Zdobyli tytuł, a cały kraj ich nienawidzi. Afera na finiszu sezonu, legenda w ogniu krytyki

Zdobyli tytuł, a cały kraj ich nienawidzi. Afera na finiszu sezonu, legenda w ogniu krytyki
IMAGO / pressfocus
Piotrek - Przyborowski
Piotrek PrzyborowskiDzisiaj · 18:00
Rosario Central na mistrzostwo kraju czekało blisko cztery dekady. Aby odwrócić złą passę do klubu musiał powrócić sam Angel Di Maria. I choć pod koniec listopada tytuł stał się faktem, kibice nie do końca mogą cieszyć się z sukcesu. Wszystko przez to, że zdaniem fanów rywali, trofeum przyznane zostało przy zielonym stoliku.
Szpaler już od wielu lat jest nieodłączną częścią futbolu. W taki właśnie sposób piłkarze zespołu mierzącego się z nowo koronowanym mistrzem mogą wyrazić swój szacunek wobec boiskowych osiągnięć swojego rywala. Zdarzały się oczywiście historie, kiedy któraś z drużyn odmawiała wykonania tego gestu, ale piłkarze Estudiantes La Plata zdecydowali się na jeszcze odważniejszy i mocniejszy krok.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kiedy podczas listopadowego pojedynku ich przeciwnicy z Rosario Central, a więc świeżo upieczeni mistrzowie Argentyny, wyszli z tunelu w kierunku murawy, ci po prostu… odwrócili się do nich plecami. Wszystko to na znak protestu wobec mistrzostwa, które według wielu w Argentynie, Rosario się nie należy.

Bez żadnego głosowania

Aby w ogóle zrozumieć tę sytuację, najpierw należy pokrótce przybliżyć argentyński system ligowy. Aktualnie w tamtejszej Primera Division występuje aż 30 drużyn, które rywalizują ze sobą w dwóch rundach - Aperturze i Clausurze. W każdej z nich zespoły podzielone są na dwie 16-drużynowe grupy, spośród których po osiem wchodzi do play-offów, a ich zwycięzcy uważani są potem za równoważnych sobie mistrzów. Afera wybuchła 20 listopada, kiedy argentyński związek piłkarski (AFA) ogłosił, że w tym roku przyznany zostanie jeszcze trzeci tytuł - Campeon de Liga, który otrzyma drużyna z największą liczbą punktów zebranych w tabeli łącznej obu rund. A w tym przypadku z 66 oczkami najlepsze było właśnie Rosario Central.
- Opinię publiczną podzielił dość mocno sposób, w jaki Rosario otrzymało to trofeum. Ludzie byli wściekli, bo przyznano je właściwie bez żadnej zapowiedzi, bardziej na zasadzie “luźnej dyskusji” podczas spotkania Komitetu Wykonawczego AFA. Okazało się, że tematem tego zebrania miało być głównie przygotowanie kalendarza rozgrywek na 2026 rok. Dopisano w nim punkt odnośnie tytułu mistrzowskiego dla zespołu z największą łączną liczbą oczek. Choć AFA ogłosiła, że decyzję podjęto wskutek jednomyślnego głosowania, to Estudiantes La Plata odparło na swoich mediach społecznościowych, że do żadnego takiego głosowania w ogóle nie doszło - mówi nam Michał Borowy, ekspert ds. argentyńskiego futbolu.
Kilka dni później piłkarze Estudiantes poszli o krok dalej i przed ligowym pojedynkiem z Rosario wykonali wspomniany “protest szpalerowy”, za co spotkały ich surowe kary, a prezydent klubu, legendarny Juan Sebastian Veron, został zawieszony przez AFA aż na pół roku. Większość środowiska poparła jednak postawę klubu z La Platy, a fanów w całym kraju zdenerwowało, że federacja zmienia zasady w trakcie gry. Krytyki nie uniknął nawet Angel Di Maria, uważany przecież po mundialu w Katarze za bohatera narodowego. To właśnie on był jednym z członków delegacji, która udała się do siedziby związku, aby wykonać tam kilka pamiątkowych zdjęć i zapozować z trofeum u boku kontrowersyjnego prezesa AFA, Claudio Tapii. 37-latek w ten sposób poniekąd sam firmował więc swoją twarzą to całe zamieszanie.
- AFA broniła się dość nieudolnie, bo stwierdziła, że nad wprowadzeniem nowego trofeum debatowano już od miesięcy. Tymczasem nikt specjalnie nie miał o tym pojęcia poza… Di Marią, który na początku listopada w wywiadzie po meczu z Cordobą przypadkowo wygadał się, że wraz z zespołem “walczą o tytuł mistrza roku”. Choć sam też musiał zmierzyć się ze sporą krytyką, nie przeszkodziło mu to w świętowaniu tytułu wraz z kibicami podczas małej fety. Fani innych ekip mają mu za złe, że nie widzi w tym wszystkim nic złego i oskarżają go, że jest wspólnikiem Claudi Tapii i jego świty. Mimo że sama inicjatywa z pewnością wyszła od sternika AFA, w ramach udobruchania, a może i ukoronowania mistrza świata, to Angel nie wyglądał na kogoś, kto uznałby całą tą sytuację za moralnie wątpliwą. I to właśnie kibiców doprowadziło do takiej wściekłości - tłumaczy Borowy.

Dyktator walczy z legendą

Tapia rządzi krajową federacją od 2017 roku i zdecydowana większość kibiców, lekko mówiąc, nie pała do niego sympatią. Za jego panowania liga argentyńska co chwilę zmienia system rozgrywek i jest regularnie powiększana. Fakt, że obecnie występuje w niej aż 30 ekip, czyni ją, obok Major League Soccer najliczniejszą na świecie. 56-latek zbudował wokół siebie mocny, scentralizowany dwór, który chroni zakusy na wszelkiego rodzaju reformy. Paradoksem rządów Tapii jest, że to właśnie w tym okresie reprezentacja Argentyny odniosła swoje największe sukcesy od lat - triumfowała dwukrotnie w Copa America oraz zdobyła tak upragnione mistrzostwo świata. Dobra postawa “Albicelestes” przykrywa grzechy sternika tamtejszego futbolu.
- Władza Tapii w AFA, a tym samym nad piłką nożną w całym kraju, jest niemal dyktatorska, a styl jego rządów o wiele głośniejszy niż legendarnego “ojca chrzestnego” federacji, czyli nieżyjącego już Julio Grondony. Za czasów “Don Julio” afer i przekrętów też nie brakowało, ale tamten prezes dbał o dyskrecję i niekoniecznie pchał się na afisz. Tapia wygląda natomiast na kogoś, kto w pierwszej kolejności potrzebuje akceptacji - stąd choćby zdjęcie z Messim i De Paulem, które robi sobie podczas każdego zgrupowania reprezentacji. Takie obnoszenie się ze wszystkim ma na celu podkreślać jego władzę. Chce w ten sposób zakomunikować innym działaczom, że bez niego w tej federacji nic się nie może wydarzyć. Kibice go krytykują, ale w dużej mierze wynika to z sytuacji piłki ligowej w Argentynie, która jest zła i nie rekompensują już tego nawet narodziny kolejnych talentów - zaznacza Borowy.
Grondona, który rządził AFA łącznie przez 35 lat, był typem “caudillo”, czyli silnego, wręcz autorytarnego przywódcy. Miał przy tym też mocną pozycję w światowym futbolu, pełniąc funkcję wiceprezydenta FIFA. To on zbudował machinę, którą teraz obsługuje Tapia, ale ten robi to w mniej udolny sposób. Jego legendarnego poprzednika bali się wszyscy - może z wyjątkiem Diego Maradony, który często obarczał “Don Julio” winą za zły stan argentyńskiej piłki. W przypadku Tapii różnica polega na tym, że niektórzy próbują mu się rzeczywiście postawić. Jednym z jego największych przeciwników jest wspomniany już Veron, który od dekady zasiada w zarządzie Estudiantes La Plata, a obecnie odbywa drugą kadencję w roli prezydenta tego klubu.
- Veron chciał uczynić ten klub bardziej konkurencyjnym na arenie zarówno krajowej, jak i kontynentalnej. I choć socios nadal mają tam najwięcej do powiedzenia, plan prezydenta polegał na tym, aby ich rola była nieco bardziej ograniczona. To właśnie w tym momencie pojawił się Tapia, który miał rzekomo “bronić idei”. Ich pierwotny konflikt dotyczył sportowych spółek akcyjnych (SAD), czyli innej formy prawnej, jaką może przybrać klub sportowy w Argentynie. Ostatecznie plan SAD wobec Estudiantes jednak nie wypalił, a współpraca z amerykańskim biznesmenem, Fosterem Gillettem, okazała się kompletną kompromitacją. Veron po prostu odważnie stawia się związkowi, w przeciwieństwie do przedstawicieli wielu innych ekip - tłumaczy Borowy.

Na reformy nie ma szans

Duży wpływ na postawę Verona wobec mistrzostwa dla Rosario Central ma jego skrajnie krytyczna postawa w stosunku do AFA i Tapii. Klub z miasta narodzin Di Marii i Lionela Messiego stał się w pewnym sensie narzędziem w rękach federacji, a przez to w całej tej dyskusji pomijany jest aspekt czysto sportowy. Tabela za rok 2025 nie kłamie i “Los Guerreros” pod względem punktowym rzeczywiście byli w tym okresie najlepszą drużyną w całej Argentynie. Sam Di Maria również zanotował bardzo udany powrót na stare śmieci, bo w 15 ligowych meczach Clausury uzbierał siedem goli i dołożył trzy asysty. Problem w tym, że ekipie prowadzonej przez doświadczonego Ariela Holana tej werwy brakowało potem w play-offach. Wiosną odpadli w ćwierćfinale, a jesienią w 1/8, w której ich rywalem byli piłkarze Estudiantes, zresztą późniejsi mistrzowie.
- W mijającym sezonie Rosario grało dobrze, a jeszcze lepiej punktowało. W rundach zasadniczych przegrali tylko po jednym spotkaniu i choć w fazie pucharowej szybko odpadali, to pozostawili po sobie wrażenie dość solidnej ekipy. Duża w tym zasługa Holana, który ma dobre podejście do zawodników i wykrzesania z nich dodatkowych mocy. Na współpracy z nim sporo zyskał Jaminton Campaz, ale też Di Maria, który imponował formą i jak na mistrza świata przystało nadal czarował swoim dryblingiem. Pod jego “anielskimi skrzydłami” na boisku cała drużyna czuła się opromieniona. Gdyby to trofeum przyznano w inny sposób, pewnie nie spotkałaby ich za to aż taka krytyka. A tak zyskali przydomek “zhańbieni”, co nie zmienia faktu, że mogą w przyszłym roku powalczyć o dobry wynik w Copa Libertadores - mówi Borowy.
Niespodziewany sukces Rosario sprawił, że od teraz w Argentynie co sezon będziemy mieli aż trzech nowych mistrzów. Znając Tapię i jego ekipę, to zapewne wcale nie koniec zmian i mieszania w ligowym formacie. Prezes federacji ma na tyle mocną pozycję, że może nie robić nic wobec porównań z brazylijskim futbolem klubowym, na tle którego ten argentyński wypada w ostatnich latach bardzo słabo. Kluby z Brasileiro zdominowały Copa Libertadores oraz wyprzedziły Primera Division o lata świetle w kwestii finansów, infrastruktury czy nawet wartości marketingowej. Tapia może dalej wymyślać kolejne pomysły na uatrakcyjnienie ligi argentyńskiej, ale tym rozgrywkom przede wszystkim potrzeba stabilności i rozsądnego podejścia. A na to za jego rządów nie ma raczej większych szans.
- Liga z roku na rok ma coraz niższy poziom. Sędziowie i system VAR kompromitują się praktycznie co kolejkę. Nawet jeśli pojawia się jakiś talent, to zaraz odchodzi do innego kraju i to za relatywnie małe pieniądze. Zdobywca Pucharu Brazylii może liczyć na 18 milionów dolarów, jego argentyński odpowiednik na… 70 tysięcy. Równie spora różnica jest w przypadku mistrzów kraju. Liga w obecnym formacie nie ma sensu, ale nie widzę przesłanek ku temu, aby doszło do jakichkolwiek reform. Wielu klubom - zwłaszcza tym mniejszym - nie przejdzie przez myśl, aby dać się relegować o jedną klasę rozgrywkową niżej dla dobra ogółu. I tym sposobem stworzyliśmy hydrę z 30 głowami, a każda pilnuje, abyś nawet nie spojrzał na nią z zamiarem odcięcia jednej z głów - podsumowuje nasz rozmówca.

Przeczytaj również