Wyśmiany w Arsenalu FC, odnalazł się u największego wroga. "Za gruby, niewysportowany dzieciak" zrobił karierę

W Akademii Arsenalu podziękowano mu po jednym sezonie. W Tottenhamie znalazł się nieco przypadkowo. Tam też wkrótce chciano zresztą z niego zrezygnować. Nawet trenerzy młodzieżowych reprezentacji Anglii wydawali się nie do końca dowierzać, że Harry Kane rzeczywiście może zostać profesjonalnym piłkarzem. I… trudno im się dziwić. To zwyczajnie nie mogło się udać.
- Harry? - lekko zaśmiał się wręcz Gareth Southgate, cytowany w książce Michaela Calvina pt. “Ludzie znikąd”. - Bardzo stabilne środowisko rodzinne i masa wypożyczeń. Delikatnie rzecz ujmując, w młodym wieku nie wyglądał na szczególnie wysportowanego…
Tylko atleci
- Żeby zostać piłkarzem, najpierw trzeba być atletą - gdyby stworzyć zbiór dogmatów piłkarskiego szkolenia dzieci i młodzieży, ten z pewnością znalazłby się na jednym z pierwszych miejsc. Jeśli nie na samej górze listy. Wydaje się bowiem absolutnie oczywiste, że zawodowy piłkarz musi być wszechstronnie wysportowany. To najczęściej ktoś, kto od najmłodszych lat uprawiał wiele dyscyplin sportu (i zazwyczaj w każdej był dobry). Do tego jeździł na rowerze, hulajnodze, rolkach, wrotkach, łyżwach, nartach, snowboardzie - wszystkim, dzięki czemu mógł zaspokajać swoje nieprzeciętne potrzeby ruchowe.
Aktualne trendy szkoleniowe nieprzypadkowo mówią o możliwie późnej specjalizacji. Jak najwięcej wszechstronnych form ruchu w najmłodszych latach życia ma stanowić dla potencjalnego profesjonalisty - tak jak zresztą dla każdego innego dziecka - kluczowy kapitał na przyszłość. Nawet w programach klubowych akademii młodzi piłkarze przynajmniej raz w tygodniu realizują obecnie zajęcia z innych dyscyplin, np. sportów walki.
Bez wszechstronnego przygotowania motorycznego - pozwalającego rozwijać szeroko rozumianą sprawność, szybkość, siłę czy wytrzymałość - nie ma szans zostać dziś piłkarzem. Najwyższy poziom umiejętności technicznych, wybitny stopień rozumienia gry czy niezwykłe cechy mentalne zdadzą się na nic, jeżeli nie zostaną poparte, a w zasadzie oparte o zarówno naturalne, jak i wytrenowane zdolności atletyczne. Motoryka to podstawa piramidy rozwoju młodego zawodnika.
Obiekt żartów
Wydaje się dobrze udokumentowane, że Harry’emu Kane’owi podziękowano w młodym wieku za grę w Akademii Arsenalu. Dziewięciolatek miał wówczas za dużo ważyć i nie być zbyt wysportowany. Urodzony w północno-wschodniej części Londynu Kane wrócił zatem do swojego lokalnego klubu. Dwa lata później przeszedł kilkutygodniowe testy w Akademii Watfordu, po czym trafił ostatecznie do Akademii Tottenhamu. Miał wtedy 11 lat.
Nie wszyscy wiedzą jednak, że niewiele brakowało, by Kane został odesłany z kwitkiem również w klubie z - wówczas - White Hart Lane. Jako czternastolatek, obecny kapitan reprezentacji Anglii miał wręcz stanowić wewnątrz klubu obiekt żartów. Na temat swoich braków szybkościowych. Parametrów fizycznych. Zwinności. Badania pokazywały, że Kane był pod względem motorycznym o 30% słabszy od rówieśników.
Co “uratowało” zatem nastoletniego Harry’ego? Całkiem niewykluczone, że… miesiąc urodzenia. Kane był bowiem w swojej grupie treningowej najmłodszy. Należy w tym miejscu nadmienić, że - w odróżnieniu od innych krajów - w brytyjskim systemie edukacyjnym obowiązuje “kalendarz” od września do sierpnia (zamiast od stycznia do grudnia). Oznacza to, że dana grupa wiekowa składa się z dzieci urodzonych od 1 września danego roku do 31 sierpnia roku kolejnego. Urodzony pod koniec lipca Kane - w szkole czy w klubie - był zatem zawsze młodszy od zdecydowanej większości rówieśników.
W Akademii Tottenhamu postanowiono mu zaufać. A może raczej: dać jeszcze jedną szansę. Już naprawdę ostatnią. Nastoletniego Harry’ego mogła uratować też jego zauważalna już wtedy pracowitość. Połączona z deklarowaną miłością do klubu.
Kolejne trzy lata później Kane był już młodzieżowym reprezentantem Anglii w kategorii do lat 17. Co nie przeszkodziło obecnemu selekcjonerowi dorosłej kadry, a wtedy narodowego zespołu do lat 21, trochę z ówczesnego środkowego pomocnika się naśmiewać.
Jeden na milion
W przypadkach, takich jak Harry’ego Kane’a zwykło się mówić, że ktoś nie poznał się na jego talencie. W tym konkretnym przypadku źle oceniono zatem potencjał zawodnika najpierw w Akademii Arsenalu, a potem - tak, tak - w Tottenhamie. Mimo jego warunków fizycznych i motorycznych należało wziąć pod uwagę wyjątkową pracowitość tego młodego chłopaka. W końcu był też młodszy od rówieśników, na co prawdopodobnie zwrócono ostatecznie uwagę w akademii klubu z Tottenham Hotspur Stadium.
Czy to jednak coś więcej niż “czcze gadanie”? Udawanie najmądrzejszego po fakcie? Zgrywanie wszechwiedzącego bez dysponowania wiedzą na temat sytuacji tam i wtedy? Być może Harry Kane jako młody chłopiec rzeczywiście zupełnie nie rokował na piłkarza. Może faktycznie brakowało mu podstawowych zdolności motorycznych. Może wszyscy wokół - a przecież do Akademii Arsenalu czy Tottenhamu trafiają najbardziej utalentowani zawodnicy z ogromnej, londyńskiej populacji - naprawdę wyglądali piłkarsko dużo lepiej od niego. Może wreszcie w 99,99% przypadków trenerzy młodzieży z północnolondyńskich klubów mieliby rację? Dzieci - i w ogóle ludzie - rozwijają się przecież w różnym tempie.
Pięć lat po tym, jak Kane’owi podziękowano w Arsenalu, o mały włos nie zrobiono tego samego w Tottenhamie. Możliwe zresztą, że gdyby 14-letni Harry rzeczywiście opuścił w tamtym momencie akademię klubu, którego został ostatecznie pełnoprawnym wychowankiem, w ogóle nie zostałby zawodowcem. A przynajmniej nie na absolutnie najwyższym poziomie. Droga Jamiego Vardy’ego - od futbolu amatorskiego po Premier League i reprezentację kraju - pisana jest przecież nielicznym. Kane nawet jako kadrowicz angielskich młodzieżówek czy wypożyczany od klubu do klubu gracz “Kogutów” długo nie wydawał się poważnym kandydatem na piłkarza.
Co zatem zdecydowało, że może dziś uchodzić za największą gwiazdę angielskiego futbolu? Zapewne najzwyklejsze w świecie połączenie determinacji i szczęścia. Oraz wykorzystania swojej szansy. I trafienia na odpowiedniego człowieka, który w niego uwierzył i udzielił mu wsparcia. To nie przypadek, że Harry Kane tak bardzo uwielbiał Mauricio Pochettino.
Śladami Lampardów
- Tony Carr, który był trenerem zespołu juniorów w West Hamie, powiedział: “Harry, on nie ma żadnych szans” - wspominał Harry Redknapp. - Nie potrafi biegać, przemieszczać się po boisku. Odpowiedziałem: “Ma za to świetną mentalność, Tony. Chce być piłkarzem.”
Gdyby latem 1994 roku wujek Franka Lamparda nie został akurat menedżerem pierwszej drużyny West Hamu United, 16-letniemu wówczas pomocnikowi zapewne nie zaproponowanoby podpisania juniorskiego kontraktu. Podobnie jak Kane kilkanaście lat później, młody Lampard nie należał do najbardziej sprawnych motorycznie nastolatków.
- W tamtym okresie w West Hamie niemal każdy chłopak był lepszy od Franka - przyznawał po latach sam Redknapp, który przekonał jednak Carra, że akurat temu młodzianowi warto dać szansę. I miało wcale nie chodzić o koneksje rodzinne. Nie było bowiem żadnego pojedynczego dnia, kiedy Lampard nie opuszczałby ośrodka treningowego jako ostatni. Sam trenował dodatkowo. Biegi, strzały, podania. Niezależnie od tego, czy było już ciemno czy padał deszcz. Wujek ze zdziwieniem i jeszcze większym podziwem obserwował nastoletniego Franka przez okno swojego biura.
- On sam zrobił z siebie piłkarza i stał się fantastycznym zawodnikiem z najwyższej półki - uważa Redknapp. - Zaangażowanie i determinacja Franka były najlepszymi, jakie kiedykolwiek widziałem - wtóruje doświadczonemu szkoleniowcowi w swojej biografii Peter Crouch. - Nigdy nie schodził z boiska treningowego, zanim nie wykonał perfekcyjnie 10 rzutów karnych.
Według Redknappa, jedynym graczem, który pracował nad poprawą swoich umiejętności równie mocno co Frank Lampard był jego… ojciec - dwukrotny reprezentant Anglii, Frank Lampard senior. - Jeżeli ktoś chce mi powiedzieć, że nie można stać się szybszym, ja to widziałem - twierdzi Redknapp w nawiązaniu do indywidualnych treningów szybkościowych, które regularnie przygotowywał sobie były lewy obrońca West Hamu. Nie mniej ciernista miała też być zresztą droga do zawodowego futbolu kapitana mistrzów świata z 1966 roku, Sir Bobby’ego Moore’a.
Może zatem każde pokolenie ma “swojego” Kane’a. I ten jeden wielki talent, którego nie sposób… nie przeoczyć.
Wojciech Falenta