Za to w Realu pokochali Bellinghama. I za to w Dortmundzie mieli go dość

Za to w Realu pokochali Bellinghama. I za to w Dortmundzie mieli go dość
IPA / pressfocus
Radosław  - Przybysz
Radosław Przybysz01 Jun · 08:30
11 miesięcy po transferze Jude Bellingham wraca na stare śmieci. Wraca do Anglii, na Wembley, gdzie po raz pierwszy spotka się ze swoim poprzednim klubem, Borussią Dortmund. Przez trzy lata w Niemczech zrobił ogromne postępy. Tak duże, że już od pewnego czasu w BVB było dla niego za ciasno...
- To jeden z najlepszych transferów w historii Borussii Dortmund. Wypatrzyli go bardzo wcześnie, bodaj gdy miał już 14 lat. Bardzo szybko nawiązali kontrakt z jego rodziną i "pilotowali" jego rozwój, ich relacje były bardzo dobre, dzięki czemu dostali przywilej sprowadzenia go do siebie - tak okoliczności przyjścia Bellinghama do Borussii opisywał Tomasz Urban w naszym programie specjalnym przed finałem Ligi Mistrzów (można go obejrzeć na kanale Meczyki.pl na YouTube, TUTAJ).
Dalsza część tekstu pod wideo
Zapewne doskonale pamiętacie, że jego pierwszy klub - Birmingham - zastrzegł jego numer 22 (legenda głosi, że suma numerów 10+8+4 dowodzi wszechstronności Jude'a), choć rozegrał dla niego tylko 44 mecze, strzelił cztery gole i odszedł w wieku 17 lat. To zwiastowało już, że mamy do czynienia z kimś wyjątkowym. Podobnie jak kwota transferu - nieco ponad 30 mln euro to zdecydowanie najdroższa sprzedaż w historii klubu, który w tym sezonie spadł z Championship.
Dla Borussii to nie była aż tak wygórowana cena, raczej typowy dla nich wydatek. Za podobne pieniądze przychodzili choćby Ousmane Dembele, Sebastien Haller, Mats Hummels, Karim Adeyemi, Donyell Malen, Andre Schuerrle, Felix Nmecha czy Henrich Mchitarjan. Plan na większość z nich był taki sam - kupić za 30 mln, sprzedać za dużo więcej. W przypadku Bellinghama "przebitka" była potrójna, a niedługo może być poczwórna.
To najbardziej wartościowy piłkarz świata według Transfermarkt, obok Erlinga Haalanda i Kyliana Mbappe. Niemiecki portal każdego z nich wycenia na 180 milionów euro. Ale już CIES Football Observatory wylicza wartość Anglika na 280 mln. O 25 więcej od Haalanda, 39 więcej od Viniciusa Juniora i 59 od Rodrygo. Jak widać, Real ma w ofensywie całkiem wartościowy tercet.

Na drodze do perfekcji

- Jeśli pokoleniowy talent jak on może przyjść do twojej drużyny, to musisz zrobić wszystko, by tak się stało - mówiło anonimowe źródło w Madrycie serwisowi The Athletic, gdy trafiał do Realu. Wybranie tego klubu doradzał mu też dyrektor sportowy BVB, Sebastian Kehl, chociaż Manchester City i Liverpool oferowały większe zarobki.
Można odnieść wrażenie, że kariery nieformalnych następców Messiego i Ronaldo - a więc Bellinghama i Haalanda - są uważnie zaplanowane krok po kroku, wręcz zaprogramowane przez rodzinę i potężny sztab (w przypadku Mbappe to się trochę wymknęło spod kontroli, ale zaraz może wrócić na właściwe tory).
- To imponujące, jak dużo inwestuje w siebie poza boiskiem, by zostać zawodnikiem kompletnym. Nie chodzi tylko o treningi, ale umiejętności komunikacyjne, ambicję, przywództwo, zmysł do rywalizacji, cały aspekt psychologiczny czy wizualizacje wydarzeń meczowych, które wykonuje przed każdym spotkaniem - opisywał jeden z ludzi z bliska przyglądających się codziennej pracy Bellinghama. - Od dawna pracuje bardzo ciężko przy wsparciu rodziny, by stawać się tym, kim się staje - dodał.

Najmłodszy 20-latek świata

- Nie dziwi mnie to jak się wkomponował w Real, bo on się bardzo szybko aklimatyzuje w nowym miejscu. Od razu jest skoncentrowany na swojej pracy, robi rzeczy, które ma robić. Dla mnie to jest niepojęte, jak gość w tym wieku może być tak dojrzały, tak rozumieć piłkę i widzieć w niej swoją rolę - mówił niedawno w Foot Trucku Łukasz Piszczek.
Tego, jak udany miał pierwszy sezon w Madrycie pod względem sportowym, nie trzeba opisywać. W wieku 20 lat (29 czerwca skończy 21), w nowym kraju, na nowej pozycji zaliczył fenomenalne wejście, które potwierdził mistrzostwem Hiszpanii, tytułem piłkarza sezonu w La Liga, a za chwilę może dołożyć do tego pierwszą w karierze Ligę Mistrzów.
Poza boiskiem już dziś jest globalną marką. Kibice na nowym Bernabeu go kochają, media porównują do Cristiano Ronaldo i Zinedine'a Zidane'a. Koszulki z jego nazwiskiem sprzedają się 10 razy lepiej niż Viniciusa Juniora. Jego "cieszynka" z miejsca stała się znakiem rozpoznawczym. Praktycznie nie popełnia wizerunkowo fałszywych kroków, a w klubie mówią o nim, że to "zięć idealny".

W centrum uwagi

Ale ten chodzący ideał ma ciemną stronę. Pod tym względem też przypomina Ronaldo i Zidane'a. Zdarza mu się tracić chłodną głowę. Wykłócać z sędziami i kpić z rywali. W Realu jako "świeżak" jeszcze nie podważał na boisku umiejętności kolegów (a przynajmniej nie dotarło to do prasy), ale w poprzednim klubie mu się to zdarzało.
W Borussii był centralną postacią i dawał to odczuć innym. Zwłaszcza w trzecim sezonie, gdy z klubu odszedł Erling Haaland, wszechstronny pomocnik poczuł, że wyszedł z jego cienia. Miał ponoć w zwyczaju czekać aż jego koledzy podziękują kibicom po meczu, a potem sam szedł w kierunku trybun w pojedynkę.
Takie małe rzeczy wyprowadzały z równowagi kilku bardziej doświadczonych kolegów, którzy mieli świadomość, że krnąbrny dzieciak przerasta ich umiejętnościami. Mieli się denerwować, gdy kilka razy założył opaskę kapitana, bo w ich oczach przekładał własne ambicje nad dobro drużyny. Kilku z nich odetchnęło z ulgą, gdy odszedł i atmosfera w szatni uległa poprawie.
Na boisku jednak od początku tego sezonu widać było, że go brakuje. Dopiero Marcel Sabitzer z czasem zdołał częściowo wypełnić po nim lukę w drugiej linii. - Nienawidzi przegrywać. Na pewno będzie chciał nam zrobić krzywdę, bo to niezwykle ambitny piłkarz - przyznaje Kehl.
"Mentalny potwór" - tak w naszym piątkowym programie kilkukrotnie nazwał go Roman Kołtoń. W sobotę może okazać się potworem na boisku dla swoich byłych kolegów. Ale nawet jeśli przyłoży rękę do porażki BVB, to poza boiskiem dołoży "parę drobnych" do jej budżetu. Według Sky, jeśli Borussia przegra ten finał, to dodatkowa premia z jego sprzedaży z racji wygrania LM w barwach Realu (pięć mln euro), przewyższy premię dla zwycięzcy finału od UEFA.

Przeczytaj również