Zaiskrzyło w Realu Madryt. Oto źródło problemów. "Nie zapomniał mu tej zniewagi"

Zaiskrzyło w Realu Madryt. Oto źródło problemów. "Nie zapomniał mu tej zniewagi"
charnsitr / shutterstock
Wojciech - Klimczyszyn
Wojciech KlimczyszynDzisiaj · 06:50
Debiutancki sezon Xabiego Alonso zaczął się się od 13 wygranych w 14 meczach, przełamaniem serii nieudanych “Klasyków” i renesansem formy Kyliana Mbappe. Od 1 listopada wszystko, oprócz Francuza, się zatrzymało i od tego czasu Real pokonał swoich rywali trzy razy w dziewięciu przypadkach. Skąd taki kryzys? Kto za niego odpowiada?
Próby uporządkowania szatni zaczęły się już w meczu przeciwko Al-Hilal podczas otwarcia Klubowych Mistrzostw Świata. Co najbardziej uderzyło Xabiego Alonso, gdy wchodził do zespołu? Liczba ludzi krążących wokół największych gwiazd. To nie byli masażyści, menedżerowie, lekarze, tylko tzw. przyboczni. Znajomi, “atmosferovicie”. Kręcili się na boisku treningowym lub bezpośrednio w szatni, a czasem nawet w przerwie spotkań. Carlo Ancelotti przymykał na to oko, wzruszał ramionami, myślał “tak wygląda współczesny futbol”. Wobec tego przecieki z drużyny stały się codziennością.
Dalsza część tekstu pod wideo
W takiej sytuacji oficjalny skład “Królewskich” był znany parę godzin przed oficjalnym opublikowaniem dokumentu. Nowy trener zrobił w lipcu test, podając swoim piłkarzom “jedenastkę” z wyprzedzeniem, prosząc, by nie ujawniali go w prasie. I oczywiście test wyszedł negatywnie. Kilkadziesiąt minut później cały świat wiedział, kto wystąpi i na jakich pozycjach. Bask już wtedy zdawał sobie sprawę, że znacznie trudniejsze od poukładania drużyny na boisku będzie stworzenie zdrowej komórki wewnątrz klubu. Do dziś mu się to nie udało.

Kłopoty ciągną się od lata

Znamienne, że kłopoty szkoleniowca zaczęły się od USA i półfinału z PSG. To miał być pierwszy poważny sprawdzian, pokazujący, na co stać Real pod nowym dowództwem i czy Alonso potrafi choć trochę przemienić swoich zawodników. Po drugiej stronie boiska stanęła ekipa, która dopiero co w finale Ligi Mistrzów rozjechała Inter 5:0, a Real wciąż lizał rany po bolesnej, ćwierćfinałowej katastrofie z Arsenalem.
Xabi niespodziewanie postanowił posadzić na ławce Viniciusa, który przyjął ten fakt dokładnie tak, jak można było sobie wyobrazić. Ostatecznie kamery nie zdążyły uchwycić obrażonej miny Brazylijczyka, bo w ostatniej chwili uraz (pierwszy z wielu) złapał Trent Alexander-Arnold i Vini z marszu wjechał do pierwszego składu. Tylko nie na lewe skrzydło, jak zawsze, a na przeciwległe. Wydaje się, że 25-latek nigdy nie zapomniał tej “zniewagi” Xabiemu.
Porażka posunęła pierwszą śnieżną kulę po zboczu góry. Małe pęknięcie między trenerem a wielką gwiazdą “Los Blancos” miało rosnąć i w kilka miesięcy zamienić się w przepaść, chyba już nie do zasypania. Alonso widział dokładnie to, co wcześniejsi trenerzy, z Ancelottim i Zidane’em na czele, ale jako jedyny miał odwagę coś z tym zrobić. Gdy Brazylijczyk przestawał angażować się w defensywie i gdy słabł w ataku, po prostu był zmieniany. Wcześniejsze schodzenie z boiska doprowadziło do napięć, a te z kolei przekuły się w wyniki.

“Siła przyjaźni” przestała istnieć

Punkt kulminacyjny został osiągnięty podczas El Clasico. 26 października Real dość pewnie wygrał u siebie z Barceloną 2:1, zmazując jednocześnie plamę po klęsce w derbach Madrytu. Jednak po spotkaniu mówiło się nie o wyniku, a o kłótni na linii Alonso - Vinicius. Zgodnie ze zwyczajem skrzydłowy został zluzowany w 72. minucie, ale tym razem nie potrafił dłużej utrzymać pokory. Wracając na ławkę nawet nie spojrzał na trenera i krzyknął w stronę asystenta: dość, odchodzę, lepiej będzie, gdy odejdę z drużyny!
Po spotkaniu obie strony próbowały się “rozmasować”. Vinicius korzył się na Instagramie, nie wymieniając jednak nazwiska Baska, Alonso z kolei tłumaczył sytuację na konferencji prasowej. Drogi się rozchodzą, bo każdy chce czegoś innego. Szkoleniowiec - balansu w składzie, ciągłego nacisku na rywala, kontroli podczas meczu, czego, zwłaszcza w końcówce, numer “7” mu po prostu nie daje; piłkarz zaś ciągle widzi siebie jako centralny punkt drużyny przez 90 minut. A przy okazji walczy o nowy, rekordowy kontrakt i ciągle ma w pamięci Złotą Piłkę, która wymknęła mu się z dłoni w ostatniej chwili.
Xabi musi pamiętać, że sukces na ławce trenerskiej Realu Madryt nie łączy się zupełnie z wiedzą taktyczną, zebranym doświadczeniem czy umiejętnością przekazywania informacji zawodnikom. Małą rolę odgrywa też szczęście. Bardzo liczą się natomiast relacje z podopiecznymi. Kariery wielu przed nim właśnie przez to zostały pogrzebane.
Rafa Benitez do dzisiaj jest pamiętany jako ten, który chciał uczyć Lukę Modricia, jak ten ma przyjmować piłkę. Santiago Solari dał sobie spokój z trenerką, gdy popadł w publiczny konflikt z Isco, a Jose Mourinho kompletnie zlekceważył dobre stosunki z kadrą, bo wolał walczyć z sędziami i korespondencyjnie z Pepem Guardiolą o miano najlepszego fachowca na ławce.

Każdy zrobił krok w tył

Na nieszczęście dla Alonso, problem nie dotyczy tylko Viniciusa. Źródła donoszą, że również inni zawodnicy byli niezadowoleni z tego, co próbuje narzucić im dawny trener Bayeru Leverkusen. A on jedynie wprowadzał całkowicie normalne standardy. Punktualność, dyscyplinę, boiskową intensywność. I coś, czego za Ancelottiego nie doświadczono albo było tego bardzo mało. Analizę wideo. Być może szkoleniowiec przegiął, uznał, że nie zdoła ulepić sobie drużyny na swoją modłę, bo widać gołym okiem, że w ostatnim czasie pressing na przeciwników osłabł w porównaniu do tego, co widzieliśmy na starcie rozgrywek.
Alonso zmiękł dokładnie tak samo jak zespół, który w obecnym czasie męczy się na murawie z każdym rywalem. Ma dokładnie te same problemy z narzuceniem kontroli Manchesterowi City, jak i Elche, Alaves czy Olympiakosowi. Co ciekawe, obniżka formy spowodowała nagły powiew lojalności wobec sternika Realu Madryt. Piłkarzom zaczęło być żal Alonso, wielu wyraziło swoje poparcie w mediach i złożyło samokrytykę.
Atmosfera, nawet po skromnej i wymęczonej wygranej z Alaves, nadal pozostaje nerwowa, a zawodnicy zdają sobie sprawę, że ich wysiłki na placu gry są niewystarczające. Ale przynajmniej widać próbę załagodzenia powstałych różnic. Sęk w tym, że drużyna potrzebuje wyników, pewnych zwycięstw, poprawy stylu. A nie będzie to łatwe, bo znowu wracają koszmary kontuzji, kolejne wykluczenia. Real Madryt w każdym następnym meczu będzie grał o życie i stanowisko swojego coacha. A trzeba wiedzieć, że “Królewscy” jak żadna inna drużyna w takich sytuacjach czuje się najlepiej. I można się spodziewać, że znów wyjdą z kryzysu bez ofiar.

Przeczytaj również