Zachwyty nad nowym nabytkiem Legii Warszawa. Kapitalny występ w hicie. "International level"

Zachwyty nad nowym piłkarzem Legii. Znakomity występ w hicie. "International level"
Grzegorz Misiak / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik Budziński20 Sep · 22:19
Mecz Rakowa Częstochowa z Legią Warszawa (1:1) nie miał wielkiego bohatera, ale po ostatnim gwizdku trudno nie wyróżnić Kamila Piątkowskiego. Reprezentant Polski, który dopiero drugi raz założył koszulkę “Wojskowych”, zaprezentował się po prostu znakomicie.
Tego lata warszawska Legia urządziła sobie transferową ofensywę, stawiając nie tylko na ciekawe postacie z innych krajów, ale też ogranych w mocniejszych ligach Polaków. Na tej zasadzie w stolicy zameldowali się zatem Kacper Urbański, Damian Szymański czy Kamil Piątkowski.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ostatni z wymienionych jeszcze w poprzednim sezonie regularnie występował w Lidze Mistrzów jako zawodnik Red Bulla Salzburg. I dziś po prostu widać, że zebrał szlify w świecie naprawdę dużego futbolu. Przed tygodniem dobrze wypadł na tle Radomiaka Radom, a teraz jak profesor zagrał przeciwko swojemu byłemu klubowi - Rakowowi Częstochowa.
25-letni środkowy obrońca nie musiał co prawda uwijać się jak w ukropie, bo hitowy w teorii mecz okazał się raczej dość przeciętnym widowiskiem, z obu stron bez fajerwerków w ofensywie, ale kiedy już Piątkowski musiał interweniować, robił to po prostu bez zarzutu. Na tle Steve’a Kapuadiego, kumpla z bloku obronnego, wyglądał jak gość z wyższej półki.
W 17. minucie ośmiokrotny reprezentant Polski w imponującym stylu naprawił błąd wspomnianego Kongijczyka. Po stracie kompana tak błyskawicznie zebrał się do interwencji, że po chwili zatrzymał rozpędzającego się Frana Tudora. Gdyby tego nie zrobił, Chorwat samotnie popędziłby na bramkę strzeżoną przez Kacpra Tobiasza.
Następne minuty przynosiły kolejne udane zagrania Piątkowskiego. Tuż przed upływem drugiego kwadransa doskoczył do rywala, zabrał mu piłkę i dał się sfaulować już na połowie rywala, a zaraz potem posłał świetną długą piłkę w kierunku Petara Stojanovicia.
Po przerwie nie było inaczej. Piątkowski co rusz wygrywał pojedynki z piłkarzami Rakowa. Był dla nich za szybki, za silny, za sprytny.
Wracający do Ekstraklasy po czterech latach defensor zdawał w sobotni wieczór nie tylko “test oka”, ale z minuty na minutę dopisywał do swojego dorobku coraz lepsze liczby. Miał najwięcej skutecznych podań wśród piłkarzy przebywających na murawie (62), zachowując 89% celności. Wygrał dziewięć na dziewięć pojedynków na ziemi w defensywie i cztery na pięć w powietrzu. Podjął ponadto cztery próby odbioru piłki i trzy z nich były skuteczne.
Trudne życie z Piątkowskim mieli dziś ofensywni gracze Rakowa, którym przecież nie brakuje jakości. Nie pograł sobie Ivi Lopez, męczył się Ivan Rondić. Tylko raz urwał się Jonatan Braut Brunes, choć można mieć wątpliwości, czy nie faulował wówczas defensora Legii.
Piątkowski mocno dał się zatem we znaki drużynie, z której kilka lat temu wypływał na szerokie wody. Już przed meczem mocno chwalił go szkoleniowiec ekipy z Częstochowy, Marek Papszun.
- Oczywiście, że możemy żałować, że taki zawodnik nie trafił do Rakowa Częstochowa. Ale to jeszcze chyba nie ten moment. Trudno było też pewnie wejść do rywalizacji finansowej o takiego gracza. Może kiedyś do Rakowa wróci - mówił trener Rakowa.
To oczywiście dopiero początek przygody Piątkowskiego z Legią, ale jeśli 25-latek utrzyma tak wysoką dyspozycję, także w europejskich pucharach, może zbyt długo nie zostać w Polsce. Wciąż jest stosunkowo młody. Nawet jeśli jego pierwsza próba podboju Europy ostatecznie za bardzo nie wyszła, pewnie przyjdzie jeszcze okazja, by spróbować ponownie.
Na koniec warto wspomnieć, że z trybun dzisiejszy mecz oglądał Jan Urban. I coś nam podpowiada, że też musiał być pod sporym wrażeniem zawodnika, który na powołanie do reprezentacji czeka od marca tego roku.

Przeczytaj również