Xavi z ważnym osiągnięciem dla FC Barcelony. Czarodziejski dotyk Hiszpana. "Zrobił to perfekcyjnie"
Jedni wydają wielkie pieniądze, inni budują na tym, co mają. Xavi przejmując Barcelonę wiedział, że idzie na trudną misję, bez spektakularnych zakupów, ale za to z materiałem o dużym potencjale. Pewnych piłkarzy trzeba było tylko reanimować. Zrobił to perfekcyjnie.
Xavi był jednym z najwspanialszych pomocników, jacy kiedykolwiek kopali w piłkę, a kiedy wrócił do Barcelony jako szkoleniowiec, jawił się jako nadzieja, że przywróci też styl, który on rozsławiał przez lata. Wiemy już, że z kilkoma imponującymi zwycięstwami, świeżym ładunkiem pozytywnych emocji, dobrymi wzmocnieniami i orzeźwiającym wsparciem z La Masii, początek kadencji Xaviego może nie jest tym z gatunku wymarzonych, ale z pewnością bardzo optymistycznych.
Solidną pracę nowego trenera mierzy się nie tylko w wynikach. Przykłada się szkiełko do każdej sfery funkcjonowania sportowej drużyny. Porównuje się m.in. wydajność, dyspozycję poszczególnych graczy w okresie przed zmianą i po niej. I tu 42-latek może pochwalić się sukcesami na prawie każdym polu. Weźmy na tapet trzech piłkarzy, którzy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki poprawili swoje notowania, choć niewielu wierzyło w ich powodzenie w ekipie Barcelony.
Frenkie de Jong, Sergino Dest i Pierre-Emerick Aubameyang. W nowy rok wchodzili raczej z negatywnymi myślami. Dwaj pierwsi przeszli od obiecujących juniorów do graczy pierwszego wyboru, ale popadli w stagnację, natomiast ostatni to doświadczony napastnik, niedawno odstawiony na boczny tor i całkowicie zlekceważony. W jaki sposób zdołali odmienić swoje nastawienie? Wszystko przez zmianę środowiska (a więc trenera) lub otoczenia (czyli klubu), a w przypadku Gabończyka obie te sprawy miały decydujące znaczenie.
Holender dostał skrzydeł
Kiedy Frenkie de Jong przybył do Katalonii po oszałamiającej kampanii w Ajaksie, było dużo uzasadnionego szumu wokół jego osoby. Pomocnik, który właśnie dotarł do półfinału Ligi Mistrzów, grając spektakularną piłkę, posiadający coś, co ostatnio próbowano wymazać ze słowników Cules, “DNA Barcy”. Miał być skrojony pod nową drugą linię. Tyle że po ledwie dwóch latach pojawiły się poważne znaki zapytania co do jego długoterminowej przyszłości na Camp Nou.
Za Ronalda Koemana zawodził, a w “szczytowym” okresie kadencji rodaka znalazł się na ławce, obserwując jak Pedri, Gavi i Nico Gonzalez, wszyscy młodsi od niego, radzą sobie przyzwoicie w pierwszym (nie licząc Pedriego) pełnym sezonie występów dla seniorskiej drużyny. Wyglądało to ponuro, biorąc pod uwagę, że za Frenkiego Barcelona musiała zapłacić prawie 90 mln euro. Wystarczyło jednak “dotknięcie” Xaviego, by Holender znów zaczął “latać”.
Doskonale odnalazł się w nowej roli w środku pola i teraz jest kompletnym pomocnikiem w pełni tego słowa znaczeniu. Ma szeroki zakres podań, świetnie operuje piłką, dysponuje zmysłem do gry bez futbolówki przy nodze i nikt nie może mieć zarzutów do jego defensywnych umiejętności. W ataku zaś nastąpiła znacząca poprawa. W ciągu ostatnich kilku tygodni dwukrotnie zdobył bramkę, raz asystował i ma duży wpływ na rozwój boiskowych wydarzeń.
Najlepszy jego występ w koszulce Barcelony nadszedł w rewanżowym spotkaniu z Napoli w Lidze Europy, gdzie strzelił pięknego gola, od niego też rozpoczynało się budowanie akcji. Ponadto w każdym meczu generuje pizytywny chaos, a eksperci chwalą go za wejścia w pole karne w drugim tempie, czym wywołuje popłoch wśród rywali. Takiego de Jonga aż miło oglądać!
Na nowym poziomie
Sergino Dest miał wyjątkowy ciężki koniec zeszłego roku i w połowie sezonu wydawało się, że trwająca obecnie runda będzie jego ostatnią w barwach Barcelony. Dość powiedzieć, że do grudnia prezentował przeciętne możliwości, zupełnie nie przystające do tych, znanych z gry w Amsterdamie, a najbardziej zapamiętano go z przestrzelenia “setki” podczas październikowego El Clasico na Camp Nou. Choć, usprawiedliwiając go nieco, prawdziwym błędem było wystawianie go w przedniej formacji.
Tak czy siak, Amerykanin dostał jasny sygnał, by powoli szukać sobie nowego klubu. Po pierwsze, przyjście Daniego Alvesa wprowadziło rywalizację na pozycji prawego obrońcy. Po drugie, Barcelona zainteresowała się kolejnymi opcjami, w tym sprowadzeniem z, a jakże, Ajaksu Noussaira Mazraouiego. Mówiąc wprost, Dest stał się zbędny.
Sporo zmieniło się już w styczniu, kiedy wchodząc z ławki robił całkiem solidne zmiany. Xavi przyglądał mu się bardziej przychylnie. Po czerwonej kartce Daniego Alvesa w starciu z Atletico otrzymał ponowną szansę. Mimo że rubryka z golami i asystami nie zmienia się od dawna (dwa ostatnie podania przyszły w początkowej fazie sezonu), to na boisku zaczyna być tym, czego Barcelona wymaga od prawego obrońcy.
W ostatnich grach wykazywał się opanowaniem w tyłach, utrzymywał też stałą, równą i wysoką formę w wejściach ofensywnych. To jednak zawsze w jego grze obronnej dostrzegano dużo braków, a teraz, po kilkunastu sesjach u nowego trenera, można mu już bardziej zaufać. Walczy z przeciwnikami z dużo większym opanowaniem i skupieniem. Jeśli utrzyma swoją formę, być może klub zaoszczędzi latem na kolejnych wydatkach.
“Dużo paliwa w zbiorniku”
Desperackie poszukiwania nowego pracodawcy przyprowadziły Pierre’a-Emericka Aubameyanga do Barcelony. Grając dla klubu, dla którego nigdy nie chciał występować i dla menedżera, który kiedyś go nie lubił, stał się “darem niebios”. A przynajmniej tak go nazywa dzisiaj Xavi.
Było jasne, że “Auba” musi opuścić Arsenal. Nikt nie widział możliwości, aby zrehabilitował się pod wodzą Mikela Artety po tym, co doprowadziło go do pozbawienia opaski kapitańskiej. Nie nadchodziły żadne oferty, siedział w domu i czekał, a nikt nie przejawiał najmniejszego zainteresowania. W dniu, kiedy nadeszła wiadomość, że “Duma Katalonii” może wyciągnąć do niego rękę, sam poleciał do Hiszpanii, aby pośredniczyć w transakcji. Arsenal nawet o tym nie wiedział i w końcu zgodził się po prostu rozwiązać umowę i mieć problem z głowy.
Xavi początkowo nie ekscytował się perspektywą sprowadzenia 32-latka. - On może cię zabić na otwartej przestrzeni, ale my potrzebujemy zawodników, którzy wiedzą, jak poruszać się w małych przestrzeniach - mówił. Szybko musiał zmienić zdanie.
Gabończyk mógł stracić nieco z prestiżu, reputacji wielkiego piłkarza, ale nie zgubił tego, z czego zawsze był znany. Instynktu strzeleckiego. A to rzecz, jakiej Barcelona desperacko potrzebowała. Strzelił już sześć goli w sześciu meczach, gdy wychodził w pierwszej jedenastce. Nie jest już postrzegany jako odrzut z Arsenalu, ani napastnik, któremu odjechał ostatni pociąg. Nadal pokazuje, że ma w zbiorniku jeszcze sporo paliwa.
Podtrzymanie świetnej formy będzie kluczowe w ostatniej bitwie z Realem Madryt w tym sezonie oraz w kontekście utrzymania miejsca w czołowej czwórce La Liga, kto wie, może nawet w walce o wicemistrzostwo. Jako bonus powinien traktować mecze w Lidze Europy, w końcu, mimo bogatego doświadczenia, nie ma ani jednego europejskiego skalpu w swojej kolekcji.
Na relację LIVE z El Clasico zapraszamy w niedzielę od 20:30. Początek szlagieru o 21:00.