Zanim Ronaldo zaczął płakać. Pięknie grali, nic nie wygrali - nie rozdawajcie jeszcze medali!

Zanim Ronaldo zaczął płakać. Pięknie grali, nic nie wygrali - nie rozdawajcie jeszcze medali!
screen youtube
Choć jeszcze nie zakończyliśmy nawet fazy grupowej EURO 2020, niektórzy już teraz przyznają końcowy triumf wybranym drużynom. Historia pokazuje jednak, że nie zawsze to te najlepsze czy prezentujące najciekawszy dla oka futbol ekipy ostatecznie wygrywały mistrzostwo Europy.
Fenomenalni Włosi, ofensywni Holendrzy czy mający ogromne możliwości Belgowie. Do tego oczywiście giganci z grupy F, czyli Francuzi, Niemcy i Portugalczycy. Mimo że jeszcze trwa faza grupowa, to niektórzy już teraz zdają się wiedzieć, która z ekip sięgnie po tytuł najlepszej drużyny Starego Kontynentu. Tymczasem historia, nawet ta najnowsza, pokazuje, jak bardzo zdradliwym turniejem są mistrzostwa Europy. Bo choć wiele ekip w przeszłości grało jak z nut, to tylko mała część z nich ostatecznie mogła cieszyć się z końcowego zwycięstwa. Zapraszamy na ekscytującą podróż w przeszłość.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zryw “maluczkich”

EURO 2004 było turniejem, na którym spore niespodzianki sprawiały reprezentacje mniejszych krajów. Już sam fakt awansu takiej Łotwy stanowił dużą sensację. Choć akurat na rozgrywanych w Portugalii mistrzostwach pogromcy Polaków z eliminacji zdobyli zaledwie jeden punkt w fazie grupowej, to z solidnej strony zaprezentował się natomiast inny kraj z naszej części Europy - Czechy.
Podopieczni Karela Bruecknera do momentu półfinałowego meczu z Grekami byli wręcz nie do zatrzymania. O tym, że mogą być mocnym kandydatem do miana rewelacji turnieju, można było się przekonać już w fazie grupowej. W niej nasi południowi sąsiedzi zdobyli komplet punktów, pokonując po 2:1 Łotwę i Niemcy oraz przede wszystkim ogrywając 3:2 Holandię, mimo przegrywania w meczu z “Pomarańczowymi” już 0:2.
Marzenia o powtórzeniu sukcesu z 1976 rok (wówczas Czechosłowacja sięgnęła po złoto, z Antoninem Panenką w składzie) zostały przerwane dopiero przez inną sensację portugalskiego EURO, Greków. Być może jednak przybysze z Hellady nie zostaliby jednymi z najbardziej niespodziewanych mistrzów kontynentu, gdyby nie kontuzja, której doznał w 40. minucie półfinałowego starcia Pavel Nedved. Bez swojego lidera Czesi nie potrafili przechytrzyć szczelnej greckiej defensywy. Ostateczny cios w postaci srebrnego gola zadał im w doliczonym czasie pierwszej połowy dogrywki Traianos Dellas.

Zanim Ronaldo zaczął płakać

W 2004 Grecy ograli w finale Portugalię. Portugalczycy przeżyli ogromny zawód, tak jak zresztą cztery lata wcześniej. Na holendersko-belgijskim EURO 2000 przez grupę przebrnęli jak burza. Mimo że w inauguracyjnym spotkaniu z Anglikami przegrywali już 0:2, także zdołali przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść i wygrali 3:2.
Podopieczni Humberto Coelho zrozumieli, jakie błędy popełnili w meczu z “Synami Albionu” i później nie stracili już ani jednego gola, aż do półfinałowego pojedynku z Francją. W regulaminowym czasie gry padł wynik 1:1, a późniejsi triumfatorzy, czyli “Trójkolorowi”, decydującego, tym razem złotego gola strzelili za sprawą Zinedine’a Zidane’a w 117. minucie dogrywki. Wściekli Portugalczycy nie zdołali pogodzić się z tamtą porażką i na tytuł najlepszej drużyny Europy musieli poczekać jeszcze 16 lat. Pod względem indywidualności był to jednak jeden z lepszych zespołów turnieju, a najskuteczniejszy z nich, Nuno Gomes, dobrą postawą na boiskach Beneluksu zapracował sobie na transfer do Fiorentiny.
EURO 2000 przeszło ogólnie do historii jako jeden z najlepszych turniejów mistrzowskich, który do dzisiaj wspominany już z utęsknieniem przez wielu kibiców. Średnia 2,74 gola na mecz w okresie rozgrywania 16-drużynowego turnieju nie zdarzyła się już nigdy więcej. Oprócz Portugalczyków świetnie na imprezie zaprezentowali się choćby też Włosi, którzy do momentu finałowego spotkania z Francuzami stracili tylko dwa gole. Oprócz “A Seleção” oraz “Azzurrich” fazę grupową tamtej imprezy z kompletem punktów zakończyła jeszcze jedna ekipa, która choć grała pięknie, to ostatecznie mistrzem Europy wówczas nie została…

Pomarańczowa ofensywa bez happy-endu

...tą kadrą była oczywiście Holandia, dla której nie był to ani pierwszy, ani ostatni turniej, na której prezentowała piękną grę, ale po mistrzostwo nie sięgnęła. “Pomarańczowi” są bowiem zespołem, który na wielu turniejach grał naprawdę ładnie, ale na małej części z nich przełożyło się to na końcowy rezultat.
Tak naprawdę swego rodzaju klątwa wisi nad Holendrami już od ich debiutanckich mistrzostw w roku 1976. Wówczas przystępowali do nich zaledwie dwa lata po wywalczeniu wicemistrzostwa świata. W dodatku dysponowali takimi zawodnikami jak Johan Cruijff czy Johan Neeskens. Mimo to znów dali się ograć w niemal najważniejszym momencie - w półfinałowym starciu z Czechosłowacją.
Holandia ostatecznie sięgnęła po mistrzostwo Starego Kontynentu w 1988 roku, ale nigdy potem nie powtórzyła już tego wyczynu, choć kilkukrotnie miała na to szansę. W czasie turniejów w 2000, 2004 oraz 2008 roku “Pomarańczowi” zakończyli fazę grupową na pierwszym miejscu w grupie, ale ani razu nie zdołali wtedy dojść do finału. W czasie turnieju w Austrii i Szwajcarii będący pewny awansu po dwóch pierwszych spotkaniach w grupie trener Marco van Basten dał odpocząć największym gwiazdom w ostatnim meczu grupowym. Może wpłynęło to na to, że ostatecznie w ćwierćfinale musieli uznać wyższość rewelacji turnieju - Rosji. Od tamtego turnieju “Oranje” nigdy nie zaszli na europejskiej, mistrzowskiej imprezie tak daleko.

Angielska gościnność

W historii gospodarze - lepsi czy słabsi pod względem piłkarskim - spisywali się różnie. Jednymi z tych prezentujących naprawdę dobry futbol, który jednak nie wystarczył do końcowego triumfu, byli Anglicy w 1996 roku.
Choć bowiem Anglia jest kolebką futbolu, to “Synowie Albionu” nigdy nie zdołali sięgnąć po mistrzowski tytuł. Najbliższej byli wtedy, gdy turniej sami zorganizowali. Dotarli wówczas aż do półfinału, w którym jednak zostali zatrzymani przez późniejszych triumfatorów, Niemców. A gdyby nie słupek po uderzeniu Darrena Andertona i przestrzelona jedenastka w serii rzutów karnych Garetha Southgate’a, być może Anglia nie czekałaby wciąż na swój pierwszy triumf w EURO. Mimo że wtedy zagrała naprawdę pięknie, podobnie jak w przypadku kilku innych drużyn w historii, nie do końca wystarczyło do osiągnięcia ostatecznego celu - mistrzostwa Europy.
Więcej o niesamowitym w wykonaniu Anglii EURO 1996 przeczytasz TUTAJ. Dowiesz się, kto był przez brytyjską prasę nazywany “pijanym głupkiem” i dlaczego przedturniejowe zgrupowanie w Azji przerodziło się w alkoholową libację. Cóż, futbolowa Anglia lat 90. w pełnej krasie. Warto!

Przeczytaj również