Zaiskrzyło w klubie Ekstraklasy. Trener naśladowcą... Mourinho?

Zaiskrzyło w klubie Ekstraklasy. Trener naśladowcą... Mourinho?
Piotr Matusewicz / pressfocus
Janusz - Basałaj
Janusz BasałajDzisiaj · 15:03
O losowaniu grup mistrzostw świata i patowej sytuacji w Arce Gdynia - pisze Janusz Basałaj w kolejnym odcinku cyklu na Meczyki.pl.
Kroniki Piłkarskie Janusza Basałaja to zbiór felietonów, w których doświadczony dziennikarz Meczyki.pl komentuje bieżące wydarzenia ze świata futbolu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Losowanie mistrzostw świata

Już dawno z takim spokojem i bez tzw. napinki nie oglądałem ceremonii losowania finałów mistrzostw świata 2026. Po pierwsze do imprezy mamy jeszcze pół roku, a po drugie najpierw w barażach trzeba przejść Albanię, a później ograć Szwecję bądź Ukrainę. To oczywista oczywistość, że zestaw rywali jest w naszym zasięgu, ale… dmuchajmy na zimno. Jan Urban nie był wielkim entuzjastą uczestniczenia w tej ceremonii. Bo do finałów droga daleka i wyboista, więc po co tłuc się do USA? Jednak FIFA organizuje finały, FIFA płaci, FIFA wymaga, więc nasz selekcjoner w towarzystwie godnej delegacji PZPN musiał oglądać na miejscu cały ten show z udziałem prezydentów Trumpa i Infantiniego.
Szef FIFA porusza się w meandrach polityki światowej wyjątkowo swobodnie i skutecznie. Umie w to grać! Przed mundialem w Rosji potrafił obłaskawić samego prezydenta Putina, organizując na Kremlu fantastyczne losowanie rosyjskich finałów. Całkiem niedawno wyjątkowo trafił w potrzeby i ego prezydenta Trumpa, przyznając mu Nagrodę Pokojową FIFA. Być może zastąpił lub wyprzedził Komitet Noblowski, który co rok honoruje człowieka najbardziej zasłużonego dla światowego pokoju. Jakby nie patrzeć, sport i piłka podczas takich światowych, mocno napompowanych imprez schodzą na drugi plan.
Może dlatego zapamiętałem z całej wyprawy do USA słowa Urbana, który rozpatrując ewentualną konfrontację z Holandią w grupie mundialowej, powiedział coś o "walnięciu" Pomarańczowych. Celnie i dosadnie powiedziało się trenerowi kadry. Trzymam za słowo!

Szwarga chce uciec z Arki?

Jose Mourinho, wielki trener, przy okazji dostarczyciel skandali, krwistych wypowiedzi i bardziej lub mniej znanych "bon motów", powiedział kiedyś: "Mecz nie kończy się w 90. minucie. Jest jeszcze konferencja prasowa…". Cały Mourinho! Jak mało kto potrafił wykpić się z trudnej sytuacji w drużynie po porażce. Znalezienie winnego kryzysu (sędziowie, działacze, dziennikarze – jak kto woli…), skierowanie krytyki na jakieś poboczne tory, wymyślenie tematu zastępczego - to specjalności z jakich potrafi wyśmienicie korzystać.
Czy ma swoich naśladowców? Z pewnością nie brakuje ich też w naszej piłce. Taki Dawid Szwarga prowadzący Arkę Gdynia po zwycięskim meczu z Motorem (1:0) podsumował politykę swoich władz klubowych, wskazując na ich skąpstwo (oszczędność), brak wizji rozwoju Arki itd. itp. Jakby się żegnał z klubem lub chciał wstrząsnąć gdyńską rzeczywistością piłkarską. Taki "rzyg" brudzący władze klubu zwykle kończy się odejściem trenera, bo nawet najbardziej skąpy dobrodziej klubu tego nie zniesie. Czy trener Dawid nie wiedział, gdzie podejmuje pracę, z jakim budżetem klubowym będzie miał do czynienia? Gdyby o wszystkim, co dzieje się na boisku, decydowały budżety, to zespół mogłaby prowadzić teściowa właściciela. Dlaczego teściowa? W czasach wielkiej "cupiałowej" Wisły, jeden z najbardziej znanych polskich trenerów (już nieżyjący, więc litościwie pominiemy jego nazwisko…) wypalił któregoś pięknego dnia: "Wisła? Z Takim składem i budżetem ten zespół mogłaby trenować moja teściowa. I to nawet z budki telefonicznej…".
Kolejny stały fragment gry w polskiej piłce… Oto zatrudnia się zdolnego, młodego szkoleniowca, odpowiednio wypromowanego, daje mu się do dyspozycji przeciętny zespół, koniecznie oszczędza się na płacach pracowników sztabu szkoleniowego i można… wymagać wszystkiego. Łącznie z żądaniem tytułu mistrza Polski. Oczekiwania nadludzkich umiejętności, pragnienie tworzenia cudów piłkarskich na zawołanie, wypromowanie najzdolniejszych juniorów, by sprzedać ich za miliony euro… I to szybko, najlepiej w ciągu sezonu. Czy trenerzy wchodzą w tę grę? Wchodzą, bo konkurencja spora, pieniądze dobre, a dobrze skonstruowany kontrakt zapewnia godne życia jeszcze przez kilka dobrych miesięcy po zwolnieniu z klubu. Nikt nie lubi siedzieć na bezrobociu, bo można wpaść w taki dziwny stan, jaki opisał kiedyś były wybitny reprezentant Polski i uznany szkoleniowiec, Leszek Ćmikiewicz: "Pytasz mnie o robotę? Na lotnisku pracuję… Bo za robotą latam!".
Więc nie dziw się zdolny trenerze, że ktoś obiecuje Ci złote góry, oferując skromny budżet i przeciętnych piłkarzy. A i Ty włodarzu klubu nie miej złudzeń, że trener z dobrą opinią i aurą wielkiego futbolowego maga "z piachu bicza nie ukręci". Bo późnej zacznie się gra pozorów, niedomówień, wzajemnych oskarżeń. I pozostanie tylko zastosowanie jednej z mądrości Jose Mourinho, wyjaśniającej czy mecz kończy się w 90. minucie.
"The Special One" sięgnął po Puchar UEFA w wieku 40 lat. Rok później wygrał Ligę Mistrzów. Wszystko w barwach FC Porto. Takich sukcesów życzę wszystkim polskim trenerom bardziej i mniej zdolnym.

Przeczytaj również