Największy bohater tego sezonu? Inna droga niż Lewandowski i Haaland. Zasłużony klub długo na to czekał

 Największy bohater tego sezonu? Inna droga niż Lewandowski i Haaland. Zasłużony klub długo na to czekał
Foto Pro Shots/SIPA USA/PressFocus
- Miałem problemy z oddychaniem. Nie mogłem dotrwać do końca treningu.
Gdy usłyszał diagnozę, mógł myśleć o najgorszym. Futbol błyskawicznie spadł na dalszy plan. On wrócił jednak ze zdwojoną siłą. Swój najważniejszy mecz wygrał. A mimo pudła w kluczowym momencie sezonu, i tak jest bohaterem. Poznajcie wyjątkową historię wyjątkowego piłkarza.
Dalsza część tekstu pod wideo
Czasem naprawdę może się wydawać, że w życiu nie ma przypadków. 4 lutego jest szczególnym dniem dla wszystkich osób zmagających się z nowotworami. To właśnie wtedy obchodzimy Światowy Dzień Walki z Rakiem. W tym roku symbolicznie to tego dnia Sebastien Haller strzelił swojego pierwszego gola dla Borussii Dortmund. Dokonał tego w wygranym 5:1 spotkaniu z Freiburgiem. I choć na premierowe trafienie rosłego napastnika kibice “Die Borussen” musieli czekać ponad pół roku, nikt na Signal Iduna Park nie miał mu tego za złe.
Haller nie miał bowiem najlepszego wejścia do klubu z Zagłębia Ruhry. W lipcu ubiegłego roku, zaledwie kilka dni po podpisaniu kontraktu z BVB, poczuł się gorzej na jednym z treningów. Nie minęło dużo czasu, kiedy usłyszał straszliwą diagnozę. Podczas badań wykryto u niego guza jądra. Choć dotychczasowe życie już i tak dość mocno zahartowało Iworyjczyka, to musiał stoczyć być może tę najważniejszą walkę. Walkę, z której wyszedł zwycięsko, a zaraz potem był o krok od doprowadzenia całego Dortmundu do prawdziwego szaleństwa.

Ból brzucha i grypa

Sebastien Haller z pewnością nie tak wyobrażał sobie pierwsze dni na Signal Iduna Park. Było lato ubiegłego roku, a rosły napastnik osiągnął właśnie szczytową formę. Przecież dopiero co szalał na boiskach Ligi Mistrzów w barwach Ajaksu i sięgał z “De Godenzonen” po kolejne tytuły. Gdy zdecydował się na przeprowadzkę do Dortmundu, wydawało się, że to strzał w dziesiątkę. Haller, jako były zawodnik Eintrachtu Frankfurt, doskonale znał bowiem Bundesligę, a w ekipie BVB, podobnie jak w Amsterdamie, miał z miejsca stać się jednym z liderów zespołu. Niestety, przez wiele miesięcy nie było mu to dane.
- Kiedy pod koniec maja udałem się na zgrupowanie reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej, poczułem mocny ból brzucha. Wpierw pomyślałem, że to nic poważnego, przez trzy dni po prostu czułem, jakby mi coś w nim zalegało. Nie jestem typem osoby, która idzie do lekarza z byle jakiego powodu. Wziąłem kilka tabletek i ból minął. Próbowałem wrócić do gry i treningu. Później przez kilka dni miałem typowe objawy grypy, w tym problemy z oddychaniem. Nie mogłem dotrwać do końca sesji treningowych - opowiedział sam zawodnik na łamach “The Times”.
Początkowo nic nie wskazywało na dalszy przebieg tej historii. Haller został zaprezentowany jako nowy nabytek BVB, a całemu transferowi towarzyszyło ogromne podekscytowanie ze strony kibiców klubu z Zagłębia Ruhry. Diagnoza, którą usłyszał na początku lipca, musiała jednak nim mocno wstrząsnąć. Nowotwór jądra dla każdego mężczyzny byłby prawdziwym ciosem, a w przypadku profesjonalnego piłkarza oznaczał również długie L4 i wykluczył napastnika z pierwszej części sezonu. Wszyscy mogli być tylko dobrej myśli i czekać, aż wróci on do gry.
- Informacja o diagnozie związanej z nowotworem Sebastiena Hallera była jedną z tych najbardziej łamiących dla klubu na przestrzeni całego sezonu. Wszystkich nas ona wręcz zszokowała, ale sam zawodnik otrzymał naprawdę ogromną pomoc od klubu i kibiców. Jego powrót na boisko powinien stanowić dla wszystkich inspirację. Fakt, że już w styczniu znów pojawił się na boisku, jest nieprawdopodobny. Kiedy wszedł na murawę Westfalenstadion, towarzyszyła temu niesamowita owacja ze strony fanów - mówi nam Tushar Bahl, dziennikarz “BVB Buzz”.

Holenderska oaza

Rak jądra był dla Hallera kolejną próbą, której został on poddany w życiu. Wychowywał się w podparyskiej miejscowości Ris-Orangis Haller, a futbolu uczył się na piaszczystych boiskach francuskiej stolicy. To zresztą niejedyny piłkarz, który przeszedł taką drogę. Na ulicach Paryża dorastali też przecież Paul Pogba, Kylian Mbappe, Riyad Mahrez czy Anthony Martial. I tak samo jak większość z nich, Haller w pewnym momencie musiał szukać miejsca w futbolowym środowisku poza Paryżem.
Jeszcze jako reprezentant Francji do lat 17. podpisał kontrakt z Auxerre, w którego barwach zadebiutował w seniorskiej piłce. Najpierw grał w rezerwach, później Ligue 2. Wówczas zespół, w którym w przeszłości brylował Ireneusz Jeleń, był jednak daleki od powrotu do francuskiej elity. W tym samym czasie Haller wspinał się również krok po kroku w kolejnych kategoriach wiekowych reprezentacji “Trójkolorowych”. W końcu przyszedł czas na transfer. Wtedy na “rozkładówce” napastnika po raz pierwszy pojawiła się Holandia.
W Utrechcie spotkał się z trenerem Erikiem ten Hagiem i przez dwa i pół roku strzelił w sumie 51 goli. Następnie miał niezwykle udany epizod w Eintrachcie Frankfurt, z którym zdobył Puchar Niemiec oraz zagrał w półfinale Ligi Europy. Dobre występy w Bundeslidze doprowadziły go do rekordowego transferu West Hamu, ale akurat w Premier League zupełnie nie wypalił. Do “Młotów” ściągnął go bowiem Manuel Pellegrini, którego niedługo potem zastąpił David Moyes. Jedynym pozytywnym wspomnieniem z czasów gry w Londynie wydaje się debiut w reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej, które zdecydował się reprezentować w wyniku braku zainteresowania ze strony Didiera Deschampsa. Iworyjczyk w stolicy Anglii czuł się nieco jak w więzieniu, z którego wyszedł na wolność tak naprawdę dopiero po powrocie do Holandii i transferze do Ajaksu w styczniu 2021 roku.
- Haller był raczej sympatycznym piłkarzem, który w wywiadach pozytywnie reagował na krytykę, która często na niego spadała. Trzeba bowiem pamiętać, że w Ajaksie strzelał naprawdę sporo, ale marnował jeszcze więcej. Kiedy występował w ekipie z Amsterdamu, spodziewałem się, że może jeszcze zagrać w zespole z silniejszej ligi niż Eredivisie. Ktoś, kto strzela 11 bramek w jednym sezonie Ligi Mistrzów nie brzmi jak piłkarz, na którym Bundesliga mogłaby zrobić wielkie wrażenie. Zwłaszcza, że miał już wcześniej przecież udany epizod w Eintrachcie Frankfurt - wspomina go Tomasz Weinert, piłkarski youtuber i kibic Ajaksu Amsterdam.

Szokująca diagnoza

Haller w swoim pierwszym, niepełnym sezonie w ekipie z Amsterdamu, trafił do bramki 13 razy i wydatnie przyczynił się do wywalczenia podwójnej korony. W kolejnych rozgrywkach dołożył do tego jeszcze jedno mistrzostwo oraz koronę strzelców Eredivisie. Szczególnie szerokim echem odbiła się jednak jego postawa w Lidze Mistrzów, w której strzelił wspomniane 11 goli. Lepsi okazali się tylko Karim Benzema i Robert Lewandowski, a trzeba pamiętać, że Ajax odpadł z tych rozgrywek już w 1/16 finału.
Pobyt w holenderskim gigancie okazał się trampoliną do dalszego rozwoju Hallera. O jego możliwym transferze do mocniejszej ligi od Eredivisie mówiło się od dłuższego czasu. Stało się to natomiast faktem na początku lipca ubiegłego roku, kiedy Borussia Dortmund zapłaciła za niego Ajaksowi 31 milionów euro. Do tego transferu pewnie nigdy by nie doszło, gdyby Iworyjczyk w Amsterdamie znów nie spotkał się z trenerem Ten Hagiem. Obaj opuścili Ajax w tym samym momencie, a po usłyszeniu diagnozy o nowotworze zawodnika to właśnie 53-latek zareagował jako jeden z pierwszych przedstawicieli ze świata piłki.
- To okropne. Zawsze miałem z Sebastienem świetną relację. Jest moim przyjacielem, a przez wiele lat pełnił funkcję mojego napastnika w Utrechcie oraz Ajaksie. Usłyszeć taką wiadomość to dla mnie miażdżąca sytuacja. Moje myśli są teraz z Sebastienem oraz jego rodziną i mam głęboką nadzieję, że jak najszybciej powróci on do gry - mówił menedżer Manchesteru United.

Wielki powrót

Haller powrócił do treningów w naprawdę błyskawicznym tempie. Na początku roku pojawił się na boisku w sparingu z FC Basel, w Bundeslidze zagrał 22 stycznia z Augsburgiem (4:3), a kilka dni później zanotował pierwszą asystę, przeciwko Mainz (2:1). Wreszcie przyszło też wspomniane już spotkanie z Freiburgiem, w którym po raz pierwszy jako piłkarz Borussii wpisał się na listę strzelców.
- Fakt, że zdobyłem bramkę akurat dzisiaj, jest świetną wiadomością dla wszystkich tych, którzy walczą lub będą walczyć z rakiem. To oznaka nadziei, być może nawet zastrzyk pewnego rodzaju odwagi. Kolejny dzień musi być po prostu tym lepszym. Od początku czekałem na to, jak będzie mi dane strzelić gola przed tą żółtą ścianą. Przeżyć to wszystko na żywo jest dla mnie niesamowitym przeżyciem. Ten gol był też swego rodzaju dowodem wdzięczności dla kolegów i całego sztabu. Byli ze mną wtedy, gdy ich potrzebowałem. A to wszystko jest niezbędne, jeśli chcemy wspólnie sięgać po sukcesy - powiedział.
Haller do BVB trafił jako drugi najdroższy piłkarz w historii, bo więcej dortmundczycy zapłacili dotąd jedynie za Ousmane’a Dembele. Przy ewentualnych bonusach może on jednak jeszcze przeskoczyć Francuza. Mimo że przez pierwsze pół roku nie zagrał choćby minuty, w sumie w całym sezonie zanotował całkiem solidne liczby. Biorąc bowiem pod uwagę również spotkania pucharowe, wystąpił 22 razy, strzelił dziewięć goli i dołożył do tego pięć asyst.
- Dojście do rytmu meczowego zajęło mu trochę czasu, ale Haller dodał do formacji ofensywnej Borussii to, czego jej zdecydowanie brakowało. Posiadanie w zespole takiego zawodnika pozwala wyciągnąć najlepsze cechy innych graczy. Na jego powrocie mocno skorzystali tacy piłkarze jak Karim Adeyemi, Donyell Malen czy Julian Brandt. Pomógł im się rozwinąć, nawet gdy sam nie prezentował jeszcze najwyższej formy. Jego obecność w polu karnym skupiła na sobie uwagę przeciwników i tym samym dała więcej przestrzeni kolegom z zespołu. Haller zademonstrował też swoje nadzwyczajne wykończenie i strzelił kilka naprawdę ważnych goli. Jego wpływ na grę Borussii najlepiej pokazuje różnica w liczbie bramek zdobytych przez zespół w pierwszej i drugiej części sezonu - zauważa Bahl.

Napastnik na lata

Ofensywa Borussii po powrocie do gry Hallera rzeczywiście mocno się rozstrzelała. Do momentu jego styczniowego debiutu, zespół z Dortmundu zdobywał mniej więcej 1,6 bramki na mecz. Z kolei w okresie, w którym 28-latek już był do dyspozycji trenera Terzicia, wskaźnik ten wzrósł do trzech trafień na spotkanie. To też wiosną dortmundczycy włączyli się do walki o mistrzostwo Niemiec, które ostatecznie przegrali w dramatycznych okolicznościach na rzecz Bayernu w ostatniej kolejce, po remisie z Mainz (2:2). Tutaj akurat Hallerowi należy wrzucić kamyczek do ogródka, bo to on w pierwszej połowie nie wykorzystał rzutu karnego. Na przestrzeni całej rundy należał jednak do grupy najistotniejszych zawodników drużyny. I raczej nie ulega wątpliwości, że nie zmieni się to również w kolejnych rozgrywkach.
- Haller jest jednym z najdroższych zawodników historii klubu, więc myślę, że na pewno zostanie na jakiś czas w Dortmundzie. Borussia traktuje go jako zawodnika na lata i wszyscy w klubie byli bardzo podekscytowani, gdy latem ubiegłego roku udało się go pozyskać. Pokazał się jako rasowy napastnik i niezły strzelec. Dodatkowo świetnie wpisał się do stylu gry, który próbuje wprowadzić do zespołu trener Edin Terzić. Jestem przekonany, że będzie kluczowym zawodnikiem zespołu również w przyszłym sezonie - podsumowuje Bahl.
Borussia Dortmund w przeszłości miała już sporo klasowych napastników. Wielu z nich, m.in. Robert Lewandowski czy Erling Haaland, trafiali tutaj jako młodzi gracze, a przez to później BVB dość łatwo traciła ich na korzyść bogatszych zespołów. W przypadku Hallera sytuacja może być jednak nieco inna. Napastnik, który po latach oczekiwania na powołanie ze strony Didiera Deschampsa, ostatecznie w 2020 roku zdecydował się reprezentować ojczyznę swojej mamy, czyli Wybrzeże Kości Słoniowej, do Dortmundu zawitał już jako dojrzały zawodnik. Po wyleczeniu nowotworu wrócił do wielkiej formy, a to być może oznacza, że Borussia wreszcie znalazła napastnika na długie lata.

Przeczytaj również