Za takie zagrania kochamy futbol. Piłkarska magia według Redondo, Zidane'a, Bergkampa i innych

Za takie zagrania kochamy futbol. Piłkarska magia według Redondo, Zidane'a, Bergkampa i innych
youtube
Są takie zagrania, które zapadają w pamięć na długie lata. Takie, których prawdopodobnie nikt nigdy nie powtórzy. Nawet ich… wykonawcy! Tym bardziej, że wiązały się one z jednym, jedynym, niepodrabialnym dotknięciem piłki, w tamtym momencie absolutnie nie do przewidzenia. Coś takiego wykonuje się tylko raz.
Do poniższego zestawienia wybraliśmy kilka szczególnie zapamiętanych “dotknięć” piłki. Z ciężkim sercem nie mogliśmy uwzględnić w nim między innymi niezwykłych zagrań Luisa Suareza w meczu Liverpool - Newcastle United czy Leo Messiego na Mistrzostwach Świata w Rosji przeciwko Nigerii. Stanowiły one bowiem bardziej sekwencję kilku niewiarygodnych dotknięć piłki przez tego samego zawodnika aniżeli jednego, szczególnie wyjątkowego. Na inne propozycje czekamy w komentarzach!
Dalsza część tekstu pod wideo

“Taconazo” Redondo

- Dla mnie najlepsze w tym golu nie jest “taconazo” (dotknięcie piłki piętą), naprawdę, lecz podanie do Raula, spokój, żeby podnieść głowę i poczekać, aż uwolni się spod krycia - wspominał po latach swoje niezapomniane zagranie w ćwierćfinałowym meczu Ligi Mistrzów na Old Trafford, Fernando Redondo.
- Ludzie mówią o “taconazo”, ale to, co najbardziej mi się podoba, to jego zrozumienie z Raulem, “pauza” i podanie, którym pozwala mu znaleźć się samemu przed bramką - wtórował swojemu partnerowi Fernando Hierro. - Zachowanie zimnej krwi po wykonaniu takiego zagrania było imponujące, genialne.
Niech o geniuszu dotknięcia piłki piętą przez środkowego pomocnika Realu Madryt w kwietniu 2000 roku świadczy to, że w okrągłą, dwudziestą rocznicę tamtego wydarzenia przypomniano o nim na... okładkach madryckich dzienników sportowych. Zarówno sam Redondo, jak i Hierro mają też oczywistą rację. Gdyby po ograniu Henninga Berga na lewym skrzydle Argentyńczyk spanikował lub zwyczajnie nie dobiegł do piłki przed linią końcową (a Real Madryt nie sięgnął kilka tygodni później po Puchar Europy), jego niesamowite zagranie kilka sekund wcześniej szybko odeszłoby w zapomnienie.

“Taconazo” Gutiego

- Madryt jest odmieniony, zupełnie inny - zauważał komentator hiszpańskiego Canal+, Carlos Martinez, kiedy po podaniu Zinedine’a Zidane’a uderzeniem z pierwszej piłki wynik pierwszego ligowego meczu Realu Madryt na Estadio Santiago Bernabeu w 2006 roku otworzył Guti. Była siódma minuty gry. Podopieczni trenera Juana Ramona Lopeza Caro wydawali się - po trzech spotkaniach w La Liga bez zwycięstwa - wreszcie wracać na właściwe tory.
I to w jakim stylu. Mimo trafień Luisa Fabiano i Aitora Ocio dla Sevilli w drugiej połowie hat-trick Zidane’a zapewnił “Królewskich” okazałą wygraną. Ale tamten wieczór i tak należał do Gutiego. I jego dotknięcia piłki piętą. Jeszcze lepszego niż to kilka lat później w La Coruni.

Przyjęcie piłki Zidane’a

A skoro już nawiązaliśmy do francuskiego mistrza świata i Europy…
Są zagrania tak niesamowite, że nikt nie zwraca nawet uwagi, który z przeciwników został za ich pomocą ośmieszony. I… słusznie. Na tym miejscu mógł bowiem znaleźć się każdy. Reprezentantowi Danii, którego niepowtarzalnym przyjęciem piłki minął zupełnie tak, jakby nikogo obok nie było Zinedine Zidane, można w zasadzie… pozazdrościć. Możliwości zobaczenia tego piłkarskiego “dzieła” z bliska.
Dla uzupełnienia dodajmy tylko, że poniższe zdarzenie miało miejsce podczas towarzyskiego meczu reprezentacji Francji z Danią w sierpniu 2001 roku na Stade de la Beaujoire w Nantes. Świeżo po rekordowym transferze “Zizou” z Juventusu do Realu Madryt. Nieźle to uczcił!

“Czy Bergkamp tak chciał?”

- Wydawało mi się, że piłka była trochę za bardzo za mną, więc musiałem się obrócić, żeby ją opanować. Najszybszym sposobem było odwrócenie się z piłką w tamtym kierunku. Wyglądało to trochę wyjątkowo, trochę dziwnie, trochę ładnie, ale dla mnie była to najszybsza droga do bramki.
Są też tak niebywałe dotknięcia piłki, że automatycznie nasuwa się po nich pytanie: “czy on tak chciał?” A tajemniczości (magii?) zagraniu dodaje jeszcze następnie to, że sam zainteresowany wydaje się… uciekać od odpowiedzi. Nie pozostaje zatem nic innego, jak wyrobić sobie własne zdanie: czy 2 marca 2002 roku na St James’ Park w Newcastle mieliśmy do czynienia z kolejnym przebłyskiem czystego geniuszu autorstwa Dennisa Bergkampa czy może jednak… była w nim odrobina szczęścia?
Podobnie jak w przypadku “taconazo” Fernando Redondo, warto jednak na chwilę oddać głos Thierry’emu Henry’emu.
- Dennis zrobił coś niesamowitego, ale potem pozostał opanowany. To właśnie ta różnica pomiędzy wielkimi a zwykłymi zawodnikami.
I dotknięciami.

Przyjęcie Baggio

A propos opanowania w sytuacjach sam na sam z bramkarzem…
W niedzielę, 1 kwietnia 2001 roku Roberto Baggio miał znacznie łatwiejsze zadanie od Bergkampa, żeby umieścić piłkę w siatce. Bramkarza Juventusu, Edwina van der Sara, zdążył bowiem wcześniej minąć samym przyjęciem piłki. - To chyba jakieś żarty - mógł pomyśleć Holender, sądząc po jego reakcji na zagranie legendarnego, włoskiego napastnika.
Co więcej, tamten gol - strzelony w końcówce meczu na 1:1 - mógł kosztować Juventus tytuł mistrza Włoch. Na koniec rozgrywek “Starej Damie” zabrakło do pierwszej w tabeli Romy dokładnie dwóch punktów. Z ciekawostek: do Baggio podawał piłkę z głębi pola Andrea Pirlo. A z gratulacjami spieszył niedługo później Marek Koźmiński.

Łańcuszek Arsenalu

Każdemu “świadkowi” piłkarskiego geniuszu - od Henninga Berga po van der Sara - mogło w tamtej chwili solidnie zakręcić się w głowie. Co dopiero mieli jednak powiedzieć obrońcy Norwich City, kiedy w ułamku sekundy na tych samych falach zaczęło nadawać aż dwóch przeciwników. Łańcuszkiem szybkich podań pomiędzy Olivierem Giroud i Jack'em Wilshere'm można było tylko się zachwycić.
Można by zapewne sprzeczać się bez końca, które z powyższych zagrań należy uznać za najbardziej “niepowtarzalne”. Redondo, który wykonał przecież swoje “taconazo” w bocznym sektorze boiska, mimo że był środkowym pomocnikiem? Gutiego, który minął swoim dwie linie rywali? Zidane’a, który wykazał się przy swoim wręcz nonszalancją? Bergkampa, który ograł swoim przeciwnika w obrębie pola karnego? Baggio, który wymanewrował swoim mogącego używać również rąk bramkarza? A może bardziej niż geniusz jednego piłkarza należy docenić synergię, jak wytworzyła się pomiędzy dwójką zawodników?
Aż się kręci w głowie.
Wojciech Falenta

Przeczytaj również