właśnie teraz. Pięć procent akcji krakowskiego klubu nabył Peter Moore, biznesmen dawniej związany z Microsoftem, EA oraz Liverpoolem. Już samo CV angielsko-amerykańskiego działacza sprawia, że fani "Białej Gwiazdy" z ekscytacją patrzą w przyszłość.
Aby lepiej zrozumieć ich podejście, warto zagłębić się w przeszłość Moore'a. Przeszłość znakomicie udokumentowaną, bo ściśle skorelowaną z firmami-potęgami. Nie w każdej z nich nowy akcjonariusz Wisły odnosił sukces, ale w każdej było o nim głośno. Moore nigdy bowiem nie siedział z założonymi rękami.
- Dla mnie jako prezesa szczególne znaczenie ma fakt, że Peter stał za inicjatywami, które realnie zmieniały świat - nie tylko w piłce nożnej, ale też w technologii, rozrywce i edukacji. Jego wiara w siłę klubowych społeczności, jego skromność oraz gotowość, by po sukcesach w świecie zachodnim wspierać rozwój Polski poprzez dzielenie się wiedzą, doświadczeniem i najlepszymi światowymi praktykami - to coś wyjątkowego. To gest o ogromnym znaczeniu, który pokazuje, jak inspirująca może stać się ta współpraca - zapowiedział Jarosław Królewski (więcej TUTAJ).
Legenda branży gier
Na początku swojej kariery w sektorze gier Moore był związany z firmą Sega, miał duży wpływ między innymi na planowanie daty premiery Dreamcasta (słynne 9/9/99). Konsola nie okazała się jednak takim sukcesem, o jakim twórcy marzyli. O braku wyników przesądziło wiele czynników - wcześniejsze wpadki firmy, zbliżająca się premiera PlayStation 2, brak napędu DVD, który to sprzęt Sony oferował. Gwoździem do trumny był zaś brak współpracy z EA, który oznaczał brak chodliwych gier sportowych. W tej sytuacji Dreamcast nie miał szans na rynku, co potwierdziły wyniki sprzedażowe.
Porażka tej konsoli nie była bezpośrednią przyczyną odejścia Moore'a, bo do niej doszło dopiero w 2003 roku. Wtedy to Anglik starł się z japońskimi przedstawicielami, następnie przeszedł do Microsoftu, a dopiero później do EA. Nie brał więc udziału w czymś, o co często bywa posądzany, a więc w zamknięciu kultowego studia Westwood Studios, które trafiło w ręce EA w 1998 roku, a upadło w 2003. Grzeszki na swoim koncie miał inne.
O ile Dreamcast był ambitną porażką, o tyle w Microsofcie Moore pokazał się z genialnej wręcz strony. To za jego kadencji rozpoczęła się siódma generacja konsol, w którą Microsoft wszedł z przytupem. Xbox 360 był wielkim sukcesem, w samych Stanach Zjednoczonych sprzedał się w większej liczbie egzemplarzy niż najbardziej konkurencyjne PS3. Gdyby nie kompletna porażka na rynku japońskim, produkt Microsoftu przebiłby rywala pod względem ogólnej sprzedaży. Ostatecznie ustąpił nieznacznie, różnica oscyluje w granicach 3,5 miliona.
Była to kompletna odmiana w odniesieniu do fazy szóstej, kiedy to Xbox pokonał Dreamcasta i GameCube'a, lecz został wdeptany w ziemię przez PS2. Moore osiągnął to, bo sprawił, że produkt marki niekojarzonej szczególnie z grami stał się produktem przez graczy pożądanym. Anglik zdawał sobie sprawę z siły marketingu, znów trafił w dziesiątkę, jeśli chodzi o promocję. Nie tylko wyprzedził Sony pod względem premiery, ale też potrafił tatuażami na swoim ciele reklamować nadchodzące gry. Dzięki temu 360 zyskiwał potężny rozgłos medialny i po prostu ekscytował.
Oczywiście, pomagała też waga rzeczonych tytułów. To właśnie 360 miała początkową ekskluzywność na dodatek do "GTA IV", czyli "Grand Theft Auto IV: The Lost and Damned". Xbox oferował też "Grand Theft Auto: The Ballad of Gay Tony", do którego odpalenia nie potrzeba było podstawowej wersji gry, wystarczył opłacony abonament Xbox Live, czyli kolejnej rzeczy znacznie rozbudowanej przez Moore'a.
W Microsofcie Moore działał do 2007 roku, kiedy to przeszedł do kolejnego giganta - EA. Tym razem nie zajmował się opracowywaniem nowych konsol, ale stał na straży potężnego wydawcy. W firmie spędził ostatecznie dziesięć lat, które nie są jednoznaczne w ocenie.
Anglikowi najbardziej dostaje się za... rewolucję. Za jego kadencji EA zaczęło odchodzić od modelu skupionego na solowym graczu. Moore wierzył we free to play, dlatego też powstały "Star Wars: The Old Republic" czy "Command & Conquer: Generals 2". Były to produkcje wieloosobowe, teoretycznie darmowe, no jednocześnie wypełnione mikrotransakcjami, które skuteczniej wyciągały pieniądze od fanów. To właśnie poprzez działania Moore'a EA powoli, ale konsekwentnie odpuszczało rozbudowę trybu kariery w serii "FIFA", aby koncentrować się na Ultimate Team. FUT powstał w 2009 roku i cieszył się gigantyczną popularnością, z której EA do dziś czerpie pokaźne frukta.
To jednak, co na początku było rzeczą uwielbianą, stopniowo przeradzało się w problem. Zaczęto dostrzegać, jak koszmarnie droga potrafi być "FIFA". Moore to niejako bagatelizował w kapitalistycznym tonie stwierdzenia, że przecież nie prowadzi firmy charytatywnej.
Ostatecznie rogi przyprawiono mu w 2012 i 2013 roku. Wtedy to amerykańscy konsumenci wybrali EA najgorszą firmą w USA. Triumf zawdzięczano koszmarnej platformie Origin; żenującemu poziomowi "SimCity"; konieczności posiadania stałego łącza z internetem, aby móc korzystać z nabytych gier; przesyceniu rynku mikropłatnościami; fatalnemu traktowaniu pracowników poprzez zmuszanie ich do pracy ponad normę godzinową; monopolizacji rynku gier wideo, co doprowadziło do pogorszenia jakości produktów; zakończeniu trylogii "Mass Effect", z którego postanowiono wycofać się rakiem.
Moore starał się zapanować jakoś nad zniszczeniem, regularnie zabierał głos, przyznawał się do błędów. Finalnie EA nie upadło, ale upadła renoma, podobnie jak zniknęło zaufanie ze strony klientów. Moore miał na to wpływ.
Epizod w "South Parku"
FUT celował w nic innego jak wyciągnięcie większej kasy z portfeli. Moore zaczął więc być określany mianem chciwca, chytrusa. Ze swoich działań był znany do tego stopnia, że został sparodiowany w odcinku serialu "South Park", a konkretnie "Crack Baby Athletic Association". Uosabia w nim wyzyskującego przedstawiciela branży gier, który nie patrzy na stronę moralną, a za motor napędowy służy mu jedynie zysk.
Skala, jak to zwykle w "South Parku" bywa, jest przegięta, bo Moore kupuje od Cartmana i spółki prawa do produkcji o walkach uzależnionych od cracku dzieci. Jakby tego było mało, Moore przejmuje kontrolę nad całością, oszukując głównych bohaterów. Tym samym to właśnie Anglik wyrasta na głównego antagonistę "Crack Baby Athletic Association", a przecież mamy tam też matki, które sprzedają swoje pociechy za działkę.
Moore się jednak nie obraził, przyjął tę parodię na klatę. Zaledwie kilkanaście dni później wystąpił na prezentacji Microsoftu podczas E3 i niemal zacytował jedną z wulgarnych kwestii padających w "South Parku". Dla wielu pozostał diabłem, ale przynajmniej z poczuciem humoru.

Trzy lata sukcesów
W kontekście Wisły największe znacznie mają jednak dokonania Moore'a w zupełnie innym sektorze. W 2017 roku trafił do Liverpoolu, z którego zresztą pochodzi. Stał się wtedy prezesem "The Reds", a konsekwencji jedną z przyczyn odzyskania blasku przez ekipę z Anfield. Przez trzy lata rządów Liverpool zdobył mistrzostwo Anglii, a także triumfował w Lidze Mistrzów. Zyskał miano potężnego gracza nie tylko na rynku brytyjskim, ale i światowym.
Moore nie dbał tyle o stronę sportową, co biznesową. Liverpool nawiązał bardzo korzystne współprace z AXA, Nike oraz BAYCREW'S. W 2019 roku przychody "The Reds" przekroczyły nieosiągalną wcześniej barierę 500 milionów funtów. W klubie pojawiły się pieniądze, dzięki którym można było budować jeszcze lepszy zespół. Moore nie był jedynym ojcem niewątpliwego sukcesu, ale brał realny udział w rozwoju systemu. Bez niego nie udałoby się zbudować wielkiego Liverpoolu, nie bez powodu otrzymał nagrodę dla najlepszego prezesa Premier League w 2019.
Kluczowe dla fanów były też inne działania podjęte przez sprawnego biznesmena. Jako CEO globalnej marki stawiał na podkreślanie relacji "The Reds" z miastem. Regularnie odwoływał się do przeszłości, na spotkania zapraszał klubowe legendy, a także dawnych działaczy. Pokazywał, że Liverpool pozostanie ściśle związany z miejscem, z którego wyrósł. Nie tyle zachował tożsamość klubu, co starannie ją pielęgnował.
W trzy lata zupełnie zmienił podejście do swojej osoby. Przychodził jako człowiek, z którego żartowano - sugerowano, że Liverpool będzie ściągał zawodników na podstawie potencjału w FIFIE. Odchodził zaś jako legenda, której wielu żegnać nie chciało. Jako jeden z najlepszych prezesów w przepastnej historii "The Reds". Na koniec, w związku z prężnym zaangażowaniem w działalność charytatywną, razem ze swą żoną otrzymał tytuł honorowego prezesa Fans Supporting Foodbank.
Czas pokaże, czy przy Reymonta Anglik zapisze równie wspaniałą kartę.
Jeden klub już ma
Należy bowiem pamiętać, że Wisła nie jest jedynym projektem sportowym Moore'a. Od 2022 roku rozwija on Santa Barbara Sky FC, które przygotowuje się do debiutu w amerykańskiej drugiej lidze. Początkowo zakładano, że zespół Anglika dołączy do USL Championship w 2025 roku, ale plany zostały przełożone o kolejne 12 miesięcy.
Jeszcze wcześniej zaś mówiono, że drużyna z Kalifornii rozpocznie rywalizację od USL League One. Pod koniec 2024 roku Sky FC otrzymało jednak licencję i związane z nią prawa od Memphis 901 FC, dzięki czemu udało się jej przeskoczyć jeden poziom ligowy.
- Nauczyliśmy się, aby nigdy, nigdy się nie poddawać, nie porzucać swoich marzeń. Wierzymy w nasz sukces w USL Championship, mamy nadzieję, że w soboty następnego roku nasi kibice będą przychodzili na stadion - powiedział Moore w oficjalnym oświadczeniu.
Anglik pozostaje wyraźnie zaangażowany w założony przez siebie klub. Nie tylko pomógł w wywalczeniu miejsca w atrakcyjnej lidze, ale też dba o Sky FC pod względem medialnym. Dość regularnie udziela wywiadów na temat drużyny, stara się ją promować, rozbudowywać bazę kibicowską poprzez podkreślanie ścisłego związku z miastem. Jednym z dowodów otrzymanie pozwolenia na grę na stadionie Harder Stadium (17 tysięcy miejsc), który przynależy do Uniwersytetu Kalifornijskiego.
Warto również dodać, że Moore działa przy Gresford Athletic FC i Wrexham. Pierwszego klubu jest honorowym prezesem, tytuł otrzymał ze względu na występy dla tej drużyny w latach 60. i 70. ubiegłego wieku. W Wrexham zaś jest doradcą Ryana Reynoldsa i Roba McElhenneya, czyli właścicieli beniaminka Championship. "The Red Dragons", jak przyznał sam Moore, byli kiedyś jego ukochanym zespołem.
- Będę pomagać klubowi, który dał tyle wspaniałych chwil w latach 70. mnie i społeczności, w której żyłem przed wyjazdem do USA... Nie będę pracownikiem na pełen etat, ale po prostu kimś, kto chce się odwdzięczyć - podkreślał Anglik w 2020 roku, kiedy rozpoczął współpracę z aktorami.